Powiew wolności

Ceremonia inauguracji przyniosła powiew świeżego powietrza, powiew wolności. Coś, do czego nie jesteśmy już przyzwyczajeni, uwikłani w nasz sklerotyczny socjalizm. Obecność Érica Zemmoura i Sarah Knafo, liderów francuskiej Reconquête, skłoniła prezydenta Macrona do opisania tego wydarzenia jako „międzynarodówki reakcjonistów”.
.Gdy trwała ceremonia inauguracji Donalda Trumpa europejskie media głównego nurtu wydawały się całkowicie oszołomione. Od skrajnego wyolbrzymiania wpływu Elona Muska po wrodzoną nienawiść do wszystkiego, co znajduje się na prawo od miękkiego chrześcijańsko-demokratycznego centrum, nie zapominając o przesadnej panice „ekspertów geopolitycznych”, którzy chcieliby, abyśmy uwierzyli, że 47. prezydent Stanów Zjednoczonych ma na myśli tylko jedno: sprzedać nas Rosji – przez tygodnie byliśmy poddawani wyłącznie obciążającej narracji i wydaje się przesądzone, że będzie to kontynuowane w ten sposób przez następne cztery lata.
Tym bardziej że Donald Trump wyraźnie wyznaczył kierunek swojej prezydentury: walka z nielegalną imigracją poprzez rozmieszczenie armii amerykańskiej na granicy z Meksykiem i zakwestionowanie prawa do azylu i prawa ziemi, potwierdzenie interesów gospodarczych swojego kraju na przekór ideologii degrowth (symbolizowane przez wycofanie się z „paryskiego porozumienia klimatycznego”) oraz powrót do elementarnego zdrowego rozsądku z deklaracją, że istnieją tylko dwie płcie – męska i żeńska. Do tego można jeszcze dodać wskazanie Komunistycznej Partii Chin jako jednego z głównych zagrożeń dla Zachodu.
To nowa sytuacja, która wymaga od nas dojrzałości i odpowiedzialności. Mam nadzieję, że czas szczęśliwej globalizacji gospodarczej i ideologicznej dobiegł końca. Oficjalna wiara w to, że dobre uczucia wystarczą do prowadzenia wiarygodnej polityki, tylko nas rozbroiła w obliczu wrogiego otoczenia.
.W Polskim Radiu „ekspert” powiedział, że Donald Trump jest nieprzewidywalny. A jednak przy bliższym przyjrzeniu się prezydentura Joe Bidena okazała się znacznie bardziej nieprzewidywalna niż prezydentura nowego celu mediów. Nie ma więc nadal ani słowa o katastrofalnym bilansie demokratów. Z drugiej strony bilans republikanów jest już zły, jeszcze przed objęciem przez nich rządów. W tym samym zdaniu mówca, którego nazwiska nie zapamiętałem, ośmielił się mówić o „manipulacji” w odniesieniu do sieci społecznościowej Twitter/X Elona Muska. Śmieszne.
Najbardziej uderzyło mnie to, co miał do powiedzenia inny gość. „Stany Zjednoczone nie są już latarnią wolnego świata”, powiedział. Chciałbym go zapytać, dlaczego jeszcze rok temu były latarnią wolności, a dziś już nią nie są. Ponieważ „skrajnie prawicowy multimiliarder” otwarcie skrytykował brytyjskie władze za lata tuszowania masowych gwałtów popełnianych przez pakistańskie gangi na angielskich przedmieściach? Ponieważ liderka AfD udzieliła wywiadu na portalu społecznościowym? Ponieważ komunistyczny reżim na Kubie został ponownie umieszczony na czarnej liście po tym, jak został z niej prowokacyjnie usunięty przez Joe Bidena? Ponieważ Donald Trump chce położyć kres postępowemu delirium „woke”, które pasożytuje na naszych instytucjach i kulturze? Ponieważ chce zwalczać masową nielegalną imigrację? A może dlatego, że chce, aby kraje europejskie wyemancypowały się spod amerykańskiej kurateli i przejęły odpowiedzialność za własną obronę?
Ten ostatni punkt ilustruje sprzeczności części lewicy i liberałów. Z jednej strony medialna i ideologiczna ingerencja Elona Muska byłaby czymś złym. Hipokryzja tego punktu widzenia została już szeroko opisana. Z drugiej jednak strony ingerencja militarna Stanów Zjednoczonych, które najwyraźniej miałyby obowiązek bronić nas na naszym miejscu, nie daje podstaw do dalszej refleksji. „Kto nas obroni przed Rosją, jeśli Stany Zjednoczone przestaną odgrywać swoją rolę?”. Być może powinniśmy zacząć od wywarcia presji na nasze rządy, by przestały robić interesy z Władimirem Putinem, zanim zabierzemy się do krytykowania Amerykanów.
Potem słyszę, że Donald Trump jest zagrożeniem dla Ukrainy i że pospieszy się z podpisaniem porozumienia o zawieszeniu broni z Rosją. Zadam bardzo proste pytanie: jak długo Ukraina może się utrzymać, jeśli nadal będziemy ją „wspierać”, tak jak robiliśmy to przez ostatnie trzy lata? Innymi słowy, wysyłając jej tylko minimum, aby nie dopuścić do całkowitego upadku jej armii, co nie wystarczy, aby zapobiec nieuchronnemu postępowi armii rosyjskiej w Donbasie. Której z dwóch walczących stron jako pierwszej zabraknie mięsa armatniego? Donald Trump, który podczas swojej pierwszej prezydentury potępił zależność naszych gospodarek od rosyjskiego gazu i który nałożył sankcje na Nord Stream 2, oprócz zachęcania Europejczyków do większego uzbrojenia się, aby byli gotowi na wszelki wypadek, naprawdę nie może być uznawany jako odpowiedzialny za tę sytuację. Tak czy inaczej 47. prezydent Stanów Zjednoczonych z pewnością nie będzie gorszy od 46.
Ceremonia inauguracji przyniosła powiew świeżego powietrza, powiew wolności. Coś, do czego nie jesteśmy już przyzwyczajeni, uwikłani w nasz sklerotyczny socjalizm. Obecność Érica Zemmoura i Sarah Knafo, liderów francuskiej Reconquête, skłoniła prezydenta Macrona do opisania tego wydarzenia jako „międzynarodówki reakcjonistów”. Bez wątpienia był zazdrosny, że nie został zaproszony, po tym jak sam zaprosił Donalda Trumpa na ponowne otwarcie Notre-Dame. Jeśli mam być częścią jakiejś międzynarodówki, to wolałbym, żeby stanowili ją Donald Trump, Éric Zemmour, Mateusz Morawiecki, Javier Milei i Giorgia Meloni, a nie Barack Obama, Emmanuel Macron, Justin Trudeau, Lula czy Keir Starmer. Ceremonia inauguracji Donalda Trumpa była niezwykłym wydarzeniem.
Postępowi dziennikarze śmiali się w głos, gdy nowy lokator Białego Domu mówił o zatknięciu amerykańskiej flagi na Marsie. Do niedawna uważałem, że to absurd tak mocno naciskać na podbój kosmosu. Że to ogromna strata pieniędzy. Że to może być tylko megalomania. Potem pomyślałem o innym aspekcie. Nie tyle o technicznym, finansowym czy naukowym, ile raczej filozoficznym. Człowiek musi marzyć. Po prostu. Musimy wyznaczać sobie wielkie cele, które na pierwszy rzut oka wydają się nieosiągalne, aby znaleźć motywację do osiągania wielkich rzeczy. Wszystkie nasze osiągnięcia technologiczne były możliwe, ponieważ w tym czy innym czasie ktoś marzył o czymś, co wydawało się szalone, megalomańskie lub zbyt kosztowne. Mamy potrzebę wyznaczania celów, podążania naprzód, odkrywania nowych horyzontów, a nasza uwaga skupia się teraz na tym, co istnieje poza naszą planetą.
.Postępowcy odrzucają ten pomysł, ponieważ stojąca za nim filozofia nie pasuje do ich ideologii. Dla nich postęp techniczny nie powinien być wykorzystywany do spełniania marzeń ludzkości, wypełniania jej wyobraźni i inspirowania jej pionierskiego ducha. Nie. Dla nich postęp techniczny musi służyć kontrolowaniu jednostek i zaostrzaniu ich indywidualizmu. Dla nich postęp techniczny to nie lądowanie rakiety na Marsie tylko operacje zmiany płci u dzieci. To nie teleskopy kosmiczne rejestrujące dźwięk czarnej dziury, ale kamery monitorujące i karzące kierowców, gdy jadą niewłaściwym pasem ruchu. To nie elektrownie jądrowe produkujące niskoemisyjną energię, ale boty cenzurujące na portalach społecznościowych.
Prawica szanuje ludzi takimi, jakimi są, ze wszystkimi ich cechami i wadami. Demiurgiczna lewica, niczym profesor Frankenstein, dąży do stworzenia „Nowego Człowieka”, zgodnie z komunistycznymi i faszystowskimi projektami. Nie postęp jest tu kwestionowany, ale jego wykorzystanie przez ideologów na skraju totalitaryzmu. Postęp w służbie wolności jest bez wątpienia największym osiągnięciem zachodniej cywilizacji i właśnie to tak bardzo niepokoi apostołów dekonstrukcji.
Nathaniel Garstecka
Autorska kolumna „Reflexions” Nathaniela Garstecka ukazuje się co tydzień w „Gazecie na Niedzielę” [LINK]