Donald Trump zwalcza gangi przemytników. Kolejne napięcia na linii USA Wenezuela

Prezydent Stanów Zjednoczonych zdecydował się uderzyć w gangi przemytników wenezuelskiego pochodzenia. Wszystko wskazuje na to, że ta operacja, przez niektóre źródła określana mianem nielegalnej w świetle prawa międzynarodowego, jest czymś więcej niż zwalczaniem przestępczości. To pokaz siły, która ma ustalić nowe relacje na linii USA Wenezuela.
Mark Rubio popiera stanowcze stanowisko w relacjach USA Wenezuela
.Dnia 3 sierpnia prezydent Donald Trump ogłosił, że amerykańskie wojsko zniszczyło statek z Wenezueli. Jego załoga miała pracować dla kartelu Tren de Aragua, przewożąc narkotyki przeznaczone dla czarnego rynku w USA. Ta organizacja, które jest przez niektórych porównywalna do niesławnego kartelu Pabla Escobara, jest kierowana przez Héctora Rusthenforda Guerrero Floresa, ps. „Niño Guerrero”. Flores kierował nią zza krat więzienia Tocorón, które jeszcze kilka lat temu było niemal w całości przejęte przez gangi przestępców.
Na przestrzeni lat kartel de Aragua przeprowadził ekspansje w całej Ameryce Łacińskiej i Stanach Zjednoczonych. Przyczyniła się do tego zwłaszcza masowa migracja Wenezuelczyków uciekających przed reżimem prezydenta Nicolása Maduro. Zwalczanie gangu stało się priorytetem dla wielu krajów, w których działa Tren de Aragua. Chociaż więzienie Tocorón zostało przejęte przez wenezuelskie siły bezpieczeństwa w 2023 roku, przywódcy uciekli i dalej pozostają na wolności.
Prezydent Donald Trump deklarował, że rząd Wenezueli oferuje wsparcie kartelowi, co spotkało się z kategorycznym zaprzeczeniem rządu w Caracas. „To bardzo zły proceder, zarówno pod względem narkotyków, jak i przysyłania do naszego kraju jednych z najgorszych przestępców na świecie” – zaznaczał amerykański polityk.
Republikański przywódca nie jest jedynym amerykańskim politykiem popierającym politykę “twardej ręki” wobec Wenezueli. Sekretarz stanu Marco Rubio opowiadał się za stanowczym stanowiskiem w sprawie Wenezueli jako senator, kandydat na prezydenta, a obecnie jako sekretarz stanu i doradca ds. bezpieczeństwa narodowego. Niektóre media wskazują, że to za jego inicjatywą Stany Zjednoczone podwoiły nagrodę za informacje, które mogłoby umożliwić aresztowanie prezydenta Wenezueli Nicolasa Maduro, zwiększając ją do 50 milionów dolarów.
Na razie rząd w Caracas nie podejmuje stanowczych kroków przeciwko Stanom Zjednoczonym. Socjalistyczny rząd odrzucił wersje Donalda Trumpa, zarzucając, że nagranie przedstawiające atak na okręt jest w całości stworzone przez sztuczną inteligencje.
Wenezuela. Wielka ucieczka z naftowego eldorado
.Zajęci w Europie własnymi problemami z imigrantami napływającymi z Afryki zdajemy się nie dostrzegać największego kryzysu migracyjnego w historii Ameryki Południowej. Kryzysu wywołanego nie wojną, ale katastrofą społeczno-ekonomiczną w Wenezueli. Dla innych krajów regionu to dziś wielki egzamin z gościnności i otwartości – pisze Joanna GOCŁOWSKA-BOLEK
Od 2014 roku Wenezuela pogrąża się w zapaści gospodarczej. W 2017 roku nastąpił spadek dochodu narodowego o 16%, a według różnych prognoz w bieżącym roku gospodarka skurczy się o dalsze 20–30%. Wskaźnik inflacji – czy raczej hiperinflacji – jest najwyższy na świecie, choć z braku oficjalnych statystyk trudny do ściślejszego oszacowania: według danych MFW w 2017 roku inflacja wyniosła 720%, a w 2018 może osiągnąć trudny do wyobrażenia poziom 1 mln %.
W sklepach brakuje żywności i lekarstw, magazyny z artykułami dotowanymi przez państwo pozostają od wielu miesięcy puste, większość zakładów przemysłowych wstrzymała produkcję i zwolniła pracowników, a państwo nie jest w stanie produkować ani importować potrzebnych społeczeństwu produktów. Z powodu braku lekarstw, strzykawek i środków opatrunkowych do szpitali nie są przyjmowani pacjenci, a jeśli nawet tam trafią, nie są poddawani leczeniu. Ceny żywności na czarnym rynku osiągają tak astronomiczny poziom, że większości Wenezuelczyków nie stać na kupno jedzenia. 87% gospodarstw domowych znalazło się poniżej granicy ubóstwa.
Wenezuelczycy w 2016 roku stracili średnio po 9, a w 2017 roku dalsze 11 kg wagi. Najtragiczniejsze w skutkach są niedożywienie dzieci oraz brak możliwości leczenia. Wskaźnik śmiertelności niemowląt wzrósł z 11% do 30%. Coraz częściej dokumentowane są przypadki śmierci z głodu lub z powodu chorób całkowicie uleczalnych. Nic dziwnego, że uciekając przed biedą, głodem i chaosem politycznym, Wenezuelczycy emigrują, głównie do sąsiednich Kolumbii i Brazylii, ale również do Peru, Argentyny czy Chile.
Za paradoks historii można uznać fakt, że jeszcze niedawno to Kolumbijczycy masowo emigrowali do sąsiedniej bogatej Wenezueli, uciekając przed wojną domową.
Kilka dekad temu Wenezuela była jednym z najbogatszych krajów Ameryki Łacińskiej, cieszących się dobrobytem i wysokim poziomem życia. I to właśnie Wenezuela przez dziesięciolecia prowadziła wzorcową politykę migracyjną, z której korzystali zarówno imigranci, jak i kraj przyjmujący.
W 1945 roku Eduardo Mendoza, dziadek dzisiejszego przywódcy wenezuelskiej opozycji i najbardziej znanego więźnia politycznego Leopolda Lópeza, zresztą spokrewniony ze sławnym przywódcą walk wyzwoleńczych Simónem Bolívarem, został mianowany ministrem rolnictwa przez prezydenta Rómula Betancourta, obejmując swoją opieką także kwestie promowania imigracji w celu pobudzenia gospodarki. Stał się pomysłodawcą i twórcą otwartej i bardzo liberalnej polityki migracyjnej, na której wzorowały się później inne państwa latynoamerykańskie. Co więcej, to właśnie Wenezuela była jednym z inspiratorów powołania Międzynarodowej Organizacji Uchodźców – prekursorki dzisiejszego Biura Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców – i jednym z pierwszych państw świata, które przyjęło i wdrożyło jej regulacje prawne. Wenezuela pozostała otwarta przede wszystkim na Europejczyków, szukających nowej ojczyzny po tragedii II wojny światowej, przyjmując z otwartymi ramionami dziesiątki tysięcy europejskich imigrantów.
Postępową politykę prezydenta Betancourta kontynuowały następne rządy, nawet za czasów dyktatury Marcosa Péreza Jiméneza w latach 50.; Wenezuela stała się magnesem dla imigrantów i sztandarowym przykładem udanej ich integracji. W latach 60. społeczeństwo Wenezueli współtworzyło 530 tys. obcokrajowców, stanowiąc około 7,5% ówczesnej populacji. Pochodzili oni głównie z Włoch, Hiszpanii i Portugalii, ale także z Niemiec, Węgier, Rumunii, Czechosłowacji czy Polski (na początku obecnego stulecia mieszkała tam blisko 4-tysięczna Polonia) oraz z Bliskiego Wschodu, głównie z Libanu i Syrii. Od połowy lat 70. gospodarka Wenezueli rozkwitała, a warunki życia i dostęp do usług publicznych były bardzo atrakcyjne w porównaniu z sąsiednimi państwami, co przyciągało licznych imigrantów z krajów Ameryki Łacińskiej, w tym z Argentyny, Kolumbii, Chile, Ekwadoru i Peru. Część z nich szukała po prostu lepszych warunków życia niż w krajach ojczystych, a część schronienia przed okrutnymi dyktaturami wojskowymi.
Lekcja z historii polityki imigracyjnej Wenezueli – do przemyślenia nie tylko przez pozostałe państwa regionu – płynęła taka, że im szybciej społeczności przyjmujące imigrantów zapewnią im możliwość realnej integracji, tym szybciej imigranci będą mogli w widoczny sposób wesprzeć te społeczności, również budując wspólny dobrobyt finansowy, co może uchronić przed niepożądanymi zjawiskami, jak nieufność czy ksenofobia. Rządy Wenezueli uważały, że skuteczna integracja w społeczeństwie wymaga, aby imigranci mieli zapewnioną możliwość inwestowania w siebie i swoje dzieci oraz aby mogli włączyć się – również zarobkowo – w przyjmujące społeczności lokalne. Aby tak się stało, imigranci potrzebowali świadomości, że zostaną zaakceptowani i będą mogli pozostać w Wenezueli w perspektywie średnio- i długoterminowej, a także uzyskać pozwolenia na pracę zgodną z ich kwalifikacjami i dostęp do usług, zwłaszcza takich jak opieka zdrowotna i edukacja. Taki model funkcjonował przez lata z powodzeniem w Wenezueli, opisywany i podziwiany zarówno przez badaczy migracji, jak i polityków, traktowany jako wzór do naśladowania przez inne kraje regionu.
Dziś większość cudzoziemców, którzy przybyli do Wenezueli dziesiątki lat temu, znajdując tu drugą, bardzo przyjazną ojczyznę, opuściło kraj wraz ze swoimi dziećmi z powodu katastrofalnej polityki, którą prezydenci Hugo Chávez i Nicolás Maduro zniszczyli gospodarkę. Wenezuela stała się miejscem, w którym nie da się dziś normalnie żyć, a perspektywy szybkiej poprawy są znikome.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/joanna-goclowska-bolek-wenezuela-wielka-ucieczka-z-naftowego-eldorado
MB