Prof. Chantal DELSOL: Elity wciąż wierzą, że wiedzą lepiej, co jest dobre dla ludzi

Elity wciąż wierzą, że wiedzą lepiej, co jest dobre dla ludzi

Photo of Prof. Chantal DELSOL

Prof. Chantal DELSOL

Historyk idei, filozof polityki. Założycielka Instytutu Badań im.Hannah Arendt. Szefowa Ośrodka Studiów Europejskich na Uniwersytecie Marne-la-Vallée. Publicystka "Le Figaro". Określa się jako liberalna neokonserwatystka. Najnowsza jej książka to "La haine du monde: Totalitarismes et postmodernité".

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autorki

Technokratyczne europejskie i francuskie elity myślą, że wiedzą, co jest dla nas dobre, lepiej niż my. Obsesja centryzmu i eliminacja skrajności są zagrożeniem dla demokracji, tymczasem w ostatnich wyborach parlamentarnych we Francji zwyciężyły skrajności – mówi prof. Chantal DELSOL w rozmowie z Katarzyną STAŃKO

Katarzyna STAŃKO: – Jak ocenia Pani wyniki wyborów we Francji? Blok lewicy, Nowy Front Ludowy, wygrał, ale Zjednoczenie Narodowe (Rassemblement National) również zwiększyło liczbę mandatów (z 88 do 143). Kto wygrał, a kto tak naprawdę przegrał te wybory?

Prof. Chantal DELSOL: – Głównym zwycięzcą tych wyborów są skrajności, po obu stronach. Oczywiście wynik Rassemblement National jest uważany za porażkę, ponieważ sądzono, że może uzyskać większość absolutną, ale ta partia znacznie zwiększyła swoją liczbę mandatów. Jeśli chodzi o lewicę, zgromadziła imponującą liczbę mandatów, co czyni ją pierwszą siłą – i jest to skrajna lewica, ponieważ nawet najbardziej umiarkowani posłowie lewicy nie wahali się głosować na ludzi, którzy legitymizują niektóre ludobójstwa lub są otwarcie antysemiccy.

To zwycięstwo obu skrajności jest logiczną konsekwencją polityki Emmanuela Macrona, który prowadził typową politykę bonapartystyczną, jak robił to de Gaulle, gdzie neguje się podziały prawica/lewica i partie, wierząc, że można ogłosić konsensus, być ponad konfliktem. Macron od czasu swojego wyboru na prezydenta robił wszystko, aby obniżyć rangę partii umiarkowanych i wymazać je ze sceny politycznej (zresztą one same przez swoją niekompetencję popełniły samobójstwo), aby przedstawić się jako jedyny bohater w walce z diabelskim faszyzmem. Ta polityka wzmacnia skrajności: nikt nie jest tak głupi, zwłaszcza w nowoczesnej demokracji, aby wierzyć, że jeden człowiek może ucieleśniać jedyną prawdziwą politykę, bez rywala ani debaty. Skoro brak umiarkowanych przeciwników, naturalnie pojawiają się skrajności. Myślę zresztą, że to bardzo odpowiada Macronowi; może występować jako obrońca przed skrajnymi partiami. Wystarczy, że odpowiednio je obrazi i skonfrontuje, aby się wywyższyć, co jest bardzo łatwe.

W jaki sposób strach przed głosowaniem na prawicę zmobilizował ludzi do głosowania na lewicę, a nawet skrajną lewicę?

– Francja jest krajem roku 1793, krajem robespierystowskim, który ma tylko jedną fobię – podważanie lub ograniczanie Oświecenia. To zostało ponownie wyartykułowane przez wybranych przedstawicieli lewicy w dzień wyborów: „Odepchnęliśmy wrogów Oświecenia!”. Francja wciąż odgrywa na nowo wielką scenę rewolucji 1793 roku. Kiedy studenci Sorbony buntują się przeciwko takiej czy innej reformie, zaczynają śpiewać: „ça ira… les aristocrates on les pendra” („wszystko będzie dobrze… arystokraci zostaną powieszeni”). Front Narodowy prowadzony przez Jeana-Marie Le Pena 40 lat temu otwarcie opowiadał się po stronie rewolucji konserwatywnych i faszyzmów XX wieku. Dziś klan Le Pen jest całkiem umiarkowany, wręcz nijaki. W związku z tym najmniejszy niuans jest wyolbrzymiany, aby alarmować o rasizmie – przez cały ostatni tydzień media mówiły tylko o tej kandydatce z Rassemblement National, która powiedziała, że „nie jest rasistką, ponieważ jej dentysta jest muzułmaninem”. To zdanie (głupie, trzeba przyznać) miało, według nich, stanowić dowód na reinkarnację Adolfa Hitlera…

Co jest interesujące, to fakt, że wszystkie wady przypisywane skrajnej prawicy (antysemityzm, rasizm) są teraz powszechne na lewicy, gdzie są ludzie, którzy legitymizują ludobójstwo Hamasu. Jawni antysemici, obrońcy terroryzmu. Ale ponieważ chodzi o lewicę, to już nie są przestępstwa. Ostatecznie nie wiadomo już dokładnie, dlaczego Zjednoczenie Narodowe musi być nieustannie piętnowane, poza zaspokajaniem pewnej formy narodowej narracji w kraju, który nie potrafi rozwiązać swoich problemów ekonomicznych i społecznych, ale gdzie na okrągło odgrywane są wielkie sceny rewolucji francuskiej.

Jakie niebezpieczeństwo stwarza dla Francji taki nagły skręt w lewo? Dlaczego to się stało?

– Mogę się mylić, ale szczerze mówiąc, nie wierzę, że Mélenchon, cokolwiek on mówi, zostanie mianowany na premiera.

Wyraźnie widać, że obrońcy Macrona i obrońcy umiarkowanej lewicy boją się ekstremizmu Mélenchona. To ludzie, którzy literalnie otrzeźwieli i zostali upokorzeni, gdy zdali sobie sprawę, że wspierali stalinizm (albo Pol Pota) i że jest to totalitaryzm niezrównoważony. Nie dadzą się dwa razy nabrać na tę samą sztuczkę. Co więcej, musi Pani zauważyć, że ten skręt w lewo, o którym Pani mówi, jest efektem optycznym. Na Zjednoczenie Narodowe głosowało 10 milionów wyborców, 7 milionów na Nowy Front Ludowy i 6 milionów na obóz prezydencki. Lewica zwycięży tylko dzięki systemowi wycofywania kandydatów przeciwko Zjednoczeniu Narodowemu.

Niektórzy twierdzą, że elity zdradziły Francję. Czy tak się stało?

– To mocne słowa! Faktem jest, że we wszystkich rozwiniętych krajach świata obserwujemy pogłębianie się przepaści pomiędzy elitami a narodami, co jest skutkiem globalizacji. Wszędzie zawsze istniały elity, ale niezależnie od tego, czy byli to urzędnicy miejscy, lokalni arystokraci, czy miejscy intelektualiści, wszyscy żyli kiedyś w tej samej przestrzeni, co zwykli ludzie. Mogli mieć skonfliktowane dyskursy, ale przynajmniej były jakieś spotkania i relacje. Dzisiejsza zglobalizowana elita może żyć, nie spotykając nikogo z klasy ludowej (dlatego ważne jest, aby wybrani urzędnicy posiadali mandaty zarówno lokalne, jak i krajowe). Lukę tę nieproporcjonalnie pogłębia współczesna technokracja, która sprawia, że elity wierzą, że wiedzą lepiej, co jest dobre dla ludzi. Definicję dobra, którą wymyślili w swoich algorytmach a priori, oznacza ich wielką kompetencję intelektualną. Mając to na uwadze, ludzie muszą po prostu milczeć. Jest to wyraźne zaprzeczenie demokracji (opartej na powszechnym doświadczeniu i zdrowym rozsądku) i w tym sensie tak, jest to zdrada.

Jak ocenia Pani politykę Jeana-Luca Mélenchona? Kim jest Mélenchon na francuskiej scenie politycznej?

– Mélenchon jest typową postacią francuskiego marksizmu/stalinizmu, który rozkwitł od II wojny światowej. Chce społeczeństwa absolutnie egalitarnego i uważa, że wszystko będzie dobrze, gdy bogaci zostaną zmuszeni do poddaństwa. To typowa postać z naszej galerii portretów narodowych, to Robespierre. I w tym sensie niezwykły okaz muzealny. Bo wszyscy wiedzą, poza nim i garstką jego zwolenników, że taki egalitaryzm prowadzi prosto do totalitaryzmu, a potem do powszechnych niedoborów. Ten typ człowieka istnieje tylko we Francji, gdzie zawsze mówi się, że znajdzie się ostatni z leninistów.

Mélenchon jest oskarżony o antysemityzm. Czy może to stanowić zagrożenie?

– Zagrożenie już istnieje, gdy widzimy, że dzieci żydowskie nie mogą już uczęszczać do wielu szkół, gdzie są poniżane i bite. Antysemityzm Mélenchona, który opiera się na obronie Hamasu i nienawiści do Izraelczyków, wzmacnia, legitymizuje i gratyfikuje naturalny antysemityzm muzułmanów.

Jak ocenia Pani inne propozycje Mélenchona?

– Oto program skrajnej lewicy przed jej dojściem do władzy: opróżnić więzienia, zlikwidować policję, rozbić burżuazję i pożyczyć jak najwięcej, aby rozdzielić świadczenia. Ale to bajka, nic takiego się nie stanie. Nie jesteśmy jeszcze w Korei Północnej. Zwłaszcza że głosujący na Mélenchona (wystarczy spojrzeć na mapę wyborczą) to najczęściej bourgeois-bohèmes – wykształceni i zamożni ludzie, którzy dla eleganckiego wyglądu posługują się skrajnie lewicowymi ideami. Byłabym naprawdę zaskoczona, gdyby Mélenchon doszedł do władzy i zrealizował swój program.

Co jest najniebezpieczniejsze w polityce Mélenchona? Antysemityzm, narracja antynatowska, antykapitalizm, niszczenie gospodarki?

– Bardzo trudno jest ocenić zagrożenie. Jeśli chodzi o niszczenie gospodarki, to dotyczy to wszystkich polityków: Macrona, Le Pena i Mélenchona (niszczeniem gospodarki nazywam ten entuzjazm, który wkładamy w zwiększanie zadłużenia w celu podziału świadczeń, pozwalając w ogóle na bezsensowne marnotrawstwo). Jeśli chodzi o politykę międzynarodową, obie skrajności są równie niebezpieczne, będą praktykować izolacjonizm, a to może zadziałać tylko wtedy, gdy kraj jest bardzo potężny, jak USA – dla Francji oznaczałoby narażenie jej na niebezpieczeństwo.

Czy rząd pod przewodnictwem Mélenchona (lewicy) może sprawić, że Le Pen wygra wybory prezydenckie w 2027 roku?

– Można się zastanawiać, czy Zjednoczenie Narodowe nie zostanie na zawsze wykluczone, skoro Front Republikański tak dobrze funkcjonuje. Gdyby tak nie było, to przecież sam musiałby mieć ponad 50 proc. głosów. Niepokojące jest to, że Front Republikański nie jest tylko skuteczną barierą przeciwko skrajnej prawicy – stał się rodzajem symbolicznego talizmanu i gwarancji cnót, sam w sobie wyjaśnia całą naszą politologię i służy naszym rządzącym jako wewnętrzny totem polityki zewnętrznej i transcendentnej. Myślę, że to trochę nie wystarcza.

Co zwycięstwo lewicy oznacza dla społeczeństwa francuskiego i co oznacza dla Europy?

– To naturalne, że w demokracjach władza przechodzi z rąk do rąk i że w zależności od chwili przechodzimy od prawej do lewej i odwrotnie. Moim zdaniem najbardziej niepokojąca jest obsesja na punkcie centrum. Bo to oznacza, że nie ma już dyskusji. Ci, którzy twierdzą, że nie ma już ani prawicy, ani lewicy, to technokraci, którzy nie wierzą już w demokrację. Dzisiejszą debatę demokratyczną konkretyzuje spór między tymi, których Goodhardt nazywa „gdzieś” i „gdziekolwiek” (ang. somewhere i anywhere), globalistami i zakorzenionymi (fr. enracinés), ale nadal jest to wariant debaty prawicowo-lewicowej.

Lewica zwyciężyła także w Wielkiej Brytanii. Czy możemy liczyć na zbliżenie obu krajów?

– Nie zastanawiałam się nad tym.

Dokąd zmierza Francja? Dokąd Pani zdaniem zmierza Europa?

– Obie nie radzą sobie zbyt dobrze… Jeśli chodzi o Francję, należę do nurtu, który jest tu bardzo słabo reprezentowany. Jestem federalistką, zwolenniczką zasady pomocniczości. Wierzę, że nasze nieszczęścia wynikają z wadliwego zarządzania, ponieważ jest ono zbyt scentralizowane i zbiurokratyzowane. To w zasadzie bardzo stara historia, gdyż za czasów ancien régime już tak było, jak opisał to Tocqueville w swojej książce W dawnym ustroju i rewolucji (L’ancien régime et la révolution). Francja to kraj bardzo bogaty i pełen talentów, ale bardzo źle zarządzany, bo jest zbyt scentralizowany. Wszystko pochodzi z góry! Musisz poprosić prezydenta Republiki o pozwolenie nawet na wydmuchanie nosa! W rezultacie wszędzie jest pełno zbędnych i niezadowolonych urzędników państwowych. Co więcej, jesteśmy, jak powiedziałam powyżej, krajem bardzo socjalistycznym i Francuzi uważają, że równości nigdy dość, mimo że jesteśmy najbardziej egalitarnym krajem na świecie.

Niedawno amerykański wydawca poprosił mnie o napisanie książki o Francji. Pisząc ją, byłam zaskoczona, widząc te wszystkie najnowsze prace, które odzwierciedlają wielki pesymizm: od Jak francuski model ulega samozniszczeniu Algana i Cahuca (Comment le modèle français s’autodétruit), poprzez Zrozumieć francuskie nieszczęście (Comprendre le Malheur Français) Marcela Gaucheta czy Czuć się źle we Francji, która ma się dobrze Hervé Le Brasa (Se Sentir Mal dans une France qui va Bien), po Pyszne francuskie nieszczęście Denisa Olivennes’a (Le délicieux malheur français). Francja jest już od kilkudziesięciu lat, a prawdopodobnie od zakończenia Trzydziestu Chwalebnych Lat (fr. Trente Glorieuses) krajem bogatym i pogrążonym w depresji, który ma, zdaniem komentatorów, „bogactwo narodowe Niemiec, wydatki socjalne Danii i szczęście… Meksyku”. Dlaczego? Dlatego że Francuzi są ideologami i zawsze porównują swoją obecną egzystencję nie z tym, co mogliby uzyskać dzięki swojemu wysiłkowi, ale z egzystencją, jaką mieliby w idealnym społeczeństwie Lenina…

Jeśli chodzi o Europę, to na jej czele stoją globalistyczne elity, które chciałyby wyeliminować granice i poszczególne kultury, abyśmy żyli w wielkiej mieszance, w której istnieją tylko jednostki. Te elity technokratyczne myślą, że znają nasze dobro lepiej niż my. Jestem całkowicie przeciwna tej koncepcji. A ponieważ ludzie na ogół sprzeciwiają się tej koncepcji, uważam, że jeśli duch instytucjonalnej Europy nie ulegnie zmianie, to sama instytucja będzie zagrożona.

Jakimi jeszcze spostrzeżeniami chciałaby Pani podzielić się z polskimi czytelnikami?

– Trudności, których doświadczamy, wynikają w dużej mierze z trwającego upadku zachodniego globalnego imperium kulturalnego. Podobnie jak to miało miejsce już w czasie upadku Cesarstwa Rzymskiego, kraje zewnętrzne odzyskały niepodległość kulturową, bardzo często w duchu zemsty na tych, którzy od dawna je kolonizowali – to obserwujemy dzisiaj.

Wojna na Ukrainie jest jednym z przejawów tego zjawiska, ale będą i inne. Jest to moment rozłamu w wymiarze międzynarodowym, pogłębiony na Zachodzie faktem zanikania chrześcijaństwa. Nie mówię o christianisme, ale o chrétienté, czyli o chrześcijaństwie inspirującym i rządzącym się moralnością. Nie mamy jeszcze dostępu do zupełnie nowych horyzontów, które mogą się pojawić. Na razie zmuszeni jesteśmy nawigować na wyczucie.

– Bardzo dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała: Katarzyna Stańko

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 9 lipca 2024
Fot. Christian Hartmann / Reuters / Forum