Czym jest dobra architektura? - Jakub Szczęsny

Dobra architektura jest wynikiem odpowiedzi architekta na potrzeby zbiorowości – powiedział architekt Jakub Szczęsny, twórca m.in. Domu Kereta. Dodał, że sam skupia się na odpowiadaniu na lokalne potrzeby społeczne. Jego projekty można oglądać do 29 czerwca w Muzeum Architektury we Wrocławiu.
Jakub Szczęsny o dobrej architekturze
.Jakub Szczęsny jest architektem oraz autorem instalacji przestrzennych. Jego najsłynniejszą polską realizacją jest włączony do kolekcji stałej Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku Dom Kereta (między blokiem a kamienicą na rogu warszawskich ulic Chłodnej i Żelaznej). Jest jednym z założycieli Grupy Projektowej Centrala odpowiedzialnej m.in. za rewitalizację modernistycznego pawilonu kasowego stacji kolei średnicowej Powiśle w Warszawie. Od 2016 r. architekt tworzy swoje projekty w ramach autorskiego studia SZCZ. W ich centrum stawia dizajn i społeczeństwo. Wystawę „Jakub Szczęsny. Polskie Projekty Polscy Projektanci” można oglądać od 3 kwietnia do 29 czerwca br. w Muzeum Architektury we Wrocławiu.
Zuzanna Piwek: Od początku wiedział pan, że chce projektować architekturę, która łączy się z designem i wymiarem społecznym?
Jakub Szczęsny: Szybko przekonałem się, że interesują mnie interakcja z ludźmi, wszelkiego rodzaju skrytki i tajne przejścia. Wszystko to, co ma wymiar narracyjny i wciąga ludzi. Mniej zajmują mnie obiekty użyteczności publicznej, a bardziej to, jak ludzie żyją, w jakich systemach, układach. Skupiam się na odpowiadaniu na lokalne potrzeby społeczne w różnych miejscach na świecie, dostosowując projekt do konkretnych warunków.
Czym są zatem mikrodomy?
Jakub Szczęsny: Wzięły się z potrzeby minimalizowania powierzchni i kubatury – potrzeby prowadzenia prostszego, skromniejszego życia, z mniejszą liczbą odwracających uwagę elementów. To domy, które wpisują się w ograniczenie prawne występujące w Polsce – możliwość zbudowania domu bez posiadania pozwolenia na budowę, jeśli jego powierzchnia użytkowa nie będzie przekraczać 35 m kw.
Mikrodomy wpisują się w trend, który pojawił się po 2008 r. w Stanach Zjednoczonych, a następnie przywędrował do Europy. Czerpał on z tradycji tzw. cabins, czyli jednoizbowych chat traperów i samotników jak Henry Thoreau. Taki dom jest kilkukrotnie tańszy niż tradycyjny, 100-metrowy. Charakter mikrodomu pozwala na więcej kontaktu z tym, co znajduje się poza jego ścianami. Cała działka staje się zielonym pokojem, który przynależy do domu.
Czy zaprojektowany przez pana Dom Kereta w Warszawie jest przykładem takiego mikrodomu?
Jakub Szczęsny: Jest samotnią i przykładem mikrozamieszkiwania. Jego projekt wynika z kontekstu, w którym został osadzony – powstał na styku dwóch budynków, które reprezentują różne momenty w historii stolicy. Ich sklejenie wymagało nie rzeźby, ale czegoś, co będzie miejscem życia i pracy żywego człowieka.
Przestrzeń, w którą wpisany jest Dom Kereta, jest niezwykle wąska. Trudno było go nie tylko zalegalizować, ale także zmieścić w nim wszystkie funkcje, które pozwalają na w miarę normalne życie przez tydzień czy dwa. Nie jest to obiekt do stałego zamieszkiwania. Inspiracją do jego zaprojektowania było dla mnie zdjęcie zespołu Jefferson Airplane w piśmie „Life” z lat 70., na którym członkowie grupy siedzą w wąskim pomieszczeniu, rozpierając się między ścianami stopami i plecami. A także architektura japońska – w centrach dużych japońskich miast, zwłaszcza w tokijskiej dzielnicy Shibuya, są niezwykle wąskie domy.
Była to także próba stworzenia ermitażu – miejsca, w którym można się schować ze swoimi myślami; czegoś, czego architektura dzisiaj nie zapewnia.
Jakiej architektury potrzebujemy jako społeczeństwo?
Jakub Szczęsny: Potrzebujemy różnych architektur. Po pierwsze takich, które nie będą niszczyły świata. Powinny wykorzystywać technologie i materiały, których pozyskanie i wytworzenie nie ma dużego śladu węglowego i wodnego. Budowa nie powinna też się wiązać z potrzebą dalekodystansowego transportu. Skracanie łańcuchów dostaw i ich upraszczanie jest dużym wyzwaniem, ale musimy mu sprostać. Podobnie jak w czasach przednowoczesnych powinniśmy zacząć korzystać z tego, co mamy pod ręką, a nie importować z drugiego końca świata.
Po drugie, ważne jest efektywne projektowanie małych, ale ustawnych przestrzeni. Budynki wcale nie muszą być duże, żeby się w nich wygodnie mieszkało. Kolejną kwestią jest projektowanie z myślą o wspólnotach, grupach ludzi oraz – podobnie jak w XIX w. – zwrócenie się w stronę budownictwa spółdzielczego i socjalnego, kredytowanego, względnie finansowanego częściowo lub w całości z pieniędzy publicznych. W Polsce powinniśmy wracać do różnych form wspólnotowego, tańszego budowania nieobciążonego marżami deweloperów, bo architektura nie powinna być tylko dobra technicznie, trwała i ładna, ale również dostępna.
Co to znaczy?
Jakub Szczęsny: Przede wszystkim dostępna finansowo. Musi być włączona w szersze mechanizmy finansowania publicznego albo współfinansowania przez spółdzielców, jak w przypadku budownictwa spółdzielczego. Zazwyczaj udział sektora publicznego miał formę przekazania spółdzielni darmowej działki przez miasto, państwo czy region. Poza tym taka architektura oznacza wybór dostępnych technologii i rozwiązań.
Potrzeba kupowania i posiadania w Polsce wynika z historii i kultury. Wydaje mi się jednak, że zwiększa się otwartość na wynajmowanie, o ile wiąże się ono ze stałością czynszów, czyli tym, co Amerykanie nazywają rent control. Kluczem jest bezpieczeństwo socjalne, na którym można budować zdrowe społeczeństwo. Takie, które nie będzie się obawiało inwestować w przyszłość, rozwijać i mieć dzieci, co jest dziś podstawowym wyzwaniem w starzejącej się Polsce i Europie.
Jak architektura wpływa na społeczeństwo?
Jakub Szczęsny: To jest dwustronna interakcja. Przestrzeń publiczna jest odbiciem społeczeństwa, chociażby poziomu bezpieczeństwa, zaufania społecznego, utożsamiania się ludzi żyjących w danym społeczeństwie, z tym, co ich otacza, ale nie tylko z ich własnością. Źle zaprojektowana przestrzeń, nieodpowiadająca realnym potrzebom konkretnych grup użytkowników, może ograniczać ich codzienne funkcjonowanie.
My zmieniamy architekturę i ona zmienia nas. Przestrzeń publiczną postrzegamy jako zespół fizycznych cech rzeczywistości, która nas otacza – to budynki, roślinność, infrastruktura, oświetlenie. Architekt jest często dyrygentem, reżyserem, ale funkcjonuje w wielu układach, wśród administratorów, menadżerów projektów i inżynierów, których decyzje są nierzadko ważniejsze. Coraz częściej architekt musi od początku brać pod uwagę rzeczy, które kiedyś były przezeń rozumiane jako dekoracja czy dopełnienie – dotyczy to zwłaszcza projektowania krajobrazu.
Dobra architektura jest wynikiem odpowiedzi architekta na potrzeby zbiorowości, a nie jednostek. Jest elementem dużej, skomplikowanej układanki ożywionych i nieożywionych elementów. W niej musi znaleźć adekwatne miejsce.
Czy architekt, projektując przestrzeń, w tym przestrzeń publiczną, powinien też projektować relacje, zmieniać myślenie odbiorców, pogłębiać ich świadomość?
Jakub Szczęsny: Czasami architekci się do tego poczuwają. Ich świadomość i zaangażowanie jako obywateli są większe niż jeszcze 30 lat temu, kiedy w Polsce zaczynał się kapitalizm i zachłystywano się indywidualizmem. Dzisiejsi architekci często współpracują z organizacjami pozarządowymi. Na wrocławskiej wystawie pokazujemy efekty tego typu współpracy z NGO-sami w różnych miejscach na świecie. To ważne, ponieważ organizacje pozarządowe zazwyczaj najlepiej znają lokalny kontekst społeczny, przestrzenny i legislacyjny.
Jako architekci dostajemy od grup społecznych postulaty, którym musimy wyjść naprzeciw, projektując przestrzeń.
Co jeszcze zobaczymy na wystawie „Jakub Szczęsny. Polskie projekty, polscy projektanci” w Muzeum Architektury we Wrocławiu, powstałej we współpracy z Muzeum Miasta Gdyni?
Jakub Szczęsny: Większość obiektów, które znalazły się na wystawie w Muzeum Miasta Gdyni. Jest model Domu Kereta, zarówno w skali małej, jak i pozwalającej do niego wejść. Będzie się można wdrapać na modularną instalację dla dzieci i na niej zobaczyć kilka eksperymentalnych domów jednorodzinnych i projektów systemów prefabrykacji drewnianej. Do tego trochę mniejszych obiektów, jak high-techowy płaszcz, ławka dla mieszkańców niemieckiej wsi Züsedom, prototyp systemu pudełek na biżuterię, stół ze sklejki oraz przegląd ilustracji do moich książek i magazynów, dla których pracowałem od końca lat 80., czyli „Nowej Fantastyki”, „Playboya” i „Fluidu”. A do tego mieszkańcy Wrocławia będą mogli sobie przypomnieć o „Aureoli” – instalacji świetlnej powstałej na tyłach BWA Design na Szewskiej.
Nad czym pan teraz pracuje?
Jakub Szczęsny: Nad wieloma projektami. Robimy dwie rewitalizacje: w Kielcach przemysłowy budynek zmieniamy w centrum biznesowo-kulturalne, a w Katowicach urządzamy Biobazar w jednej z hal fabryki Baildon. Zaczynam także duży projekt ośrodka dla artystów niedaleko Nashville w Tennessee i kończymy nadzorować budowę ciekawego domu w podwarszawskim Otwocku.
Dwa lata temu wydał pan książkę „Azyle, nisze i enklawy, czyli katalog małych utopii”. Planuje pan następną?
Jakub Szczęsny: W październiku dzięki wydawnictwu Wielka Litera wydam książkę o luksusie, prostym życiu i o tym, jak fantazje na temat szczęścia przekładają się na nasze wybory w zakresie dizajnu – od ubrań i aut po architekturę. Tytułu jeszcze nie mogę zdradzić!
Rozmawiała Zuzanna Piwek/PAP
Dobra i zła architektura
.”Straciliśmy kolejną szansę, by zabłysnąć w Europie jakością realizowanej w Polsce architektury, choć przecież mogło być inaczej. Że może być inaczej, udowadnia przypadek, również niedawno zbudowanego, Muzeum Historii Polski, do tego zaprojektowanego przez polską pracownię architektoniczną” – pisze prof. Piotr CZAUDERNA w opublikowanym na łamach „Wszystko co Najważniejsze” tekście „Dobra i zła architektura„.
„Jeden udany architektoniczny projekt może odmienić wizerunek danego kraju. Dobitnie dowodzi tego historia Opery w Sydney, którą zaprojektował duński architekt, Jørn Utzon. Sydney Opera House znajduje się na przylądku Bennelong, obok słynnego mostu Sydney Harbour Bridge. Początkowo znajdował się tam wojskowy fort, a później zajezdnia tramwajowa”.
„W 1947 roku stały dyrygent Sydney Symphony Orchestra, Eugene Goossens, wpadł na pomysł budowy nowej siedziby nie tylko dla orkiestry symfonicznej, ale i opery. Rząd Nowej Południowej Walii zgodził się na ten projekt, widząc w tym szansę rozwojową dla swej stolicy, a w roku 1955 zarekomendowano Bennelong Point jako lokalizację dla nowego budynku. Rok później ogłoszono międzynarodowy konkurs na projekt, który miał obejmować budynek z dwiema salami: operową i teatralną. Napłynęły 233 zgłoszenia z 30 krajów. Przewodniczącym jury konkursowego był znany fiński architekt pracujący w USA, Eero Saarinen. Niestety, rejsowy samolot, którym podróżował do Australii, dotarł na miejsce ze znacznym opóźnieniem i Saarinen pojawił się na posiedzeniu komisji konkursowej, gdy połowa z projektów była już oceniona i odrzucona. Saarinen uparł się jednak, by powtórzyć całą procedurę od początku. Jak się okazało, zwycięski projekt Utzona znalazł się właśnie gronie tych wstępnie odrzuconych. Gdy tylko Saarinen go zobaczył, natychmiast wykrzyknął: „To jest właśnie wasza wymarzona opera!”.
.”Praca Jørna Utzona była jedyną, w której umieszczono kompleks dwóch głównych sal obok (a nie naprzeciwko) siebie i zwrócono je w stronę portu. Dodatkowo każdy budynek zwieńczono rzędem żelbetonowych ćwierćkopuł w kształcie żagli wykonanych z betonu. Projekt Utzona był jednak dość prowizoryczny i szybko okazało się, że jego realizacja stwarzała wiele problemów technicznych, które wynikały z jego nowatorskiej natury” – pisze prof. Piotr CZAUDERNA.
LINK DO TEKSTU: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-piotr-czauderna-dobra-i-zla-architektura/
PAP/Zuzanna Piwek/MJ




