Prof. Jacek CZAPUTOWICZ: Wybór Donalda Trumpa powinien i nam dawać nadzieję na zmianę

Wybór Donalda Trumpa powinien i nam dawać nadzieję na zmianę

Photo of Prof. Jacek CZAPUTOWICZ

Prof. Jacek CZAPUTOWICZ

Minister spraw zagranicznych w pierwszym i drugim rządzie Mateusza Morawieckiego (2018–2020). Absolwent SGPiS i Uniwersytetu Oksfordzkiego. W MSZ od 1990 r. Od 2008 do 2012 r. był dyrektorem Krajowej Szkoły Administracji Publicznej.

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Odchodząca administracja USA nie miała już pomysłu na wyjście z dwóch kluczowych kryzysów międzynarodowych: wojny na Ukrainie i konfliktu Izrael-Palestyna. Kontynuacja ich rządów oznaczałaby jedynie równię pochyłą obecnej sytuacji – bez żadnej nadziei na przełom czy zmianę – pisze prof. Jacek CZAPUTOWICZ

.W dniu ogłoszenia wyników wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych mnożą się pytania o to, co doprowadziło Donalda Trumpa do tak przytłaczającego zwycięstwa nad jego konkurentką z Partii Demokratycznej. Zdecydowały o tym trzy kwestie, które dla wyborców w Stanach okazały się kluczowe i w których zapowiedzi Donalda Trumpa najmocniej ich przekonały.

Po pierwsze, to sytuacja ekonomiczna, wpływająca na jakość życia zwykłych Amerykanów. Wyborcy uwierzyli w gospodarcze wyczucie kandydata Republikanów i w jego obietnice zmniejszenia podatków, ograniczenia administracji i wzmocnienia gospodarki. Widać to już w reakcji rynków: amerykański dolar natychmiast zaczął się umacniać.

Po drugie, wyborcy pokazali, jak ważna dla wzmocnienia ich tożsamości jest kwestia poprawy sytuacji migracyjnej. Postawili na obietnice Donalda Trumpa zapowiadające ograniczenia napływu nielegalnych migrantów, połączone z być może zwiększoną liczbą deportacji.

Po trzecie wreszcie – uwierzyli w politykę zagraniczną Donalda Trumpa. Przecież za jego prezydentury nie było ani wojny na Ukrainie, ani zaostrzenia konfliktu Izrael-Palestyna. Wygląda na to, że Amerykanie uwierzyli, że nie wydarzyłyby się one, gdyby nadal był on prezydentem.

Ponowna prezydentura Donalda Trumpa w Stanach Zjednoczonych powinna i dla nas rodzić nadzieję na zmianę sytuacji międzynarodowej. Odchodząca właśnie administracja USA nie miała już bowiem pomysłu na wyjście z dwóch kluczowych kryzysów międzynarodowych: wojny na Ukrainie i konfliktu Izrael-Palestyna. Kontynuacja ich rządów oznaczałaby jedynie równię pochyłą obecnej sytuacji – bez żadnej nadziei na przełom czy zmianę. Zwłaszcza że Demokraci nie mieli większości w Izbie Reprezentantów, a społeczeństwo amerykańskie było coraz bardziej sceptyczne co do zasadności udzielania dalszej pomocy wojskowej Ukrainie.

.Najistotniejsze w wyniku amerykańskich wyborów jest zwycięstwo Republikanów zarówno na stanowisku prezydenta, jak i w Senacie i Izbie Reprezentantów. Oznacza ono bowiem spójne i silne przywództwo na arenie międzynarodowej oraz możliwość realizacji spójnej wizji wyjścia z międzynarodowych kryzysów i wzmocnienia świata demokratycznego. To zaś przełoży się na wzmocnienie bezpieczeństwa w Polsce i Europie.

Sytuacja w Stanach Zjednoczonych, gdzie partia Republikanów przejmuje pełnię władzy, może budzić zaniepokojenie w Moskwie, ponieważ oddala perspektywę sporów i podziałów w USA. A Władimirowi Putinowi najmocniej zależałoby na słabych i podzielonych Stanach.

Republikanie mają teraz bowiem mandat do proponowania rozwiązań sytuacji międzynarodowej.

Aby przewidzieć, co to zwycięstwo Donalda Trumpa będzie oznaczać dla Europy, można założyć, że będzie on chciał kontynuować tę politykę wobec naszego kontynentu, którą stosował podczas swojej pierwszej prezydentury. Można zatem spodziewać się, że prezydent Trump będzie wymagał od państw Starego Kontynentu wzięcia większej odpowiedzialności za swoje bezpieczeństwo i swoją obecność w NATO – czytaj: podniesienia wydatków na obronność, przeznaczania większego procenta PKB na armię. Podatnik amerykański nie chce dłużej być tym, który najwięcej łoży na wspólne bezpieczeństwo.

W tym kontekście Polska jest w bardzo dobrej sytuacji, jako kraj, który na obronność wydaje już znacznie ponad 4 proc. swojego PKB. Jednak w innych krajach UE mogą pojawić się protesty czy napięcia w stosunkach z Amerykanami. Mam tu na myśli zwłaszcza Niemcy, których wydatki na obronność wynoszą zaledwie 2 proc. PKB, a to dziś zdecydowanie za mało. Obawiam się, że amerykańskie wezwania nie spotkają się w Europie z pozytywnymi reakcjami, podobnie jak nie spotkały się z nimi dotychczas apele rządu polskiego. Kilkakrotnie Donald Tusk apelował przecież do przywódców krajów Unii o zwiększenie wydatków na obronność czy pomoc w sfinansowaniu budowanej przez Polskę Tarczy Wschód. Najmocniejszy opór pochodził ze strony Niemiec i ich kanclerza Olafa Scholza. Niemcy zapowiedziały także zmniejszanie zaangażowania w pomoc Ukrainie.

.Niepokoić nas dziś może scenariusz, w którym Donald Trump, w reakcji na tę europejską zachowawczość, będzie chciał rewidować zaangażowanie sił USA w NATO. Pamiętajmy przecież, że pod koniec swojej pierwszej prezydentury Donald Trump nałożył sankcje na firmy niemieckie budujące Nord Stream 2, które potem niestety Joe Biden zniósł, co mogło być jedną z przyczyn ośmielenia Rosji do ataku na Ukrainę. Trump również zapowiedział wtedy wycofanie z Niemiec części wojsk amerykańskich, które pozostają tam bezproduktywnie.

Być może będzie chciał tę politykę kontynuować. Nie wydaje się jednak, by Donald Trump chciał całkowicie zrezygnować z obecności Amerykanów w Europie, to zaś oznacza nadzieję na kontynuację dobrych dwustronnych relacji z poszczególnymi państwami Starego Kontynentu, szczególnie – na wzmacnianie ich z Polską. To nie jest nadzieja bezzasadna, skoro tak było w czasie jego pierwszej prezydentury. Tę możliwość wykorzystała wówczas Polska w czasie pierwszego rządu Mateusza Morawieckiego, gdy miałem zaszczyt sprawować funkcję ministra spraw zagranicznych.

Polska postawiła na mocne relacje dwustronne Polska-USA, niezależne od NATO i niezależne od UE. Stała się wręcz głównym sojusznikiem Ameryki w Europie, za co była niesłusznie krytykowana przez Unię Europejską i ówczesną opozycję. Zawarliśmy wówczas dwustronną umowę o wzmocnionej współpracy wojskowej, żołnierze amerykańscy rozpoczęli stacjonowanie w naszym kraju, co wzmocniło bezpieczeństwo Polski; podpisaliśmy kontrakt na zakup gazu LNG, co wzmocniło nasze bezpieczeństwo energetyczne, rozpoczęliśmy współpracę w zakresie energetyki jądrowej, uzyskaliśmy poparcie Donalda Trumpa dla niezależnej inicjatywy Trójmorza, umacniającej nasz region. Także to wtedy administracja prezydenta Trumpa zniosła wizy dla Polaków wyjeżdżających do USA. To wszystko dało się załatwić właśnie z tym prezydentem, i to pomimo jego niekiedy uzasadnionej krytyki.

Sądzę, że jest to szansa również dla obecnego rządu w Polsce i znakomity fundament do zbudowania dobrych relacji z nowym prezydentem USA.

Jasne jest przecież, że w interesie Stanów będzie pozostanie w Europie i dalsze odgrywanie roli światowego przywódcy. Takim przyczółkiem USA w Europie nadal mogłaby być przecież Polska. Szkoda, że dziś ze względów politycznych obecny polski rząd – sądząc po pierwszych wypowiedziach premiera i ministra spraw zagranicznych – tego nie dostrzega. Ich wypowiedzi na temat końca geopolitycznego outsourcingu sugerują bowiem, że Polska musi się dziś raczej pogodzić z wycofaniem interesów Ameryki z Europy. A to przecież nieprawda! Musimy zademonstrować Amerykanom, że my nadal jesteśmy ich wiernym sojusznikiem i że nie wyobrażamy sobie bezpieczeństwa Europy bez obecności w niej USA.

.Za czasów pierwszej prezydentury Trumpa nasze relacje w końcu wzmacnialiśmy, np. organizując z USA konferencję bliskowschodnią w Warszawie, wspierając działania Izraela na rzecz zapewnienia jego bezpieczeństwa, co zaowocowało porozumieniami abrahamowymi, politykę amerykańską wobec Iranu czy wobec Chin. Wspólnie realizowaliśmy też sojusz na rzecz wolności religijnej i współpracowaliśmy na forum Rady Bezpieczeństwa. Dziś również musimy demonstrować Amerykanom, że mogą na nas liczyć w tych ważnych dla nich sprawach. Czy obecny polski rząd będzie chciał taką politykę prowadzić – zobaczymy. Z pewnością jednak już ma w ręku atut w postaci bardzo dobrych relacji z nowym prezydentem USA naszego prezydenta Andrzeja Dudy.

Zapowiedzi prezydenta Donalda Trumpa dotyczące chęci szybkiego zakończenia wojny na Ukrainie również mogą budzić nadzieje w Polsce. Szczególnie że jako nowy prezydent wchodzi on z mocnym zapleczem w postaci pełni władzy Partii Republikańskiej w Kongresie, co pozwala mu na podejmowanie śmiałych decyzji. Myślę, że ponieważ prezydent Donald Trump nie zrezygnuje z przywódczej roli Stanów Zjednoczonych w polityce światowej – nie dopuści również do takiego rozstrzygnięcia konfliktu Rosja-Ukraina, który byłby interpretowany jako zwycięstwo Rosji. Gdyby tak się stało, zachęciłoby to inne duże państwa, takie jak Chiny czy Indie, do kontestowania przywództwa Amerykanów.

.Prezydent Donald Trump może wywierać silną presję na Rosję, a pierwsza prezydentura Trumpa – szczególnie przypadek Iranu – pokazuje, że Stany są w stanie tę presję wywrzeć naprawdę mocno i skutecznie. Potrafią skutecznie egzekwować nałożone na inne kraje sankcje. Myślę, że za taką wizją opowiedzieli się Amerykanie, którzy oddali swoje głosy na kandydata Republikanów. Zdobyty w ten sposób silny mandat daje nowemu prezydentowi USA pole do śmiałego i zdecydowanego działania.

Jacek Czaputowicz

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 6 listopada 2024
Fot. Brian SNYDER / Reuters / Forum