Michał KŁOSOWSKI: Zwiastun końca epoki

Zwiastun końca epoki

Photo of Michał KŁOSOWSKI

Michał KŁOSOWSKI

Zastępca Redaktora Naczelnego „Wszystko co Najważniejsze”, szef działu projektów międzynarodowych Instytutu Nowych Mediów, publikuje w prasie polskiej i zagranicznej. Autor programów radiowych i telewizyjnych. Stypendysta Departamentu Stanu USA oraz rzymskiego Angelicum. Ukończył studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie i London University of Arts.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Państwa nie upadają, upadają pomysły na państwa. Widać to w czasie ostatniego półwiecza bardziej niż kiedykolwiek. Dotyczy to tak samo Francji, która raz po raz transformuje się w kolejną Republikę czy Rosji, która pomimo zmiany nazwy i ustroju wciąż pozostaje tworem, ufundowanym na tej samej, imperialnej idei. Teraz proces zmiany dotyka USA – pisze Michał KŁOSOWSKI

.Zwiastunem takiego końca jest zwykle przemoc. Dlatego też przemiany ustrojowe 1989 roku w Polsce i pokojowa transformacja w większej części dawnego bloku wschodniego tak dziwią. Historia przyzwyczaiła nas, że takie zmiany okupione są krwią wielu, wojnami i wielkimi przetasowaniami. Tamta zmiana sprawiła, że uwierzyliśmy, że wreszcie udało się pokonać historię; że historia się skończyła.

A to nie prawda. Historia wcale się nie skończyła, w ostatnich latach widać wręcz, że przyspiesza. Nałożyło się na to wiele czynników, z których jednym z istotniejszych są wewnętrzne kłopoty hegemona i zwycięzcy minionej epoki – Stanów Zjednoczonych. Postrzelenie Donalda Trumpa podczas wiecu wyborczego w Pensylwanii jest tego najlepszym przykładem.

Niewiele wiemy o szczegółach całego zdarzenia: postrzał w prawe ucho, doskonałe, wprost skrojone pod wyborczy wyścig zdjęcia, śmierć sprawcy i postronnych osób. Choć tragiczne, nie to jest clue całego wydarzenia.

Coś złego bowiem dzieje się z Ameryką. Niedawno we francuskim Tocqueville rozmawiałem z jednym z czołowych amerykańskich ekspertów do spraw bezpieczeństwa. Na pytanie na temat obecnej sytuacji w USA oraz możliwego wyniku wyborów, które odbędą się za cztery miesiące, odpowiedział wymijająco. To też jednak nie było najważniejsze – w jego oczach dostrzegłem zakłopotanie, tak niezwykłe dla Amerykanów. Zdaje się, że za Oceanem nawet wybitni eksperci sami nie wiedzą, czego spodziewać się po najbliższych miesiącach kampanii i dalej, po jesiennych wyborach. I wcale nie chodzi o to, kto w nich zwycięży.

Ameryka pękła. Nie tylko na dwa obozy, tradycyjnie Demokratów i Republikanów, ale zacznie gęściej i mocniej. To podział wielokrotny, patchworkowe puzzle, które pasują do siebie w niewielkich bańkach, zupełnie jednak nie przystając do siebie w szerszym, państwowym kontekście. A ta siła właśnie, wewnętrzna spójność i wiara w amerykańską przyszłość, nabyta po wojnie secesyjnej w XIX wieku, była największą siłą Ameryki. Pozwalała budować instytucje, prowadzić handel i wygrywać wojny.

Joe Biden szedł do wyborów z hasłem polepienia popękanej Ameryki. Tymczasem zamach na Donalda Trumpa okazał się czymś, czego absolutnie nikt nie mógł się spodziewać; czymś co dodatkowo jeszcze antagonizuje amerykańskie i globalne społeczeństwo. Agresywna, radykalna i budowana na polaryzacji kampania jeszcze przed 13 lipca uznawana była przez wielu za najbardziej brutalną w historii USA. Mimo, że przecież agresji i brutalności w tamtejszej polityce nie brak. Przypomnijmy pierwszy, najbardziej znany zamach, który stał się niemalże ofiarą założycielską amerykańskiej demokracji – śmierć prezydenta Lincolna. Tak jak wtedy śmierć ówczesnego prezydenta nadała kierunek amerykańskiej demokracji, tak teraz wydaje się, że od wyników jesiennych wyborów zależeć będzie rola i miejsce Ameryki we współczesnym świecie; świecie, który układa się na nowo i potrzebuje nowych rozwiązań.

W Ameryce 2024 roku o władzę konkurują zaś kandydaci, którzy podczas drugiego, najsłynniejszego zamachu w historii amerykańskiej demokracji, tego na prezydenta Kennedy’ego 22 listopada 1963, mieli po dwadzieścia lat. Od tamtego czasu zaś świat zmienił się już wielokrotnie. Młodszych kandydatów, jak pisałem w Gazecie na Niedzielę, na horyzoncie brak. Tak jakby jakaś linia służby państwu się w Ameryce skończyła.

Na całe szczęście zamach na Donalda Trumpa okazał się nieudany. Po obelgach, pozwach sądowych, wyrokach, wynoszeniach akt i przechowywaniu ich w domu (a to tylko oficjalne wydarzenia, bez analizy odmętów amerykańskiego Internetu czy wczytywania się w teorie spiskowe) kolejne tabu — przemoc fizyczna — zostało przerwane. Dlaczego? Nigdy nie poznamy motywów, stojących za działaniami sprawcy. Przemoc jednak silnie łączy się z bezsilnością. Kiedy bowiem wszelkie próby wywarcia nacisku czy pokojowego, polubownego działania się kończą, do gry wkracza bezsilność. A ta ma najróżniejsze pomysły, z których jednym może być próba morderstwa.

.Zamach na kandydata mówi wiele o kondycji amerykańskiej demokracji; o tym, że Ameryka jest zmęczona dotychczasowym bezwładem, brakiem pomysłu na siebie w nowym świecie i polaryzacją. Więcej powie jedynie to, w jaki sposób amerykańskie państwo poradzi sobie z dochodzeniem i wyjaśnianiem sprawy. Ameryka jest szczęśliwie krajem, zbudowanym na silnych instytucjach. Te mogą pomóc przeprowadzić kraj przez kryzys, którego doświadcza, a z którego — bez względu na zwycięstwo jednego czy drugiego kandydata — korzystają przywódcy krajów, którzy w swoich rękach zgromadzili tak wielka władzę, że żadnego zamachu nie muszą się obawiać. Przynajmniej na razie.

Michał Kłosowski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 14 lipca 2024
Fot. Brendan McDermid / Reuters / Forum