Rak prostaty może dotknąć co trzeciego mężczyznę. Decydujące wczesne wykrycie

Chory z wcześnie rozpoznaną chorobą może się czuć zwycięzcą, bo darował sobie życie w prezencie – mówi onkolog prof. Cezary Szczylik, ordynator Oddziału Onkologii Klinicznej i Chemioterapii Europejskiego Centrum Zdrowia w Otwocku, kierownik Kliniki Onkologii Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego w Warszawie, który sam zachorował na raka prostaty. Podkreśla, jak ważne jest, by regularnie wykonywać test PSA.
Ekspert namawia mężczyzn, żeby regularnie wykonywali test PSA
Zbigniew Wojtasiński: Nawet co trzeci mężczyzna może zachorować na raka prostaty, to jeden z najczęściej występujących nowotworów. Jak wykryć ten nowotwór we wczesnym etapie rozwoju, gdy szanse na skuteczne leczenie są największe? U pana choroba ta została wykryta w początkowym okresie i jest pan już po operacji.
Prof. Cezary Szczylik: Najważniejsza jest uważność dla siebie i szacunek dla własnej osoby, a nie dla otaczających nas przedmiotów. To niesłychanie ważne, bo ta uważność pomaga troszczyć się o własne zdrowie i przekonuje, że co jakiś czas warto wykonać badania profilaktyczne. Niektóre są banalnie proste, jak na przykład morfologia krwi czy test PSA, czyli zbadanie we krwi poziomu antygenu specyficznego dla prostaty. Takie badanie pozwala uratować życie. Brzmi to jak banał, ale jest prawdziwe. Zapewniam.
Przekonał się pan o tym osobiście, bo rak prostaty wykryto u pana dzięki regularnemu wykonywaniu testu PSA. Tylko czy mężczyźni są przekonani do tego, by się badać równie regularnie, jak należy, a nawet trzeba wykonywać przegląd techniczny samochodu?
Prof. Cezary Szczylik: To się zmienia, na szczęście na korzyść. W ostatnich latach zdecydowana większość mężczyzn zgłasza się do nas z wczesnym zaawansowaniem nowotworu, gdy możliwe jest leczenie radykalne. To bardzo pozytywne. Bo dawniej trafiali do nas głównie pacjenci z rozsianą już chorobą nowotworową.
Czyja to jest zasługa – mężczyzn, bo się badają z własnej inicjatywy, czy bardziej lekarzy, którzy ich na te badania kierują i przekonują, że warto je wykonywać?
Prof. Cezary Szczylik: Mężczyźni na ogół sami przychodzą i regularnie poddają się testowi PSA. Bardzo dobrze, bo to w zasadzie jedyna metoda pozwalająca rozpoznać przyczynę ewentualnego zaniepokojenia. Jest ona zalecana szczególnie mężczyznom wkraczających w strefę wiekową, gdy najczęściej zdarzają się nowotwory, czyli po sześćdziesiątym roku życia.
W tym wieku czujność onkologiczna jest szczególnie ważna.
Prof. Cezary Szczylik: Chodzi o to, żeby regularne poddawać się badaniom. Czasami zgłaszają się mężczyźni, których niepokoją jakieś konkretne objawy, takie jak zaburzenia w oddawaniu moczu i częste wstawanie w nocy. Nie musi to zaraz oznaczać, że rozwija się choroba nowotworowa. Takie dolegliwości są głównie związane z łagodnym przerostem prostaty. Nie zagraża on życiu, a jedynie pogarsza jakość życia, bo trzeba wstawać w nocy, a w ciągu dnia uważać na to, by zdążyć do toalety. Na szczęście opieka urologiczna w Polsce jest na bardzo wysokim poziomie.
Nowotwory, w tym rak prostaty, coraz częściej wykrywane są u mężczyzn młodszych, przed pięćdziesiątką?
Prof. Cezary Szczylik: Nie znam statystyk Krajowego Rejestru Nowotworów. Mogę jednak powiedzieć, że do nas częściej trafiają pacjenci z nowotworami, w tym także z rakiem prostaty, będący w młodszym wieku.
Jaka jest tego przyczyna?
Prof. Cezary Szczylik: To może być jakiś cywilizacyjny syndrom. Na skutek niewłaściwego stylu życia, jak i zanieczyszczenia środowiska uszkodzenia w obrębie genomu są bardziej nasilone już we wczesnym okresie życia. A to może wpływać na to, że choroby nowotworowe częściej występują u ludzi młodych.
Test PSA powinni zatem wykonywać także mężczyźni przed pięćdziesiątką. Wysoki poziom PSA nie musi jednak oznaczać, że rozwija się rak.
Prof. Cezary Szczylik: Na każdy wynik tego testu patrzymy krytycznie. Nawet znaczny wzrost poziomu PSA może być związany ze stanem zapalnym w obrębie prostaty, a nie z rakiem. Pierwszą reakcją jest wtedy podanie pacjentowi antybiotyku. Warto jeszcze wykonać morfologię krwi, by sprawdzić, czy występują jakieś parametry stanu zapalnego.
Zdarza się, że poziom PSA jest prawidłowy, a mimo to po pewnym czasie się okazuje, że doszło do rozwoju raka prostaty?
Prof. Cezary Szczylik: Są podtypy tego nowotworu, które we wczesnym zaawansowaniu nie powodują wzrostu PSA, a mogą postępować bardzo agresywnie. Dotyczy to jednak niewielkiej grupy pacjentów, nie więcej niż kilku procent. Dlatego podkreślam, że najważniejsza jest uważność, tak pacjenta, jak i lekarza, który na wszelki wypadek może rozszerzyć badania diagnostyczne, co czasami pozwala uratować życie chorego.
Jak często powinniśmy wykonywać test PSA?
Prof. Cezary Szczylik: Najlepiej co roku.
Co robimy, gdy rak prostaty zostanie już wykryty? Nierzadko zaleca się jedynie monitorowanie choroby. Pan jednak zdecydował się od razu na zabieg usunięcia guza.
Prof. Cezary Szczylik: Inaczej na to patrzyłem jako lekarz onkolog, który styka się z dramatami pacjentów. Poza tym zaniepokoiło mnie to, że zawsze miałem PSA na poziomie 1,4 ng/ml, potem zwiększył się on do 3,6, a następnie do ponad 5 (za górną granicę uznaje się 4 ng/ml). Po wykonaniu biopsji prostaty stężenie PSA spadło nieco z 5,24 do 5,04, co można tłumaczyć tym, że biopsja usunęła fragment nowotworu. Jednak później, gdy w drugim badaniu przy użyciu rezonansu magnetycznego pokazała się jeszcze jedna zmiana, usłyszałem, że jest progresja choroby w obrębie prostaty. Dla mnie był to ostateczny argument, żeby się poddać zabiegowi.
A co się okazało po operacji?
Prof. Cezary Szczylik: Po weryfikacji histopatologicznej całej prostaty ustalono, że jedno ognisko choroby było już na etapie rozwoju określanym jako G4, a zatem zaawansowanym. Gdybym zatem poczekał z operacją, ognisko to zapewne stałoby się dominującym źródłem rozrostu nowotworu w obrębie prostaty i niewykluczone, że doszłoby do wczesnych przerzutów. Analiza mojej sytuacji była dość złożona, a proces decyzyjny bardzo trudny. Jednak u wielu pacjentów monitorowanie choroby przez pewien czas jest jak najbardziej wystarczające.
W ostatnich latach bardzo zmieniły się techniki operacyjne guza prostaty, głównie dzięki wprowadzeniu robotów operacyjnych. Metoda ta jest bardziej precyzyjna i bezpieczniejsza dla pacjenta.
Prof. Cezary Szczylik: Technika ta dominuje obecnie w tego rodzaju zabiegach. W Europejskim Centrum Zdrowia wykorzystywane są dwa roboty operacyjne i wykonuje się dużo tych zabiegów, nie musiałem się zastanawiać, gdzie się operować. Miałem pełne zaufanie.
Na czym polega wyższość tej metody?
Prof. Cezary Szczylik: Chodzi o oszczędzenie podczas operacji tzw. pęczka naczyniowo-nerwowego, znajdującego się blisko operowanej prostaty. Ominięcie go daje najmniej powikłań, obojętnie jaką metodą wykonywana jest operacja – techniką robotową, laparoskopową czy inną. Nie ma wtedy zaburzeń w oddawaniu moczu i zachowana jest erekcja.
Rak prostaty często występuje, ale należy raczej do mniej groźnych nowotworów?
Prof. Cezary Szczylik: To zależy przede wszystkim od stopnia złośliwości danego nowotworu. W skali Gleasona w przedziale od 6 do 7 przebiega on łagodniej i operowanie radykalne najczęściej skutkuje całkowitym wyleczeniem. Większe obawy są przy stopniach wyższych w tej skali, czyli w przedziale od 8 do 10. Wtedy jest jak w pożarze, trzeba szybko działać, bo zbyt duże opóźnienie wykonania operacji grozi rozsianiem choroby, a pierwszą stacją przerzutu jest układ kostny.
Polscy pacjenci częściej wolą się operować jak najszybciej, czy raczej zwlekają z wykonaniem zabiegu?
Prof. Cezary Szczylik: Niektórzy pacjenci obawiają się zabiegu operacyjnego, jak i samego nowotworu. Wciąż pokutują różnego rodzaju mity, choćby taki, że jak dotknie się guza, to on się wtedy rozsieje, co nie jest prawdą. Tego rodzaju obawy są jednak czymś naturalnym. Dlatego bardzo ważny jest dobry kontakt z lekarzem. Na kolejnych etapach diagnostyki i terapii chorego trzeba prowadzić za rękę, należy też zawsze rozmawiać z nim o wszystkich plusach i minusach danej metody.
Poważnym problemem jest wielochorobowość, co też rzutuje na rokowania. Rak często nie jest jedyną chorobą, na którą cierpi pacjent.
Prof. Cezary Szczylik: To prawda, najczęściej chorują pacjenci po 70. roku życia, którzy cierpią na wiele różnych schorzeń, na przykład na cukrzycę czy choroby sercowo-naczyniowe. Wymaga to kompleksowego podejścia do chorego. Decyzja o wyborze postępowania musi być zespołowa, całego konsylium lekarskiego, nacechowana doświadczeniem, jak i empatią.
Co może pan powiedzieć jako lekarz onkolog, a jednocześnie pacjent?
Prof. Cezary Szczylik: Chory z wcześnie rozpoznaną chorobą może czuć się zwycięzcą, bo był na tyle mądry, przezorny i ostrożny, że darował sobie życie w prezencie. Trwanie w strachu i obawach przed chorobą prowadzi jedynie do nieszczęścia, bo taki pacjenta jeśli się nie bada, to często trafia do nas z zaawansowaną chorobą.
Co wtedy?
Prof. Cezary Szczylik: Oczywiście nie jest tak, że już nic nie możemy zrobić. Jeśli nie jest możliwe leczenie operacyjne, do wyboru jest jeszcze na przykład radioterapia. Gdy guz nie jest już operacyjny albo choroba jest rozsiana, współczesna onkologia może zaoferować kolejne linie leczenia, pozwalające utrzymać stan zdrowia chorego przez wiele lat w miarę w dobrej formie.
Rozmawiał Zbigniew Wojtasiński
Zdrowie – nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz
.W 2020 roku na całym świecie zdiagnozowano ponad 19 milionów nowych przypadków nowotworów (w tym w Polsce ok. 170 000), a 10 milionów ludzi z tego powodu zmarło. Oczekuje się, według Global Cancer Observatory, że do 2040 roku obciążenie to wzrośnie do około 30 milionów nowych przypadków raka rocznie i 16 milionów zgonów, a nowotwory staną się główną przyczyną śmierci. Tymczasem wiele zachorowań na nowotwory można przypisać potencjalnie modyfikowalnym czynnikom ryzyka. Znajomość tego faktu jest absolutnie kluczowa dla rozwoju skutecznych strategii zapobiegania chorobom nowotworowym – pisze prof. Piotr CZAUDERNA, lekarz, chirurg dziecięcy, w 2015 r. powołany w skład Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP.
To, o czym nie pamiętamy lub nie chcemy pamiętać, to fakt, że w zdecydowanej większości przypadków to nie geny decydują o wystąpieniu nowotworu, ale nasze własne zachowania. Co najwyżej geny mogą skutkować pewną predyspozycją do rozwoju określonych nowotworów, którą możemy modyfikować poprzez odpowiednie zachowania prozdrowotne.
Działania na rzecz zapobiegania nowotworom winny wykraczać poza sektor zdrowotny i obejmować szeroki zakres polityk społecznych, w tym także ujmować kwestię szczepień stanowiących element profilaktyki przeciwnowotworowej, takich jak szczepienia przeciwko wirusom brodawczaka ludzkiego HPV i wirusowego zapalenia wątroby HBV. Szacuje się, iż zapobieganie nowotworom jest niezwykle opłacalne, każde 100 milionów dolarów zainwestowane w prewencję może przynieść oszczędności rzędu 100 miliardów dolarów.
Cały tekst można przeczytać na łamach „Wszystko co Najważniejsze” [LINK]
Zbigniew Wojtasiński/PAP/WszystkocoNajważniejsze/rb