Obcokrajowcy mogą zasiadać we władzach polskich partii, mogą nawet je przejąć

Polska i Czechy złamały prawo unijne odmawiając obywatelom Unii mieszkającym na ich terytorium, ale nie posiadającym obywatelstwa, prawa do członkostwa w partii politycznej – orzekł 19 listopada Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE).
Obcokrajowcy w polskich partiach? Orzeczenie TSUE
.Obywatele Wspólnoty mieszkający w innym państwie członkowskim, ale nie posiadający jego obywatelstwa, powinni mieć prawo do głosowania i kandydowania w odbywających się w nim wyborach lokalnych i europejskich – twierdzi TSUE. Aby jednak skutecznie korzystać z tej możliwości, osoby te powinny mieć taki sam dostęp do wykonywania swoich praw wyborczych, w tym możliwość członkostwa w partiach wyborczych, jak obywatele kraju, który zamieszkują. Nie mają go jednak w Polsce ani w Czechach. Jak wynika z ustawodawstwa obu państw, prawo do członkostwa w partii politycznej mają tu wyłącznie Polacy i Czesi i nie przysługuje ono osobom nie posiadającym obywatelstwa.
Komisja Europejska zarzuciła Polsce i Czechom, że nakładając wymóg obywatelstwa, nie zapewniły traktowania obcokrajowców na równi z własnymi obywatelami w zakresie prawa wyborczego, przez co naruszyły przepisy unijne, które zabraniają odmiennego traktowania ze względu na przynależność państwową. KE skierowała sprawę przeciwko obu krajom do TSUE za uchybienie zobowiązaniom państwa członkowskiego. Trybunał 19 listopada przychylił się do opinii Komisji. W swoim orzeczeniu uznał, że Czechy i Polska faktycznie uniemożliwiły obywatelom UE z innych krajów skuteczne korzystanie z praw wyborczych, przysługujących im na mocy prawa Unii.
Wybory i obcokrajowcy jako wyborcy i jako kandydaci
.Według TSUE, zakaz przynależności do partii politycznej stawia tych obywateli Unii w gorszej sytuacji jeśli chodzi o kandydowanie w wyborach lokalnych i europejskich w porównaniu z obywatelami czeskimi i polskimi. Ci ostatni są w uprzywilejowanej pozycji, bo mogą być członkami partii politycznych i mieć dostęp do ich struktur organizacyjnych oraz zasobów, w tym finansowych, które mogą wspierać ich kandydatury. Na podobne ułatwienia nie mogą natomiast liczyć obcokrajowcy. TSUE jest przekonane też, że często wyborcy oddając głos kierują się przynależnością partyjną kandydata.
TSUE orzekł, że państwa nie mogą tłumaczyć dyskryminujących przepisów chęcią poszanowania swojej tożsamości narodowej. W przekonaniu tej instytucji sądowniczej, prawo Unii nie zobowiązuje państw członkowskich, żeby dopuściły obcokrajowców do głosowania i kandydowania w wyborach krajowych, ani nie zabrania im ograniczenia ich ról partyjnych w kontekście wyborów ogólnopaństwowych. KE pozwała Czechy i Polskę w 2021 r., acz samą sprawę Komisja Europejska badała w przypadku Czech już od 2012 r., a Polski od 2013 r. Zdaniem krytyków najnowszej decyzji TSUE, orzeczenie to w jasny sposób jest związane z tendencjami eurofederalistymi oraz stanowi próbą ograniczania znaczenia i kompetencji państw narodowych.
Czy Unia Europejska przetrwa rok 2024?
.Na temat proponowanych zmian traktatowych, które doprowadziłyby do powstania oligarchiczno-centralistycznego superpaństwa pod hegemonią Berlina, z Paryżem w roli głównego wasala RFN, oraz zredukowaniem roli i znaczenia państw członkowskich UE do kategorii landów, na łamach „Wszystko co Najważniejsze” pisze Dariusz LIPIŃSKI w tekście „Czy Unia Europejska przetrwa rok 2024?”.
„Państwa członkowskie utraciłyby resztki suwerenności w tych obszarach polityki, w których jeszcze ją posiadają (sprawy zagraniczne, obrona czy własna waluta), a nawet w stosunku do wartości konstytucyjnych, do których się odwołują, a które byłyby zastąpione zmodyfikowanym artykułem 2 Traktatu o Unii Europejskiej w radykalnej, lewicowo-liberalnej interpretacji. Lecz utrata suwerenności państw członkowskich to nie jedyne zagrożenie. Jest ich więcej, jak choćby wpisana do projektu tzw. autonomia strategiczna, czyli odwieczne (w skali historii integracji europejskiej) niemieckie i francuskie (a także – o czym wciąż warto przypominać – rosyjskie) marzenie o pozbyciu się z Europy wojsk amerykańskich”.
”Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedno niebezpieczeństwo wpisane a priori, niczym kod genetyczny, w strukturę projektowanego superpaństwa. Otóż musiałoby (nie – mogłoby, ale musiałoby!) być ono autokratyczne. Z wielu powodów”.
„W Unii występuje zjawisko zwane przez politologów deficytem demokratycznym. Polega ono na tym, że coraz więcej decyzji dotyczących bezpośrednio życia obywateli, w coraz liczniejszych obszarach polityki, jest podejmowanych przez ludzi, którzy nie pochodzą z wyboru, nie mają demokratycznego mandatu. Są to na przykład urzędnicy Komisji Europejskiej i sędziowie TSUE, ale nie tylko oni. Obywatele mają bezpośredni wpływ na kształt tylko jednej spośród instytucji unijnych: Parlamentu Europejskiego. Część pozostałych instytucji ma mandat co najwyżej pośredni (Rada Europejska i Rada Unii Europejskiej), a najważniejsze dla codziennego działania Unii (Komisja Europejska i TSUE) nie mają go wcale, pochodząc de facto z mianowania, a w szczegółach personalnych niekiedy – jak w przypadku blokowania prawidłowo przez Polskę zgłaszanych kandydatów do TSUE i sztucznego przedłużania kadencji prof. Marka Safjana – opierają się wręcz na zasadzie znanej z filmu Miś Stanisława Barei: „Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobisz?”. Personalia takie są, bo tak uważamy, prawem kaduka. „Nie akceptujemy waszych kandydatur i co nam zrobicie?”.
.„Jeśli demokracja jest ustrojem, w którym obywatele sprawują władzę poprzez wybieranych przez siebie przedstawicieli, nie ulega wątpliwości, że wszystkie państwa członkowskie Unii Europejskiej są demokratyczne, ale sama Unia już taka nie jest. Suma bytów demokratycznych nie jest bytem demokratycznym. Jest to fakt, którego nikt nie neguje, chociaż najczęściej jest on przemilczany”.
PAP/Jowita Kiwnik Pargana/WszystkocoNajważniejsze/MJ