
Od Hume’a do TikToka. Przyczynowość w erze algorytmów
Media społecznościowe mogą formować nasz obraz świata, wykorzystując naszą własną naturę przeciwko nam. Jeśli David Hume miał rację, że postrzeganie przyczynowości to nawyk, to dziś nie rzeczywistość, lecz algorytmy mają nad nim kontrolę — pisze Piotr JASKÓŁKA
.Wpływ mediów społecznościowych na współczesne społeczeństwo jest zjawiskiem szeroko komentowanym. Media te polaryzują opinie, promują nierealistyczne wzorce, a ich przestrzeń wypełniają hejt i sensacja. Te obserwacje stały się niemal truizmem, dlatego nie zamierzam skupiać się na nich. Celem niniejszego artykułu jest zarysowanie pewnego możliwego procesu: sposobu, w jaki platformy takie jak TikTok czy Facebook mogą wykorzystywać naszą naturalną skłonność do wyjaśniania świata w kategoriach przyczyn i skutków, by subtelnie przekształcać nasze postrzeganie rzeczywistości. Tekst ten stanowi szkic, hipotezę wymagającą dalszej eksploracji, a nie rozstrzygającą diagnozę. Nie zamierzam przesądzać, czy opisane zjawisko rzeczywiście ma miejsce – przedstawiam jego możliwy opis, pozostawiając Czytelnikom decyzję, na ile trafnie oddaje on współczesną rzeczywistość. Pytanie brzmi: czy to my nadal nadajemy sens światu, czy raczej sens ten może być nam narzucany – i to w sposób, którego rzadko jesteśmy świadomi?
Dlaczego pytamy „dlaczego?” – od natury do nauki
.Ludzki umysł od najmłodszych lat poszukuje odpowiedzi na pytanie „dlaczego?”. Gdy pada deszcz, dzieci pytają o jego źródło; gdy piłka toczy się w dół zbocza, zastanawiają się, co ją porusza. Ta wrodzona ciekawość, która każe nam szukać związków między zdarzeniami, wydaje się podstawowym mechanizmem rozumienia świata. Zakładamy, że każde zjawisko ma swoją przyczynę – że rzeczywistość rządzi się zasadą przyczynowości. Podejście takie wydaje się nam oczywiste. Aby przekonać się, jak jest to ważne, wystarczy wyobrazić sobie w ramach eksperymentu myślowego, że nim nie dysponujemy. Bez niego utracilibyśmy możliwość wyjaśnienia czegokolwiek – a więc przestalibyśmy zupełnie rozumieć świat. Czy jednak oczywistość przekonania, że postrzegane związki przyczynowe są prawdziwe, wystarczy, byśmy mieli pewność, że nie da się w nie ingerować? Że nie da się naszego rozumienia świata wywrócić do góry nogami?
David Hume, XVIII-wieczny filozof, rzucił wyzwanie tej pewności. W swoich rozważaniach zauważył, że nie obserwujemy rzeczywistego związku między przyczyną a skutkiem, lecz jedynie ich regularną sekwencję. Gdy pocieramy zapałkę i pojawia się płomień, dostrzegamy następstwo zdarzeń, ale nie samą „siłę” je łączącą. Postrzeganie przyczynowości, jak twierdził Hume, jest bardziej nawykiem umysłu niż koniecznością – opiera się na przyzwyczajeniu do powtarzalności, a nie na niepodważalnym stwierdzeniu jej w świecie.
Przez wieki ludzkość doskonaliła tę naturalną skłonność do wyjaśniania świata w kategoriach przyczyny i skutku. Tam, gdzie kiedyś deszcz tłumaczono wolą bogów, a pioruny gniewem niebios, rozwój nauki pozwolił ustalić precyzyjne, empiryczne przyczyny – od praw fizyki po mechanizmy biologiczne. Ta zdolność do krytycznego badania związków między zdarzeniami stała się zdobyczą cywilizacji, a posługiwanie się nią wymagało edukacji i refleksji. Jednak w epoce mediów społecznościowych ta wymagająca wysiłku i wiedzy zdobycz może ustępować prostszym, intuicyjnym interpretacjom – takim, które polegają na akceptacji podsuwanych narracji nowej, algorytmicznej mitologii.
Od mitów do algorytmów – jak opowiada się świat
.Aby dostrzec, jak media społecznościowe mogą zmieniać nasze myślenie w tym aspekcie, warto prześledzić ewolucję sposobów, w jakie ludzkość opowiadała sobie świat. W dawnych wiekach opowieści, mity i sztuka oferowały spójne ramy interpretacyjne – często fantastyczne, ale dające poczucie porządku. Wraz z pojawieniem się mediów tradycyjnych – prasy, radia, telewizji – narracja ta ewoluowała. Początkowo gazety, adresowane głównie do elit, selekcjonowały informacje z pewną dozą staranności, układając fakty w logiczne ciągi: wydarzenie, kontekst, analiza. W XX wieku, wraz z rozwojem tabloidów i telewizji, priorytetem stały się emocje – sensacyjne nagłówki i dramatyczne obrazy zaczęły dominować nad rzetelnością.
Przełom mógł nastąpić w erze mediów społecznościowych. Kluczowym momentem było wprowadzenie algorytmicznego doboru treści: w 2009 roku Facebook zaczął filtrować posty na podstawie zaangażowania użytkowników, a TikTok później wyniósł ten mechanizm na nowy poziom, w pełni oddając kontrolę nad widocznością algorytmowi. To nie była tylko zmiana technologiczna – była to potencjalna rewolucja w sposobie widzenia rzeczywistości. W odróżnieniu od tradycyjnych mediów, które wciąż oferowały pewną redakcyjną spójność i opowieść, algorytmy stawiają na maksymalizację uwagi i treści krótkie, fragmentaryczne. Faworyzują emocje, nie fakty, powtarzalność, nie prawdę.
Popularny filmik, dla przykładu, może pokazywać osobę noszącą amulet, a zaraz potem jej wygraną na loterii, sugerując w jednej treści wyjaśnienie, że to amulet przyniósł szczęście. Post o wygranej może dzięki algorytmowi pojawiać się obok oddzielnych treści o amulecie, budując podobne skojarzenie przez powtarzalność. W obu przypadkach – czy to w pojedynczej rolce, czy w sekwencji – odbiorcy mogą przyjąć iluzję oczywistości, o której mówił Hume, mimo że zdarzenia nie są w związku przyczynowym.
Niezmienny świat, zmienione umysły
.Warto podkreślić istotną kwestię: realny świat się nie zmienił. Jeśli dane zjawisko – powiedzmy, kryzys ekonomiczny czy zmiany klimatyczne – było wynikiem złożonego, trudnego do zrozumienia ciągu przyczynowego, pozostaje tak nadal. Przyroda, fizyka czy dynamika społeczna nie uległy uproszczeniu. Jednak w umysłach ludzi poddanych działaniu mediów społecznościowych te skomplikowane wyjaśnienia mogą coraz częściej ustępować miejsca „chłopskiemu rozumowi” lub teoriom spiskowym. Algorytm może pokazać w jednym wideo kryzys i złowrogiego polityka jako jego sprawcę, oferując gotowe wyjaśnienie: „To jego wina”. Podobnie sekwencja treści – wideo o kryzysie, a zaraz po nim materiał o polityku – może wywołać tę samą iluzję.
Co więcej, ten proces może nie zachodzić w izolacji. Użytkownicy, którzy wpadli w tę samą pułapkę uproszczeń, mogą utwierdzać się nawzajem w swoich przekonaniach. Komentarze, udostępnienia, polubienia mogą wzmacniać iluzję, że taka interpretacja jest nie tylko prawdopodobna, ale wręcz powszechnie akceptowana. W efekcie złożona rzeczywistość – wymagająca cierpliwości, danych i krytycznej analizy – może zostać wyparta przez wygodną, choć fałszywą, prostotę. Wydaje się jednak, że nie wszyscy muszą być równie podatni na to zjawisko. Starsi użytkownicy mediów społecznościowych, wychowani w czasach, gdy główną rolę odgrywały opowieści – czy to w formie książek, rozmów, czy tradycyjnych mediów – mogą traktować rolki raczej jako ciekawostkę. Stanowią one dla nich kalejdoskop, z którego mogą skorzystać dla rozrywki, by później powrócić do obserwacji świata przez lunetę lub mikroskop krytycznej refleksji. Dla młodszego pokolenia ten kalejdoskop może jednak stać się – lub już jest – głównym narzędziem gromadzenia doświadczeń. To treści prezentowane w określony, lecz nieprzejrzysty dla użytkownika sposób mogą wyrabiać w nim przyzwyczajenie do błędnych wyjaśnień, o którym mówił Hume. Zjawisko to może być trudne do zauważenia: dla starszych osób może być całkowicie obce, a więc niedostrzegalne; dla młodszych – całkowicie naturalne, a więc przezroczyste.
Uwikłani w algorytmy – czy jest wyjście?
.Konsekwencje tego zjawiska mogą być wielowymiarowe. Na TikToku filmik może zasugerować, że suplement leczy poważną chorobę, łącząc w jednej treści problem i rozwiązanie – brak dowodów, ale algorytm może wzmacniać przekaz powtarzalnością, co mogłoby skłonić ludzi do ryzykownych decyzji zdrowotnych. Relacje z protestów, wyjęte z kontekstu, mogą kierować winę na demonstrantów, pomijając szersze tło. Teorie spiskowe – od „płaskiej Ziemi” po rzekome spiski elit – mogą zyskiwać siłę, bo są chwytliwe i łatwe do przyswojenia w przeciwieństwie do analiz, które nie mieszczą się w kilkunastosekundowych formatach.
Dyskusje w parlamencie, na przykład dotyczące walki z mową nienawiści w internecie, mogą ilustrować kłopot z rozwiązaniem opisywanego tu problemu. Jeśli hipoteza przedstawiona w tym artykule jest trafna, mamy do czynienia ze schematem, w którym agresja – w tym mowa nienawiści – staje się postrzeganą odpowiedzią na pewne problemy społeczne. Dawniej taki sposób reagowania – przynajmniej w debacie publicznej – byłby nieakceptowalny, a spory rozwiązywano poprzez dyskusję czy negocjacje. Jeśli jednak algorytmy mediów społecznościowych rozbiły ten tradycyjny związek między problemem a racjonalnym wyjaśnieniem, zastępując go emocjonalnymi skrótami w pojedynczych treściach lub sekwencjach, to nawet całkowity zakaz mowy nienawiści może okazać się niewystarczający. Agresja wciąż będzie jawić się jako rozwiązanie – a jeśli jej zabraknie, użytkownicy raczej nie wrócą do debat, lecz przyjmą inne, równie uproszczone reakcje. Tego typu regulacje traktują objawy, podczas gdy przyczyna – wykorzystanie sposobu, w jaki wyjaśniamy świat, do kształtowania błędnych przekonań – leży znacznie głębiej. To debatę nad rozwiązaniem należałoby przedstawić atrakcyjnie, ale taka rywalizacja pod względem atrakcyjności z prostymi rozwiązaniami jest chyba z góry przegrana.
Hume ostrzegał, że nasze postrzeganie przyczynowości to efekt przyzwyczajenia. Algorytmy mogą uczynić z tego narzędzie: podsuwają sekwencje zdarzeń lub gotowe narracje, które nasz umysł automatycznie łączy w spójną – choć być może błędną – całość. W efekcie dziecko wychowane na rolkach może uznać, że deszcz to efekt czyjegoś tańca, a nie procesów atmosferycznych, bo taki ciąg zobaczyło w jednym filmiku lub serii treści. Świat skonstruowany przez algorytmy może być wygodny – trudniej zauważyć, co pozostaje poza kadrem. Perspektywa może stać się jeszcze bardziej niepokojąca, gdy weźmiemy pod uwagę rozwój sztucznej inteligencji, która generuje treści, przewidując nasze reakcje, potencjalnie oddalając nas jeszcze bardziej od rzeczywistości. A jednak media społecznościowe mogą oferować też pewne korzyści: stymulują kreatywność, uczą elastyczności w chaosie informacji. Pojawia się pytanie, czy te zalety mogą przeważyć nad ryzykiem utraty kontaktu z prawdą.
Media społecznościowe – obraz świata czy więzienie umysłu?
.Wyobraźmy sobie świat, w którym każda przyczyna i każdy skutek są nam podane na tacy – świat, w którym nie musimy pytać „dlaczego?”, bo odpowiedź już czeka, uformowana przez subtelne działanie algorytmów. I to odpowiedź zawsze przyjemna, prosta, zgodna z naszymi oczekiwaniami. Czy to wciąż my odczytywalibyśmy wówczas kształt rzeczywistości, czy raczej stalibyśmy się więźniami narracji tkanej przez maszynę? Media społecznościowe mogą formować nasz obraz świata, wykorzystując naszą własną naturę przeciwko nam. Jeśli Hume miał rację, że postrzeganie przyczynowości to nawyk, to dziś nie rzeczywistość, lecz algorytmy mają nad nim kontrolę. Stoimy przed wyborem: poddać się iluzji prostoty czy odzyskać świat, który wymaga wysiłku, by go zrozumieć. Odpowiedź nie jest oczywista, ale próba jej udzielenia dowodzi, że jeszcze nie przestaliśmy pytać.