Społeczeństwo chronicznego zmęczenia – w pogoni za snem

Kiedy ktoś dziś mówi, że śpi osiem godzin, od razu patrzymy na niego podejrzliwie. Albo nie ma pracy, albo rodziny, albo jakiegoś sensownego życia – bo przecież kto dziś ma czas spać? Sen stał się luksusem. Albo, co gorsza, oznaką lenistwa. Żyjemy w świecie, który wywiesił nad nami wielki baner z napisem “śpisz – przegrywasz”. I większość z nas w to uwierzyła.

Kiedy ktoś dziś mówi, że śpi osiem godzin, od razu patrzymy na niego podejrzliwie. Albo nie ma pracy, albo rodziny, albo jakiegoś sensownego życia, bo przecież kto dziś ma czas spać? Sen stał się dla nas luksusem. Żyjemy w świecie, który wywiesił nad nami wielki baner z napisem “śpisz – przegrywasz”. I większość z nas w to uwierzyła, niestety…

Sen stał się luksusem, na który nie każdy może sobie pozwolić

.Sen stał się luksusem. Takim, na który coraz mniej osób może sobie pozwolić. W świecie pracy 24/7, niekończących się deadline’ów i ambicji goniących ambicje, ośmiogodzinny wypoczynek brzmi jak coś z bajki. To taki niedostępny dla wielu komfort, jak prywatna opieka medyczna albo wakacje bez służbowego laptopa. Wielu z nas żyje na kredyt energetyczny, próbując wmówić sobie i innym, że kilka godzin snu w zupełności wystarczy. Zmęczenie stało się normą, ale zamiast przyznać, że brakuje nam sił, wolimy udawać, że wszystko jest w porządku. Przecież nie wypada powiedzieć, że nie nadążamy.

Kultura „hustle” – nieustannego działania, pędu, samodoskonalenia przyjęła się na dobre. Pracujemy więcej, szybciej, dłużej. Po godzinach dorabiamy w internecie, budujemy „markę osobistą”, uczymy się języków, „rozwijamy pasje”. Wszystko po to, by być produktywnym człowiekiem sukcesu. Na sen zostaje jakieś sześć godzin, a i to czasem za dużo.

Przez lata powtarzano nam, że jeśli naprawdę nam zależy, będziemy wstawać o piątej rano i wykorzystywać każdą minutę. „Masz tyle samo czasu, co Elon Musk” – powtarzają coachowie. Tyle tylko, że Elon Musk ma też sztab ludzi, który mu ten czas układa. My mamy budzik, który dzwoni o 6:00, choć zasnęliśmy o 1:30, bo wcześniej były maile, dzieci, Netflix, a potem jeszcze szybkie scrollowanie Instagrama. Rano – espresso, bo trzeba ruszyć. I jeszcze jedno. A potem dziwimy się, że boli głowa, nie możemy się skupić, a świat jakiś taki rozmazany.

Zmęczenie jako tło życia

.Chroniczne niewyspanie stało się tłem naszej codzienności. Jesteśmy zmęczeni, zanim jeszcze wstaniemy z łóżka. I nie, to nie jest kwestia złego materaca. To jest systemowe. W pracy wymaga się od nas dyspozycyjności i energii, najlepiej 24/7, bo przecież maile nie śpią. Wieczorem oczekuje się od nas aktywności towarzyskiej, bo trzeba „utrzymywać relacje”. W weekend mamy nadrobić zaległości w „self-care” – najlepiej pójść na jogę, zrobić domowe SPA i przeczytać zaległe książki o rozwoju osobistym. Na sen zostaje może niedzielny popołudniowy „power nap”, ale tylko jeśli ktoś odwoła spotkanie.

A kiedy ktoś pyta, czy się wysypiamy, uśmiechamy się i mówimy: „No jasne, 6-7 godzin dziennie!”. Prawda jest taka, że zasypiamy przy serialu albo przewijając TikToka, a w środku nocy budzi nas myśl o niezapłaconym rachunku.

Co się dzieje, gdy sen odkładamy na drugi plan?

.Niedobór snu nie jest tylko osobistą sprawą. Badania pokazują, że chroniczne zmęczenie wpływa na kreatywność, efektywność, zdrowie psychiczne i fizyczne. Niedosypianie zwiększa ryzyko depresji, cukrzycy, nadciśnienia. Mózg niewyspanej osoby działa tak, jakby miał wypitych kilka drinków – tylko bez tej przyjemniejszej części. Gorzej zapamiętujemy, mamy słabszą koncentrację, gorzej podejmujemy decyzje. Nic dziwnego, że rośnie liczba wypadków drogowych i pomyłek w pracy.

Ale my i tak wolimy udawać, że wszystko jest pod kontrolą. Łapiemy się na zdaniach typu „przyzwyczaiłem się do małej ilości snu”. Sęk w tym, że nie da się przyzwyczaić do niedoboru snu. Organizm zapamiętuje każdą zarwaną noc. Rachunek za to przyjdzie później, w postaci wypalenia, choroby albo nagłego „przecież nigdy nic mi nie było”.

Sen nie powinien być dla nas luksusem. Jest podstawowym prawem człowieka. A mimo to sami sobie go odbieramy, próbując udowodnić światu i sobie, że damy radę na pięciu godzinach snu. Może wcale nie potrzebujemy kolejnej kawy, tylko zdrowego rozsądku. Trzeba nauczyć się mądrze zarządzać swoim czasem. Nie po to, by zrobić jeszcze więcej, ale by móc czasem odpuścić. Nie każda lista zadań musi być wypełniona po brzegi, nie każda okazja jest obowiązkowa, nie każda szansa warta tego, by kosztowała nas kolejną zarwaną noc. Sen to nie strata czasu. To inwestycja, która następnego dnia się zwraca. Czym? Na przykład lepszą koncentracją, spokojniejszą głową i zwyczajnym poczuciem, że ogarniamy rzeczywistość. Czasem naprawdę warto wybrać sen zamiast kolejnego zadania. Bo paradoksalnie to właśnie wtedy zaczynamy robić mniej… ale lepiej.

Laura Wieczorek

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 25 marca 2025