Michał KŁOSOWSKI: Elon Musk. Nowy architekt europejskiej prawicy?

Elon Musk. Nowy architekt europejskiej prawicy?

Photo of Michał KŁOSOWSKI

Michał KŁOSOWSKI

Zastępca Redaktora Naczelnego „Wszystko co Najważniejsze”, szef działu projektów międzynarodowych Instytutu Nowych Mediów, publikuje w prasie polskiej i zagranicznej. Autor programów radiowych i telewizyjnych. Stypendysta Departamentu Stanu USA oraz rzymskiego Angelicum. Ukończył studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie i London University of Arts.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Elon Musk wchodzi w role dotychczas zarezerwowane dla potentatów pieniądza, wpływów i mediów władających stacjami telewizyjnymi, gazetami i portalami, czym ewidentnie oburza część starego świata. Pytanie, jak wyłączyć Twitter/X Elona Muska, szczególnie przed istotnymi wyborami, staje się dziś dla Unii Europejskiej jednym z głównych pilnych wyzwań – pisze Michał KŁOSOWSKI

Wkurzający Elon Musk

.Elon Musk zapowiedział już wsparcie Alternatywy dla Niemiec (AfD) w nadchodzących lutowych wyborach do Bundestagu, publicznie też komentuje chociażby politykę brytyjską. AfD, znana ze swojego antyimigracyjnego i eurosceptycznego programu, może więc otwarcie liczyć na pomoc Elona Muska, który już od dawna krytykuje politykę klimatyczną Unii Europejskiej, ostatnio zaś wsparł komunikację liderki tej partii. Musk może wykorzystywać swoje platformy, w tym Twittera (obecnie X), wzmacniając przekaz partii. A AfD zyskać może dzięki wsparciu technopotentata nowy rozmach, szczególnie wśród młodych wyborców sfrustrowanych obecną sytuacją Niemiec. Podobnie jest w innych krajach kontynentu.

Z jednej strony więc słychać oburzanie się na Muska, z drugiej strony na liberalne elity, które zlekceważyły dotychczasowe problemy i znów załamują ręce nad tym, że ktoś „spoza” angażuje się w europejską politykę, z trzeciej zaś – czy to nowość, że bogaty przedsiębiorca, tym razem technologiczny potentat, wtrąca się w politykę?

W historii każdej rewolucji technologicznej pojawia się bowiem postać, która nie tylko korzysta z jej owoców, ale także zmienia reguły gry. W erze przemysłowej mieliśmy Andrew Carnegiego i Johna D. Rockefellera. W epoce komputerowej zapanowali Steve Jobs i Bill Gates. Dziś, w czasach cyfrowego i kosmicznego przełomu, taką postacią jest Elon Musk.

Różnica między Elonem Muskiem a choćby George’em Sorosem jest jednak taka, że działania Elona Muska wpisują się w nowy trend technofeudalizmu, gdzie garstka elit technologicznych staje się nowymi władcami świata, a politycy nie mają w tym kontekście zbyt wiele do gadania – sami bowiem korzystają z ich platform i na nich opierają nawet część polityk publicznych. W przypadku tzw. starego świata ten wpływ był jednak rozmyty, mniej publicznie widoczny, wymagający poszukiwań, tropienia linków i wpływów. Obecnie nikt nie ma już chyba złudzeń, że w drugiej kadencji Donalda Trumpa to Elon Musk będzie rządzić, a nie na odwrót. Nie będzie człowiekiem głębokiego tła i zaplecza, ale będzie starać się przejąć zarówno inicjatywę, jak i władzę.

Elon Musk to więcej niż przedsiębiorca

.Elon Musk to człowiek instytucja, którego decyzje mają globalne reperkusje – od elektryfikacji transportu z Teslą, przez eksplorację kosmosu dzięki SpaceX, aż po przejęcie platformy społecznościowej X (dawniej Twitter), na której boje toczą najważniejsi politycy świata. Musk nie tylko podbija kolejne sektory, ale i redefiniuje zasady ich funkcjonowania. Tesla zmusiła całą branżę motoryzacyjną do przestawienia się na pojazdy elektryczne. SpaceX złamało monopol państw na loty kosmiczne. X stał się zaś laboratorium wolności słowa i tego zapewne, jak w przyszłości wyglądać będzie cyfrowa demokracja.

Oczywiście, metody Elona Muska niektórzy oceniają jako kontrowersyjne. Przejęcie Twittera ukazało, jak wielka jest władza technologicznych oligarchów nad przestrzenią publiczną. Wprowadzenie płatnych weryfikacji i zmiana algorytmów pokazały, że Musk nie tylko zarządza, ale także kształtuje dyskurs społeczny według własnych zasad. Czy w tym przypadku mamy do czynienia z działaniem na rzecz wspólnego dobra, czy z koncentracją władzy? I znowu – czy to coś nowego niż zarządzanie mediami przez innych gigantów, z innych obszarów, którzy po prostu przespali cyfrową rewolucję?

Żyjemy w świecie technofeudalizmu, gdzie właściciele cyfrowych platform są współczesnymi lordami. W tym modelu tradycyjna klasa średnia traci swoją niezależność, uzależniając się od platform i usług należących do technologicznych gigantów; uzależniają się od nich także politycy i liderzy opinii. W momencie wymierania dawnych mediów, w których wpływy budowali poprzednicy Elona Muska – królowie wpływów w XIX i XX wieku – platformy cyfrowe po prostu dają im tlen do życia.

Elon Musk nie tylko wpisuje się w tę narrację, ba, on ją tworzy. Jego imperium nie ogranicza się do jednej branży. Jest władcą w kilku „cyfrowych domenach” jednocześnie: energii, komunikacji, transportu i eksploracji kosmosu. Jego projekty – od Starlinka, dostarczającego internet na odległe tereny, po Neuralink, obiecujący połączenie ludzkiego mózgu z komputerem – mają potencjał, by zmienić sposób, w jaki żyjemy. A zmiana ta odbywać się będzie na warunkach Muska.

W historii rewolucji technologicznych zawsze jednak pojawiał się też moment, w którym dominujący gracze stawali się zbyt potężni. Rockefellera zmusiło do ustępstw prawo antymonopolowe. Również współcześni giganci technologiczni są pod ostrzałem regulacyjnym w Stanach Zjednoczonych i Unii Europejskiej. Musk, mimo swojego wpływu, nie jest odporny na te naciski. Ale jego geniusz, albo cynizm, polega na zdolności do operowania w szarej strefie między prawem a innowacją.

Tylko że znów – to nic nowego. Wystarczy rzut oka na współczesną historię, by dostrzec, że demokracja rzadko bywa procesem wolnym od wpływów. Nazwiska takie jak Elon Musk, George Soros czy Bill Gates od lat są częścią globalnej narracji o tym, jak pieniądze, technologia i idee mogą zmieniać losy wyborów. Nie chodzi tylko o teorie spiskowe – rzeczywistość bywa bardziej złożona i często zaskakująco jawna. Elon Musk to tylko współczesny symbol władzy wynikającej z dostępu do danych i informacji. Jego wpływ na kształtowanie opinii publicznej jest oczywisty. We wspomnianych już niemieckich mediach trwają spekulacje, czy Elon Musk – poprzez swój wpływ na algorytmy i debatę online – odegra rolę w nadchodzących wyborach do Bundestagu. Podobne obawy pojawiały się już w kontekście amerykańskich wyborów prezydenckich w 2024 roku, gdzie cyfrowe szaleństwo niejednokrotnie zastępowało tradycyjne formy kampanii.

Spójrzmy jednak na drugą stronę medalu

.George Soros, uważany za jednego z najbardziej kontrowersyjnych filantropów na świecie, od lat wpływa na kształtowanie się partii politycznych i wyniki wyborcze poprzez swoje fundacje i wspieranie organizacji promujących demokrację tak, jak on ją rozumie. Dla jednych jest bohaterem, dla innych symbolem „zakulisowych gier”. Jego działania, choć często wyolbrzymiane, pokazują, jak kapitał może kształtować polityczny krajobraz w różnych zakątkach globu. Bill Gates, choć w mediach kojarzony głównie z walką z pandemią czy działaniami na rzecz ochrony klimatu, również nie pozostaje neutralny. Jego fundacja finansowała i finansuje projekty mające na celu zwiększenie świadomości społecznej na temat globalnych wyzwań. To on pisze agendę spraw i podejścia do problemów społecznych – jedne tematy winduje, inne spycha na margines. To on priorytetyzuje problemy dla polityków i mediów, także proponując rozwiązania. Czy edukacja i filantropia to jeszcze neutralność, czy już subtelna forma politycznej perswazji?

To, że Musk, Soros czy Gates wpływają na politykę, nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem. Zaskakujące byłoby, gdyby przestali. Jednak kluczowe pytanie brzmi: gdzie kończy się wolność wyboru, a zaczyna ingerencja w procesy demokratyczne? Obok inne: dlaczego wcześniej takie pytanie nie pojawiało się w przestrzeni publicznej, kreowanej przez mainstream? No i w końcu – jak ochronić społeczeństwa przed jednymi czy drugimi manipulacjami?

Wybory w Niemczech – równoważenie narracji „groźne dla demokracji”?

.Wybory w Niemczech dziś mają być testem dla światowej demokracji jutro; pokażą, jak dalece współczesne technologie i wielkie pieniądze potrafią kształtować naszą rzeczywistość. Bo Niemcy mogą nie być wyjątkiem. W Polsce Elon Musk może zwrócić uwagę na Konfederację – partię, która od dłuższego czasu flirtuje z libertariańskimi ideami, bliskimi jego własnym poglądom – która też w jakiś sposób zbieżna jest z linią AfD. Konfederacja, podobnie jak AfD i Elon Musk, krytykuje nadmierną ingerencję państwa w gospodarkę i promuje idee wolnościowe. Wsparcie amerykańskiego miliardera w kampanii prezydenckiej w Polsce mogłoby być istotne, szczególnie w czasie rosnącej polaryzacji politycznej.

Pójdźmy dalej: czy Elon Musk szykuje brexit 2.0? W kontekście Wielkiej Brytanii Elon Musk coraz częściej zabiera głos, udostępniając treści przeciwne rządowi Keira Starmera. Zwłaszcza te, które tworzy i podaje Nigel Farage, dość radykalny w swojej retoryce brytyjski polityk. Czy Elon Musk ma w planach wesprzeć Nigela Farage’a, który jest jednocześnie architektem brexitu? A czemu miałby nie wesprzeć – zapytać możemy z drugiej strony. Celem tej współpracy mogłoby być bowiem obalenie obecnego brytyjskiego rządu i wprowadzenie do debaty publicznej tematu brexitu 2.0 – renegocjacji umów z Unią Europejską, co siłą rzeczy zwróciłoby Wielką Brytanię w kierunku Ameryki. Nigel Farage, choć dziś pozostaje poza głównym nurtem brytyjskiej polityki, dzięki wsparciu Muska mógłby ponownie zyskać popularność – za co oczywiście musiałby później odpłacić.

Na kontynencie są jeszcze dwa liczące się kraje. Po ostatniej wizycie Giorgii Meloni u Donalda Trumpa w jego rezydencji w Mar-a-Lago i bliskim domknięcia kontrakcie, który miały podpisać włoski rząd z firmą SpaceX na dostawę nowoczesnych technologii dla Rzymu, nie miejmy złudzeń. Włoska premier zdecydowała się zwrócić w kierunku Stanów, wcześniej odpinając Włochy od chińskiego pociągu Pasa i Szlaku i próbując dostać się do pierwszej klasy amerykańskich sojuszników, dzięki czemu mogłaby prowadzić bardziej podmiotową politykę na kontynencie. Co do Włoch, nie miejmy więc złudzeń. Pozostaje więc jeden kraj – Francja. I to właśnie rząd w Paryżu może być największym wyzwaniem dla zakusów stworzenia przez Elona Muska prawicowej międzynarodówki. Mimo deklarowanego wsparcia dla Marine Le Pen i Zjednoczenia Narodowego Elon Musk napotka najsilniejsze opory właśnie nad Sekwaną. Francuskie instytucje państwowe, uważane za jedne z najbardziej niezależnych i odpornych na zewnętrzne wpływy, mogą skutecznie zablokować jego próby ingerencji w jakiekolwiek wewnątrzfrancuskie procesy. Dodatkowo francuska klasa polityczna i media wykazują wyjątkową czujność wobec zagranicznych prób destabilizacji systemu politycznego, a ktoś mógłby nawet powiedzieć, że dumą Francji jest jej niezależność i swoisty antyamerykanizm elit Francji. To właśnie te elity będą dążyć do wyrugowania Elona Muska i jego Twittera/X z przestrzeni europejskiej. Tak jakby rewolucja francuska już na zawsze miała konkurować z amerykańską.

W naszym świecie tweety i informacje zajęły miejsce czołgów. Elon Musk, który od lat eksperymentuje z nowymi technologiami, może wykorzystać swoje imperium, aby wpływać na europejską scenę polityczną – i nie tylko. Jego platformy społecznościowe, sztuczna inteligencja i wpływowe grono zwolenników w Dolinie Krzemowej mogą stać się narzędziem do przebudowy układu sił w Europie, a może nawet na świecie. Przebudowy albo zbalansowania. Politycznym elitom tego świata często umyka bowiem to, jak bardzo opinia publiczna i media skierowane są w drugą stronę.

.Może więc to, do czego doprowadzają działania Elona Muska, musi być wstrząsem, który pozwoli renegocjować stary układ elit z ludem? Przekonamy się niebawem.

Michał Kłosowski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 9 stycznia 2025