Dywizjon 303 – najskuteczniejsi piloci bitwy o Anglię

Arkady Fiedler w 1942 roku przedstawił światu swoją najsłynniejszą książkę, „Dywizjon 303”. Stała się ona szeroko rozpoznawalnym nośnikiem pamięci o polskich lotnikach walczących podczas II wojny światowej. To jednak ich własne czyny, a nie pióro reportażysty, sprawiły, że dziś uznajemy ich za bohaterów.

Arkady Fiedler w 1942 roku przedstawił światu swoją najsłynniejszą książkę, „Dywizjon 303”. Stała się ona szeroko rozpoznawalnym nośnikiem pamięci o polskich lotnikach walczących podczas II wojny światowej. To jednak ich własne czyny, a nie pióro reportażysty, sprawiły, że dziś uznajemy ich za bohaterów.

Dywizjon 303: geneza powstania

.Kampania wrześniowa nie była końcem walki dla tysięcy polskich żołnierzy, którzy jesienią 1939 roku przedostali się do Francji okrężną drogą, przez Bałkany i Morze Śródziemne. Było wśród nich wielu pilotów, którzy poszukiwali okazji do ponownego wzlecenia w powietrze. Nad Sekwaną podjęte zostały próby ich zorganizowania w jednostki wojskowe, ale wkrótce Francja upadła pod naporem III Rzeszy. Polscy lotnicy trafili zaś do Wielkiej Brytanii.

Początkowo angielskie dowództwo nie darzyło Polaków sporym zaufaniem. Obawiano się między innymi ich braku kompetencji językowych oraz niewielkiego doświadczenia ze sprzętem tak zaawansowanym, jakim dysponowały Królewskie Siły Powietrzne (RAF). Szybko jednak okazało się, że piloci znad Wisły są Brytyjczykom potrzebni. Nadchodziło bowiem wielkie starcie z niemieckim lotnictwem, które do historii przeszło pod nazwą bitwa o Anglię. Początkowe walki toczyły się już od lipca, a szczególne ich natężenie przypadało na okres od sierpnia do października 1940 roku. Z uwagi na to, że obie strony przedzielał kanał La Manche, główny ciężar rywalizacji spoczywał na siłach powietrznych. Na papierze przewaga III Rzeszy była ogromna. Naprzeciw niespełna 1500 myśliwców i bombowców angielskich wzniosło się niemal 2500 samolotów wroga. Wielka Brytania poszczycić się mogła efektywnym systemem informowania o nadchodzącym zagrożeniu, a do bitwy przystępowała z bardziej korzystnej pozycji obrońcy, ale i tak potrzebowała wszystkich pilotów, jakich mogła pozyskać.

11 czerwca i 5 sierpnia 1940 roku rząd Rzeczpospolitej na uchodźstwie z Władysławem Sikorskim na czele podpisał ze stroną brytyjską umowy dotyczące organizacji polskich oddziałów w ramach Królewskich Sił Powietrznych. Na ich mocy lotnicy znad Wisły mieli zostać zgrupowani w dywizjony podporządkowane dowództwu brytyjskiemu, ale z własną wewnętrzną strukturą dowodzenia i prawem do korzystania z polskich symboli na angielskich mundurach. W krótkim czasie zorganizowane zostały cztery dywizjony: dwa bombowe (300 i 301) oraz dwa myśliwskie (302 i 303). Każdy z nich liczył po około dwadzieścia samolotów i trzydziestu pilotów oraz wspierany był przez sztab złożony z ponad setki innych osób.

Udział dywizjonu 303 w bitwie o Anglię

.Dywizjon 303, nazwany później 303 Dywizjonem Myśliwskim Warszawskim im. Tadeusza Kościuszki, szybko pokazał swoją wielką wartość bojową. Do czynnej służby wszedł w ostatnich dniach sierpnia, tuż po tym, gdy jeden z pilotów, Ludwik Paszkiewicz, odłączył się podczas lotu szkoleniowego od grupy i zestrzelił w boju niemieckiego myśliwca. Podczas kolejnych akcji polscy lotnicy odznaczali się wyjątkową skutecznością. W trakcie całej bitwy o Anglię członkowie dywizjonu zaliczyli według różnych źródeł od 110 do 126 celnych trafień przy zaledwie kilku stratach własnych. Jest to statystyka niemalże na pewno znacznie zawyżona, ale według ostrożnych szacunków przeciętny pilot i tak strącał sześć maszyn wroga nim sam zostawał zestrzelony. W przypadku całych sił brytyjskich wskaźnik ten utrzymywał się na poziomie około trzech strąceń.

Tak duża efektywność wynikała między innymi z tego, że polscy piloci byli starsi i bardziej doświadczeni od swoich angielskich kolegów. We własnym kraju, jeszcze przed wojną, szkolili się też na słabszym technicznie sprzęcie. Byli zatem lepiej przystosowani do trudnych warunków. Wśród członków dywizjonu wyróżniał się jednak Czech – Josef František. Wspólnie z Polakami trenował on już od 1939 roku, a w jednostce polskiej zdecydował się pozostać w wyniku konfliktu z własnymi krajanami. Łącznie zestrzelił on 17 niemieckich samolotów nim 8 października 1940 roku zginął w wypadku o niewyjaśnionych przyczynach. Do innych zasłużonych pilotów należeli między innymi pierwsi dowódcy jednostki: major Zdzisław Krasnodębski oraz porucznik Witold Urbanowicz.

Dywizjon 303: dalsze losy

.Bitwa o Anglię została zwyciężona przez siły brytyjskie, ale nie zakończyło to losów polskich oddziałów lotniczych. W kolejnych latach uczestniczyły one między innymi w eskortowaniu angielskich i amerykańskich konwojów w trakcie bitwy o Atlantyk. W 1944 roku odbywały kursy nad północną Francją podczas inwazji na Normandię. Później zapuszczali się w głąb kontynentu, gdy działania wojenne zaczęły przenosić się stopniowo na teren Niemiec.

Po wojnie piloci cieszyli się sporym uznaniem. Według niektórych relacji mieli być jedynymi Polakami zaproszonymi na londyńską Paradę Zwycięstwa 8 czerwca 1946 roku – nie skorzystali jednak z zaproszenia z uwagi na pominięcie ich rodaków. Inne przesłanki wskazują jednak na to, że również i oni zostali zignorowani – motywem była w tym przypadku niechęć Brytyjczyków do zrażania do siebie Związku Radzieckiego, który Polskę traktował jako własną strefę wpływów.

Cena polskiego poświęcenia

.O dziedzictwie polskich bohaterów II wojny światowej pisze w epilogu swojego artykułu „Jak Armia Krajowa Londyn uratowała”, opublikowanego we „Wszystko co Najważniejsze”, dyrektor Muzeum Armii Krajowej w Krakowie, Marek LASOTA.

„Pomimo uzasadnionego poczucia niedosytu wynikającego z politycznych postaw i decyzji, a także ze skąpej wiedzy o tych wydarzeniach w świecie, powinniśmy mieć w sobie poczucie dumy z tego, że nasi żołnierze i oficerowie, ale i zwykli obywatele, którzy, świadomi zagrożenia, włączali się spontanicznie w takie akcje jak rozpracowanie V2, przyczynili się w tak znacznej mierze do pokonania III Rzeszy. Musimy mieć świadomość, że wykonaliśmy znakomitą robotę, okupioną ofiarami, ale taka jest niestety cena każdego sukcesu.” – pisze Marek LASOTA.

„My, współcześni, często i chętnie mówimy o heroizmie, ale dla ówczesnych Polaków była to po prostu moralna powinność wobec własnego państwa. Państwa na Uchodźstwie, Państwa Podziemnego, ale dla nich było to ich państwo, Państwo Polskie, którego czuli się obywatelami i wobec którego pragnęli wywiązać się jak najlepiej z obywatelskich powinności.” – ocenia Marek LASOTA.

Oprac. Patryk Kuc
Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 2 sierpnia 2023
Fot.: Samoloty Dywizjonu 303 / domena publiczna / Wikimedia Commons