Historyk Pierre Vermeren o tym, dlaczego dochodzi do zamieszek we Francji
Niszczenie szkół, mediatek, budynków merostwa, atakowanie policjantów, strażaków i ratowników, bezsensowna brutalność. Atak na instytucje, którego jesteśmy świadkami jest symptomem zdziczenia społeczeństwa – mówi historyk Pierre Vermeren.
Przemoc podczas demonstracji
.„Rosnąca na ulicach przemoc podczas demonstracji jest symptomem kryzysu. Nie potrzebujemy więcej imigrantów zarobkowych, ale więcej dobrych miejsc pracy i industrializacji, co obiecał w kampanii prezydenckiej prezydent Emmanuel Macron, a z czego się nie wywiązał” – mówi historyk Pierre Vermeren.
„Przedmieścia są od lat zaniedbywane, państwo się z nich wycofuje. Kolejne pokolenia migrantów zderzają się z dualnym rynkiem pracy: najbiedniejsi i robotnicy pracują najdłużej, a kadry i bogaci przechodzą na emeryturę w wieku pięćdziesięciu kilku lat. Do tego jeden Francuz pracuje na trzech niepracujących – będących na emeryturze lub pozostających bez pracy” – analizuje Vermeren.
Francuskiej młodzieży nie proponuje się żadnego ideału, żadnej utopii, żadnego jednoczącego, mobilizującego czy zbiorowego projektu – dodaje.
Kryzysy i ich skutki
.W ostatnich latach przeszliśmy wiele kryzysów: covidowy, „żółtych kamizelek”, kryzysy finansowe i migracyjny, a żaden z problemów nurtujących społeczeństwo, jak problemy w systemie edukacji, służbie zdrowia czy na rynku pracy, nie został przez polityków rozwiązany – ocenia rozmówca.
„Rośnie przemoc na ulicach, bo ludzie ubożeją. W zasadzie nie ma sposobów na rozwiązanie obecnego kryzysu społecznego, ekonomicznego i kryzysu demokracji” – podsumowuje Pierre Vermeren.
Bilans ostatnich zamieszek
.Podczas czwartej nocy trwających w całej Francji zamieszek i walk z policją aresztowano 994 osoby, 79 policjantów i żandarmów zostało rannych, podpalono ok. 1350 pojazdów, uszkodzono lub podpalono 234 budynki – przekazało w sobotę rano francuskie ministerstwo spraw wewnętrznych.
Jak informował wcześniej szef MSW Gerald Darmanin rozruchy w nocy z piątku na sobotę miały mniejszą skalę niż w poprzednich dniach. W nocy z czwartku na piątek spalono ok. 2000 pojazdów i uszkodzono 492 budynki. Liczba zatrzymanych ostatniej nocy jest jednak większa niż wcześniej – zaznacza agencja AFP.
Do najpoważniejszych starć dochodziło w Marsylii i Lyonie. Do położonej na południu kraju Marsylii, drugiej pod względem liczby mieszkańców aglomeracji Francji, ściągnięto dodatkowe siły policyjne. Grupy szybko przemieszczających się, często zamaskowanych młodych ludzi grabiły sklepy w centrum miasta i atakowały policję – relacjonuje AFP. W Marsylii aresztowano 95 osób, 31 funkcjonariuszy zostało rannych, w większości lekko.
Apele i wezwania do zakończenia demonstracji
.Do rozruchów dochodziło też w Lyonie, Grenoble i na przedmieściach Paryża. W piątek Darmanin informował, że do egzekwowania porządku w całym kraju zmobilizowano 45 tys. policjantów i żandarmów. W wielu miastach wprowadzono zakazy demonstracji lub godziny policyjne.
Trwające od nocy z wtorku na środę rozruchy zostały wywołane zastrzeleniem przez policję w Nanterre pod Paryżem 17-letniego Nahela podczas kontroli drogowej. W sobotę odbędzie się jego pogrzeb. Francuska rada ds. kultu muzułmańskiego (CFCM) wezwała do spokoju, wskazując, że „szokujące obrazy z przedmieść wzmocnią tylko tych, którzy piętnują ich sąsiedztwo i ich mieszkańców”.
Co z tą Francją?
.Rewolucja, wojna domowa, Paryż płonie – dziennikarze dzwonią po komentarz, zadając pytanie, kiedy Macron polegnie, kiedy Francja runie. Uśmiecham się. We Francji nie dzieje się bowiem nic, co wychodziłoby ponad standard tego państwa, tego narodu, tego społeczeństwa. Trochę nudno, jak w polskim filmie – pisze na łamach „Wszystko co Najważniejsze” Eryk MISTEWICZ.
W tekście pod tytułem „Co się dzieje we Francji? Nic, wszystko w jak najlepszym porządku” autor zaznacza, że „strajk jest elementem francuskiej kultury, rodzajem ogólnospołecznego ujścia emocji – z ważnym wskaźnikiem liczby uczestników (kilkanaście lat temu były to protesty w całej Francji, brało w nich udział 3,5–4 mln ludzi; dziś daleko do tych wyników, najnowsze zgromadziły w całym kraju ok. 70 tys. uczestników – podaje Journal du Dimanche). Uczestnicy krzyczą, tupią, palą samochody i rzucają przedmiotami w witryny sklepów, banków i w policję, ale nie przypominam sobie, aby w ostatnich kilkunastu latach ich wkurzenie przełożyło się na wymuszenie jakiejkolwiek decyzji politycznej”.
PAP/ Katarzyna Stańko/ Wszystko co Najważniejsze/ LW