„Ojciec chrzestny” – trylogia o naszych czasach
Choć w trylogii „Ojciec chrzestny” wątków świąteczno-noworocznych jest niewiele, filmy Francisa Forda Coppoli należą do najczęściej oglądanych w tym okresie. Bo choć są pełne przemocy, mówią przede wszystkim o rodzinie. Według reżysera zaś to przypowieść o „królu i jego trzech synach. O władzy”.
„Ojciec chrzestny” – jako film świąteczny?
.Włoski reżyser Luca Guadagnino, autor takich filmów jak „Suspiria” czy „Tamte dni, tamte noce”, poproszony o wskazanie swojego ulubionego filmu świątecznego, wskazał „Ojca chrzestnego III” Francisa Forda Coppoli – opowieść o starości, samotności i śmierci Michaela Corleone. „Część druga jest zbyt idealna” – tłumaczył – „a pierwsza zbyt legendarna”. Trzecia natomiast przesycona jest melancholią i tęsknotą, ocenił artysta.
„Powracam do niej w czasie świąt, ponieważ spędzamy je po cichu. Nie jesteśmy wielką rodziną. To cudowne, ta zimowa cisza wokół, w której można zagłębić się w ten film. W końcu jest dość czasu. Nigdzie się nie spieszę. Żadnej pracy, żadnych telefonów. A to długi film” – zaznaczył Guadagnino. Być może popularność „Ojca chrzestnego” w okresie świąteczno-noworocznym wiąże się także z wolnym czasem, który przeznaczyć można na seans trylogii, która w całości trwa ponad dziewięć godzin.
Dzieła Francisa Forda Coppoli o rodzinie Corleone, w których wystąpili m.in. Al Pacino, Marlon Brando, Diane Keaton, John Cazale, James Caan, Robert Duvall i Robert De Niro, zyskały nieoczekiwane miano „filmów świątecznych”, obok – również nietypowych w tym kontekście – filmów sensacyjnych z serii „Szklana pułapka”. Alicia Kozma z Indiana University Cinema wspomina w artykule „Twinkle Lights and Gun Fights: Watching The Godfather on Christmas” o całodobowych maratonach w dzień Bożego Narodzenia, podczas których nowojorska stacja telewizyjna WPIX Channel 11 pokazywała wszystkie części „Ojca chrzestnego”. Seanse filmów Coppoli były pretekstem do spędzania czasu z ojcem, który opowiadał jej przy okazji o „swoim” Nowym Jorku.
„Gdy Sollozzo wiezie Michaela na spotkanie we włoskiej restauracji, ojciec tłumaczył mi, że jadą przez most Waszyngtona. Ten sam, przez który też jechałam!, myślałam. Kiedy Sollozzo i McCluskey giną, zastrzeleni przez Michaela w restauracji na Bronxie, ojciec opowiadał mi, jak sam tam bywał, gdy jeszcze była otwarta, i że naprawdę mieli tam takie staromodne toalety. Kiedy Sonny przyjeżdża samochodem, żeby spuścić łomot Carlo, a wszystkiemu przyglądają się dzieciaki siedzące na ulicy przy hydrancie, opowiadał mi, jak dorastał w Queens i że tak samo spędzał czas z braćmi. W końcu mama beształa nas za oglądanie telewizji w święta i dawała nam sprawunki do załatwienia. A w kolejne święta wszystko zaczynało się na nowo – rytuał, film i opowieści” – pisała Kozma.
Opowieść o mafii
.Wątków świąteczno-noworocznych w trylogii „Ojciec chrzestny” jest niewiele. W jednej ze scen Pacino i Keaton – Michael i Kay – wychodzą ze sklepu i idą nowojorską ulicą obładowani prezentami. Frank Sinatra śpiewa „Have Yourself a Merry Little Christmas”, pada śnieg. W kolejnej scenie Tom Hagen – w tej roli Robert Duvall – zostaje „uprowadzony” przez rywali rodziny Corleone, a figurka świętego Mikołaja kręci się wesoło za jego plecami na wystawie.
To opowieść o mafii, kolejnych pokoleniach włoskich imigrantów. Tych przybyłych do Stanów z Europy i tych urodzonych już w nowej ojczyźnie, uważających się za Amerykanów, a nie Amerykanów włoskiego pochodzenia. Gdy rozpoczyna się część pierwsza, Michael Corleone nie bierze udziału w rodzinnym interesie, nie chce zostać Donem. Jest porządnym obywatelem, przestrzega prawa, nawet walczył za swoją amerykańską ojczyznę na wojnie. Choć mówi o mafii i jest pełen przemocy, „Ojciec chrzestny” to przede wszystkim film o rodzinie. Według Coppoli to przypowieść o „królu i jego trzech synach. O władzy”.
„Myślę, że tym, co ujęło widownię w Ojcu chrzestnym i co przydało filmowi takiej mocy, była idea rodziny” – ocenił Pacino w autobiografii „Sonny Boy” (wydawnictwo Agora, tłum. Dariusz Żukowski). „Ludzie utożsamiali się z rodem Corleone i jego członkami, przywiązywali się do nich i rozpoznawali znane sobie relacje między braćmi i siostrami albo rodzicami i dziećmi”.
Rola Michaela Corleone przyniosła mu sławę, ale to nie Pacino miał ją otrzymać. Szefowie Paramount chcieli, by w tej roli wystąpili Jack Nicholson albo Robert Redford. Odrzucili zresztą większość propozycji Francisa Forda Coppoli, który na początku lat 70. największe osiągnięcia artystyczne miał dopiero przed sobą. Po „Ojcu chrzestnym” nakręci „Rozmowę”, a następnie „Czas Apokalipsy”, ale gdy rozpoczynał pracę nad „sycylijsko-amerykańską opowieścią”, usiłował związać koniec z końcem, harując przy niskobudżetowych horrorach i filmach erotycznych. Na planie dramatu „Ludzie z deszczu” w jego reżyserii poznał Jamesa Caana i Roberta Duvalla, których zatrudnił później w „Ojcu chrzestnym”. Ale jego szefowie nie chcieli Caana w roli porywczego Santino Sonny’ego Corleone. Nie spodobała im się propozycja, by Vita Corleone zagrał Marlon Brando, sławny zarówno z aktorskiego kunsztu, jak i trudności, jakie sprawiał na planach filmowych.
„Kuluarowa wieść niosła, że od tej produkcji wiele zależy” – wspominał Pacino. „Menedżerowie z Paramount chodzili rozdrażnieni i pokrzykiwali na siebie. Atmosferę można było kroić nożem”. Dostał rolę po tym, jak pomyślnie przeszedł próby ekranowe, ze względu na rolę w „Narkomanach” (1971) Jerry’eo Schatzberga, a także dlatego, że upierał się przy tym Coppola. Ani Pacino, ani tym bardziej szefowie wytwórni i reżyser nie wiedzieli, że jego dziadek urodził się w sycylijskim miasteczku Corleone – o czym aktor dowiedział się od babki, gdy zadzwonił do niej, by pochwalić się angażem w „Ojcu chrzestnym”. „Czuwa nade mną jakaś siła wyższa, pomyślałem” – wspomina Pacino w swojej książce.
Krążyła plotka, że lada dzień zostanie wymieniony na innego aktora. On, a także Coppola, który tak naciskał na jego zatrudnienie. „Nie dajesz sobie rady” – zakomunikował mu reżyser. Pacino grał Michaela dyskretnie, przedstawiając go jako tajemniczą postać, której charakter rozwija się z upływem czasu. Z punktu widzenia szefów wytwórni był mało wyrazisty. Coppola postanowił zmienić kolejność kręcenia, by przyspieszyć scenę zemsty Michaela we włoskiej restauracji, w której Pacino mógł się zaprezentować szefom. Tej samej, o której Alicii Kozma opowiadał jej ojciec w trakcie wspólnego oglądania „Ojca chrzestnego”.
Kręcenie słynnej sceny trwało 15 godzin. „W dusznym, cuchnącym pomieszczeniu wypełnionym dymem i okrutnie gorącym” – zapamiętał Pacino, który skręcił tamtego dnia kostkę. „Nie będę już musiał kręcić tego filmu. Ulga, której doznałem, wprost mną wstrząsnęła. Codzienna praca z poczuciem, że mnie tu nie chcą i że odwalam chałturę, była przytłaczająca, a uraz mógł mnie uwolnić z tego więzienia”. Nie został zwolniony. W Paramount spodobała się scena w restauracji.
Z nerwów nie był w stanie obejrzeć skończonego filmu w całości, nawet podczas premiery w Loew’s State Theatre w Nowym Jorku. „Gdy zgasło światło, wyszedłem. Bo, widzicie, praca w filmie budziła we mnie specyficzne emocje. Nie potrafiłem oglądać siebie na ekranie, gdy patrzyli na mnie inni”. Wraz z kilkoma członkami ekipy filmowej upijał się wtedy w barze przy 44 Ulicy. Jak pisze niemal z dumą: „Prawie udało mi się przeżyć całe życie, nie oglądając Ojca chrzestnego w całości”. Zobaczył go w końcu podczas uroczystości zorganizowanej w Dolby Theatre z okazji 50. rocznicy premiery filmu. Filmu, który zmienił jego życie, uczynił go gwiazdą Hollywood.
„Kilka tygodni po premierze jakaś starsza pani na ulicy pocałowała mnie w rękę i nazwała ojcem chrzestnym” – opowiadał. Kolejną rolę zagrał w „Strachu na wróble” (1973) Jerry’ego Schatzberga – o parze włóczęgów przemierzających Stany Zjednoczone. Była zaprzeczeniem władczego i okrutnego Michaela Corleone. Grany przez niego Francis stara się rozbroić niebezpieczeństwa, jakie napotyka na swej drodze, żartem, uniżoną postawą. „Spodobała mi się jego kruchość” – tłumaczył aktor.
Gdy spotkał się z Mario Puzo, by rozmawiać o drugiej części „Ojca chrzestnego”, pisarz i autor powieści, na podstawie której nakręcono dzieło Coppoli, oznajmił wprost, że scenariusz filmu jest po prostu zły. „Podziękowałem. Przeczytałem. Miał rację. Nie mogłem w tym zagrać” – podsumował Pacino w „Sonny Boy”. Coppola także nie był zainteresowany kręceniem kolejnej części filmu, który z takim trudem ukończył. Szefowie Paramount przekonali obu do udziału.
„Podczas pracy nad pierwszą częścią Ojca chrzestnego Francis i ja byliśmy młodsi i mniej doświadczeni, czym można wytłumaczyć popełniane błędy i sporadyczne konflikty” – pisał Pacino, podkreślając, że przy pracy nad drugą częścią robili, co w ich mocy, by współpraca układała się gładko. Rola wyczerpała go jednak emocjonalnie: „Z Michaelem Corleone żyło mi się bardzo ciężko – odnajdywanie go we własnej duszy okazało się trudnym wyzwaniem”. Nerwy koił, słuchając muzyki poważnej.
Tym razem nie czekał pół wieku, żeby zobaczyć ukończony film. „Obejrzałem Ojca chrzestnego II krótko przed premierą w salce projekcyjnej (…). Uznałem, że Francis zrobił świetną robotę. Robert De Niro także był bardzo dobry. Duże wrażenie wywarł na mnie jego Vito, za którego dostał Oscara” – wspominał Pacino. „A mój portret Michaela w tym filmie jest być może jedną z moich najlepszych życiowych ról”. Przeobrażenie Michaela – jak pisał aktor – „w głaz” dobiegło końca. „Nie wyobrażałem sobie, bym mógł go jeszcze kiedyś zagrać”.
15 lat po premierze drugiej części „Ojca chrzestnego” Pacino wystąpił w „trójce”, która Guadagnino podoba się bardziej niż pierwsza i druga. Za kamerą raz jeszcze stanął – ponownie niechętny – Coppola, choć brano pod uwagę powierzenie tego zadania Martinowi Scorsese i Michaelowi Mannowi. „Byłem spłukany. Francis także” – pisze otwarcie aktor. Reżyser borykał się z kłopotami finansowymi po fiasku jego dwóch produkcji „One From the Heart” i „Cotton Club”.
„Ojciec chrzestny III” – zdaniem „Los Angeles Times” najbardziej oczekiwany film ostatniej dekady – trafił do kin w Boże Narodzenie 1990 r. Recenzenci ocenili go nieźle, choć krytykowano braki scenariuszowe, a także obsadzenie Sofii Coppoli, córki reżysera, w roli Mary, córki Michaela Corleone (jako niemowlę Coppola wystąpiła także w pierwszej części trylogii, w scenie chrztu), po tym jak z roli zrezygnować musiała Winona Ryder.
Nie wszyscy krytycy byli skłonni wybaczyć niedociągnięcia – dziennikarz „Washington Post” pisał, że film „jest nie tyle rozczarowaniem, ile porażką o bolesnych proporcjach”. Jedna z najbardziej wpływowych krytyczek filmowych Pauline Kael o dwóch pierwszych częściach napisała w „New Yorkerze”, że są „naszą epicką opowieścią o gangsterach, epicką opowieścią o imigrantach”. O trzeciej natomiast – że wyraża jedynie „głęboką depresję zmęczonego filmowca”. W tamtym roku do kin trafiła inna opowieść o gangsterach, „Chłopcy z ferajny” Martina Scorsese. „Ojciec chrzestny III” okazał się jednak komercyjnym sukcesem. Więcej widzów w ciągu pierwszego tygodnia od premiery w 1990 r. przyciągnął tylko jeden film – „Kevin sam w domu”.
To jedyna część trylogii, która nie została wpisana na National Film Registry, listę najwybitniejszych dzieł filmowych tworzących amerykańskie dziedzictwo kulturalne. Coppola przymierzał się już do części czwartej, znów z Robertem De Niro w roli Vito Corleone, a także z Leonardo DiCaprio, który miał zagrać młodego Sonny’ego. Gwiazda „Ojca chrzestnego III” Andy Garcia także miał wystąpić w kolejnej części sagi, a nawet utrzymywał, że film niemal powstał. Wszelkie plany porzucono po śmierci Mario Puzo.
„Nigdy nie uważałem Ojca chrzestnego za sagę, nie zamierzałem kręcić następnych części” – przyznawał Coppola w rozmowie z „GQ” – „Uważałem, że książka stanowi zamkniętą, skończoną historię. Ale film przyniósł wielkie pieniądze i była presja, by kręcić kolejne. Gdyby o mnie chodziło, powstałby tylko jeden Ojciec chrzestny„.
Kultura Najważniejsza
.Kultura Najważniejsza” to newsletter, w którym podpowiadamy, co warto obejrzeć, co przeczytać, czego posłuchać, ale i czego – posmakować. Odrywając się od codzienności, chcemy przypomnieć o fascynującym świecie kultury i sztuki, na który warto znaleźć czas.
Sztuka wyraża nasze estetyczne potrzeby. Prowokuje do myślenia, pobudza kreatywność, wyzwala emocje. Pozwala poczuć się wyjątkowo, a co najważniejsze, wzbogaca nas samych. Chcemy razem, wspólnie z Państwem, wybierać, to co najważniejsze w kulturze. W każdy czwartek, punktualnie o godzinie 21.00 znajdą Państwo w swojej skrzynce e-mailowej zbiór propozycji kulturalnych, które warto uwzględnić podczas planowania weekendu.
Przedstawiamy premiery kinowe, a także filmy dostępne na platformach streamingowych dla tych, którzy wolą rozkoszować się kulturą w domowym zaciszu. Przypominamy o klasykach, wracamy do pozycji, które zdobyły największe nagrody filmowe i wywarły wpływ na pokolenia oraz do których nawiązuje współczesna kinematografia – i nie tylko.
Nie zapominamy również o koncertach czy płytach. Muzyka pełni tu ważną rolę. Dzięki „Kulturze Najważniejszej” nie ominie Państwa absolutnie żadne wartościowe wydarzenie.
Zachęcamy do zapisania się do specjalnego, bezpłatnego newslettera „Kultura Najważniejsza”, który pozwoli Państwu zaplanować kulturalny weekend [LINK DO ZAPISÓW].
PAP/Piotr Jagielski/WszystkocoNajważniejsze/eg