Jak budowano starożytne grodziska

grodzisko w Gzinie

Na budowę wału obronnego grodziska w Gzinie (Kujawsko-pomorskie) około 800 r. p.n.e. wycięto minimum 20–35 hektarów lasu dębowego – wyliczyli naukowcy m.in. z UAM. Przełom epoki brązu i żelaza to okres wzmożonego użytkowania drewna i wylesiania na szeroką skalę – komentują badacze.

Grodzisko w Gzinie

.Obszary otaczające jeziora lub tereny podmokłe, znajdujące się blisko cieków wodnych, zawsze naturalnie sprzyjały osadnictwu. Dzięki nim łatwiej było pozyskać żywność i inne kluczowe zasoby, jednocześnie pełniły one funkcję ochronną.

Jedną z pradziejowych kultur, która szczególnie często zakładała osady w pobliżu jezior i torfowisk, jest tzw. krąg łużyckich pól popielnicowych (ŁPP). Kultura ta rozwijała się w późnej epoce brązu i we wczesnej epoce żelaza (ok. 1100–380 r. p.n.e.) na terenach Europy Środkowo-Wschodniej. Wznosiła charakterystyczne rodzaje grodzisk, osad obronnych, wśród których najlepiej znane jest grodzisko w Biskupinie.

Taką osadą było także grodzisko w Gzinie, które znajduje się bezpośrednio na krawędzi doliny Wisły i około 3 km od torfowiska Linje. Naukowcy m.in. Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu przeprowadzili tam serię badań paleoekologicznych, które wsparli datowaniem radiowęglowym. W pobranych z torfowiska próbkach szukali zmian w szacie roślinnej, które mogłyby świadczyć o naturalnych przemianach pokrywy leśnej, np. pożarach lasów, ale też zmian wynikających z działalności człowieka. Wyniki prac opublikowali w piśmie „Journal of Archaeological Science: Reports”.

Według wyników badań paleośrodowiskowych grodzisko wznoszono ok. 870-800 r. p.n.e. Na podstawie datowań radiowęglowych naukowcy oszacowali, że działalność rolnicza ludności ŁPP w sąsiedztwie torfowiska Linje rozpoczęła się co najmniej ok. 1040 r. p.n.e. To około 400 lat wcześniej, niż zakładano na podstawie wcześniejszych analiz.

– Rzeczywiście wznoszenie grodziska znalazło odbicie w równoczesnym spadku udziału pyłku dębu, leszczyny pospolitej oraz grabu zwyczajnego. Oszacowaliśmy, że pod budowę samego wału grodziska należało wyciąć minimum 20–35 ha lasu mieszanego z dominującym udziałem dębu – powiedział Witold Szambelan, autor publikacji z UAM.

– Na ówczesne czasy pozyskanie takiej ilości materiału, dostarczenie go na miejsce i jeszcze zbudowanie z niego konstrukcji – przy braku zaawansowanych technologii, jakie dziś posiadamy – wymagało naprawdę sporego nakładu pracy i czasu. Było to na pewno duże przedsięwzięcie – opisał badacz.

Przyznał, że przy obliczaniu ilości wyciętych drzew badacze gimnastykowali szare komórki. – Wał nie jest równomierny na całej długości i tak naprawdę nie znamy jego pierwotnej wielkości. Nasze obliczenia to w dużej mierze założenia w oparciu o wyniki z innych badań wykopaliskowych, z innych stanowisk – zrelacjonował.

Punktem wyjścia były wyniki badań w samym Gzinie, szkice, w których podano wymiary wykorzystanych do budowy belek. – Jako że w przypadku Gzina nie było rekonstrukcji całego wału, pokusiliśmy się więc o analogię z grodziskiem w Biskupinie. W oparciu o to stworzyliśmy model konstrukcji wału. Reszta to już czysta matematyka i geometria – wyjaśnił Szambelan.

Wały obronne to nie wszystko, bo drewno wykorzystywano również do budowy budynków, a także na opał. Epoka brązu i wczesna epoka żelaza – jak wyjaśniają autorzy publikacji – to okres wzmożonego użytkowania drewna i znaczącego wylesiania dokonywanego przez człowieka.

Wznoszenie grodzisk zbiegło się też z globalnym okresem chłodnym (1350–550 r. p.n.e.). Około 1000 lat p.n.e. w północno-zachodniej Polsce zidentyfikowano spadek średnich temperatur lipcowych. Jednocześnie odnotowano podwyższenie poziomu wód w jeziorach Europy Środkowej. Ponieważ ludność preferowała osiedlanie się w pobliżu jezior i torfowisk, wszelkie zmiany hydrologiczne mogły wpływać na ich funkcjonowanie i dodatkowo zwiększenie pozyskiwania drewna.

Polscy archeolodzy

.Szef działu projektów międzynarodowych Instytutu Nowych Mediów, Michał KŁOSOWSKI, na łamach „Wszystko co Najważniejsze” twierdzi, że: „Polscy archeolodzy to ekstraklasa światowa. Jeśli ktoś ma przenieść jedną z największych egipskich świątyń, zachowując jej oryginalny charakter i kształt, a jednocześnie ochronić ją przed wiecznym zalaniem, to będą to Polacy. To przecież wypisz wymaluj historia prac Kazimierza Michałowskiego w Abu Simbel, archeologa, który był uczniem wybitnego lwowskiego logika Kazimierza Twardowskiego, twórcy szkoły lwowsko-warszawskiej”.

„Jeśli ktoś ma dostać się do najdalszych zakątków i najgłębszych zakamarków ludzkiej cywilizacji w górach Ałtaju, to także będą to Polacy. I jeśli ktoś ma starać się zrozumieć logikę w krwiobiegu środkowoamerykańskiej puszczy, karczowanej przed wiekami przez starożytnych Majów, to znowu – Polacy. Żaden inny naród nie ma tyle samozaparcia w tym, aby starać się w historii, wymagającym terenie, w poszukiwaniu wiadomości o umarłych postaciach i przeszłych wydarzeniach – odkrywać sens”.

„Niemcy mają znacznie większe możliwości, chociażby finansowe. Kopią w stepach Azji, w Polsce, całkiem jeszcze niedawno na Ukrainie i w Azji Środkowej. Wszędzie tam, gdzie kilkudziesięcioosobowe zespoły badawcze, rozłożone w swoich jeepach z napędem na cztery koła, są także forpocztą niemieckiego wpływu, naukowym soft power, który w mieszkańcach tamtych regionów wzbudza myśli o porządku i świetnym zorganizowaniu; to mistrzowie tabelkowej klasyfikacji. Podobnie jak Skandynawowie, co boleśnie odczuł każdy adept archeologii. Typologia fibul Oscara Almgrena do dziś wielu spędza sen z powiek”.

„Francuzi odkrywają znaczenie wymarłych języków, dodając co trudniejsze wyrazy do własnego. W tych dniach świętujemy w dwusetlecie odczytania przez Jeana-François Champolliona kamienia z Rosetty, który skrywał przez wieki tajemnicę egipskich hieroglifów. Brytyjczycy gromadzą skarby z całego świata, jakby zdając sobie sprawę z tego, że ludzki geniusz jest nie do wycenienia. Ale wszyscy oni mają łatwiej. Mieli swoje imperia, mieli możliwości, choć często na bakier z etyką. Nie mieli czego przedkładać nad umiłowanie i poszukiwanie sensu w historii całego życia. Opuścić skrzący się światłami Paryż albo Londyn po to tylko, aby zapuścić się w romantyczne poszukiwanie lśniących ruin? Dobrowolna ucieczka w samotność jest łatwa. Ot, taki to był romantyczny zryw, np. Byron w okresie, kiedy to było modne, aby szkicować komuny ateńskiego Partenonu… Ale jeśli trzeba było w lustrze ruin odbić los własnego kraju? Polacy”.

„My wiemy, że zimne poznawanie historii innych jest łatwe. Mozolna odbudowa z ruin, nadawanie sensu kształtom kamieni i drewnianym drzazgom to jednak coś innego, coś, co wymaga zrozumienia. Nawet jeśli to tylko kilkadziesiąt kilometrów od Poznania, gdzie wśród bagien szuka się prakolebki własnego państwa w okresie, kiedy świat znów zaczynał dotykać ogień wojny. Bo zawsze tyle tylko pozostawało. Jedni przychodzili po to, aby po chwili odejść, zostawiając za sobą morze zgliszczy. A po tamtych inni, następni. I tak ciągle, przez stulecia” – pisze Michał KŁOSOWSKI w tekście „Sens zapomnianych światów” – cały artykuł [LINK]

Ewelina Krajczyńska-Wuje/PAP/eg

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 22 października 2025