
Putin tej wojny nie wygra, o ile sami w to uwierzymy
Kraje NATO powinny zobowiązać się do zapewnienia wsparcia wojskowego w wysokości co najmniej 0,25 proc. ich PKB każdego roku, co trzykrotnie zwiększyłoby obecny poziom zachodniego wsparcia wojskowego dla Ukrainy. To wystarczyłoby, aby Ukraina wygrała, a Rosja przegrała – pisze Andrius KUBILIUS
.Na początku ubiegłego roku wielu z nas miało nadzieję na szybkie zwycięstwo Ukrainy. Lecz kiedy ono nie nastąpiło, bez większego namysłu rzuciliśmy się w wir rywalizacji o to, kto nakreśli najczarniejszą i najbardziej rozpaczliwą wizję przyszłości. W ciemnościach długich zimowych nocy pesymizm staje się nową niebezpieczną pandemią panoszącą się zarówno wśród nas, jak i mieszkańców całego Zachodu. Brak wiary w możliwość innego rozstrzygnięcia, w zwycięstwo Ukrainy, szybko wprowadza nas w nastrój zmęczenia i „pogodzenia z rzeczywistością”, o co tak usilnie zabiega Kreml. Jeśli ten nastrój się utrzyma, Ukraina otrzyma jeszcze mniejsze wsparcie z Zachodu. Warto więc odpowiedzieć sobie na proste pytanie: jeżeli Kreml czerpie korzyści z naszego pesymizmu i naszych apokaliptycznych prognoz, to czy naprawdę mądrze robimy, bezkrytycznie oddając się temu mrocznemu pesymizmowi, w dodatku zachęcając do niego innych?
Pragnienie, by oprzeć się globalnemu pesymizmowi, nie oznacza, że nie należy obserwować tego, co dzieje się w terenie: walka Ukrainy z rosyjską inwazją wkroczyła w nową fazę, w której nie przewiduje się natychmiastowych zwycięstw i szybkiego wyzwolenia ukraińskiego terytorium. Wojna może potrwać dłużej, niż sądziliśmy jeszcze rok temu. Nie oznacza to jednak, że zwycięstwo Rosji jest nieuchronne.
Aby przezwyciężyć pandemię pesymizmu, musimy przede wszystkim zdać sobie sprawę, że jedyną szczepionką, która może nas przed nią uchronić, nie jest wybuch nadmiernie optymistycznych nastrojów, lecz znacznie głębsza racjonalna analiza oparta na faktach, liczbach i rozsądku – nie na emocjach. Tymczasem, pomimo że staliśmy się państwem frontowym, wciąż nie jesteśmy przyzwyczajeni do takich analiz. Racjonalną analizę warto rozpocząć od prostych, podstawowych pytań: po pierwsze, o polityczną wolę Zachodu, a po drugie, o jego materialną zdolność do realizacji tej woli.
.Pierwsze pytanie z tej grupy jest dość proste: dlaczego Ukraina wspierana przez Zachód, który jest dziesiątki razy bogatszy od Rosji, nie wygrała jeszcze wojny i dlaczego ta wojna przeradza się w trwały konflikt?
Mimo iż Zachód jest od Rosji znacznie silniejszy gospodarczo, Rosja wydała w 2023 r. ponad 100 miliardów euro na finansowanie wojny, podczas gdy Ukraina, przy całym wsparciu UE i Stanów Zjednoczonych, zmobilizowała tylko 80 miliardów euro. Ukraina wydała 25 proc. swojego PKB na działania wojenne, Rosja prawie 6 proc., natomiast pomoc wojskowa UE wyniosła zaledwie 0,075 proc. jej całkowitego PKB. Zatem na linii frontu przewaga gospodarcza Zachodu nie dała jeszcze o sobie znać, a Ukraina jak dotąd otrzymuje tylko takie wsparcie, które uniemożliwia jej przegraną, ale nie wystarcza, by odniosła zwycięstwo.
Rodzi to drugie proste pytanie: jeśli Zachód nie wspiera Ukrainy w stopniu pozwalającym jej odnieść sukces, to czy jest możliwe, że Zachód – od którego wsparcia zależy zdolność Ukrainy do wygrania tej wojny – pragnie zwycięstwa Rosji?
Nie jestem w stanie zgłębić sposobu myślenia przywódców demokratycznego świata, zwłaszcza Europy Zachodniej, ale nie widzę żadnego racjonalnego powodu, dla którego mieliby pragnąć rosyjskiego triumfu i do niego dążyć. Wręcz przeciwnie, w dyskursie publicznym coraz częściej pojawiają się wyrażane przez nich obawy, że jeśli Rosja zwycięży, to za kilka lat skieruje swoją agresję przeciwko jednemu z państw NATO – Finlandii, Estonii lub Litwie. W moim odczuciu coraz większa liczba zachodnich przywódców dostrzega niebezpieczeństwo „pokoju pod rządami Putina”, w którym Ukraina zostałaby zmuszona do oddania części swojego terytorium, co w gruncie rzeczy oznaczałoby zwycięstwo Putina i nieuchronną perspektywę dalszej agresji.
Możliwe, że niektórych zachodnich przywódców niepokoi perspektywa szybkiego i miażdżącego zwycięstwa Ukrainy, ponieważ obawiają się, że Kreml odpowie nieprzewidywalną eskalacją agresji lub że takie zwycięstwo doprowadzi do upadku reżimu Putina, z czym wiąże się przerażająca niepewność co do tego, kto przejmie władzę. Jednak jeśli nawet takie obawy istnieją, nie wyjaśniają, dlaczego Zachód miałby pragnąć zwycięstwa Rosji.
Prowadzi to do racjonalnego wniosku, że nie ma zachodnich przywódców, którzy chcieliby, aby Rosja wygrała ten konflikt. Nie ma żadnego logicznego powodu, dla którego zwycięstwo Kremla, po którym nastąpiłaby nowa fala rosyjskiej agresji, miałoby być dla Zachodu korzystne. A ponieważ Zachód jest coraz bardziej świadomy, że zwycięstwo Rosji zapewne oznaczać będzie nieuchronny wzrost chińskiej agresji wobec Tajwanu oraz „słabego” Zachodu, to tym mniej prawdopodobne jest, by ktokolwiek na Zachodzie uważał wygraną Kremla za jakkolwiek korzystną.
Odpowiedzi na pierwsze dwa podstawowe pytania prowadzą do prostego wniosku na temat woli politycznej Zachodu: nic nie wskazuje na to, by Zachód pragnął zwycięstwa Rosji; jednocześnie dotychczasowe wsparcie Zachodu dla Ukrainy pozwoliło jej jedynie nie przegrać wojny – lecz nie ją wygrać.
.Po ustaleniu, że brak zachodniego wsparcia dla Ukrainy nie wynika z braku woli politycznej, nasuwa się trzecie racjonalne pytanie: czy Zachód jest obecnie fizycznie zdolny do zapewnienia Ukrainie większego wsparcia militarnego? Innymi słowy, czy Zachód jest dziś w stanie dostarczyć Ukrainie więcej pocisków artyleryjskich, rakiet dalekiego zasięgu, systemów obrony powietrznej, nowoczesnych czołgów, myśliwców i dronów?
Musimy uznać pewną prostą prawdę – w pierwszych latach wojny wiele krajów zachodnich, w tym Litwa, udzieliło Ukrainie wsparcia wojskowego w postaci zapasów zgromadzonych w swych magazynach. Teraz, pod koniec drugiego roku konfliktu, zapasy Zachodu (i Litwy) są na wyczerpaniu. I choć zdolności produkcyjne przemysłu zbrojeniowego w całym zachodnim świecie zaczynają rosnąć, to wciąż nie są wystarczające, by sprostać potrzebom Ukrainy w stopniu pozwalającym na jej zwycięstwo. Powody, dla których objęta sankcjami Rosja zdołała przestawić swoją gospodarkę na tryb wojenny, a Korea Północna, sojusznik Rosji, zdołała dostarczyć jej milion pocisków artyleryjskich w ciągu zaledwie miesiąca, podczas gdy Unia Europejska nadal nie jest w stanie wyprodukować i dostarczyć Ukrainie obiecanego miliona pocisków artyleryjskich, to temat na osobną dyskusję. Oczywiste jest jednak, że to główny problem tej wojny – możliwości zachodniego przemysłu wojskowego, którego mobilizacja została uruchomiona dopiero w wyniku inwazji Rosji na Ukrainę, wciąż nie są w stanie w pełni zaspokoić ukraińskich potrzeb.
W opublikowanym niedawno przez estońskie ministerstwo obrony ważnym analityczno-strategicznym tekście Setting Transatlantic Defence up for Success: A Military Strategy for Ukraine’s Victory and Russia’s Defeat („Droga do sukcesu sił transatlantyckich. Strategia wojskowa na rzecz zwycięstwa Ukrainy i porażki Rosji”) wskazano, że aby Ukraina mogła utrzymać przewagę artyleryjską w zakresie pocisków kalibru 155 mm, potrzebuje co najmniej 200 000 pocisków miesięcznie (2,4 miliona pocisków rocznie). Takie tempo zużycia pocisków artyleryjskich grozi wyczerpaniem ich zapasów w magazynach UE i USA do 2024 r. Estońscy eksperci twierdzą jednak, że do 2025 r. Zachód może zwiększyć swoje zdolności produkcyjne, co pozwoli zaspokoić przynajmniej minimalne potrzeby militarne Ukrainy. Pod koniec 2023 r. firmy z krajów UE produkowały około 50 000 pocisków artyleryjskich miesięcznie, czyli dwukrotnie więcej, niż były w stanie wyprodukować na początku roku. Stany Zjednoczone produkują obecnie 28 000 pocisków miesięcznie, czyli również dwa razy więcej niż na początku 2023 roku.
Stany Zjednoczone planują zwiększyć swoje zdolności produkcyjne do 100 000 pocisków miesięcznie do końca 2025 r., podczas gdy produkcja pocisków artyleryjskich w Unii Europejskiej musi zostać zwiększona o dodatkowe 140 proc. do końca 2025 r., jeśli ma pokryć minimalne potrzeby Ukrainy. Warto jednak zaznaczyć, że Rosja planuje wyprodukować i wykorzystać w tym roku (2023) 3,5 miliona pocisków artyleryjskich (co stanowi 3-krotność produkcji z poprzedniego roku), a w 2024 r. ma zamiar wyprodukować 4,5 miliona pocisków. Dlatego Zachód musi dziś przede wszystkim uświadomić sobie, że wojny nie da się wygrać, jeśli prognozowana produkcja pocisków artyleryjskich na Zachodzie jest prawie dwa razy mniejsza niż ich prognozowana produkcja w Rosji. Aby Zachód mógł jak najszybciej wyrównać tę rozbieżność, potrzebuje wspólnej strategii, nie samych planów poszczególnych krajów NATO dotyczących nieznacznego zwiększenia produkcji.
Prowadzi to do wniosku, że problemy na froncie ukraińskim nie wynikają z braku strategicznej woli politycznej Zachodu, by wspierać zwycięstwo Ukrainy ani też z braku środków finansowych na ten cel, ale ze zwykłego deficytu wydolności zachodniego przemysłu wojskowego. Dla Zachodu jest to problem ekonomiczny, a nie polityczny czy strategiczny. Wynika on z żywionego długo przekonania, że do wojny z Rosją nie dojdzie, więc nie ma potrzeby się do niej przygotowywać, a co za tym idzie, nie warto rozwijać przemysłu zbrojeniowego. Problem ten jest stopniowo przezwyciężany i – jeśli tylko Zachód wykaże się niezbędną wolą polityczną oraz zapewni odpowiednie środki finansowe – zostanie w końcu rozwiązany.
Sytuacja ta przypomina tę z przedednia II wojny światowej, kiedy po dojściu Hitlera do władzy na początku lat 30. Churchill jako jedyny na demokratycznym Zachodzie alarmował, że Hitler błyskawicznie zwiększa możliwości niemieckiego przemysłu wojskowego. Jednak Wielka Brytania i inne zachodnie demokracje nie zważały na jego ostrzeżenia i nie dbały o własny potencjał wojskowo-przemysłowy, naiwnie licząc, że z Hitlerem uda się wynegocjować pokój. W rezultacie miał on ogromną przewagę militarną na początku II wojny światowej; dopiero po jej wybuchu Wielka Brytania i Stany Zjednoczone zaczęły stopniowo nadrabiać zaległości, ostatecznie prześcigając rozwój niemieckiego przemysłu zbrojeniowego. Dziś jest podobnie – zachodnie demokracje zaczęły zwiększać swoje zdolności wojskowo-przemysłowe dopiero po nastaniu wojny. Gwałtowny wzrost wydolności produkcji przemysłowo-militarnej demokratycznego Zachodu po wybuchu II wojny światowej nie nastąpił jednak z dnia na dzień. Tak samo jest i dziś. To główny powód, dla którego dotychczasowe wsparcie Zachodu dla Ukrainy pozwoliło jej jedynie nie przegrać wojny, lecz nie wygrać ją.
.Czy opóźnienia i braki zachodniego przemysłu wojskowego w stosunku do potrzeb zbrojeniowych Ukrainy są możliwe do przezwyciężenia? Estońscy eksperci we wspomnianej analizie strategicznej podają racjonalne dane dotyczące ilości i rodzaju broni (nie tylko pocisków artyleryjskich), których Ukraina będzie potrzebować, by uzyskać przewagę nad Rosją – od „rur” artyleryjskich po pociski dalekiego zasięgu typu GMLRS, ATACMS, Storm Shadow / SCALP lub Taurus. Zwiększenie wydolności produkcji tej broni tak, by wytwarzać potrzebne Ukrainie ilości, wydaje się wykonalnym planem na nadchodzące lata. To samo dotyczy produkcji dronów lub szkoleń taktycznych większej liczby ukraińskich żołnierzy na Zachodzie. Wszystkie te potrzeby są łatwe do obliczenia i nietrudne do oszacowania pod względem finansowym, a Zachód jest w pełni zdolny do ich realizacji w najbliższych latach. Ale nie może się to wydarzyć już jutro – jeśli Zachód ma dostarczać Ukrainie więcej broni niż na początku wojny (kiedy korzystał z własnych zapasów), to zdolności produkcyjne zachodniego przemysłu wojennego muszą wzrosnąć bardzo szybko i co najmniej kilkukrotnie.
Wspominani eksperci obliczają więc, że do końca 2024 r. poziom wsparcia Zachodu dla Ukrainy będzie niewystarczający dla jej zwycięstwa, w związku z czym Ukraina może być zmuszona do przejścia na obronę strategiczną. Jednak do 2025 r. szybko rozwijający się zachodni przemysł wojskowy osiągnie wydolność produkcyjną, która pozwoli na zgromadzenie i dostarczenie Ukrainie wsparcia wystarczającego do jej wygranej w 2026 roku.
Zdaję sobie sprawę, że tego rodzaju próba racjonalnego spojrzenia na perspektywę wojny nie dla wszystkich jest przekonująca. Zwłaszcza gdy ten racjonalny i konstruktywny optymizm jest wyrażany przez nikogo innego, jak przez naszych sąsiadów Estończyków (choć gdy znalazłem cytowany dokument na stronie estońskiego ministerstwa obrony, zazdrościłem im i żałowałem, że nie opublikowali go Litwini). Łatwo ulegamy emocjom, ale wojny wygrywa się (i przegrywa) nie emocjami, lecz zasobami – siłą ekonomiczną walczących stron, wielkością ich produkcji wojskowo-przemysłowej i liczbą dostarczanej broni, a także przeznaczanymi na wojnę finansami. Oczywiście nie możemy też zapominać o liczbie zmobilizowanych żołnierzy.
Ci sami eksperci twierdzą, że gdyby ukraińskie siły zbrojne były w stanie zniszczyć (tj. zabić lub ciężko ranić) co najmniej 50 000 rosyjskich żołnierzy w każdym półroczu walk, Rosja, ze swoimi możliwościami mobilizacji i szkolenia rekrutów, nie byłaby w stanie odbudować ludzkich zasobów wojskowych (wnioskując na podstawie informacji dostępnych w domenie publicznej, przypuszczam, że ukraińskie siły zbrojne są obecnie w stanie znacznie przekroczyć ten wskaźnik). Tymczasem Zachód może z łatwością zwiększyć liczbę i jakość szkoleń ukraińskich żołnierzy, zważywszy, że do tej pory na Zachodzie przeszkolono 100 000 ukraińskich żołnierzy kosztem zaledwie około 350 milionów euro.
.Na samym początku tego tekstu przypomniałem, że w 2023 r. Rosja wydała na wojnę 100 miliardów euro, podczas gdy Ukraina, przy całym wsparciu wojskowym ze strony UE i USA, wydała tylko 80 miliardów euro. Dlatego na froncie trwa stagnacja. Jak się okazało, Zachód nie był w stanie zapewnić znacznie większego materialnego wsparcia militarnego, ponieważ zapasy w magazynach się wyczerpały, a produkcja wojskowa rośnie wolniej, niż na tym etapie potrzeba.
Omówiłem już szacunki ekspertów dotyczące niezbędnego dla zwycięstwa Ukrainy poziomu produkcji broni na Zachodzie. Oczywiste jest jednak, że aby zwiększyć swoją militarną wydolność produkcyjną, Zachód potrzebuje również nowych zasobów finansowych. Jak już wspomniałem, w 2023 roku całkowita pomoc wojskowa UE (udzielona przez instytucje unijne i wszystkie państwa członkowskie) wyniosła zaledwie 0,075 proc. PKB UE. Stany Zjednoczone przekazały Ukrainie nieco więcej, udzielając w 2023 r. pomocy wojskowej o wartości 0,10 proc. PKB. W każdym razie jasne jest, że wsparcie wojskowe możliwe do udzielenia przy wydatkach na takim poziomie nie wystarczy, by Ukraina mogła zwyciężyć.
Jednym z problemów, który stał się oczywisty w ciągu dwóch lat wojny, jest to, że pod względem finansowym poziom wsparcia wojskowego dla Ukrainy różni się znacznie w zależności od kraju – w ciągu tego okresu wsparcie wojskowe Litwy i Estonii dla Ukrainy przekroczyło 1,2 proc. ich PKB; niewiele dalej plasuje się Norwegia z 0,79 proc. PKB, a rosnące dostawy z Niemiec sięgnęły 0,43 proc. PKB, podczas gdy wsparcie Francji wciąż utrzymuje się na poziomie zaledwie 0,02 proc. PKB.
To musi się zmienić. Jedno z rozwiązań zostało zaproponowane przez estońskich ekspertów cytowanych powyżej – kraje sojuszu transatlantyckiego powinny zobowiązać się do zapewnienia wsparcia wojskowego w wysokości co najmniej 0,25 proc. ich PKB każdego roku, co trzykrotnie zwiększyłoby obecny poziom zachodniego wsparcia wojskowego dla Ukrainy (120 miliardów euro zamiast obecnych 40 miliardów euro). To wystarczyłoby, aby Ukraina wygrała, a Rosja przegrała.
Jak już pisałem, wsparcie wojskowe Litwy dla Ukrainy w ciągu dwóch lat od rozpoczęcia wojny wyniosło 1,2 proc. PKB (drugie najwyższe wśród krajów NATO), tj. około 760 mln euro od początku wojny lub 380 mln euro (0,6 proc. PKB) w jednym roku wojny. Warto jednak zauważyć, że obecnie zatwierdzony na Litwie program pomocy dla Ukrainy przewiduje, że ta pomoc wyniesie tylko 200 mln euro w ciągu najbliższych trzech lat, tj. około 67 mln euro rocznie lub około 0,1 proc. PKB. Jest to zdecydowanie za mało. Naszym strategicznym zadaniem – nie tylko w kontekście bezpieczeństwa Ukrainy, ale także dla bezpieczeństwa naszego i całej Europy – jest nie tylko zastanowienie się, jak wspierać Ukrainę dwukierunkowo, ale także jak dać dobry przykład wsparcia Ukrainy innym krajom zachodnim i jak zbudować, jeśli nie koalicję 1 proc., to przynajmniej 0,25 proc., co pozwoli nam wspólnie przekonać tych, którzy jeszcze się ociągają.
Problem z naszym wsparciem dla Ukrainy jest taki sam jak w przypadku wielu innych krajów – przez dwa lata wojny oddaliśmy wszystkie zapasy wojskowe, których w tej chwili tak naprawdę nie potrzebujemy, co oznacza, że nasze wsparcie było wyjątkowo duże. Ale dziś w magazynach nie mamy już nic, co moglibyśmy dać Ukrainie. Nie mamy też znaczącego przemysłu obronnego, w który moglibyśmy inwestować i który pozwoliłby nam produkować to, czego Ukraina potrzebuje. Dlatego szukając podstaw do racjonalnego optymizmu w odniesieniu do wsparcia Zachodu dla Ukrainy i jej zwycięstwa w 2026 r., zajmijmy się przede wszystkim naszymi racjonalnymi możliwościami. Nasze deklaracje solidarności, wołania do Zachodu o zwiększenie wsparcia dla Ukrainy i apokaliptyczne zawodzenie, że Zachód zdradza Ukrainę, z pewnością nie wystarczą. Na wojnie zwycięstwa nie osiąga się poprzez sojusznicze deklaracje solidarności, ale poprzez obfitość wsparcia materialnego.
.Racjonalna analiza jasno pokazuje, że Putin nie ma szans na wygranie tej wojny. Jak sam narzeka, Rosja jest teraz bowiem w stanie wojny z całym zachodnim światem. Rozpoczynając inwazję, zupełnie się tego nie spodziewał. A całkowity potencjał gospodarczy Zachodu jest ponad 25 razy większy niż całej gospodarki rosyjskiej. W końcu stanie się to widoczne w tej konfrontacji między Zachodem a Rosją, o którą „prosił” sam Putin. Będzie to odczuwalne między innymi na froncie wojennym w Ukrainie. Minie jednak trochę czasu, zanim przewaga gospodarcza Zachodu przekształci się w przewagę w zakresie produkcji wojskowej. Zachód potrzebuje nie tylko „obronnego NATO”, ale także „NATO produkcji broni”. To zaś zależy już od nas.
Racjonalny optymizm wynika z działania. Chciałbym, abyśmy w końcu w ten racjonalny optymizm uwierzyli.
Tekst ukazał się w nr 62 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]. Miesięcznik dostępny także w ebooku „Wszystko co Najważniejsze” [e-booki Wszystko co Najważniejsze w Legimi.pl LINK >>>].