
Zwiastun końca epoki
Państwa nie upadają, upadają pomysły na państwa. Widać to w czasie ostatniego półwiecza bardziej niż kiedykolwiek. Dotyczy to tak samo Francji, która raz po raz transformuje się w kolejną Republikę czy Rosji, która pomimo zmiany nazwy i ustroju wciąż pozostaje tworem, ufundowanym na tej samej, imperialnej idei. Teraz proces zmiany dotyka USA – pisze Michał KŁOSOWSKI
.Zwiastunem takiego końca jest zwykle przemoc. Dlatego też przemiany ustrojowe 1989 roku w Polsce i pokojowa transformacja w większej części dawnego bloku wschodniego tak dziwią. Historia przyzwyczaiła nas, że takie zmiany okupione są krwią wielu, wojnami i wielkimi przetasowaniami. Tamta zmiana sprawiła, że uwierzyliśmy, że wreszcie udało się pokonać historię; że historia się skończyła.
A to nie prawda. Historia wcale się nie skończyła, w ostatnich latach widać wręcz, że przyspiesza. Nałożyło się na to wiele czynników, z których jednym z istotniejszych są wewnętrzne kłopoty hegemona i zwycięzcy minionej epoki – Stanów Zjednoczonych. Postrzelenie Donalda Trumpa podczas wiecu wyborczego w Pensylwanii jest tego najlepszym przykładem.
Niewiele wiemy o szczegółach całego zdarzenia: postrzał w prawe ucho, doskonałe, wprost skrojone pod wyborczy wyścig zdjęcia, śmierć sprawcy i postronnych osób. Choć tragiczne, nie to jest clue całego wydarzenia.
Coś złego bowiem dzieje się z Ameryką. Niedawno we francuskim Tocqueville rozmawiałem z jednym z czołowych amerykańskich ekspertów do spraw bezpieczeństwa. Na pytanie na temat obecnej sytuacji w USA oraz możliwego wyniku wyborów, które odbędą się za cztery miesiące, odpowiedział wymijająco. To też jednak nie było najważniejsze – w jego oczach dostrzegłem zakłopotanie, tak niezwykłe dla Amerykanów. Zdaje się, że za Oceanem nawet wybitni eksperci sami nie wiedzą, czego spodziewać się po najbliższych miesiącach kampanii i dalej, po jesiennych wyborach. I wcale nie chodzi o to, kto w nich zwycięży.
Ameryka pękła. Nie tylko na dwa obozy, tradycyjnie Demokratów i Republikanów, ale zacznie gęściej i mocniej. To podział wielokrotny, patchworkowe puzzle, które pasują do siebie w niewielkich bańkach, zupełnie jednak nie przystając do siebie w szerszym, państwowym kontekście. A ta siła właśnie, wewnętrzna spójność i wiara w amerykańską przyszłość, nabyta po wojnie secesyjnej w XIX wieku, była największą siłą Ameryki. Pozwalała budować instytucje, prowadzić handel i wygrywać wojny.
Joe Biden szedł do wyborów z hasłem polepienia popękanej Ameryki. Tymczasem zamach na Donalda Trumpa okazał się czymś, czego absolutnie nikt nie mógł się spodziewać; czymś co dodatkowo jeszcze antagonizuje amerykańskie i globalne społeczeństwo. Agresywna, radykalna i budowana na polaryzacji kampania jeszcze przed 13 lipca uznawana była przez wielu za najbardziej brutalną w historii USA. Mimo, że przecież agresji i brutalności w tamtejszej polityce nie brak. Przypomnijmy pierwszy, najbardziej znany zamach, który stał się niemalże ofiarą założycielską amerykańskiej demokracji – śmierć prezydenta Lincolna. Tak jak wtedy śmierć ówczesnego prezydenta nadała kierunek amerykańskiej demokracji, tak teraz wydaje się, że od wyników jesiennych wyborów zależeć będzie rola i miejsce Ameryki we współczesnym świecie; świecie, który układa się na nowo i potrzebuje nowych rozwiązań.
W Ameryce 2024 roku o władzę konkurują zaś kandydaci, którzy podczas drugiego, najsłynniejszego zamachu w historii amerykańskiej demokracji, tego na prezydenta Kennedy’ego 22 listopada 1963, mieli po dwadzieścia lat. Od tamtego czasu zaś świat zmienił się już wielokrotnie. Młodszych kandydatów, jak pisałem w Gazecie na Niedzielę, na horyzoncie brak. Tak jakby jakaś linia służby państwu się w Ameryce skończyła.
Na całe szczęście zamach na Donalda Trumpa okazał się nieudany. Po obelgach, pozwach sądowych, wyrokach, wynoszeniach akt i przechowywaniu ich w domu (a to tylko oficjalne wydarzenia, bez analizy odmętów amerykańskiego Internetu czy wczytywania się w teorie spiskowe) kolejne tabu — przemoc fizyczna — zostało przerwane. Dlaczego? Nigdy nie poznamy motywów, stojących za działaniami sprawcy. Przemoc jednak silnie łączy się z bezsilnością. Kiedy bowiem wszelkie próby wywarcia nacisku czy pokojowego, polubownego działania się kończą, do gry wkracza bezsilność. A ta ma najróżniejsze pomysły, z których jednym może być próba morderstwa.
.Zamach na kandydata mówi wiele o kondycji amerykańskiej demokracji; o tym, że Ameryka jest zmęczona dotychczasowym bezwładem, brakiem pomysłu na siebie w nowym świecie i polaryzacją. Więcej powie jedynie to, w jaki sposób amerykańskie państwo poradzi sobie z dochodzeniem i wyjaśnianiem sprawy. Ameryka jest szczęśliwie krajem, zbudowanym na silnych instytucjach. Te mogą pomóc przeprowadzić kraj przez kryzys, którego doświadcza, a z którego — bez względu na zwycięstwo jednego czy drugiego kandydata — korzystają przywódcy krajów, którzy w swoich rękach zgromadzili tak wielka władzę, że żadnego zamachu nie muszą się obawiać. Przynajmniej na razie.