ORMO - bijące serce partii
Dnia 23 listopada 1989 r. rozwiązano Ochotniczą Rezerwę Milicji Obywatelskiej. ORMO było jednym z najbardziej trwałych ogniw aparatu represji w PRL. „Oni również mogą obić” – mówiono. Ormowców oceniano jako nadgorliwych pomagierów, a nawet konfidentów milicji – powiedział historyk Daniel Czerwiński.
ORMO – jaka była jego rola w PRL-u?
.”Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej była jednym z najbardziej trwałych ogniw aparatu represji w Polsce Ludowej. (…) Wprawdzie była to organizacja ochotnicza o mniejszych możliwościach opresyjnych aniżeli aparat bezpieczeństwa, ale w świadomości społecznej trwale wpisała się w peerelowską rzeczywistość. Dzisiaj trudno naukowo zweryfikować dość powszechne negatywne nastawienie społeczeństwa do ormowców” – pisał w monografii „Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej w latach 1946–1989” dr Tomasz Pączek z Instytutu Bezpieczeństwa i Zarządzania Akademii Pomorskiej w Słupsku. Ten zmarły w listopadzie 2022 r. badacz formacji stawiał tezę, że nawet „milicja cieszyła się większym społecznym zaufaniem niż ORMO”.
„W okresie PRL ORMO wspierało milicję w utrzymywaniu porządku, jednak czasem, np. w marcu 1968 r., jako część tzw. aktywu robotniczego pełniło funkcję haniebnego «tarana» skierowanego przeciw protestującym” – powiedział historyk Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Gdańsku dr Daniel Czerwiński. W październiku 1944 r. komuniści tworzyli na zajętych ziemiach polskich od podstaw Milicję Obywatelską (MO) – policyjną formację zapewniającą porządek publiczny i zwalczającą przestępczość kryminalną. Działająca dotychczas Policja Państwowa (podczas okupacji zwana granatową, podporządkowana niemieckim władzom okupacyjnym) była przez władze oceniana negatywnie i tylko w znikomym stopniu korzystano z jej doświadczonych przedwojennych kadr pionu kryminalnego – tylko nieliczni funkcjonariusze przeszli pozytywnie weryfikację.
Efektem demoralizacji wojną i prawdziwą plagą była przestępczość kryminalna. Napadów rabunkowych nierzadko zakończonych morderstwami i tzw. szabru mienia dokonywali nie tylko pospolici polscy przestępcy, ale także żołnierze przechodzącej przez polskie ziemie armii sowieckiej. Wobec słabości tworzącego się aparatu policyjnego powstały oddolnie grupy społeczne o charakterze samoobrony lub lokalnej straży obywatelskiej. W kwietniu 1945 r. na Białostocczyźnie, a później – w pozostałych rejonach kraju rozpoczęto tworzenie Wiejskiej Służby Porządkowej (WSR). Rozwiązano je jednak już w 1946 r. Na początku 1946 r. na tzw. Ziemiach Odzyskanych powstała Straż Obywatelska (SO) podlegająca ministrowi ziem odzyskanych Wiesławowi Gomułce. Formacja ochraniała głównie obiekty partyjne i urzędy. W kolejnych latach została wchłonięta przez Straż Przemysłową i ORMO.
Na mocy uchwały Prezesa Rady Ministrów z 21 lutego 1946 r. powołano ochotniczą, społeczną formację paramilitarną, która przez kolejne 43 lata miała wspierać Milicję Obywatelską i stanowić jedno ze „zbrojnych ramion ludu”. „Wzmacnianie szeregów Milicji Obywatelskiej przy zwalczaniu bandytyzmu, rabunku i innych przestępstw, udzielanie pomocy organom MO oraz przygotowanie rezerw dla uzupełnienia szeregów MO w celu utrzymaniu spokoju i porządku publicznego” – tak uchwała określała zadania nowej formacji.
„Na czele Głównego Inspektoratu ORMO stanął przedwojenny absolwent moskiewskiej Szkoły Polityczno-Wojskowej – de facto sowiecki agent, działacz PPR i naczelnik Wydziału do Walki z Bandytyzmem w MBP ppłk Stanisław Kościelewski (1899-1985) posługujący się pseudonimem Jan Kwiatkowski” – wyjaśnił dr Czerwiński. Do ORMO przyjmowano wyłącznie osoby niekarane, obywateli polskich w wieku 18-35 lat. Wymagano od nich „nieskazitelnej przeszłości i postawy demokratycznej”.
„W celu przyjęcia do ORMO powołano komisje kwalifikacyjne w składzie: komendant ds. ORMO, przedstawiciel urzędu bezpieczeństwa publicznego, przedstawiciel komendy MO. Kandydatów na ormowców mogły zgłaszać partie polityczne i organizacje młodzieży demokratycznej, związki zawodowe oraz Samopomoc Chłopska. Komendanci MO mieli za zadanie wejść w porozumienie z kierownictwem zakładów pracy w celu uregulowania zwolnień na ćwiczenia i służbę ormowców” – pisał dr Pączek. Przynależność do ORMO miała być „bezpłatna i honorowa”, jednak w późniejszych latach zdarzało się, że komendanci wojewódzcy MO przyznawali ormowcom jednorazowe nagrody za udane działania i akcje. Jednostki ORMO wraz z oddziałami LWP, KBW, WOP, MBP i MO podporządkowane były wojewódzkim komisjom bezpieczeństwa podległym Państwowej Komisji Bezpieczeństwa.
W okresie tzw. utrwalania władzy ludowej członkowie ORMO brali udział w akcjach przeciw zbrojnemu podziemiu niepodległościowemu, wspierając m.in. akcje pacyfikacyjne organizowane przez MO, UB i KBW, szturmowanie kryjówek ukrywających się żołnierzy organizacji podziemnych, zasadzki, rewizje, przeszukania i obławy. W połowie maja 1946 r. ORMO liczyło 40,5 tys. członków. Historycy podkreślają, że w różnych województwach organizowanie struktur przebiegało nierównomiernie. „Priorytet przyjęć mieli członkowie PPR oraz ochotnicy ze Związku Walki Młodych. PPR, a później PZPR traktowała ORMO jako rezerwuar w miarę zaufanych kadr. Z kolei dla części członków organizacji przynależność do niej była wstępem do dalszej kariery m.in. w szeregach milicji czy SB” – wyjaśnił dr Czerwiński.
Ormowców nie darzono zaufaniem
.W latach 40. ormowcy mieli przydzieloną broń, jednak służbę pełnili zwykle tylko wraz z milicjantami. Zgodę na posiadanie broni wydawał komendant wojewódzki MO po konsultacji z UB. Początkowo ormowcy nie mieli jednolitego stroju organizacyjnego. Na lewym ramieniu biało-nosili czerwone opaski z pieczęcią jednostki MO i numerem porządkowym. Pierwszymi istotnymi zadaniami formacji była ochrona, tzw. zabezpieczanie, referendum ludowego (30 czerwiec 1946) oraz wyborów do Sejmu Ustawodawczego (19 styczeń 1947). Przyspieszyło to rekrutację – w listopadzie 1946 r. ORMO liczyło ponad 80 tys. członków, a pod koniec dekady – już ponad 150 tys., by w szczytowym momencie, pod koniec lat 70., przekroczyć 460 tys. Do organizacji trafiały też kobiety.
W latach 50., zwłaszcza w czasie gomułkowskiej „odwilży”, mówiono o potrzebie likwidacji ORMO, ale dla komunistycznych władz kilkaset tysięcy cywilnych „pomocników” wspierających kilkadziesiąt tysięcy milicjantów i esbeków okazało się jednak cennym wsparciem. Ormowcy uczestniczyli w zabezpieczaniu imprez – meczów, koncertów i wydarzeń masowych, np. przejazdu Wyścigu Pokoju.
„Można powiedzieć, że punktem przełomowym w historii tej formacji było wejście w życie ustawy z 13 czerwca 1967 r. ORMO otrzymała szersze dotychczas uprawnienia i kompetencje, w tym m.in.: prawo do legitymowania obywateli i stosowania środków przymusu bezpośredniego, a w trakcie wykonywania obowiązków służbowych ochronę prawną, jaka dotąd przysługiwała milicjantom” – wskazał dr Czerwiński. „W tym czasie rozpoczęto tworzenie tzw. oddziałów zwartych ORMO, które współpracowały ściśle z ZOMO, ochraniały imprezy publiczne, pełniły społeczną służbę patrolową samodzielnie lub wspólnie z milicjantami” – dodał.
Działalnością ORMO kierowały sztaby wojewódzkie powoływane przez Społeczne Komitety, a faktycznie – wyznaczane przez Wydziały Administracyjne KW PZPR. Po udziale ormowców w pacyfikacji protestujących studentów w marcu 1968 r. w społeczeństwie skrót MO tłumaczono jako „mogą obić”, ORMO – „oni również mogą obić”, a ZOMO – „zwłaszcza oni mogą obić”. Historyk IPN wyjaśnia, że „aktyw robotniczy” (głównie ormowcy w cywilnych ubraniach) używał pałek, metalowych rurek i innych narzędzi, brutalnie atakując uczestników protestów. Przywieziono ich autokarami należącymi do zakładów pracy. Oficjalnie ormowcy nie mieli broni palnej. W razie rozbijania manifestacji czy protestów funkcjonariusze formacji mogli mieć milicyjne pałki, a także m.in. ręczne miotacze gazu RMG-66 lub RMG-75.
Na mocy zarządzenia ministra spraw wewnętrznych gen. Tadeusza Pietrzaka z 17 kwietnia 1969 r. członkowie ORMO nosili „ubiory organizacyjne służby patrolowej w kolorze stalowoszarym” z prostokątną naszywką „ORMO” na lewym rękawie. Ubiory dla oddziałów zwartych były zielone. Przewidziano ciemnoniebieskie berety z orłem obejmującym koło zębate, a także zimowe czapki w kilku wzorach. Na kołnierzach płaszcza lub kurtki ormowcy mieli naszyte pięcioboczne oznaki funkcyjne. Na granatowym tle umieszczono haftowany napis „ORMO” i ewentualnie symbole funkcyjne w postaci pasków i gwiazdek, np. dwie gwiazdki u zastępcy dowódcy plutonu lub trzy gwiazdki dla komendanta jednostki terenowej.
„Warto podkreślić używane konsekwentnie przez gen. Pietrzaka sformułowanie «ubiór organizacyjny». Formacja miała wspierać MO, jednak w hierarchii ten półcywilny twór zawsze zajmował niższą pozycję niż milicja i nie posiadał mundurów, a jedynie «ubiór organizacyjny»” – wskazał historyk. Poza oddziałami zwartymi stworzono brygady ruchu drogowego, a wielu ormowców pojawiało się jako społeczni inspektorzy ruchu drogowego przy drogach całego kraju.
„Szczupłe kadry Milicji Obywatelskiej «drogówki» nie są w stanie sprostać ogromnym zadaniom, jakimi są systematyczne kontrole pojazdów na naszych drogach” – pisał „Dziennik Bałtycki” 15 maja 1964 r. W połowie dekady w Polsce było ok. 900 społecznych inspektorów, w tym w Warszawie – 560. „Choć nie mieli prawa nakładania mandatów, wielu kierowców wspomina ich źle, gdyż nierzadko wykazywali się nadgorliwością podczas kontroli” – przypomniał historyk IPN. „Społeczeństwo PRL nie darzyło ORMO zaufaniem. Ormowców oceniano zwykle negatywnie jako nadgorliwych pomagierów czy wręcz konfidentów milicji” – dodał.
Przynależność do ORMO była traktowana jako powód do wstydu
.W filmie sensacyjnym „Przepraszam, czy tu biją?” Marka Piwowskiego jeden z głównych bohaterów po zwycięskiej walce stoczonej w bramie warszawskiej kamienicy z szefem gangu Belusem (Zdzisław Rychter) powiedział: „Zapisz się do ORMO. Oni chodzą parami. Łatwiej się wyrobisz”. Przez chwilę w fabule pojawił się autentyczny patrol ORMO. W czerwcu 1979. 62 tys. członków ORMO uczestniczyło wraz z tysiącami milicjantów w „operacyjnym zabezpieczeniu” pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny. Władze kościelne nie ufały oficjalnym służbom ani organizacjom i zorganizowały liczącą 16 tys. wolontariuszy Kościelną Służbę Porządkową Archidiecezji Warszawskiej „Totus Tuus”.
„Przynależność do ORMO była przez sporą część społeczeństwa odbierana jako powód do wstydu. Z sarkazmem i dozą szyderstwa mówiono: «Śpij spokojnie. ORMO czuwa!», i opowiadano niezliczone ilości dowcipów o ormowcach” – przypomniał historyk. Gdy w latach 80. w PRL panował kryzys gospodarczy, władze PRL bezskutecznie próbowały wprowadzić kolejne etapy „reformy” ekonomicznej, ludzie komentowali „O reformo! Wierzy w ciebie tylko ORMO!”.
Po powstaniu „Solidarności” i wprowadzeniu stanu wojennego ormowcy nadal wypełniali dotychczasowe zadania. „Władze miały świadomość, że większość ormowców wywodzi się z klasy robotniczej, trudno więc liczyć na ich użycie podczas pacyfikacji strajkujących zakładów pracy. Do tych zadań używano głównie milicjantów i niekiedy żołnierzy WP, a oddziały zwarte ORMO były wykorzystywane w ograniczonej skali. W latach 80. władze PRL wykazały się ograniczonym zaufaniem wobec organizacji. Próby reorganizacji nie przyniosły efektów. Jednocześnie społeczna niechęć do członków ORMO nasiliła się” – wyjaśnił dr Czerwiński.
Według ustaleń IPN w Warszawie w latach 80. działała grupa specjalna ORMO, której członkowie w cywilnych ubraniach dokonywali prowokacji w trakcie ulicznych protestów opozycji antykomunistycznej. Jesienią 1989 r. Obywatelski Klub Parlamentarny (OKP) przedstawił w Sejmie projekt ustawy o rozwiązaniu ORMO. Poparła go większość posłów „kontraktowego” parlamentu. ORMO została rozwiązana na mocy ustawy z 23 listopada 1989 r. podpisanej przez prezydenta PRL Wojciecha Jaruzelskiego. W momencie rozwiązania organizacja liczyła 328 510 członków.
Kreml chciał zduszenia „Solidarności” polskimi rękami
.Na łamach „Wszystko co Najważniejsze” regularnie ukazują się teksty historyków poświęcone m.in. sytuacji społeczeństwa w PRL i walce z systemem komunistycznym. W jednym z nich prof. Andrzej PACZKOWSKI, historyk, działacz opozycji demokratycznej, opisuje stosunek Sowietów do „Solidarności” w przeddzień podjęcia decyzji gen. Wojciecha Jaruzelskiego o wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego. Jak przekonuje, „Związek Radziecki miałby więcej strat niż korzyści z interwencji zbrojnej w Polsce na początku lat 80.”.
Jak podkreśla prof. Andrzej PACZKOWSKI, „stan wojenny nie tyle uchronił nas przed interwencją ZSRR, ile był w istocie realizacją postulatów Kremla polskimi rękami”.
„Prawdopodobieństwo interwencji wydawało się bardzo wysokie – jednak na krótko. Sowieci decydują się bowiem zaakceptować zawarte 31 sierpnia porozumienia między władzami PRL a strajkującymi robotnikami. Oznaczało to nie tyle próbę zakończenia kryzysu w sposób ewolucyjny, ile raczej zyskanie czasu na przygotowanie innego rozwiązania” – pisze historyk.
.Dodaje ponadto, że „wbrew temu, co wielokrotnie powtarzał gen. Jaruzelski, stan wojenny, wprowadzony w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r., nie był więc sposobem na zapobieżenie interwencji wojsk Układu Warszawskiego (de facto wojsk sowieckich). W rzeczywistości interwencja miała być nie formą agresji bez uzgodnienia z polskimi władzami, ale operacją wykonywaną de facto wspólnie. To raczej generał nalegał na zapewnienie zbrojnej pomocy w sytuacji, gdyby sam sobie nie poradził”.
PAP/Maciej Replewicz/WszystkocoNajważniejsze/MJ