Fascynujące wyjaśnienia kosmicznego wiru nad Polską

Tuż po godz. 21 w poniedziałek 24 marca 2025 roku na polskim niebie dało się zaobserwować niezwykłe zjawisko: niebieski, połyskujący okrąg przypominający kosmiczny wir. Widzieliśmy zrzut paliwa ze zbiorników drugiego stopnia Falcona 9 – powiedział Karol Wójcicki, popularyzator astronomii, autor bloga „Z głową w gwiazdach”.
Kosmiczny wir na polskim niebie
.Wyjaśnił, że o godzinie 18:48 czasu polskiego, z kompleksu startowego SLC-40 na Cape Canaveral Space Force Station na Florydzie, z tajną misją NROL-69 – na zlecenie Narodowego Biura Rozpoznania (NRO) – wystartowała rakieta Falcon 9 firmy SpaceX. I to właśnie to mogło być powodem, przez który kosmiczny wir pojawił się na naszym niebie.
Misja NROL-69 miała na celu umieszczenie na orbicie satelity USA-498, którego dokładne przeznaczenie pozostaje tajne ze względu na wojskowy charakter ładunku. Po zakończeniu fazy wynoszenia, pierwszy stopień rakiety Falcon 9 powrócił na Ziemię, lądując na Landing Zone 1 na Cape Canaveral, co było jego drugim udanym lotem – wcześniej wspierał misję Starlink. Przelot rakiety był widoczny na niebie nad Polską. Podczas drugiego przelotu nad naszym krajem, drugi stopień Falcona 9 dokonał zrzutu paliwa przed planowaną deorbitacją.
„Jego orbita była ustawiona w taki sposób, że podczas pierwszego przelotu przelatywał nad centralną Europą, a podczas drugiego przelotu, do którego doszło krótko po 21, przelatywał trochę bardziej nad wschodnią Europą” – wyjaśnił w rozmowie z Karol Wójcicki.
Zrzut paliwa w przestrzeni kosmicznej
.Wyjaśnił, że podczas planowanej deorbitacji, zanim drugi stopień rakiety wejdzie w atmosferę i spłonie, często dochodzi do zrzutu resztek paliwa. Dzieje się to już w przestrzeni kosmicznej – kilkaset kilometrów nad Ziemią – gdzie nie ma powietrza, więc wyrzucone gazy nie rozpraszają się chaotycznie, lecz tworzą symetryczne struktury. Wskazał również, że jeśli rakieta obraca się wokół własnej osi (co jest często celowe, by ustabilizować lot), wypuszczane z dysz paliwo układa się w kształt spirali, przypominający świetlistą galaktykę i to dlatego mówimy na to kosmiczny wir. „Taka chmura, podświetlona przez Słońce znajdujące się jeszcze pod horyzontem, może wyglądać naprawdę spektakularnie” – zauważył.
Jednocześnie zapewnił, że zrzut paliwa nie jest w żaden sposób niebezpieczny dla ludzi na ziemi, gdyż jest ono rozpraszane na „gigantyczną przestrzeń” wysoko, 300-400 km ponad granicą atmosfery w formie gazu, „ale nawet gdyby te cząsteczki paliwa wchodziły w atmosferę, to z tak dużą prędkością, że by się momentalnie spaliły”.
Karol Wójcicki podał, że w ubiegłym roku można było zaobserwować taki widok na polskim niebie trzy razy: dwa razy w przypadku rakiety Falcon 9, a raz w przypadku rakiety Ariane 6, europejskiej rakiety, która miała swój debiutancki lot. „Polowałem dosłownie kilkanaście dni temu na zjawisko kosmicznego wiru, gdy inny Falcon 9 startował, wtedy niestety warunki okazały się nie do końca sprzyjające” – podał ekspert.
Rakieta Falcon 9
.Przyznał, że dzisiejszy widok trochę go zaskoczył z uwagi na to, że „SpaceX ewidentnie skraca do minimum czas przebywania na orbicie drugiego stopnia swoich rakiet”. Wskazał, że to już jest kolejny raz, kiedy już na drugim okrążeniu po starcie zrzut paliwa następuje, a potem są odpalane silniki i rakieta jest deorbitowana. Co – jak dodał – oczywiście jest jak najbardziej pożądane i tego elementu właśnie zabrakło w lutym, kiedy szczątki Falcona 9 spadły na Polskę po dwóch tygodniach krążenia.
Karol Wójcicki podał, że po deorbitacji drugi człon rakiety jest całkowicie niszczony, natomiast pierwszy może być używany wielokrotnie. „Te pierwsze człony mniej więcej w 8-10 minut po starcie powracają na Ziemię i lądują na pływającej po Oceanie Atlantyckim barce” – wyjaśnił. Z kolei drugi człon umieszcza na prawidłowej orbicie ładunek, a następnie jest z niej spychany „właśnie po to, żeby nie był później śmieciem kosmicznym, nikomu nie przeszkadzał, nikomu nie wyrządził krzywdy”.
Jak zaznaczył, dla bezpieczeństwa robi się to zazwyczaj nad oceanami, aby, jeśli coś się nie spali w atmosferze, tak, jak miało to miejsce w lutym, spadło do wody, a nie „ludziom na głowy”. „A widzieliśmy, że te zbiorniki ciśnieniowe na hel mogą przetrwać wejście w atmosferę” – wskazał Karol Wójcicki.
19 lutego przed godziną piątą rano nad Polską w niekontrolowany sposób w atmosferę wszedł człon rakiety Falcon 9 R/B firmy SpaceX. Człon rakiety o masie ok. 4 ton pochodził z misji SpaceX Starlink Group 11-4, która 1 lutego wystartowała z bazy lotniczej w Kalifornii.
Przyszła kolonizacja Czerwonej Planety
.Na temat planów przyszłej kolonizacji Marsa snutych przez Elona Muska i jego SpaceX na łamach „Wszystko Co Najważniejsze” pisze Tomás SIDENFADEN w tekście „Do kogo należy Mars? Elon Musk i rządy w kosmosie„.
„Elon Musk przewiduje istnienie marsjańskiej kolonii liczącej milion dusz. Naturalnie wcześniej na Czerwoną Planetę przybędzie grupa zuchwałych, sprawnych i nieustraszonych pionierów. Wyprawa na Marsa będzie znacznie bardziej niebezpieczna dla tych, którzy przybędą tam jako pierwsi. Przywodzi to na myśl ogłoszenie, jakie sir Shackleton zamieścił, szukając śmiałków towarzyszących mu w eksploracji Antarktyki: „Czekają cię znój, niebezpieczeństwo i duża szansa, że nie wrócisz stamtąd żywy. Tym, którzy przetrwają, gwarantujemy nieziemską ekscytację”.
„Wieści od pierwszych kolonizatorów Marsa z pewnością nie rozgrzeją nas do czerwoności w związku z niuansami międzyplanetarnych rządów. Ważniejsze będą inne sprawy – marsjańskich pionierów będą zaprzątać kwestie przetrwania i nietrwałości budowanej cywilizacji”.
„Samo wysłanie ludzi w te odległe rejony będzie niemożliwie drogie, nawet jak na standardy Muska (200 tysięcy dolarów na głowę), nie mówiąc już o ich utrzymaniu, gdy dotrą do celu. I nie będzie to wycieczka turystyczna – ci, którzy polecą, będą musieli wybudować całą infrastrukturę niezbędną do przetrwania.
”Pierwsza grupa eksploratorów będzie musiała zapewnić sobie najbardziej podstawowe warunki do przetrwania – powietrze, wodę, żywność, schronienie. Kolejna fala będzie ulepszać te warunki, korzystając z wiedzy i kreatywności. Inżynierowie, naukowcy i lekarze spróbują przekształcić Marsa z planety, na której można przeżyć, na taką, na której można żyć. Jest to różnica subtelna, acz znacząca” – pisze Tomás SIDENFADEN – cały tekst [LINK].
PAP/ Mira Suchodolska/ WszystkocoNajważniejsze/ LW