„Od memów do mordów”. Raport o ekstremizmie online

Ekstremizm online staje się globalnym motorem radykalizacji – ostrzega The Hague Centre for Strategic Studies w raporcie Od memów do mordów. Holenderscy badacze wskazują, że cyfrowe „wylęgarnie ekstremizmu” przyciągają młodych i dzieci, tworząc nowy typ ekstremisty. Zjawisko wpisuje się w światową falę przemocy od USA po Europę.

Raport Od memów do mordów wskazuje gry, gdzie dochodzi do procesu radykalizacji

Według raportu The Hague Centre for Strategic Studies (HCSS) „Van meme tot moord” („Od memów do mordów”) internetowe subkultury stają się inkubatorami przemocy na skalę międzynarodową. Zjawiska takie jak manosfera, incelosfera, kanały ekoterrorystyczne czy tzw. COM-grupy (nihilistyczne grupy i kanały na Discordzie i Telegramie) tworzą nowy profil ekstremisty: młodego, cyfrowo biegłego, często bez jednoznacznej ideologii.

Raport Od memów do mordów ostrzega, że w tych środowiskach dzieci nawet w wieku 8–12 lat są narażone na grooming, szantaż seksualny, a także na normalizację brutalnych treści. To prowadzi do radykalizacji, ale też trwałych szkód psychicznych. Eksperci identyfikują rosnące ryzyko ataków inspirowanych wyłącznie obecnością w cyfrowych subkulturach.

Choć problem jest globalny – od USA po Kanadę i Europę, gdzie doszło do zamachów inspirowanych internetowymi narracjami – raport podkreśla także holenderski kontekst. Wywiad AIVD i koordynator do spraw terroryzmu NCTV zwracają uwagę, że ekstremiści wykorzystują wysokie standardy ochrony prywatności w Holandii i infrastrukturę hostingową do komunikacji i przechowywania treści. Według HCSS brak systematycznego monitoringu i luki prawne czynią kraj atrakcyjnym dla sieci ekstremistycznych.

Zjawisko nie ogranicza się do tradycyjnych ideologii. Hybrydowe narracje łączą islamizm z neonazizmem, mizoginię z ekoterroryzmem, a memy i gry komputerowe, jak Roblox i Minecraft, stają się nośnikami propagandy. Badacze nazywają to „cyfrową piątą falą” ekstremizmu, która przenika z internetu do polityki, protestów i przemocy offline.

HCSS zaleca inwestycje w OSINT (Open-Source Intelligence), adaptację prawa i działania prewencyjne w szkołach i rodzinach. Wnioski raportu pokrywają się z ostrzeżeniami Europolu i FBI, które prowadzą setki śledztw w sprawie „sadystycznych” grup online. Holenderskie źródła podkreślają jednak, że skuteczna odpowiedź wymaga międzynarodowej koordynacji – inaczej ekstremizm z memów i gier coraz częściej będzie kończył się realną przemocą.

Zagrożona wolność słowa

.W związku z debatami wokół „ingerencji” Elona Muska w europejską politykę za pośrednictwem jego portalu społecznościowego Twitter/X oraz z dążeniem władz Brukseli do większej kontroli nad opiniami można śmiało powiedzieć, że wolności słowa, która niegdyś była uważana za oczywistą, ponownie jest zagrożona – pisze Nathaniel GARSTECKA.

Wszyscy wielcy myśliciele demokracji i liberalizmu opowiadali się za wolnością słowa. Baruch Spinoza, XVII-wieczny holenderski filozof, pisał: „Każdy może z pełną swobodą wyrażać swoje zdanie, sądzić, a w konsekwencji także mówić, pod warunkiem, że nie wykracza poza zwykłą mowę”. Pierre-Augustin de Beaumarchais w swojej słynnej sztuce Wesele Figara napisał: „Bez swobody krytyki nie ma zaszczytnej pochwały, (…) jedynie mali ludzie lękają się małych pisemek”. XIX-wieczny ekonomista John Stuart Mill: „Państwo, które czyni ludzi małymi i posłusznymi narzędziami w swoich rękach, nawet w imię dobrej woli, odkryje, że z małymi ludźmi nie można osiągnąć nic wielkiego”. Wreszcie Hannah Arendt napisała: „Totalitarne formy dominacji nie zadowalają się kładzeniem kresu wolności słowa, ale z zasady dążą do unicestwienia spontaniczności człowieka we wszystkich dziedzinach”.

Jednak nikt z nich ani żaden przedstawiciel klasycznej szkoły liberalnej (w szczególności Szkot Adam Smith oraz Francuzi Bastiat i Constant) nie uważał, że wolność ta powinna być całkowita i nieograniczona. Dla Milla obelgi i wyzwiska nie powinny mieć miejsca w debacie ideowej. Spinoza uważał, że granicą wolności słowa jest ochrona bezpieczeństwa społeczeństwa i jedności państwa. Nie można zatem bronić nawoływania do buntu lub przemocy. Arendt z kolei twierdziła, że wolność nie może istnieć bez indywidualnej odpowiedzialności. Każdy z nas ponosi moralną odpowiedzialność, którą musimy cierpliwie budować poprzez refleksję i umiejętność zdystansowania się od panującego zgiełku.

Argument, że zasady ustanowione sto czy dwieście lat temu nie mogą być stosowane w XXI wieku, jest tylko częściowo prawdziwy. Trzeba przyznać, że w czasach Spinozy czy Beaumarchais’go nie istniały sieci społecznościowe. Ale przemoc i tyrania istniały. Jeśli Spinoza chciał, aby wolność słowa była „tak szeroka, jak to tylko możliwe”, to dlatego, że postrzegał ją jako narzędzie do ograniczania napięć społecznych, które były wszechobecne w XVII-wiecznej Europie, szczególnie w kontekście wojen religijnych między katolikami i protestantami, które krwawo wstrząsnęły kontynentem. Mill pisał zaledwie kilka dekad po wojnach napoleońskich i w czasie rewolucji narodowych. Dla niego wolność słowa była narzędziem innowacji i kreatywności, które mogły przyczynić się do wielkich odkryć i postępu myśli. Z kolei Hannah Arendt wypowiadała się w kontekście potępienia wielkich reżimów totalitarnych XX wieku i popełnionych przez nie masowych zbrodni i ludobójstw. Wolność jest pierwszym bastionem przeciwko tyranii, ponieważ to właśnie wolność dyktatorzy starają się ograniczyć w pierwszej kolejności. Co się zmienia w XXI wieku? Jak wspomniano powyżej, jest to rozszerzenie narzędzi mowy na całą ludzkość. Każdy, kto ma komputer lub smartfon, może publikować swoje opinie i udostępniać je całemu światu. Wyrażanie opinii nie jest już ograniczone do piśmiennej i intelektualnej elity, co ma dobre i złe strony.

Złe, ponieważ ujawniają się wszystkie wady człowieka, wszystkie jego podstawowe instynkty: przemoc, agresja, nienawiść. Nie ma sensu zaprzeczać: jesteśmy niedoskonałymi stworzeniami. I być może nie jest to nic złego. Ważne jest, aby to podkreślić, ponieważ niektóre z naszych elit chciałyby przekształcić rasę ludzką według własnego uznania, zgodnie z postępową ideologią, która narodziła się w umysłach utopistów w XVI wieku, zyskała na znaczeniu dzięki rewolucji francuskiej i została podana w nowoczesnej formie przez Karola Marksa. Piękno naszej egzystencji polega właśnie na tym, że jest ona nieprzewidywalna i przypadkowa. W tym właśnie świadomość naszej skończoności i tragedii pozwala nam delektować się życiem i starać się uczynić je tak interesującym, jak to tylko możliwe. Losowość jest również tym, co czyni nas wszystkich wyjątkowymi i niezastąpionymi w przeciwieństwie do sloganów powszechnych w świecie korporacji. Wszyscy jesteśmy różni, a różnorodność to zaleta. Lewicowi ideolodzy chcieliby nas tej różnorodności pozbawić. Chcieliby, abyśmy wszyscy byli identyczni, myśleli tak samo, głosowali w ten sam sposób, pozbyli się naszych korzeni i tożsamości i stopili się w etnicznie mieszany i kulturowo znormalizowany „tygiel”.

Aby to osiągnąć, należy oczywiście ograniczyć swobody. Wolność jest tym, co pozwala nam być innymi. To ona daje nam możliwość odróżnienia się od innych. Jest także, a nawet przede wszystkim podstawą demokracji. Jeśli wszyscy myślimy tak samo, jaki jest sens debaty publicznej, a nawet wybierania naszych przedstawicieli politycznych? Demokracja to „władza ludu, przez lud, dla ludu”. Jean-Jacques Rousseau ustalił, że ludzie powinni być prawowitym źródłem władzy. To właśnie na tym twierdzeniu oparliśmy nasze nowoczesne systemy polityczne.

Co więc stało się w Rumunii? Trybunał Konstytucyjny po prostu unieważnił wybory prezydenckie, w których w pierwszej turze zwyciężył niespodziewany kandydat. Trybunał Konstytucyjny składa się z członków, którzy nie są wybierani bezpośrednio, ale są mianowani przez Senat, Izbę Deputowanych i prezydenta. Jaki jest powód tej decyzji? Oficjalnie chodzi o podejrzenie o manipulację wyborami za pośrednictwem platformy społecznościowej TikTok, gdzie rzekomo miała miejsce „agresywna promocja” na rzecz Călina Georgescu.

Postawmy sprawę jasno. Media społecznościowe nie mają ani prymatu, ani monopolu na manipulację i ingerencję jakiegokolwiek rodzaju. Każdy, kto interesuje się mediami, jest świadomy różnych skandali. Bliskie powiązania między polityką a mediami są udowodnione i udokumentowane. Dziennikarze z pewnością podlegają zasadom etycznym, ale w rzeczywistości są one dalekie od stosowania. Sieci społecznościowe zostały oskarżone o wykorzystywanie algorytmów do promowania określonego obozu politycznego. Tymczasem wiadomości zamieszczane na portalach społecznościowych przez centrolewicowego premiera Polski Donalda Tuska generują więcej polubień niż te zamieszczane przez konserwatywnego Mateusza Morawieckiego, gdy zajmował to samo stanowisko. Jest to oczywiście tylko jeden z wielu przykładów, ale ilustruje on pluralizm, który faktycznie panuje w sferze wirtualnej.

Skoro mówimy o pluralizmie – to który dyrektor tradycyjnych mediów mógłby z ręką na sercu przysiąc, że wszystkie opinie prezentowane w jego gazecie lub w jego kanale telewizyjnym są traktowane z taką samą troską? Kto mógłby przysiąc na swój honor, że nigdy nie starał się promować jednego obozu politycznego ze szkodą dla innego? Przestańmy udawać, że nie rozumiemy. Jeśli Elon Musk ingeruje w politykę europejską, a to właśnie robi, to na czym polega działalność George’a Sorosa, jeśli nie na ingerowaniu najpierw w gospodarkę suwerennego państwa, w tym przypadku Wielkiej Brytanii, a następnie w sprawy publiczne naszych krajów, poprzez finansowanie organizacji, instytucji i mediów w jawnym celu (za pośrednictwem jego Fundacji Społeczeństwa Otwartego) wpływania na opinię publiczną? Jeśli uznamy, że ma do tego prawo i nic mu w tym nie przeszkadza, to Elon Musk powinien być upoważniony do przeprowadzenia wywiadu z liderem niemieckiej AfD i wyemitowania go na swojej platformie cyfrowej. Tym bardziej że Elon Musk działa w sposób otwarty, ogłaszając swoje zamiary z wyprzedzeniem. Niczego nie ukrywa. Dzięki temu ludzie są świadomi jego działań.

Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/nathaniel-garstecka-zagrozenie-wolnosci-slowa

PAP/MB

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 25 sierpnia 2025