Tzw. wybory prezydenckie w Rosji to test systemu putinowskiego – prof. Agnieszka Legucka

Trwające w Rosji tzw. wybory prezydenckie to test dla systemu putinowskiego, czy nadal wszystko w ramach machiny politycznej działa – uważa analityczka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych dr hab. Agnieszka Legucka, prof. Akademii Finansów i Biznesu Vistula.
Reżim Putina liczy na brak oporu
.Prof. Legucka w rozmowie z zwróciła uwagę, że w przypadku quasi-wyborów w Rosji o ile można zadawać sobie pytanie, po co to wszystko jest jeżeli wiadomo, że frekwencja ma wynieść ponad 70 proc., a poparcie dla samego Władimira Putina ma sięgnąć ponad 80 proc., to jednak jest to ważny sprawdzian.
„Jest to ważny test dla systemy, czy nadal wszystko w ramach systemu machiny politycznej działa, czy lojalni na różnych szczeblach są przedstawiciele samorządu i pionu federalnego, czy nie będzie żadnej destabilizacji, turbulencji, zakłóceń procesu. Jeżeli nie będzie, to nie tyle tyle sygnał dla społeczeństwa tylko dla elity władzy” – powiedziała prof. Legucka.
Zaznaczyła, że coś, co najbardziej niepokoi przywódców autorytarnych bądź totalitarnych, to jakiś podział elity i szukanie następcy.
„W zawiązku z tym, jeżeli ten test przejdzie należycie, zgodnie z planem Władimira Putina, to wtedy elita ma dostać sygnał, że jest on gwarantem bezpieczeństwa i dobrobytu osobistego. Natomiast społeczeństwo ma dojść do wniosku, że nie ma alternatywy dla Putina, nie ma nawet podstaw, przesłanek, żeby się buntować, nie ma nadziei” – podkreśliła ekspertka.
Jak zauważyła, w takim przypadku nadal będzie stały system reakcji społecznych, a apatia będzie towarzyszyła społeczeństwu jeszcze przez kolejne lata.
Zaznaczyła przy tym, że śmierć przed miesiącem Aleksieja Nawalnego to jasny sygnał, że gdyby nawet jakaś część elity chciała się zbuntować i próbować jakiś targów z najważniejszym opozycjonistą, to te drzwi się zamknęły i nie ma takiej opcji.
Według ekspertki, quasi-wybory to trudny moment dla rosyjskiej elity, bo musi spiąć się i wykrzesać energię, żeby wszystko poszło zgodnie z tym, co sobie głównodowodzący zażyczy.
Prof. Legucka zwróciła uwagę, że nawet w rosyjskich programach propagandowych nie rozpatrują tego w kontekście wyborów tylko rozkazu głównodowodzącego, na którego wezwanie społeczeństwo ma zareagować zgodnie z rozkazem.
„Stąd można powiedzieć, że Rosja przekształca się w takie neototalitarne państwo, gdzie jakiekolwiek opcje, intryga polityczna, która była charakterystyczna dla poprzednich wyborów, nawet prezydenckich, gdzie też nie było demokracji, niemniej jednak można było powiedzieć, że jakaś minimalna konkurencja w tym drugim rzędzie kandydatów była” – dodała.
To nie są wybory tylko sprawdzian dla reżimu – prof. Agnieszka Legucka
.Znawczyni Rosji oceniła, że wyniki wyborów prezydenckich dadzą rosyjskiej władzy przyzwolenie na bycie „partią wojny”. Prof. Agnieszka Legucka zauważyła, że o ile kiedyś, choćby w zeszłym roku, elitę można było podzielić na „partię wojny” i „partię siedzących cicho”, teraz będzie wyłącznie „partia wojny”.
„Te wybory mają też dać przyzwolenie teoretycznie społeczeństwu na wojnę, na to, że prezydent Putin jest prezydentem wojny i to ma jasno wybrzmieć, bo dużo elementów wojennych jest podczas tej kampanii podkreślanych” – mówiła prof. Legucka.
Prof. Agnieszka Legucka podkreśliła, że przed wyborami wszystko zrobiono skrupulatnie, żeby system działał na jednego kandydata, który prowadzi wojnę. Wskazała na wcześniejsze głosowanie w tzw. odległych regionach od 25 lutego do 14 marca, a chodziło tym razem przede wszystkim o zebranie jak największej liczby głosów na okupowanych terenach Ukrainy, gdzie jeżdżono z urnami z miejsca na miejsce. Poza tym wprowadzony został system głosowania drogą elektroniczną.
Prof. Legucka zgodziła się z oceną, że pozostali kandydaci startujący w wyborach prezydenckich Nikołaj Charitonow z Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej, Władisław Dawankow z partii Nowi Ludzi, wiceprzewodniczący parlamentu i Leonid Słucki z Liberalno-Demokratycznej Partię Rosji, to pozorni konkurenci.
„Tu selekcja była dość jasna, mianowicie to nie mogła być kobieta czy ktoś kto jest rozpoznawalny w polityce. Mamy też rozstrzał wiekowy kandydatów – od Charitonowa (75 lat) do Dawankowa (40 lat) i wiek może być czymś do działa na ich niekorzyść. Słucki ma 56 lat” – zaznaczyła ekspertka.
Pozory demokracji
.Tuż po zakończonym 1 lipca 2020 r. ogólnorosyjskim głosowaniu w sprawie zmian w konstytucji Rosji można było usłyszeć ze strony władz, że „ten plebiscyt pokazał niezwykłą konsolidację wokół prezydenta Putina”. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow przekonywał, że było to „de facto triumfalne referendum zaufania do Putina”. Tylko, że nie było to ani referendum, ani konsolidacja wokół prezydenta. Zresztą, w czasie kampanii informacyjnej poprawki dotyczące „wyzerowania” kadencji Putina schowano głęboko do szafy. Czemu więc służyła ta „ustawka” i w efekcie dla kogo zorganizowano to głosowanie? Na takie pytanie odpowiada na łamach Wszystko co Najważniejsze prof. Agnieszka Legucka, doktor habilitowana, analityczka ds. Rosji w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych (PISM).
Według oficjalnych danych ponad 3/4 osób biorących udział w głosowaniu (77,9%) poparło zmianę konstytucji Federacji Rosyjskiej przy wysokiej, niemal 68-procentowej frekwencji. Tak wysoka frekwencja wynikała głównie z możliwości wcześniejszego oddania głosu (głosować można było przez siedem dni, od 25 czerwca). Krytyczny wobec Putina Aleksiej Nawalny przekonywał jednak : „Władze ładnie namalowały sobie głosy poparcia”.
„Zorganizowanie, na mocy rozporządzenia prezydenta, ogólnorosyjskie głosowanie pozwoliło władzom uniknąć ograniczeń wynikających z przepisów prawnych dotyczących np. referendum. Wówczas konieczne byłyby: co najmniej 51-procentowa frekwencja, przeprowadzenie przez organizatorów debaty na temat przedmiotu głosowania, a także zapewnienie udziału niezależnych obserwatorów. Niestandardowa forma umożliwiła elastyczne podejście do procedur, które tłumaczono warunkami pandemii COVID-19 (w Rosji jest prawie 700 tys. zakażonych)” – dodaje autorka artykułu.
Przypomina, że w ciągu tych kilku dni głosowania to nie obywatele poszli do urn, ale komisje wyborcze organizowały mobilne punkty głosowania. Można więc było zagłosować na podwórku, w prowizorycznie rozstawianych namiotach, a nawet poprosić, aby komisja wpadła do domu ze skrzynką do głosowania.
Co więcej, przy poprzednich wyborach komisje nie miały obiekcji dosypywać kart do głosowania, chociaż śledziły je zainstalowane w punktach wyborczych kamery. Teraz żadnych kamer nie było, to i możliwości „malowania głosów” były większe. Dodatkowo w Moskwie i obwodzie niżnonowogrodzkim można było oddać głos elektronicznie, a frekwencja on-line wyniosła 93%. Eksperci byli zgodni, że największe możliwości manipulacji głosami dało kilkudniowe głosowanie, którego kulminacją był 1 lipca, ogłoszony przez Putina dniem wolnym od pracy, aby pozyskać jeszcze więcej głosów.
„Ale dlaczego Putin zdecydował się na zmianę konstytucji i to cztery lata przed legalnym zakończeniem kadencji w 2024 r.” – zastanawia się ekspert.
Otóż, zrobił to w obawie przed rozgrywkami wewnątrz elity. Od wielu już lat najważniejszym dylematem rosyjskiej polityki i zbudowanego systemu władzy było to, „kto po Putinie” i komu – będąc członkiem elity – deklarować lojalność, aby zagwarantować sobie bezpieczeństwo. W Rosji bowiem pieniądze i pozycja nie dają władzy, ale bliskie związki z prezydentem dają bogactwo i perspektywy. Jednak w ramach tego systemu Putin stąpa po cienkim lodzie społecznego poparcia i utrzymania ładu społeczno-politycznego.
„I tak oto Władimir Putin, mimo czterech kadencji jako prezydent Rosji, może ubiegać się o dwie kolejne i będzie mógł ponownie kandydować w wyborach prezydenckich w 2024 i 2030 roku” – pisze prof. Agnieszka Legucka.