Rosja testuje Irlandię, najsłabsze ogniwo na Atlantyku

Irlandia ma ograniczony potencjał obronny, a Rosja już testuje na Atlantyku najsłabsze ogniwo – powiedział Jacek Raubo, szef działu analiz Defence24. Przez wody w pobliżu Irlandii przebiega 75 proc. światowych kabli telekomunikacyjnych, a państwo to pozostaje niemal bezbronne – dodał ekspert.

„Rosja uważa wody u wybrzeży Irlandii za niezwykle strategiczne, szczególnie w okresie eskalacji napięć z Zachodem”

.W analizie amerykańskiego think tanku Atlantic Council zatytułowanej „W miarę jak neutralne państwa Europy zbliżają się do NATO, Irlandia zbliża się do punktu zwrotnego w kwestii swojego bezpieczeństwa”, opublikowanej w ubiegłym tygodniu, wskazano, że między 2023 a 2024 rokiem liczba przypisywanych Rosji aktów sabotażu – głównie na Bałtyku – wzrosła trzykrotnie. 21 proc. tych agresywnych działań poniżej progu wojny było wymierzonych w infrastrukturę krytyczną.

Autorzy opracowania zwrócili uwagę, że w tym kontekście szczególnie niepokojący jest fakt, iż przez wody w pobliżu Irlandii, w tym jej wody terytorialne, przebiega 75 proc. międzynarodowych kabli komunikacyjnych, które odpowiadają za przesył około 95 proc. światowych danych. Tymczasem Irlandia – kraj tradycyjnie neutralny – nie dysponuje zasobami wojskowymi umożliwiającymi skuteczną ochronę tych wrażliwych instalacji.

Dr Jacek Raubo, specjalista ds. bezpieczeństwa i obronności z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza oraz szef działu analiz portalu Defence24, ocenił, że działania Rosji wobec Irlandii już stanowią formę testowania jej zdolności obronnych i kontrwywiadowczych. – Moskwa była zainteresowana słabością obronną Irlandii jeszcze przed agresją na Ukrainę, przeprowadzając ćwiczenia w pobliżu wybrzeży tego państwa na początku 2022 r. – przypomniał ekspert.

Rosyjska marynarka wojenna i siły powietrzne przeprowadziły wówczas w wyłącznej strefie ekonomicznej Irlandii, około 240 km na południowy zachód od jej wybrzeża, manewry morskie, których elementem było m.in. strzelanie ostrą amunicją. Ówczesny minister obrony Simon Coveney oświadczył, że ćwiczenia „nie są mile widziane”, przyznał jednak, iż jego kraj nie ma możliwości, aby im zapobiec.

Jak powiedział wówczas dziennikowi „Irish Times” emerytowany amerykański admirał James Stavridis (w latach 2009–2013 pełniący funkcję naczelnego dowódcy sił NATO w Europie), „Rosja uważa wody u wybrzeży Irlandii za niezwykle strategiczne, szczególnie w okresie eskalacji napięć z Zachodem w sprawie Ukrainy”.

Stavridis wyjaśnił, że obszar ten – znany jako „luka” Grenlandia–Islandia–Wielka Brytania – stanowił trasę, którą rosyjskie okręty podwodne z napędem atomowym mogły przemieszczać się na Ocean Atlantycki. „W rezultacie, w okresie wzmożonych napięć z Zachodem, będą chcieli pokazać swoją zdolność do działania na tych wodach – nie po to, by wywierać presję na Irlandię jako taką, lecz by zademonstrować Zachodowi swoje możliwości morskie” – powiedział admirał w rozmowie z „The Irish Times”.

– Nie ma co ukrywać, że Irlandia ma problem związany z potencjałem obronnym. Jest on szczątkowy, a państwo to nie inwestowało w jego rozwijanie. Natomiast Rosja doskonale zdaje sobie sprawę, że na Atlantyku będzie szukać najsłabszych ogniw – wyjaśnił dr Raubo. Podkreślił przy tym, że obecnie status państwa neutralnego nie powstrzymuje Moskwy przed podejmowaniem tego rodzaju działań, czego przykładem może być aktywność rosyjskiego wywiadu w Szwajcarii.

Ekspert, zapytany, czy neutralna i słabo uzbrojona Irlandia oraz inne zachodnie państwa byłyby bezradne w przypadku ataku na przebiegającą po dnie Atlantyku „autostradę danych”, stwierdził, że tak nie jest.

Jak podkreślił, działania NATO przed akcesją Szwecji i Finlandii dostarczyły doświadczeń w kooperacji z państwami spoza Sojuszu, których interesy w zakresie bezpieczeństwa morskiego pokrywają się z interesami NATO. – Te doświadczenia i dobre praktyki pozwolą wypracować moduły wymiany informacji czy interoperacyjności w razie kryzysu, bez wiązania Irlandii wymogami traktatowymi – przekonywał Raubo.

Irlandia to najsłabsze ogniwo. Wydaje na obronność jedynie 0.25 procent PKB

.Rozmówca dodał, że Irlandia jest także członkiem Unii Europejskiej i aktywnym uczestnikiem wszystkich komitetów wojskowych w jej ramach. Format unijny, skupiający się na ochronie infrastruktury krytycznej, jest obecnie bardzo zbliżony do współpracy w ramach NATO. – Także tu bogactwem dobrych praktyk są doświadczenia wypracowywane latami w ochronie Morza Bałtyckiego – zaznaczył Raubo i przypomniał, że Republika Irlandii już współdziała w zakresie bezpieczeństwa ze Zjednoczonym Królestwem.

W analizie Atlantic Council zwrócono uwagę, że Irlandia wydaje na obronność 0,25 proc. PKB. Obecnie to równowartość 1,48 mld USD, a do 2028 r. kwota ma wzrosnąć do 1,74 mld USD. Jest to jednak o połowę mniej niż wydatki na obronność innego neutralnego państwa – Malty, która ma przy tym 10-krotnie mniejszą populację.

Autorzy opracowania wskazali, że Irlandia zmaga się z niedoborami kadrowymi w siłach zbrojnych, co ich zdaniem wynika z braku zachęt, niskich płac oraz niedoboru doświadczonego korpusu oficerskiego.

W 2022 r. państwo dysponowało 13,5 tys. żołnierzy i rezerwistów. W tym roku liczba ta spadnie do 9,9 tys., w tym 7,4 tys. żołnierzy służby czynnej (5950 w armii, 750 w marynarce wojennej, 700 w korpusie powietrznym) oraz 1500 rezerwistów.

Choć Irlandia jest krajem wyspiarskim, a jej wody stanowią 16 proc. wód terytorialnych UE, marynarka wojenna dysponuje zaledwie ośmioma okrętami patrolowymi, z których nie wszystkie są sprawne. W praktyce korzysta się też z czarterowanych prywatnych jednostek.

Podobnie wygląda sytuacja Irlandzkiego Korpusu Powietrznego, który posiada dwa morskie samoloty patrolowe, pięć transportowych, osiem szkoleniowych i kilka śmigłowców. Ostatni myśliwiec wycofano ponad 25 lat temu. Obecnie rozważany jest zakup ośmiu samolotów bojowych, z możliwością zwiększenia liczby do 12–14 sztuk. Szacowany koszt tej inwestycji to blisko 3 mld USD.

Irlandia nie posiada systemu obrony powietrznej ani radaru pierwotnego (Primary Surveillance Radar). Jak w kwietniu br. poinformował wicepremier i minister obrony Simon Harris, pierwszy wojskowy system radarowy ma zostać wdrożony w przyszłym roku. 

Rosja nauczyła się rozgrywać Zachód

.Dopóki zwlekamy, inicjatywa pozostaje po stronie Putina. Może on zmieniać tempo, zakres, intensywność i cele ataków, wzmacniać je działaniami z zakresu wojny cybernetycznej i łączyć z innymi taktykami, takimi jak propaganda. Przygotujcie się na sponsorowane przez Kreml komunikaty w stylu „Przestańcie wspierać Ukrainę, a wasze życie wróci do normy” – pisze Edward LUCAS.

Spotterzy samolotów w Kopenhadze zbierają się zwykle przy wesołej knajpce Flyvergrillen, na obrzeżach lotniska. W popołudniowym słońcu w miniony piątek apatyczni mężczyźni w wiatrówkach zajadali się narodowym przysmakiem, polsemixem (pokrojoną kiełbasą, surową cebulą, frytkami i keczupem), i dyskutowali o szokującym poniedziałkowym zamknięciu najbardziej ruchliwego lotniska w Skandynawii na cztery godziny. Na ekranie telewizora w kawiarni duńska premier Mette Frederiksen przedstawiała kontekst geopolityczny. W ciągu ponurych siedmiu minut, godnych hollywoodzkiego filmu katastroficznego, stwierdziła bez ogródek, że kraj został zaatakowany, i ostro skrytykowała sprawców: „anonimowych tchórzy”, najprawdopodobniej Rosjan. Podkreśliła, że ich nadrzędnym celem było wywołanie „strachu i podziałów”, zdestabilizowanie społeczeństwa oraz wzbudzenie nieufności.

Nie kryła też irytacji wobec początkowej reakcji swojego kraju: „Nie proszę o cierpliwość, bo sama jej nie mam”. Trudno się dziwić. Dania szybko się dozbraja i należy do czołowych sojuszników Ukrainy, czym wzbudza gniew Rosji. Ale w kwestii bezpieczeństwa wewnętrznego, jak zauważa Hans Tino Hansen, surowy analityk kierujący firmą konsultingową Risk Intelligence, „przesypia” sprawę. Gdy zadzwoniłem na komendę policji z pytaniem o śledztwo, usłyszałem: „To Dania. Jest piątek, piąta po południu. Wszyscy poszli do domu”. Najnowsza wiadomość na ich stronie internetowej dotyczyła… dwóch zaginionych psów.

To prawda, że w związku z dwoma ważnymi szczytami europejskimi, które mają się odbyć w październiku, Dania podjęła spóźnione, ale poważne działania, zakazując wszelkich lotów dronów, powołując rezerwistów i sprowadzając specjalistyczne jednostki obrony powietrznej z sąsiednich krajów oraz z Ukrainy (zapewne najbardziej przydatne). Ale takie działania są nie tylko piekielnie kosztowne, lecz także zbyt ograniczone i podjęte zbyt późno. Rosja po prostu poczeka, spróbuje ponownie kiedy indziej albo gdzie indziej, ewentualnie zmieni taktykę. Drony, które w ubiegłym tygodniu krążyły nad duńskimi lotniskami i bazami wojskowymi, zostały – jak podejrzewają śledczy – wypuszczone z pokładów statków handlowych na wodach międzynarodowych. Jeśli tak, to ich załogi i właściciele wyszli z tego całkiem bezkarnie. Wielki europejski plan „ściany dronów” na wschodniej granicy, omawiany podczas tak wielu spotkań, brzmi nieźle. Ale może być równie łatwy do obejścia, jak przedwojenna francuska Linia Maginota. Podobnie ma się sprawa z nowym projektem NATO „Eastern Sentry”: naprędce sklecone, kosztowne i nieliczne systemy obrony powietrznej, które nie są w stanie sprostać zagrożeniu. Potrzebujemy prawdziwego odstraszania, a nie pozorowanej obrony.

Przede wszystkim bowiem umyka nam istotna kwestia dotycząca eskalacji rosyjskiej kampanii dezinformacyjnej. Od przecinania kabli na dnie morza po ingerowanie w działanie satelitów – wszystko to trafia na pierwsze strony gazet i wpływa na nasze codzienne życie. Lecz prawdziwym celem tych ataków jest sposób podejmowania przez nas decyzji. A raczej jego brak. Nasze instytucje działają w silosach, z nawykami ukształtowanymi przez dekady pokoju. Widzieliśmy to w Wielkiej Brytanii w 2018 roku. Po ataku Rosji przy użyciu środka paraliżująco-drgawkowego w Salisbury nieprzygotowani, niedoświadczeni urzędnicy z agencji zdrowia publicznego, władz lokalnych i policji miotali się wobec tego bezprecedensowego przestępstwa, aż w końcu ster przejęły londyńskie służby specjalne. Owszem, w sytuacjach wyjątkowych zwykle w końcu udaje nam się zebrać i podjąć wspólne działania. Ale wobec codziennych ataków na energetykę, transport i systemy komunikacji w Europie zimna krew i kompetencja muszą stać się standardem – zawsze i wszędzie.

Niestety, jest to sprzeczne z duchem naszych otwartych, opartych na zaufaniu i rozważnych społeczeństw. Weźmy na przykład drony. Nie traktujemy ich jako niebezpiecznej broni ani sprzętu szpiegowskiego. Posiadanie drona to zazwyczaj prywatna sprawa, chyba że policja udowodni, że użyto go nielegalnie. A co, gdy właścicielem jest wynajęty bandyta, który chce dokonać sabotażu? Albo tajnym agentem? Upubliczniamy wiele szczegółów dotyczących kluczowej infrastruktury i systemów krytycznych, co stanowi kolejny prezent dla sabotażystów (spróbujcie wypatrzyć samolot w Rosji). Wolimy bezpieczeństwo obywateli i komfort życia od twardych zabezpieczeń. Znacznie lepiej zamknąć lotnisko w obliczu zagrożenia ze strony dronów, niż ryzykować katastrofę; unikamy również ich zestrzelenia, gdy odłamki mogą uszkodzić cenny samolot, trafić w zbiornik paliwa lub zranić ludzi. Właśnie dlatego Duńczycy nie rozprawili się w zeszłym tygodniu z dronami nad swoimi lotniskami (niepowodzenie w obronie instalacji wojskowych to już inna, bardziej żenująca historia). Nasze szlachetne zasady są dla Rosji zaproszeniem do siania spustoszenia. Napastnicy nie muszą nawet używać prawdziwych dronów: wystarczy rozsiewanie plotek w mediach społecznościowych o ich obecności, by władze w panice zamknęły lotnisko.

Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/edward-lucas-rosja-nauczyla-sie-rozgrywac-zachod

PAP/MB

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 8 października 2025