Polska nauka jest prowadzona „zaskakująco fatalnie” - prof. Dariusz Jemielniak

Za kierowanie resortem nauki wystawiłbym Dariuszowi Wieczorkowi trzy na szynach – powiedział w rozmowie wiceprezes Polskiej Akademii Nauk prof. Dariusz Jemielniak. Wytknął ministrowi m.in. nieudany projekt ustawy o PAN, niewystarczające finansowanie nauki i motywowane politycznie decyzje personalne.

Nie możemy finansować badań, nie jesteśmy w stanie wypłacać płacy minimalnej

.Dnia 13 grudnia minie rok, od kiedy prezydent Andrzej Duda powołał szefa polskiego rządu Donalda Tuska. Wśród członków Rady Ministrów, którzy odebrali wtedy nominacje, znalazł się minister nauki i szkolnictwa wyższego Dariusz Wieczorek. Prof. Dariusz Jemielniak podsumował jego dokonania i działania resortu.

Prof. Dariusz Jemielniak zaznaczył, że minister zaczynał kadencję z ogromnym kredytem zaufania i dużymi nadziejami środowiska naukowego. „Szybko pojawiły się rysy na tym obrazie. Pierwsze działania ministerstwa, które wzbudziły kontrowersje, dotyczyły zmian personalnych w Sieci Badawczej Łukasiewicz. Były to, przynajmniej w części, zmiany ewidentnie polityczne, a nie motywowane wyłącznie kwestiami merytorycznymi. Podobnie fatalne były zmiany w IDEAS NCBR, a jeszcze bardziej szokujące były późniejsze niejasne i sprzeczne wyjaśnienia tych decyzji personalnych” – powiedział prof. Dariusz Jemielniak.

Prof. Jemielniak podkreślił, że wielkie oburzenie w środowisku naukowym wzbudził ministerialny projekt ustawy o PAN: „Pojawiło się kilkadziesiąt artykułów i listów krytykujących te pomysły z góry na dół. W obronie tego projektu udało mi się znaleźć tylko teksty ministra Gduli.

Jego zdaniem minister Wieczorek „wziął się za reformowanie Akademii nie od tej strony, co trzeba”: „Na przykład wydał dyspozycję o trzydziestoprocentowych podwyżkach dla pracowników PAN, ale nie dał na to pieniędzy. To spowodowało, że instytutom PAN zajrzało w oczy widmo bankructwa” – opowiadał.

Przypomniał, że obecny budżet PAN jest – po uwzględnieniu inflacji – o 8 proc. niższy niż w 2019 r., ale budżety np. uniwersytetów Jagiellońskiego albo Warszawskiego wzrosły w tym samym czasie o 18 proc. „Nie całe szkolnictwo wyższe i nauka więc dołują. Tymczasem Polska Akademia Nauk ma na tyle niższe finansowanie w realnych kwotach niż pięć lat temu, że nie możemy finansować badań, a także nie jesteśmy w stanie wypłacać płacy minimalnej. A minister Gdula od marca nie podpisuje rozporządzenia, które by spowodowało, że instytuty PAN będą zgodnie z prawem mogły płacić pracownikom pensję minimalną. Jedno rozporządzenie ministra Wieczorka o podwyżkach stoi w sprzeczności z drugim, które reguluje uposażenia w instytutach PAN. Dyrektorzy instytutów muszą się zastanawiać, jak działać zgodnie z prawem, skoro muszą łamać albo jedno, albo drugie rozporządzenie” – dowodził naukowiec.

Za porażki obecnego kierownictwa MNiSW wiceprezes PAN uznał też głośne medialnie wpadki z brakiem finansowania statku badawczego „Oceania” albo Centrali Obrączkowania Ptaków. „Ministerstwo mogło bez trudu ogarnąć projekty priorytetowe, wymagające wieloletniego finansowania bez konkursów, a nie robiło tego miesiącami. Działania resortu wyglądały na wyłącznie reaktywne uprawianie polityki naukowej i gaszenie pożarów” – ocenił.

Wytknął też ministrowi nauki, że na swoją pełnomocniczkę do spraw jakości kształcenia nominował Iwonę Przychocką, która habilitację uzyskała w Bułgarii, a „bułgarska habilitacja powszechnie kojarzy się z niską jakością”.

Niedociągnięcia prof. Jemielniak wytyka również wiceministrowi Gduli. „Miał wiele niefortunnych wypowiedzi o ewaluacji nauki. Na przykład mówił, że nauka to nie sport wyczynowy, a raczej las z jego całą różnorodnością. To się bardzo źle kojarzy, kiedy minister nauki utrzymuje, że nie powinniśmy się starać, nie powinniśmy dążyć do osiągnięć” – uznał wiceprezes PAN.

Prof. Jemielniakowi nie spodobały się także spotkania Macieja Gduli z przedstawicielami chińskiej oficyny MDPI wydającej ponad 400 czasopism, z których wiele uważanych jest za drapieżne (tzw. czasopisma drapieżne to takie, które publikują artykuły naukowe w zamian za uiszczenie przez autora opłaty, ale nie przeprowadzają rzetelnego procesu recenzji naukowych i w których ukazuja się wszystkie nadesłane prace).

„Minister Gdula – mimo wielu zapytań – nie zdradził, jak te spotkania przebiegały, ale ministerstwo zmieniło projekt Komisji Ewaluacji Nauki, w którym próbowano docisnąć śrubę czasopismom drapieżnym. Korekty MNiSW całkowicie wyrywają zęby tej regulacji; powodują, że wydawcy tacy jak MDPI mogą spać spokojnie, bo będą dalej wysoko oceniani. To rodzi podejrzenie o lobbing – niekoniecznie nielegalny, ale minister Gdula powinien przynajmniej powiedzieć, jakie ustalenia z tego rodzaju wydawcami czynił” – argumentował rozmówca PAP.

Zwrócił uwagę, że w trakcie roku na stanowisku ministra Dariusz Wieczorek podejmował też arbitralne decyzje. „Poprzedni minister Czarnek (Przemysław, minister edukacji i nauki) skład Komitetu Polityki Naukowej wybierał osobiście, ręcznie. Wcześniej minister ogłaszał konkurs, uczelnie mogły zgłaszać kandydatury, spośród nich dopiero minister wyłaniał członków KPN. Niestety, minister Wieczorek podtrzymał tradycję ministra Czarnka wyborów do tego gremium całkowicie z palca i bez merytorycznego konkursu. To zupełnie niezrozumiałe, skoro na początku swojej kadencji Wieczorek mówił o powrocie do standardów europejskich. Śmialiśmy się nawet, że zapowiadał że kończy z ręcznym sterowaniem, a może chodziło mu o to, że kończy zręcznym sterowaniem” – tłumaczył badacz.

Podkreślił, że gdyby premier Donald Tusk nie przyznał w obligacjach Skarbu Państwa uczelniom publicznym dodatkowych środków w wysokości 1,5 mld zł, a Narodowemu Centrum Nauki – 500 mln zł, polskie szkolnictwo wyższe i nauka „byłyby w kompletnej zapaści”.

Minister popełnił błąd, nie dyskutując z Polską Akademią Nauk – prof. Dariusz Jemielniak

.Prof. Jemielniak znalazł jednak kwestie, w których szef MNiSW zasługuje na pochwałę. „Jest otwarty na dialog, dobrze się z nim rozmawia. Co więcej, wydaje się nie żywić urazy. Sytuacja nie wygląda więc jak za ministra Czarnka, kiedy trzeba było uważać, co się powie, bo jak się na kogoś obraził, to mu szkodził i pamiętał latami. Ewidentnie nie ma też arbitralnego przyznawania dużych środków jednostkom z zaplecza politycznego ministra, co za poprzednika było wręcz normą” – przyznał.

Na plus naukowiec zapisał też to, że minister Wieczorek zwraca uwagę na istotne problemy środowiska akademickiego, m.in. przeznaczył na remonty i budowę domów studenckich 600 mln zł. „W ogóle fajnie, że ministerstwo stara się dokonywać różnego rodzaju reform. Problem jednak polega na tym, że jak się nie ma dobrego zaplecza eksperckiego ani ludzi, którzy byliby w stanie coś sensownego doradzić, to polega się na krewnych i znajomych królika” – powiedział.

Znów jako przykład przywołał projekt ustawy o PAN: „Minister popełnił błąd, za bardzo ufając opinii kilku osób, swoich współpracowników, zamiast dyskutować z Polską Akademią Nauk i interesariuszami wokół niej”.

Jego zdaniem w rządach obecnego ministra widać chęć wprowadzania zmian w systemie nauki i szkolnictwa wyższego. „To dobrze, chociaż z drugiej strony każdy minister nauki w Polsce ma ambicje, że dokona wielkiej rewolucji. A to powoduje duże rozchwianie systemu i niepewność środowiska. Pracownicy instytutów PAN, naukowcy na światowym poziomie, jeszcze kilka dni temu nie wiedzieli, czy w styczniu dostaną pensje. To haniebne zaniedbanie” – ocenił prof. Jemielniak.

Powiedział, że za rok kierowania MNiSW wystawiłby Wieczorkowi trzy na szynach – „z nadzieją, że minister się poprawi”.

„Wiele rzeczy poszło wręcz zaskakująco fatalnie. Jednak nie chciałbym mu dawać dwói, bo zawsze przykro kogoś oblać” – podsumował prof. Jemielniak.

Nie ma dobrobytu bez dostępu do solidnej edukacji

.Cezary KOŚCIELNIAK, filozof, kulturoznawca, publicysta oraz profesor na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu pisze w swoim artykule, że o polskich uczelniach napisano już wiele, najczęściej skupiając się na ich niedoskonałościach. Jednak z innej perspektywy – „użytkownika” uniwersytetu – obraz wygląda bardziej optymistycznie niż ten wyłaniający się z międzynarodowych rankingów uczelni.

„Nie negując w żaden sposób problemów naszego szkolnictwa wyższego, należy dostrzec, że studenci nie otrzymują edukacji o kilkaset razy gorszej niż na uczelniach z pierwszej setki rankingów. I raczej nie uważają swoich profesorów za mniej mądrych niż ich koledzy z najbardziej renomowanych uczelni” – pisze autor.

„Warto zauważyć, że społeczeństwo nie dąży do wprowadzania radykalnych zmian na uniwersytetach, co świadczyłoby o tym, że Polacy są z nich zadowoleni. W ciągu ostatnich trzydziestu lat polskie uczelnie przeszły głębokie zmiany. Być może autora tekstu można posądzić o to, że występuje w roli sędziego we własnej sprawie, jednak warto pokusić się o niestandardowy obraz uczelni od strony oferowanych studentom możliwości. Wszak korzyści, które uzyskuje się podczas studiów, są z punktu widzenia studenta tak samo istotne, jak prestiż uczelni, jeśli nie bardziej.

Pierwsza kwestia dotyczy odpłatności. Studia na uczelniach publicznych są bezpłatne. Pokolenie urodzonych w latach 70. i 80. musiało zmierzyć się z konsekwencjami wyżu demograficznego w postaci braku miejsc na uczelniach publicznych i konieczności wybrania studiów odpłatnych. Jednak zaznaczmy, że uczelnie publiczne nadal są bezkonkurencyjne – nie ze względu na brak opłat, lecz bogactwo oferty. Niż demograficzny, choć dla przyszłości państwa jest zjawiskiem fatalnym, akurat w tej dziedzinie przyniósł ulgę: obok kierunków najbardziej obleganych obecnie są łatwiej dostępne studia o wysokiej jakości, dające satysfakcję i rozwój, oferowane na kilkudziesięciu najlepszych polskich uczelniach.

Obok kształcenia kierunkowego uniwersytety przedkładają studentom pulę aktywności pozwalających na rozwój osobisty, często w warunkach lepszych niż na Zachodzie. Mądry wybór oferty daje umiejętności potrzebne do dobrego startu – czy to na rynku pracy, czy to w przygotowaniu do dalszego, zaawansowanego kształcenia. Podam kilka konkretnych przykładów z uczelni, na której pracuję, Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Podczas studiów oferuje się obligatoryjny lektorat językowy umożliwiający studentowi poznanie języka na poziomie B2. Oczywiście, jak wszędzie, można utyskiwać, że poziom zależy od lektora, można trafić lepiej lub gorzej, jednak ktoś, kto chce się nauczyć języka, ma na to przez kilka lat szansę i nie musi za to płacić. Na UAM student rozpoczynający naukę języka od poziomu A2 uczęszcza na lektorat przez cztery semestry. Student może również podejść do certyfikacji znajomości języka obcego. Dla porównania – semestralny kurs języka niemieckiego w renomowanej instytucji kosztuje (obecnie w tańszej wersji online) około 1200 zł” – zaznacza profesor.

Rankingi nie są idealnym narzędziem do oceny uniwersytetów, ale czasem sygnalizują pojawiające się problemy

.Polskie uczelnie, podobnie jak uczelnie w pozostałych krajach postkomunistycznych i w innych krajach o podobnym poziomie rozwoju gospodarczego, nie mogą się pochwalić wielkimi sukcesami. W rankingu ARWU (2022) Uniwersytet Jagielloński i Uniwersytet Warszawski są przy końcu pierwszej pięćsetki, dziewięć innych uczelni zmieściło się w pierwszym tysiącu.

„Nie warto analizować, która uczelnia zmieściła się w rankingu i w której setce, jeśli nie jest to setka pierwsza lub druga. W rankingu ARWU o wejściu do rankingu lub o spadku z czwartej do piątej setki często decydują fakty niemające istotnego wpływu na rzeczywistą siłę uczelni, jak choćby odejście z uczelni jednej starszej, mało już aktywnej osoby znajdującej się na liście wysoko cytowanych badaczy czy udział jednego uczonego jako mniej ważnego wykonawcy w wielu międzynarodowych projektach badawczych” – rozważa prof. Leszek PACHOLSKI, profesor zwyczajny nauk matematycznych, logik, informatyk.

„Gdy co roku pojawia się kolejny ranking ARWU (szanghajski) najlepszych uniwersytetów na świecie, zaskoczenia nie ma. W czołówce jak zwykle znajdują się uczelnie z krajów bogatych, z silną gospodarką. Pojawia się pytanie, czy to dlatego, że bogate kraje mogą sobie pozwolić na luksus wspierania nauki, czy też te doskonałe uczelnie generują dobrobyt. Za drugą hipotezą przemawia to, że na pierwszym i trzecim miejscu w 2022 roku były Uniwersytet Harvarda i MIT, uczelnie z metropolitalnego Bostonu, stolicy start-upów, gdzie PKB per capita jest o 48 proc. wyższy od średniej dla USA. Na drugim i piątym miejscu były Uniwersytet Stanforda i Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley, zaplecze Doliny Krzemowej, z PKB per capita o 83 proc. wyższym od amerykańskiej średniej. Dla porównania bogate w ropę regiony w Teksasie mają PKB per capita wyższe od średniej o 6 proc. Czwarte miejsce w rankingu zajmuje Uniwersytet w Cambridge, stolicy najszybciej rozwijającego się regionu w Wielkiej Brytanii. Niedaleko na północ od Uniwersytetu Stanforda ma siedzibę OpenAI, firma, której ChatGPT niedawno zadziwił świat, a start-upy w Bostonie w dobrych miesiącach zdobywają ponad miliard dolarów finansowania z funduszy VC.

W tym miejscu wypada przyjrzeć się sytuacji uniwersytetów w Polsce. Jest kilka oczywistych faktów. Chyba nikt z ważnych polskich polityków i prawie nikt z wpływowych osób polskiego świata akademickiego nie wierzy, że nauka i szkolnictwo wyższe mogą wspierać gospodarkę. W konsekwencji uczelnie nie sprzedają swojej wiedzy, lecz walczą o godne funkcjonowanie, a politycy traktują finansowanie nauki i szkolnictwa wyższego jak kwalifikowaną działalność socjalną, wspieranie zubożałych elit intelektualnych. Po 1989 roku część środowiska akademickiego miała nadzieję, że kiedyś będziemy konkurować z najlepszymi. Wszystko jednak wskazuje na to, że nie doganiamy Europy, a wyprzedzają nas niektóre kraje dawniej uważane za Trzeci Świat” – opisuje autor.

PAP/WszystkocoNajważniejsze/MB

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 5 grudnia 2024