Eryk MISTEWICZ: Co się dzieje we Francji? Nic, wszystko w jak najlepszym porządku

Co się dzieje we Francji? Nic, wszystko w jak najlepszym porządku

Photo of Eryk MISTEWICZ

Eryk MISTEWICZ

Prezes Instytutu Nowych Mediów, wydawcy "Wszystko co Najważniejsze".  www.erykmistewicz.pl

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Rewolucja, wojna domowa, Paryż płonie – dziennikarze dzwonią po komentarz, zadając pytanie, kiedy Macron polegnie, kiedy Francja runie. Uśmiecham się. We Francji nie dzieje się bowiem nic, co wychodziłoby ponad standard tego państwa, tego narodu, tego społeczeństwa. Trochę nudno, jak w polskim filmie – pisze Eryk MISTEWICZ

.Warto wiedzieć, że Francja kipi i wrze od dobrych kilku lat. Pod kotłem buzuje. Każdy, kto zna Francję, rozumie, że najważniejszym utensylium poruszania się po kraju jest kalendarzyk strajkowy. A były lata, że bez niego się po prostu nie dało. Pociągi jeździły dwa dni, potem trzy dni był strajk, potem znów dwa dni jeździły i trzy dni strajk. Tak przez całą wiosnę, lato, zimę. Uczynne panny na dworcach kolejowych rozdawały stosowne strajkowe kalendarzyki. Linie Air France i kontrolerzy ruchu lotniczego także lubią protesty i strajk. Administracja i szkoły, uczelnie także. Rolnicy nie zajmują się płodami rolnymi, autobusów nie ma, śmieci nikt nie odbiera, taksówkarze też nie chcą siąść za kółko, wolą postrajkować, nawet jeśli wówczas nie zarabiają. Branż, profesji wkurzonych jest wiele, powodów do protestów aż nadto, jak zwykle.

Wspomniani taksówkarze nie chcą zarabiać i ogłaszają strajk, bo pracę zabierają im quasi-taksówkarze z Uberów i Boltów. Ich strajk nic nie zmieni, poza zwiększeniem zysków dla kierowców tychże, ale oni zaprotestują i przez to poczują się lepiej. Nauczyciele i lekarze strajkują, bo nie zgadzają się z polityką rządu w całości, a polityką szczepionkową rządu w szczególności. Ich strajk absolutnie nic nie zmieni, poza wkurzeniem pacjentów, ale także i oni poczują się lepiej, wykrzyczawszy swój ból. Wszyscy strajkują, gardłują, manifestują, rzucają czym popadnie w witryny banków i sklepów, bo produkty w sklepach są za drogie, banki nie pomagają w trudach życia, a politycy (ich uosobieniem jest niejaki Emmanuel Macron) mają… iść sobie szybko i jak najdalej – w najłagodniejszej wersji tego zwrotu.

Strajk jest elementem francuskiej kultury, rodzajem ogólnospołecznego ujścia emocji – z ważnym wskaźnikiem liczby uczestników (kilkanaście lat temu były to protesty w całej Francji, brało w nich udział 3,5–4 mln ludzi; dziś daleko do tych wyników, najnowsze zgromadziły w całym kraju ok. 70 tys. uczestników – podaje Journal du Dimanche). Uczestnicy krzyczą, tupią, palą samochody i rzucają przedmiotami w witryny sklepów, banków i w policję, ale nie przypominam sobie, aby w ostatnich kilkunastu latach ich wkurzenie przełożyło się na wymuszenie jakiejkolwiek decyzji politycznej.

Nic się nie zmienia i nic się nie zmieni. Trwające już blisko cztery lata cosobotnie blokowanie rond w całej Francji i masowe, od największych miast do średniej wielkości miasteczek, demonstracje nie zmieniły polityki państwa w najmniejszym nawet stopniu. Nie zmieniły niczego blokady petrochemii, zakładów recyklingu i odbioru śmieci, przestrzeni lotniczej, autostrad i tras kolejowych. Spływa to po władzy jak woda po kaczce.

Francja może pozwolić sobie na wiele, gdyż po prostu jest Francją. Ironia jest tu zarówno zamierzona, jak i uzasadniona. O czym z dumą powie każdy Francuz.

Francja to kraj, który nie może zbankrutować mimo deficytu budżetowego stanowiącego 178, a może i 250, a może i 420 proc. PKB. Kto Francji zabroni? (A może i 688 procent deficytu, czemu nie?). Rząd ma dawać pieniądze. A pieniądze ma brać „z szafki”.

Francja to kraj, który wciąż definiuje demokrację. Ba, to on tę demokrację stworzył. Nie starożytna Grecja, na pewno nie Ameryka. W związku z czym Francja może uznać, że nowe prawo dotyczące wieku emerytalnego może zostać wprowadzone dekretem, z ominięciem parlamentu. Parlament jest dla słabych.

Francja to kraj, który nie z takimi protestami dawał sobie radę. Władza wykorzystuje dziś może 10 proc. możliwości pacyfikacji protestów. Ma duże, bardzo duże rezerwy sił policyjnych. W odwodzie władzy zawsze jest wojsko. Ofiary – po trzech czy czterech latach permanentnych protestów – to na razie ludzie ze złamaniami, wybitym okiem, uszkodzeniem słuchu. Jednak nawet sporadyczne ofiary śmiertelne, wprogramowane w scenariusz zdarzeń czekających Francję, nie będą stanowiły podstaw do zmiany polityki.

Zresztą – czymże miałaby być owa zmiana polityki w kraju, w którym Emmanuel Macron został nie tak dawno wybrany na kolejną, ostatnią dla niego kadencję i nie ma on potrzeby aby być jakoś szczególnie lubianym? Już zresztą wiadomo, kto będzie jego następcą. I choćby cała Francja stanęła (w bezruchu czy w ogniu – bez znaczenia), nic się nie zmieni.

.Francja to poza warstwą przekazów telewizyjnych i teatralnych emocji, maksymalnego rozpolitykowania, relatywnie nudny kraj. Więc na pytanie, kiedy Macron poda się do dymisji (sic!), kiedy Francja zbankrutuje i upadnie (sic!), tylko się lekko uśmiecham. Spokojnie, nic się nie dzieje. Nie przesadzajmy, proszę.

Eryk Mistewicz
PS. Najnowszy, dzisiejszy, poziom poparcia sondażowego dla Emmanuela Macrona z Journal du Dimanche. Spada, leci na łeb na szyje. No dobrze, przepraszam za brutalność tego pytania: i co z tego?

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 19 marca 2023
Fot. Apaydin Alain/ Abaca Press / Forum