Prof. Władisław INOZIEMCEW: Co czeka Rosję?

Co czeka Rosję?

Photo of Prof. Władisław INOZIEMCEW

Prof. Władisław INOZIEMCEW

Rosyjski ekonomista i politolog. Dyrektor Centrum Studiów Postindustrialnych w Moskwie, ekspert waszyngtońskiego Center for Strategic and International Studies (CSIS).

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Najbardziej prawdopodobną drogą wyjścia z obecnej sytuacji jest zamach stanu wewnątrz Kremla – pisze prof. Władysław INOZIEMCEW

.W oczach wielu obserwatorów właściwie każda znacząca polityczna zmiana w Rosji w ciągu ostatnich 20 lat – od aresztowania Michaiła Chodorkowskiego w 2003 r. po pełnoskalową inwazję na Ukrainę w roku 2022 – zapowiadała początek wielkich przeobrażeń tego kraju. Tak się jednak składa, że przez cały ten czas Rosja stawała się państwem coraz bardziej autorytarnym i coraz mniej nowoczesnym, które ogarnięte jest obsesją swojej „wyjątkowej drogi” i oddala się od Zachodu.

Półtora roku po wybuchu największego konfliktu zbrojnego w Europie od czasu II wojny światowej mogłoby się znów wydawać, że rosyjski reżym jest w odwrocie: zachodnie sankcje osłabiły go finansowo, wiele kluczowych gałęzi przemysłu legło w gruzach po odpływie zagranicznych inwestorów, a milion Rosjan uciekło z kraju po ogłoszeniu we wrześniu „częściowej mobilizacji”. Jestem jednak zdania, że nie ma żadnych szans na to, aby Rosja miała się zmienić w przewidywalnej przyszłości, nie mówiąc o perspektywie najbliższych kilku miesięcy.

Gdybym miał pokusić się o realistyczną prognozę na rok 2023, powiedziałbym, że Kreml będzie nadal sprawował pełną kontrolę nad rosyjską gospodarką i społeczeństwem. Jedyną istotną bolączką w obszarze gospodarki jest obecnie deficyt budżetowy, ale nie jest on wysoki. Do końca roku ma sięgnąć 5 bilionów rubli, co odpowiada 3 proc. rosyjskiego PKB. Wszystkie pozostałe kwestie mają znaczenie drugorzędne. Nałożone na importowane towary sankcje mają niewielki wpływ na rosyjskich konsumentów, a eksport rosyjskiej ropy naftowej i innych surowców osiąga rekordowe wyniki. Nie dostrzegam również poważniejszych zagrożeń politycznych.

Naród jest obojętny i zastraszony groźbą represji, a najbardziej aktywna część społeczeństwa albo wyjechała z kraju, albo zamierza to zrobić. Pojawiające się tarcia pomiędzy niektórymi twardymi ludźmi pokroju Prigożyna, niegdyś kucharza Putina, a dziś watażki, czy czeczeńskiego przywódcy Ramzana Kadyrowa nie są w stanie naruszyć jedności rządzących elit.

Najistotniejszym źródłem stabilności rządów Putina jest panujące ogólnie przeświadczenie, że obalenie obecnego reżymu przysporzy więcej problemów niż korzyści praktycznie wszystkim zainteresowanym stronom. Swoje stanowiska chce zachować około 3 milionów biurokratów i pracowników służby bezpieczeństwa. 30 milionów emerytów i 15 milionów pracowników organizacji i spółek będących własnością skarbu państwa obawia się utraty dochodów w przypadku zastąpienia obecnego rządu bardziej „liberalną” ekipą. Duże koncerny, które przez lata były najmniej lojalne w stosunku do Putina, w większości skupiły się dziś wokół Kremla po tym, kiedy straciły wszelką nadzieję na sowite zyski poza Rosją, a znaczna część przedsiębiorców nie znosi „praworządnych” zachodnich społeczeństw, które pozbawiły ich majątku. Rosyjska opozycja znajduje się na uchodźstwie – korzysta z zapewnianej przez Zachód pomocy finansowej i wyczekuje ukraińskiego zwycięstwa. Z tego też powodu przeciętni Rosjanie postrzegają polityków opozycji jako zdrajców i spodziewają się poważnych problemów w przypadku ich ewentualnego powrotu do kraju i przejęcia przez nich steru rządów.

Jedynym istotnym zmartwieniem Kremla jest sytuacja na froncie, gdzie wojska ukraińskie mogą przejąć inicjatywę i wyzwolić znaczną część okupowanych terenów. Twierdzę jednak, że jeżeli nadchodząca kontrofensywa skupi się na rejonie Donbasu z pominięciem Krymu, większość Rosjan może przystać na zakończenie wojny, nawet gdyby miało to dla Moskwy oznaczać brak terytorialnych zdobyczy. Rosyjska propaganda jakoś „wyjaśni” opinii publicznej, że decyzja Putina o wycofaniu wojsk w roku 2023 jest tak samo mądra, jak wydany przez niego rozkaz o rozpoczęciu interwencji wojskowej w roku 2022. Być może nie będzie nawet musiała tego robić, zważywszy, że postępy ukraińskiej armii mogą nie być aż tak znaczące.

Uważam, że do końca roku Kreml będzie mimo wszystko zachowawczy, ponieważ starającego się o „reelekcję” Putina czeka kampania wyborcza, której efektem będzie jego przygniatające zwycięstwo 17 marca 2024 r. (datę „wyborów” prezydenckich przewidziano na dzień 10. rocznicy aneksji Krymu). Spodziewam się, że do tego czasu Kreml przeprowadzi hojne waloryzacje rent i wynagrodzeń, dołoży wszelkich starań, aby ograniczyć inflację i dewaluację rubla, powstrzyma się od prób rekonstrukcji rządu i nie będzie usuwał nawet niezbyt kompetentnych biurokratów i dowódców. Jakiekolwiek istotne zmiany kursu przed połową roku 2024 są zatem bardzo mało prawdopodobne. Poczekają raczej na zwycięstwo Putina, tak jak miało to miejsce za każdym razem w przeszłości, a szczególnie po roku 2012, kiedy rosyjski przywódca wdrożył program „nacjonalizacji elit” i zaanektował Krym, czy po roku 2018, kiedy jego rząd zaczął wprowadzać bardzo niepopularną reformę systemu emerytalnego.

Nie sądzę również, aby istniało duże prawdopodobieństwo fundamentalnych zmian w Rosji w dalszej perspektywie – z uwagi na brak warunków umożliwiających powszechną kontestację władzy. Niechęć do Putina jest niewielka w porównaniu z niechęcią do radykalnych zmian, dlatego uważam, że najbardziej prawdopodobną drogą wyjścia z obecnej sytuacji jest zamach stanu wewnątrz Kremla. Jego celem miałoby być „miękkie” usunięcie Putina i zastąpienie go nieco mniej agresywnym przywódcą, który zabezpieczyłby jednak interesy różnych wpływowych grup, nie pozwalając państwu na powrót do przedwojennej polityki współpracy z Zachodem, nawet jeżeli miałaby to być współpraca w ograniczonym zakresie. Najlepszym scenariuszem dla Ukrainy i Europy byłoby doprowadzenie do trwałego zawieszenia broni, gwarantowanego przez nowy rosyjski rząd, oraz poczekanie co najmniej kilka lat, aż sytuacja gospodarcza zmusi Rosję do zwrócenia się ponownie ku Zachodowi. Tylko wtedy można myśleć o negocjacjach w sprawie odszkodowań za ogrom strat spowodowanych przez Rosję na Ukrainie.

Europejscy politycy powinni przygotować się na sytuację, w której ich partnerami do rozmów po odejściu Putina będą ludzie będący dzisiaj częścią rosyjskich elit rządzących, zamiast pokładać nadzieję w dysydentach spotykających się obecnie w Wilnie, Brukseli, Berlinie czy Londynie. Zachód powinien poza tym opracować jakąś strategię przyciągnięcia Rosji, tak aby kraj ten stał się jego częścią, a nie wrogiem. Patrząc na losy Europy w XX wieku, możemy zauważyć, że uznanie Republiki Weimarskiej za „normalne państwo” w 1919 r. w nadziei, że się ucywilizuje, było błędem, natomiast otwarcie się na Republikę Federalną Niemiec po roku 1949 oraz zaproszenie jej do struktur NATO i Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej było decyzją mądrą.

.Taką samą logikę należy zastosować w przypadku Rosji, która nie stała się przecież „normalnym państwem” po roku 1991. Trzeba zatem pomyśleć o zupełnie nowej strategii, pozwalającej na silniejsze związanie Rosji z zachodnimi instytucjami. Obecność niezależnej Rosji za wschodnią granicą Europy, Rosji, która nie będzie zainteresowana akcesem do wspólnoty państw zachodnich, oznacza dla Zachodu brak pokoju i bezpieczeństwa na co najmniej kilka dziesięcioleci.

Władisław Inoziemcew

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 24 czerwca 2023