Wołodymyr JERMOŁENKO
Czy Rosja może się rozpaść?
W świetle militarnych porażek Władimira Putina na Ukrainie i dyskusji na temat możliwej przyszłości Rosji po Putinie wiele mówi się o „dezintegracji” lub „rozpadzie” Rosji. Czy to realne? – pisze Władimir MIŁOW
.Problem z retoryką w kwestii przyszłego rozpadu Rosji polega na tym, że prawie nigdy nie jest ona oparta na faktach lub dogłębnej analizie. Nie istnieje żaden realistyczny „wzorzec dezintegracji” wykraczający poza ogólnikowe stwierdzenia. Są one często wynikiem emocji (negatywne nastawienie do Rosji jako agresywnego, imperialistycznego kraju i myślenie życzeniowe o jej przyszłym zniknięciu jako rozwiązaniu problemów) lub uproszczonej ekstrapolacji z upadku Związku Radzieckiego w 1991 roku. Nawet jeśli Rosja rzeczywiście rozpadnie się na odrębne kraje, po pewnym czasie pojawi się silna potrzeba ponownego ich połączenia, co zasadniczo doprowadzi do odrodzenia „zjednoczonej Rosji”.
Drastyczne osłabienie roli mniejszości etnicznych
.Wielu komentatorów opiera teorie o możliwym rozpadzie terytorialnym Rosji na porównaniach z upadkiem Związku Radzieckiego. Porównania te są jednak kompletnie nietrafione. Sytuacja we współczesnej Rosji radykalnie różni się od tej z ostatnich lat istnienia ZSRR. Spójrzmy na przykład na strukturę etniczną – w późnym Związku Radzieckim etniczni Rosjanie stanowili tylko 50 proc. populacji, a rozpad kraju miał swoje podłoże w tym, że w jego skład wchodziły zdominowane przez narodowości tytularne republiki narodowe, w których Rosjanie stanowili mniejszość. Żadna z byłych republik radzieckich nie była zdominowana etnicznie przez Rosjan – Rosjanie zawsze należeli do znaczącej mniejszości.
Obecna Rosja wygląda pod tym względem zupełnie inaczej. Etniczni Rosjanie stanowią aż 81 proc. populacji, co oznacza, że kraj jest etnicznie znacznie bardziej jednorodny niż dawny Związek Radziecki. Większość rosyjskich terytoriów – zwłaszcza tych rozwiniętych przemysłowo – to obszary zdominowane przez etnicznych Rosjan, którzy raczej nie opowiadają się za separatyzmem.
Co więcej, udział mniejszości etnicznych w całej populacji Rosji pozostaje zdecydowanie niższy niż nieetnicznych Rosjan, których udział w całej populacji wynosi 19 proc. Około 5 proc. całkowitej populacji stanowią grupy etniczne posiadające odrębną państwowość poza granicami Rosji: Ukraińcy, Białorusini, Ormianie, Azerowie, Gruzini, Tadżycy, Kirgizi, Koreańczycy itp. Narody te w większości nie żyją na ograniczonych obszarach, ale są rozproszone po całym terytorium Rosji, dlatego nie można ich uważać za grupy etniczne, które mogłyby domagać się niepodległości. Pozostaje więc niecałe 15 proc. rosyjskiej populacji, które można zakwalifikować jako mniejszości etniczne zamieszkujące określone terytoria Rosji. Nawet jeśli założymy, że wszystkie one oddzielą się od kraju, nie będzie to oznaczać jego rozpadu, ponieważ lwia część terytorium, zdominowana przez etnicznych Rosjan, pozostanie nienaruszona.
Większość z 21 rosyjskich republik etnicznych i czterech obwodów autonomicznych jest nimi tylko z nazwy i w rzeczywistości przeważają w nich etniczni Rosjanie. Udział etnicznych Rosjan w całkowitej populacji wynosi aż 98 proc. w Żydowskim Obwodzie Autonomicznym, 82 proc. w Karelii, 80 proc. w Chakasji, 68 proc. w Chanty-Mansyjskim Okręgu Autonomicznym, 66 proc. w Nienieckim Okręgu Autonomicznym, 65 proc. w Komi, 64 proc. w Adygei i Buriacji, 62 proc. w Udmurcji i Jamalsko-Nienieckim Okręgu Autonomicznym, 57 proc. w Ałtaju, 54 proc. w Czukockim Okręgu Autonomicznym i 53 proc. w Mordowii.
W dwóch innych republikach narodowych, Baszkortostanie i Mari El, etniczni Rosjanie nie stanowią większości, ale jest ich znacznie więcej niż przedstawicieli narodowości tytularnych – udział etnicznych Rosjan w populacji tych republik to odpowiednio 36 i 45 proc. W Ufie, stolicy i największym mieście Baszkortostanu, tylko 17 proc. mieszkańców faktycznie identyfikuje się jako Baszkirzy, podczas gdy 50 proc. to etniczni Rosjanie.
Łączne terytorium republik etnicznych zdominowanych przez ludność nierosyjską (Czeczenia, Czuwaszja, Dagestan, Inguszetia, Kabardo-Bałkaria, Kałmucja, Karaczajo-Czerkiesja, Osetia Północna, Tatarstan i Tuwa) stanowi zaledwie 2,5 proc. całego terytorium Federacji Rosyjskiej. Jeśli dodamy do tego Baszkortostan, Buriację i Mari El – gdzie mniejszości etniczne nie są większością, ale jednak stanowią znaczną część populacji – daje to 5,6 proc. terytorium Rosji. Jeśli więc nawet wszystkie te republiki odłączą się od Rosji, nie będzie tego można nazwać „rozpadem”.
Inną kwestią jest Republika Sacha, powszechnie znana jako Jakucja. Zamieszkuje ją około miliona osób, a jej terytorium zajmuje 18 proc. powierzchni Rosji. Jakucja obfituje w zasoby naturalne, takie jak ropa naftowa, gaz ziemny, złoto, diamenty i węgiel. Tylko 32 proc. jej mieszkańców to Rosjanie, a aż 55 proc. jest narodowości jakuckiej. Teoretycznie więc odłączenie się Jakucji mogłoby znacząco uderzyć w integralność terytorialną Rosji oraz jej rezerwy surowców naturalnych.
Jednak Jakucja składa się z dwóch bardzo odrębnych części. W południowych okręgach Mirny, Lensk, Ałdan i Nieriungri etniczni Rosjanie stanowią 70–80 proc. populacji. Południowa Jakucja jest również znacznie bardziej rozwinięta przemysłowo, a także połączona linią kolejową i utwardzonymi drogami z sąsiednimi, zdominowanymi przez Rosjan regionami Irkucka, Kraju Zabajkalskiego i Amuru. To tutaj wydobywa się większość jakuckiego złota, diamentów i węgla. Pole gazowe Chayanda – główne źródło dla gazociągu Power of Siberia, który dostarcza gaz do Chin – znajduje się w południowym ułusie leńskim w Jakucji, gdzie 78 proc. ludności stanowią etniczni Rosjanie.
Obszary zdominowane przez etnicznych Jakutów znajdują się daleko na północy i są słabo połączone z resztą regionu (w tym ze stolicą republiki, Jakuckiem) – brak jest połączenia kolejowego oraz mostu na rzece Lena, a drogi są marnej jakości. 19 z 35 okręgów Jakucji, głównie tych zdominowanych przez etnicznych Jakutów, nie ma utwardzonych dróg i ma słabe połączenia transportowe z resztą Rosji lub nie ma ich w ogóle.
Biorąc to wszystko pod uwagę, bardzo trudno sobie wyobrazić, że południowe okręgi Jakucji (gdzie dominują etniczni Rosjanie i występuje najwięcej zasobów naturalnych oraz kwitnie przemysł) podążą za wezwaniem północy zdominowanej przez Jakutów (ekonomicznie znacznie mniej samowystarczalnej), jeśli ta zadeklaruje chęć odłączenia się od Rosji. Północna Jakucja nie ma instrumentów, by narzucić swoją wolę południu zamieszkiwanemu głównie przez Rosjan. Jednak nawet przy założeniu, że cała Jakucja oddzieli się od Rosji, 75 proc. terytorium Rosji nadal pozostanie nienaruszone.
Mit ukrytej różnorodności etnicznej Rosji
.Niewiele jest również dowodów na poparcie sugestii, jakoby duży udział etnicznych Rosjan był wynikiem „przymusowej rusyfikacji” innych narodów i że za oficjalnymi danymi dotyczącymi populacji kryje się znacznie większa różnorodność etniczna.
W ostatnich dziesięcioleciach udział etnicznych Rosjan w całkowitej populacji Rosji nie tylko nie zwiększył się, ale wręcz zmalał: w Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republice Radzieckiej (RFSRR) z 83 proc. w latach 1939–1979 do 81,5 proc. w roku 1989. Dane ze spisów powszechnych z 2002, 2010 i 2021 roku wskazują, że udział tej grupy w populacji osiągnął stabilny poziom 81 proc.
Na niektórych podbitych terenach (np. w Ukrainie) przymusowa rusyfikacja rzeczywiście miała miejsce w minionych stuleciach i należy ją potępiać. Warto jednak zauważyć, że znaczna część terytoriów na wschód od Wołgi była historycznie słabo zaludniona. Chociaż w wielu przypadkach miejscowa ludność była uciskana, o czym historycy powinni wyraźnie mówić, to większość etnicznej ludności rosyjskiej nie jest produktem „przymusowej rusyfikacji”, ale wynikiem przesiedlenia etnicznych Rosjan na słabo zaludnione terytoria położone dalej na wschód. Według szacunków zachodnich ekspertów populacja Syberii wzrosła z około 270 000 rdzennych mieszkańców i osadników pod koniec XVII wieku do ponad miliona przed rokiem 1795 i ponad dwóch milionów przed rokiem 1830 – głównie z powodu przesiedleń z europejskiej części Rosji. Migracja na Syberię pod koniec XIX i XX wieku, kiedy mniej więcej trzy miliony chłopów przekroczyły Ural, zbiegła się z masową migracją z Europy do Stanów Zjednoczonych. W rezultacie do 1914 roku populacja Syberii wzrosła do ponad 10 milionów.
Na obszarach o historycznie dużych skupiskach mniejszości etnicznych – w regionie Wołgi, na Kaukazie Północnym i w północnej Jakucji – mniejszości te do dziś dominują w lokalnych populacjach.
W ostatnich dziesięcioleciach, zwłaszcza od 1990 roku, zjawisko „przymusowej rusyfikacji” w ogóle nie występowało. Przeciwnie, w wielu republikach narodowych rządzili przedstawiciele narodów tytularnych, zajmując niewspółmiernie wiele stanowisk w stosunku do rzeczywistego udziału w populacji. Na przykład w Tatarstanie etniczni Rosjanie pełnią mniej niż jedną czwartą funkcji ministerialnych w rządzie regionalnym, mimo że ich udział w strukturze etnicznej Tatarstanu wynosi jakieś 40 proc. W Buriacji Rosjanie zajmują mniej niż 50 proc. stanowisk ministerialnych, chociaż ich udział w lokalnej populacji wynosi dwie trzecie. Baszkortostan jest de facto rządzony przez etnicznych Baszkirów od 1957 roku, mimo że byli oni dopiero trzecią co do wielkości lokalną grupą etniczną aż do spisu powszechnego z 2002 roku, kiedy to wyprzedzili etnicznych Rosjan, zajmując drugie miejsce.
Tak więc oficjalne dane dotyczące składu etnicznego Rosji w dużej mierze odzwierciedlają rzeczywistość i nie ma powodów, by sądzić, że znaczna liczba mniejszości pozostaje ukryta pod etykietą „etnicznych Rosjan”.
Brak oznak rosyjskiego separatyzmu etnicznego
.Wszystko to oznacza, że ewentualne odłączenie się mniejszości etnicznych od Rosji nie byłoby równoznaczne z dezintegracją kraju. Rosja straciłaby pewne terytoria i populację, ale niezbyt wiele. Prawdziwym rozpadem byłoby coś zupełnie innego – ustanowienie odrębnych państw rosyjskich zamieszkałych głównie przez etnicznych Rosjan.
Kwestie te są często mylone przez część zagranicznych komentatorów – wielu z nich sugeruje, że ponieważ Rosja posiada wiele republik narodowych i jest zamieszkiwana przez wiele mniejszości etnicznych, ich oddzielenie oznaczałoby rozpad kraju, tak jak w przypadku Związku Radzieckiego. Ale sytuacja w dzisiejszej Rosji jest zupełnie inna. Z jednej strony kraj ten jest dziś znacznie bardziej jednorodny etnicznie niż w okresie Związku Radzieckiego. Z drugiej – nawet całkowite oddzielenie terytoriów zdominowanych przez mniejszości nierosyjskie nie kwalifikowałoby się jako „rozpad”, ponieważ większość kraju pozostałaby nienaruszona. Aby kraj naprawdę się rozpadł, konieczne byłoby oddzielenie terytoriów zdominowanych przez Rosjan.
Czy jest to realna perspektywa? Na terenach zdominowanych przez etnicznych Rosjan nie odnotowano praktycznie żadnych tendencji separatystycznych ani dowodów na to, że myślenie separatystyczne zyskuje na popularności. W niektórych regionach istnieją grupy aktywistów, którzy rozważają separatyzm (Kaliningrad i „Ingria” w obwodzie leningradzkim i Sankt Petersburgu), ale grupy te są niewielkie i nie zdradzają oznak znaczącego wpływu społecznego.
Wiele publicznych spekulacji na temat wcześniejszych prób ustanowienia rosyjskojęzycznych republik, takich jak Republika Uralska i Republika Dalekiego Wschodu, opiera się na błędnej interpretacji wydarzeń historycznych. Próba utworzenia Republiki Uralskiej w 1993 roku nie była prawdziwym oddolnym ruchem separatystycznym, ale administracyjnym dążeniem ówczesnego gubernatora Jekaterynburga Eduarda Rossela do podniesienia statusu swojego regionu z obwodu do republiki o największej wówczas autonomii budżetowej. Pomysł ten porzucono po przyjęciu konstytucji z 1993 roku, która zniosła kluczowe przywileje republikańskie. Z kolei Republika Dalekiego Wschodu była sponsorowanym przez bolszewików marionetkowym państwem istniejącym we wczesnych latach 20., dalekim od prawdziwej próby ustanowienia samodzielnego rosyjskojęzycznego państwa.
Wiele mówi się też o jakiejś odrębnej „uralskiej” lub „syberyjskiej” tożsamości. Owszem, ludność obu regionów wyróżnia się pewnymi specyficznymi cechami kulturowymi, lecz bezwzględna większość z nich identyfikuje się jako (etniczni) Rosjanie i nie ma mowy o żadnej odrębnej „uralskiej” lub „syberyjskiej” tożsamości narodowej. Nie obserwuje się istotnych sygnałów poszukiwania przez rosyjskie grupy etniczne innej tożsamości. Próby znalezienia „oderwanych tożsamości” wśród etnicznych Rosjan nie są oparte na dowodach naukowych.
Wobec braku rzeczywistych tendencji separatystycznych można bezpiecznie założyć, że jeśli dojdzie do jakiegoś rodzaju oddzielenia głównych regionów rosyjskojęzycznych, doprowadzi to do powstania ruchu, który będzie dążył do ich ponownego połączenia. Przypominałoby to jugosłowiański irredentyzm z XX wieku (którego celem było zjednoczenie Bułgarii, Albanii i części Grecji, Włoch i Austrii z Jugosławią), ale o znacznie większej sile, ponieważ dotyczyłoby sztucznie rozerwanego narodu o jednej tożsamości etnicznej. Ruch na rzecz „zjednoczenia rozbitego narodu” podsycałby imperialistyczny sposób myślenia, dając potężny bodziec szowinistom i rewanżystom. W przypadku sukcesu kierująca się resentymentami nowo zintegrowana Rosja byłaby bardziej skłonna do ponownego zaatakowania swoich sąsiadów. W siłę urośliby też rewanżyści, zyskując argument na rzecz reintegracji jako rozwiązania trudności gospodarczych i środka znoszącego bariery stworzone przez dezintegrację.
Zagraniczni komentatorzy spekulujący na temat rozpadu Rosji jako kroku w kierunku jej osłabienia i uczynienia niezdolną do ponownego zaatakowania swoich sąsiadów powinni pamiętać, że ta logika może sprawdzić się tylko w perspektywie krótkoterminowej. W dłuższej perspektywie mogłoby to oznaczać dziesięciolecia podsycania szowinistycznych resentymentów i proklamowania przez rewanżystów „ponownego zjednoczenia ziem rosyjskich”, ponieważ jakikolwiek podział na niezależne państwa stworzyłby między tymi ziemiami niewygodne bariery gospodarcze i społeczne. W rozbitej Rosji budowanie demokratycznych instytucji byłoby trudne, a nacjonalistyczne resentymenty i irredentyzm przeżywałyby rozkwit – prawdopodobnie byłoby to znacznie bardziej niebezpieczne środowisko niż to, które doprowadziło do powstania reżimu Putina.
Co więcej, myślenie, że odrębne regiony Rosji walczyłyby ze sobą nawzajem i w związku z tym nie atakowałyby krajów sąsiednich, jest niebezpieczną iluzją, niepopartą doświadczeniem historycznym. Jugosłowiański irredentyzm w XX wieku niejednokrotnie doprowadzał do poważnych konfliktów międzynarodowych. Działania wojenne między różnymi państwami arabskimi na Bliskim Wschodzie nie przeszkodziły im wspólnie zagrozić Izraelowi. Nawet wojna domowa w Rosji w latach 1918–1922 (właśnie po takim „rozpadzie na odrębne państwa”) nie powstrzymała jej przed atakowaniem swoich sąsiadów. Podżeganie do wewnętrznych walk w celu zapobieżenia agresji skierowanej na zewnątrz jest złym pomysłem, pozbawionym uzasadnienia historycznego.
Jeśli odłączone etniczne państwa rosyjskie zdołałyby przyjąć pokojową, demokratyczną i niezdominowaną przez politykę resentymentu formę, ich jedyną rozsądną drogą postępu i rozwoju byłoby stworzenie wspólnego rynku, wspólnej przestrzeni turystycznej i zharmonizowanego prawodawstwa, co ostatecznie doprowadziłoby do… odtworzenia kolejnej formy zjednoczonej Rosji. Tak więc niezależnie od tego, czy w hipotetycznie oddzielonych państwach rosyjskich wygrają rewanżyści, czy demokraci, Rosja będzie dążyła do reintegracji, zwyczajnie dlatego, że ma to uzasadnienie ekonomiczne i praktyczne, podczas gdy sztuczne bariery między terytoriami zamieszkanymi głównie przez etnicznych Rosjan nie mają na dłuższą metę żadnego sensu.
Po miesiącach debaty publicznej na temat możliwej dezintegracji Rosji zwolennicy tej teorii nie są w stanie wyjść poza ogólną retorykę i choćby pobieżnie przedstawić, jak mogłoby to wyglądać w praktyce. Nie udało im się również wyjaśnić, jaki sens miałoby odłączenie się Jekaterynburga od Czelabińska lub Tiumenia czy Kraju Permskiego od sąsiedniego obwodu kirowskiego. Dla kontrastu – na początku lat 90. republiki radzieckie miały prawdziwą motywację do odłączenia się od ZSRR. Wszystkie były zdominowane przez narodowości tytularne, Rosjanie stanowili zdecydowaną mniejszość, a niektóre z republik miały nawet ograniczoną suwerenność międzynarodową – demokratyczny Zachód nie uznał okupowanych krajów bałtyckich za część Związku Radzieckiego, a USRR i BSRR (odpowiednio Ukraińska i Białoruska Socjalistyczna Republika Radziecka) zachowały formalne miejsca w ONZ. Sowiecka konstytucja pozwalała republikom na secesję.
Wiele z byłych republik radzieckich (kraje bałtyckie, Armenia, Gruzja i Białoruś) doświadczyło w przeszłości niepodległej państwowości i wszystkie z nich mogły zaangażować się w handel międzynarodowy, zarówno drogą morską, jak i poprzez granice z innymi krajami. Tymczasem większość regionów obecnej Rosji nie ma dostępu do morza lub dobrego połączenia z międzynarodowymi szlakami morskimi (komercyjna żegluga w Arktyce pozostaje poważnym wyzwaniem). Granice byłych republik radzieckich miały większe znaczenie historyczne i międzynarodowe uznanie niż granice rosyjskich regionów, które w większości zostały wytyczone sztucznie i przez dziesięciolecia były zaniedbywane.
Wielu Rosjan pamięta okres wczesnych lat 90., kiedy podczas chaotycznej transformacji spora część regionów wprowadziła wewnątrzregionalne bariery dla handlu lub przemieszczania się, co stworzyło ogromne niedogodności dla mieszkańców, a później doprowadziło do poparcia wysiłków „konsolidacyjnych” Władimira Putina (które posunęły się za daleko). Większość Rosjan negatywnie ocenia doświadczenie „separacji” z tamtego okresu i postrzega je jako coś sztucznego i niewygodnego.
Żądanie federalizmu, a nie rozpadu
.W Rosji można zaobserwować – w tym w regionach zdominowanych przez Rosjan – wyraźne i niezaprzeczalne zapotrzebowanie na federalizację, często mylone z „separatyzmem”. Od 2000 roku rząd centralny zasadniczo odebrał wszystkie główne uprawnienia regionom kraju, nie pozostawiając prawie żadnego miejsca na samorządność. Przed Putinem rosyjskie regiony zatrzymywały około 50 proc. regionalnych dochodów podatkowych w swoich budżetach; obecnie udział ten spadł do zaledwie 35 proc. (przy 65 proc. trafiających do centrum federalnego). W 2005 roku Putin zniósł również bezpośrednie wybory gubernatorów regionalnych, by później przywrócić je w bardziej kontrolowanej formie, skutecznie pozbawiając regiony możliwości swobodnego wyboru własnego przywództwa. Kiedy w 2018 roku wyborcom w Kraju Chabarowskim udało się wybrać opozycyjnego gubernatora w kwestionowanych wyborach, a w 2019 roku do zgromadzenia regionalnego nie trafił ani jeden przedstawiciel rządzącej partii Jedna Rosja, Putin aresztował gubernatora i odrzucił wyniki wyborów.
W 2000 roku regionom odebrano również inne ważne uprawnienia, takie jak nadzór policyjny czy licencjonowanie zasobów naturalnych. Gubernatorzy i przewodniczący parlamentu zostali pozbawieni prawa do reprezentowania swoich regionów w wyższej izbie parlamentu, Radzie Federacji.
Dlatego domaganie się przez mieszkańców regionów większej decentralizacji uprawnień oznacza pragnienie powrotu do bardziej równego podziału uprawnień między regionami a centrum. Nie należy tego uznawać za separatyzm lub chęć oderwania się od Rosji.
Grupy emigrantów opowiadające się za secesją od Rosji powinny pamiętać, że kraj ten doświadcza poważnego kryzysu reprezentacji ludowej. Od ponad dwóch dekad nie odbyły się tam uczciwe wybory ogólnokrajowe. Ludzie są zmęczeni rządami samozwańczych urzędników, którzy nigdy nie zostali wybrani w powszechnych wyborach lub zostali wybrani ponad 20 lat temu.
W tej sytuacji pojawienie się postaci opozycyjnych, które nigdy nie zostały przez nikogo publicznie wybrane, lecz mimo to domagają się powszechnej legitymacji lub określonej reprezentacji (w tym mniejszości etnicznych) i opowiadają się za secesją regionu, jest niezwykle kontrproduktywne i wprowadza zamieszanie.
Skłania to wielu mieszkańców Rosji do myślenia o polityce nie jako o rywalizacji dyktatury z demokracją, ale jako o rywalizacji samozwańczych jednostek z różnych stron (od putinistów po secesjonistów), którzy tak naprawdę nie dbają o wyborców, ale kierują się własnymi egoistycznymi pobudkami.
Bez wątpienia należy wzmacniać świadomość interesów i praw mniejszości etnicznych, zwalczać rasizm i ksenofobię oraz promować dyskusję na temat samostanowienia rosyjskich mniejszości etnicznych i prawdziwej federalizacji Rosji. Ale domaganie się fałszywej legitymacji i nieistniejącej reprezentacji jest złe i szkodliwe i może sprawić, że opozycja będzie mniej, a nie bardziej atrakcyjna w oczach mieszkańców Rosji, w tym mniejszości etnicznych. Wizja „rozpadu Rosji” roztaczana przez samozwańczych działaczy przeraża wielu obywateli, także mniejszości etniczne, ponieważ spora część z nich nie chce żadnej secesji. Pomaga to jedynie propagandzie Putina, który może z łatwością podchwycić temat i przedstawić to jako główne zagrożenie dla kraju.
Rozpraszająca demagogia, którą należy odłożyć do lamusa
.W odpowiedzi na powyższe argumenty zwolennicy teorii dezintegracji Rosji zwykle nie próbują udowadniać swoich racji, lecz oskarżają krytyków o imperializm i chęć udaremnienia dążeń wolnej ludności do oddzielenia się od federacji. W rzeczywistości jednak nikt nie chce niczego udaremniać. Problemem nie jest rozpad jako taki – jeśli się wydarzy, to się wydarzy. Problem polega raczej na tym, że zagadnienie to jest czystą fantazją i kompletną stratą czasu.
Warunki niezbędne do rozpadu Rosji na odrębne państwa nie istnieją. Sprawa ewentualnej państwowości dla rosyjskich mniejszości etnicznych jest inną kwestią – nawet gdyby wszystkie one oddzieliły się od Rosji, większość terytorium kraju pozostałaby nienaruszona, ponieważ zarówno udział mniejszości etnicznych w populacji Rosji, jak i udział terytoriów zamieszkanych przez mniejszości w terytorium kraju są stosunkowo niskie. Związek między debatą na temat samostanowienia mniejszości etnicznych a rozpadem Rosji jest więc fałszywy. Nawet całkowite oddzielenie terytoriów etnicznych nie równałoby się dezintegracji. Prawdziwy rozpad nastąpiłby wówczas, gdyby doszło do utworzenia odrębnych państw zdominowanych przez etnicznych Rosjan. Ponieważ jednak nie ma ku temu rzeczywistych i trwałych warunków wstępnych, najprawdopodobniej w przyszłości doszłoby do jakiegoś rodzaju ponownego zjednoczenia kraju.
Całkowicie oderwana od rzeczywistości debata na temat możliwej dezintegracji Rosji została już z radością podchwycona przez Putina i jego propagandę – dzięki tej dyskusji rosyjski przywódca może przedstawić napaść na Ukrainę jako „akt obronny przeciwko zachodniej agresji i próbom zniszczenia Rosji”. Jest to tym bardziej godne ubolewania, że cała sprawa nie ma żadnych realnych podstaw. Podczas gdy zachodnie demokracje wydają niemałe sumy pieniędzy podatników na przeciwdziałanie propagandzie i dezinformacji szerzonej przez Putina, niektórzy zagorzali „dezintegracjoniści” bezwiednie wręczają mu potężne narzędzie propagandowe, stworzone praktycznie z niczego.
.Ta rozpraszająca demagogia powinna zostać odłożona do lamusa. Jeśli zwolennicy teorii „przyszłego rozpadu Rosji” nie przedstawią poważnych argumentów wyjaśniających, dlaczego i w jaki sposób może do niego dojść, temat ten należy raz na zawsze wyrzucić z debaty publicznej. Nie tylko zyskamy czas i energię trawione obecnie na omawianie całkowicie nierealnych spraw, ale także przestaniemy ułatwiać Putinowi zdobywanie przewagi w jego wojnie propagandowej.
Władimir Miłow