Jak ewoluowało ludzkie serce?

Ludzkie serce przystosowało się do wspierania wyprostowanej postawy, ruchu i większego mózgu. Ludzie mają gładką ścianę lewej komory serca, podczas gdy szympansy mają w tym miejscu pęki mięśni ułożonych w siatkę – dowiódł międzynarodowy zespół naukowców na łamach „Nature Communications”.

Jakie sekrety skrywa serce człowieka?

.Ludzie oddzielili się od szympansów (Pan troglodytes) – czyli ostatniego wspólnego przodka – między pięcioma a sześcioma milionami lat temu. W przeciwieństwie do innych ssaków ludzie wyewoluowali, aby poruszać się w pozycji pionowej i angażować się w większą ilość aktywności, jak polowania. U człowieka rozwinął się też znacznie większy mózg. Wszystkie te zmiany w ciele człowieka były związane z o wiele większym metabolizmem, wymagającym pompowania większej ilości krwi do mięśni i mózgu. Mimo tego do niedawna uważano, że struktura i funkcja serca u ssaków jest taka sama.

Aimee Drane z Wydziału Medycyny i Nauk Przyrodniczych w Swansea University (Wielka Brytania) i zespół weterynarzy z innych krajów przez ostatnie dziesięć lat badała układ sercowo-naczyniowy człowiekowatych – czyli grupę obejmującą „wielkie małpy” – goryle, szympansy, orangutany, a także człowieka. Naukowcy wykorzystywali głównie ultrasonografię, dzięki której można ocenić strukturę i funkcję serca, jego wielkość oraz sposób, w jaki mięśnie kurczą się, skręcają i rotują.

„Korzystając z ultrasonografii serca odkryliśmy, że lewa komora – główna komora pompująca serca – u szympansów zawiera pęki mięśni ułożonych w siatkę, znaną jako ‘beleczki mięśniowe’. Udało nam się też potwierdzić, że beleczki mięśniowe występują w sercach innych wielkich małp” – napisała Aimee Drane w artykule dla „The Conversation”.

W przeciwieństwie do szympansów, których serce wygląda inaczej, ściana lewej komory w sercu człowieka jest gładka. Wyniki badań naukowców ujawniły także istotną różnicę w funkcji mięśnia sercowego podczas skurczu.

Korzystając z echokardiogramu serca, który śledzi ruch mięśnia sercowego podczas skurczu i rozkurczu, badano, jak mięsień pogrubia się, skręca, rotuje i wydłuża. Okazało się, że u ludzi, u których beleczki mięśniowe są najmniej rozwinięte, zaobserwowano znacznie większy skręt i rotację na wierzchołku serca podczas skurczu. W przeciwieństwie do ludzi serca wielkich małp, mocno beleczkowate, wykazywały znacznie mniejszy ruch.

„Uważamy, że ludzkie serce wyewoluowało w kierunku odejścia od beleczkowanej struktury widocznej u wielkich małp, aby zwiększyć swoją zdolność do skręcania i kurczenia się. Ten zwiększony ruch skrętny, wraz z gładkimi ścianami komory, prawdopodobnie pozwala ludzkiemu sercu pompować większą ilość krwi z każdym uderzeniem, co jest potrzebne do obsługi dużego mózgu czy przy wysiłku fizycznym” – stwierdziła Drane.

Kolejnym zagadnieniem, nad którym pracują naukowcy, są choroby serca. W przeciwieństwie do ludzi wielkie małpy wydają się nie cierpieć z powodu choroby wieńcowej. Zamiast tego ich mięsień sercowy ulega procesowi włóknienia, czyli pogrubienia, co powoduje słabe kurczenie się i podatność na arytmię. Przyczyna tej choroby jest nieznana.

„Przeprowadzamy ocenę fizjologii sercowo-naczyniowej wielkich małp na całym świecie, aby lepiej zrozumieć tę chorobę. Przed rozpoczęciem naszych badań niewiele było wiadomo o fizjologii sercowo-naczyniowej wielkich małp. Dzięki współpracy z praktykami weterynaryjnymi, nasze badania pozwoliły wygenerować istotne dane, znacząco poprawiając zrozumienie ewolucji ludzkiego serca, jak również zrozumienie, diagnozę i leczenie chorób serca u wielkich małp” – podsumowała.

Lepsze zrozumienie pacjenta

.Joanna GROMEK-ILLG: – „Choruję na raka. Wszystko się w moim życiu zmieniło”. Jak to wygląda z medycznego punktu widzenia?

Prof. Krzysztof SKŁADOWSKI: – Uważam, że z medycznego punktu widzenia trzeba na określony czas podporządkować swoje życie leczeniu. Terapia jest długotrwała, często związana z kilkutygodniowym pobytem w szpitalu oraz działaniami niepożądanymi, które mają na nas wpływ. Sprawiają, że zmieniają się sprawy tak banalne, jak chociażby poczucie smaku czy powonienia. Efekty uboczne, które w niektórych przypadkach utrzymują się bardzo długo po terapii (nawet przez lata), sprawiają, że inaczej się czuje i myśli. Zachorowanie na raka i leczenie choroby nowotworowej mają ogromny wpływ na życie. Powodzenie w terapii w dużym stopniu zależy od tego, czy podporządkujemy wszystko temu celowi, a także czy będziemy w stanie zaakceptować zmiany następujące w naszym życiu.

Od momentu rozpoznania choroby spotykają nas same życiowe utrudnienia: konieczność przyjazdu do szpitala, cierpliwe czekanie na przyjęcie, zbadanie i wreszcie rozpoczęcie terapii. Nikt nie planuje terapii, więc z reguły trzeba zrezygnować z ważnych życiowych zamierzeń, żeby móc poświęcić cały swój czas i całą energię na leczenie. Działania lekarskie to tylko jedna strona procesu zdrowienia. Nie wiemy natomiast dokładnie w jakim stopniu stan psychiczny chorego i mobilizacja do walki decydują o wyzdrowieniu, wierzę, że mają bardzo duże znaczenie. Zdarza się, że człowiek załamany psychicznie czy niemający wystarczających sił do walki, ulega chorobie, mimo że z lekarskiego punktu widzenia powinien wyzdrowieć.

Kiedy rozmawiam z pacjentem na samym początku i opowiadam o drodze, którą razem przebędziemy (może nie dosłownie „razem” tylko przebędzie ją on w moim „towarzystwie”), o tym, co go czeka, chcę go również przekonać, że podczas tego długotrwałego procesu każdy czynnik osłabiający może się w konsekwencji obrócić przeciwko niemu. Nieumiejętność rezygnacji ze swoich planów i obowiązków potrafi niespodziewanie okazać się dodatkowym wrogiem w walce z chorobą. Pacjent powinien naprawdę zdawać sobie sprawę z tego, że musi koncentrować się na leczeniu. Kilka miesięcy temu odbyłem długą rozmowę z prezydentem jednego z dużych miast, który dowiedział się, że ma raka. Był zdania, że współczesna medycyna dysponuje tak wielkimi możliwościami, że będzie można dostosowywać leczenie do jego obowiązków. Nie zamierzał rezygnować z pracy i zależało mu, żeby zachować pozycję, zrealizować wszystkie plany i tak dalej. Wywiązała się między nami długa dyskusja na temat możliwości adaptacji do procesu leczenia. Na szczęście udało mi się go przekonać, że nie da się dopasować choroby i leczenia do dotychczasowego stylu życia, pracy i obowiązków.

PAP/WszystkocoNajważniejsze/MB
Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 25 sierpnia 2024