„Więzi”. Nowa wystawa stała w muzeum POLIN

Nowoczesna przestrzeń muzealna – ściany luster, odbicia światła, dźwięków i obrazy filmowe – to „Więzi” – nowa i zarazem ostatnia część stałej wystawy „1000 lat historii Żydów polskich” , której otwarcie nastąpi w samo południe 26 czerwca 2025 r.
Mapa świata stworzona z tysięcy kropek – wskazuje miejsca i kontynenty, dokąd emigrowali polscy Żydzi
.„Galeria Więzi pokazuje, że dziedzictwo polskich Żydów nie jest tylko historią czy wspomnieniem, ale jest żywym składnikiem codziennego życia potomków tych, którzy wyjechali z naszego kraju i współtworzyli żydowskie diaspory na niemal wszystkich kontynentach świata. Tym samym dowodzimy, że ta spuścizna kulturowa ma moc, że tradycje, zwyczaje, czasem język – choćby były to specyficzne zwroty czy wyrażenia używane w rodzinie – wciąż stanowią istotny składnik tożsamości osób żyjących tysiące kilometrów od Polski” – mówił podczas wtorkowej konferencji prasowej inaugurującej wystawę Zygmunt Stępiński, dyrektor Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN.
„Mamy to! Marzenia się jednak spełniają” – powiedział uczestniczący w konferencji Piotr Wiślicki, przewodniczący Zarządu Stowarzyszenia Żydowski Instytut Historyczny w Polsce. „Mamy tę galerię, która dopełnia wystawę stałą. Teraz jest ona kompletna” – podkreślił Wiślicki.
W muzeum poświęconym tysiącletniej obecności Żydów w Polsce został dopisany rozdział o współczesności, opowiadający historie dzieci i wnuków polskich Żydów, którzy mieszkają w na całym świecie. U sufitu nowej galerii zawisła instalacja składająca się z 613 miniaturowych domków zrobionych z mlecznobiałego tworzywa; reprezentują one domy, które Żydzi stworzyli w różnych miejscach na świecie. Odwrócone do góry nogami sprawiają wrażenie, jakby były oglądane z perspektywy kosmosu. Ich odbicia w lustrzanych ścianach rozciągają się w nieskończoność. Spadziste dachy białych domków, dachy płaskie, wielospadowe i mansardowe w zmiennym oświetleniu –świtu i zmierzchu – przywołują obraz budzącego się i zasypiającego miasta.
„To abstrakcyjna przestrzeń, gdzie jako projektanci staraliśmy się osiągnąć bezkres i bezczas. Nie opowiada ona tylko o wczoraj ani nawet o dzisiaj – ale też o przyszłości (…) Inspirowaliśmy się sztuką współczesną” – mówi Natalia Paszkowska z Pracowni WWAA Architekci.
Na podłodze znajduje się mapa świata stworzona z tysięcy kropek – wskazuje miejsca i kontynenty, dokąd emigrowali polscy Żydzi.
Sercem galerii jest multimedialna instalacja prezentująca osiem krótkich filmów. „Wyłonione zostały w międzynarodowym konkursie, do którego w 2019 roku zgłoszono 240 projektów” – powiedziała PAP Joanna Fikus, która wraz z Barbarą Kirshenblatt-Gimblett jest kuratorką wystawy. „Teraz pokazywane są one na ekranach w galerii ukrytych za lustrami. Patrząc na bohaterów tych opowieści widzisz też własne odbicie” – dodaje Fikus.
W ośmiu filmach przedstawione są wzruszające swą prostotą opowieści, jak np. w utworze „Cheesecake” Kasi Pajzderskiej, mówiącym o tradycyjnym serniku pieczonym przez babcię według przepisu sprzed stu lat przywiezionego z Polski do Melbourne, czy w filmie o słoiku dżemu, który izraelsko-polski poeta i prozaik Etgar Keret dostał w prezencie od sąsiadki, kiedy mieszkał w „najwęższym domu w Warszawie”. W filmie Jacoba Dammasa pt. „Warsaw Calling” jest opowiedziana historia osoby, która nie zdecydowała się na wyjazd z Polski i esencją jej życia stało się tkwienie przy telefonie i prowadzenie rozmów z członkami rodziny, rozsianymi po całym świecie.
Inna opowieść pokazuje coroczny maraton gefilte fish, łączący pokolenia rodziny Hermelin w Detroit. Wiele miesięcy przed sederem paschalnym przygotowują 200 sztuk tradycyjnej gefilte fish. „Nie chodzi o rybę… Chodzi tak naprawdę o miłość i stratę w każdym kęsie tego aszkenazyjskiego jedzenia” – mówi reżyserka Rachel Fleit.
W tych i pozostałych czterech filmowych historiach ukazane są więzi rodzinne, emocjonalne, kulturowe – te mocno zakorzenione w dziejach rodzin i dawnych domów i te nowe, powstałe w diasporach pod wpływem lokalnych kultur i doświadczeń. Niektóre z nich są bardzo osobiste i rodzinne, inne budują tożsamość całych społeczności. „Patrząc na bohaterów, widzisz też własne odbicie. Możesz zadać sobie pytania, towarzyszące dzieciom i wnukom polskich Żydów: Kim jestem? Skąd pochodzę? Co niosę dalej? Każdy z nas jest przecież odbiciem poprzednich pokoleń” – zaznaczają kuratorki wystawy.
„Ta wystawa jest też o mnie” – mówi Barbara Kirshenblatt-Gimblett. „Moi rodzice urodzili się w Polsce, mama w Brześciu w 1915 roku, tata w 1916 w Opatowie. Moje rodzinne dzieje są też historią milionów Żydów rozsianych po całym świecie, żydowskich rodzin, które mają korzenie w Polsce. A zatem Więzi” to wystawa, która poszerza granice Polski o miejsca zamieszkałe przez Żydów na świecie. To poszerzenie granic było naszym celem przy budowaniu tej wystawy, ważne też było zadanie pytania, jakie dziedzictwo pozostało. Otóż, to dziedzictwo jest żywe w każdym miejscu, gdzie współcześnie żyją Żydzi” – zaznaczyła Kirshenblatt-Gimblett.
„Więzi” to ostatni rozdział wystawy „1000 lat historii Żydów polskich”
.Wystawa stała, podzielona na osiem galerii, przedstawia 1000 lat historii społeczności żydowskiej na historycznych terenach Polski. Ostatnia, dziewiąta galeria dopełnia tę opowieść, pokazując, że dziedzictwo Żydów aszkenazyjskich nie zna granic. Przetrwało w smakach, fotografiach rodzinnych, słowach jidysz i emocjach przekazywanych z pokolenia na pokolenie – w domach na całym świecie.
„Galeria Więzi jest ostatnim rozdziałem naszej wystawy stałej, ale będzie się zmieniać – tak jak zmienia się świat. Wzbogacimy ją o nowe głosy, nowe perspektywy, nowe pokolenia. To przestrzeń, która rośnie razem z nami” – zaznaczają muzealnicy z POLIN.
Barbara Kirshenblatt-Gimblett, jest główną kuratorką wystawy stałej w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN i członkinią zarządu Stowarzyszenia Żydowskiego Instytutu Historycznego w Polsce.
Joanna Fikus, współkuratorka wystawy, jest antropolożką kultury; od 2005 roku jest związana z Muzeum Historii Żydów Polskich. Jest koordynatorką zespołu tworzącego wystawę stałą muzeum. Od 2017 roku kieruje Działem Wystaw Muzeum Historii Żydów Polskich.
Otwarciu galerii „Więzi” towarzyszy bardzo bogaty program wydarzeń, m.in. POLIN zaprasza – jak poinformowała Olga Kaliszewska – do udziału w wyjątkowej akcji fotograficznej w przestrzeni Muzeum. To niepowtarzalna okazja, by uchwycić siebie w miejscu, które opowiada o relacjach, pamięci, migracjach i tym, co nas łączy – niezależnie od odległości. W wybranych momentach będzie można zostać sfotografowanym przez wybitnych fotografów – Jacka Porembę i Mikołaja Starzyńskiego. „Ich wrażliwość i doświadczenie pozwolą stworzyć portrety, które staną się częścią osobistej i wspólnej opowieści o tożsamości i więziach” – zaznacza Kaliszewska.
Izraelici w powstaniu listopadowym
.Społeczeństwo żydowskie przykładało się do wsparcia rewolucji. W Warszawie powstały warsztaty na potrzeby armii, zaś kasy bankierów zasilały skarb w potrzebne fundusze. Kosztem i staraniem społeczeństwa żydowskiego zorganizowano lazaret oficerski – pisze Monika KRAWCZYK.
Upadek Księstwa Warszawskiego przypieczętowano IV rozbiorem Polski na kongresie wiedeńskim w 1815 r. Na okrojonym terytorium powstało zależne od Rosji Królestwo Polskie. Ziemie zagarnięte z I i II rozbioru włączono na trwałe do Cesarstwa Rosyjskiego.
W czasie prowadzonych obrad Żydzi polscy liczyli na nadanie im obiecywanych od czasów obrad Sejmu Wielkiego praw obywatelskich – i o to zabiegały przysyłane z Warszawy delegacje: reprezentacja kahału warszawskiego i reformatorzy zgrupowani wokół synagogi „postępowej” na Daniłowiczowskiej. Żadna z grup nic nie uzyskała. W 1822 r. zniesiono kahały, jako zbyt niezależne, i zastąpiono je Dozorami Bóżniczymi, które miały się skupić wyłącznie na kwestiach kultu religijnego.
Królestwo Polskie rozwijało się w swoim – wcale nie najgorszym tempie, jednak zmiany gospodarcze nie wpływały na chęć przeprowadzenia reform społecznych w stosunku do najbardziej poszkodowanych grup: włościan, biedoty miejskiej i Żydów, tworzących praktycznie odrębny stan. Kapitały przedsiębiorczych Izraelitów (jak pisano o Żydach w tekstach XIX-wiecznych), np. Samuela Kronenberga – ojca wybitnego bankiera Leopolda – Jakuba Epsteina, Samuela Fraenkla, Samuela Natansona, w większości należały do przybyszy spoza Królestwa. Wyjątkiem na tym tle był Dow Ber Sonnenberg – dzierżawca monopolu solnego w Królestwie i jego „klan”, wywodzący się z rodzimych familii żydowskich. Ogólnie ich postawę można odczytać jako lojalną wobec władzy, ale świadomie sprzyjającą polskim dążeniom niepodległościowym. Te wielkie fortuny wyrosły głównie na dostawach wojskowych: armie polskie, napoleońskie, warszawskie, saskie, pruskie, moskiewskie i austriackie, przetaczające się po terenach dawnej Rzeczypospolitej musiały jeść, ubierać się i zaopatrywać w broń i wyposażenie.
Głosy o „potrzebie reformy starozakonnych” pojawiały się w publicystyce regularnie, ale pozostawały czystą teorią. W 1825 r. rząd Królestwa Polskiego utworzył Komitet do Spraw Urządzenia Starozakonnych, złożony z samych… Polaków (w tamtych czasach nie do pomyślenia było powierzanie decyzji komukolwiek spoza szlachty). „Ekspertem” ds. judaizmu został ksiądz katolicki, Włoch, Alojzy Clarini. Dopiero Izba Doradcza owego Komitetu miała w składzie Żydów. Komitet stwierdził (aczkolwiek przy sprzeciwie Izby Doradczej), że najwłaściwszymi „środkami do uskutecznienia radykalnej starozakonnych reformy mogą być: szkoła rabinów, szkoły elementarne (ale bez języka hebrajskiego), cenzura ksiąg hebrajskich, przekład Talmudu na język polski, wreszcie usposobienie pewnej liczby chrześcijan w języku i naukach talmudycznych” (co oznaczało stworzenie chrześcijańskiej kadry eksperckiej w sprawach judaizmu). Nie uważano, że kluczowe byłoby otworzenie możliwości normalnego funkcjonowania Żydów w społeczeństwie poprzez zniesienie archaicznych już ograniczeń gospodarczych. Izba Doradcza (w jej skład wchodził np. słynny matematyk i wynalazca Abraham Stern, a członkiem korespondentem był cadyk Symcha Bunim z Przysuchy) „reform” tych nie poparła.
Należy jednak zauważyć, że – utworzona mimo bojkotu środowiska ortodoksyjnego – Szkoła Rabinów w Warszawie (działająca w latach 1826–1862) odegrała znaczącą rolę w kształceniu żydowskich elit intelektualnych i w ich patriotycznym zaangażowaniu. Jej pierwszym rektorem został przedstawiciel Żydów postępowych: Antoni Eisenbaum (1791–1852), który w 1830 r. wstąpił do powstańczej Gwardii Narodowej.
W nocy z 29 na 30 listopada 1830 r. podchorążowie pod wodzą podporucznika Piotra Wysockiego wszczęli polską rewolucję narodową. Powstanie nie było przygotowane, ale musiały się do niego przyłączyć rodzime siły polityczne.
Rozbieżności poglądów we władzach powstańczych (czy paktować z Moskwą za cenę pozostawienia autonomii, czy postawić wszystko na kartę niepodległościową – za czym opowiadało się radykalnie Towarzystwo Patriotyczne) powodowały określone trudności zarządcze. Ustanowiony na początku dyktatorem generał Józef Chłopicki, szukający bezustannie kompromisu z carem, został zmuszony do dymisji w połowie stycznia 1831 r. Jego lekarz i przyjaciel – Józef Wolf (starozakonny – znów posługujemy się tu ilustracyjnie językiem dziewiętnastowiecznym – prywatnie dziadek wybitnego wirtuoza Henryka Wieniawskiego), zawiadomił deputację sejmową, że „jenerał Chłopicki doznaje rodzaju pomieszania zmysłów i żeby mu żadnej ważnej czynności już nie poruczać”.
Od początku rewolucji – jak nazywano powstanie w nawiązaniu do francuskiej rewolucji lipcowej 1830 r. – władze prowadziły rozmowy dotyczące zabezpieczenia i obrony Warszawy. W tym celu sformowane zostały Gwardia i Straż Narodowa. Poza orbitą działań obronnych nie można było pozostawić ludności żydowskiej, ponieważ stanowiła ona blisko 25 proc. ludności. Pojawiła się więc kwestia zaangażowania tej grupy do działań w zmilitaryzowanych formacjach.
Rozbieżności poglądów we władzach powstańczych (czy paktować z Moskwą za cenę pozostawienia autonomii, czy postawić wszystko na kartę niepodległościową – za czym opowiadało się radykalnie Towarzystwo Patriotyczne) powodowały określone trudności zarządcze. Ustanowiony na początku dyktatorem generał Józef Chłopicki, szukający bezustannie kompromisu z carem, został zmuszony do dymisji w połowie stycznia 1831 r. Jego lekarz i przyjaciel – Józef Wolf (starozakonny – znów posługujemy się tu ilustracyjnie językiem dziewiętnastowiecznym – prywatnie dziadek wybitnego wirtuoza Henryka Wieniawskiego), zawiadomił deputację sejmową, że „jenerał Chłopicki doznaje rodzaju pomieszania zmysłów i żeby mu żadnej ważnej czynności już nie poruczać”.
Od początku rewolucji – jak nazywano powstanie w nawiązaniu do francuskiej rewolucji lipcowej 1830 r. – władze prowadziły rozmowy dotyczące zabezpieczenia i obrony Warszawy. W tym celu sformowane zostały Gwardia i Straż Narodowa. Poza orbitą działań obronnych nie można było pozostawić ludności żydowskiej, ponieważ stanowiła ona blisko 25 proc. ludności. Pojawiła się więc kwestia zaangażowania tej grupy do działań w zmilitaryzowanych formacjach.
Społeczeństwo żydowskie przykładało się do wsparcia rewolucji: w Warszawie powstały specjalne warsztaty, gdzie żydowscy rzemieślnicy „wzięci w rekwizycję” pracowali na potrzeby armii, szyjąc mundury, buty, produkując oporządzenie etc. Kasy bankierów zasilały skarb w potrzebne fundusze, kosztem i staraniem społeczeństwa żydowskiego zorganizowano lazaret oficerski.
W lutym 1831 r. prasa donosiła o nastrojach na prowincji: „Izraelici teraz jak nigdy bardziej sprzyjają Polakom i pragną ujrzeć nasze wojsko, obwieszając bożnice orłami polskimi, wznosząc modły na intencje zwycięstw”. Na Wołyniu i Ukrainie większość Żydów na wieść o rewolucji polskiej skierowała swoje sympatie ku Warszawie – do tego stopnia, że car wstrzymał wysiedlanie Żydów z Kijowa, licząc na ich większe poparcie dla Rosji. Nie osiągnąwszy tego, skomentował doniesienia o nastrojach propolskich słowami: „Szelmy… Żydzi”. W Lublinie, po płomiennej mowie Jana Czyńskiego (przybyłego z Warszawy emisariusza Towarzystwa Patriotycznego) w wypchanej po brzegi wielkiej synagodze Maharszala, do oddziału powstańczego zgłosiła się grupa ochotników. W Krakowie apel do Żydów o wsparcie powstania wydrukowano za aprobatą gminy żydowskiej i szeroko rozpropagowano, czego efektem było znaczne wsparcie finansowe. W związku z tą sprawą przyszły rabin Krakowa, Dow Bera Meisels, wraz z teściem prowadzący dom bankierski i mający liczne kontakty na Śląsku, zaopatrywał oddziały polskie w broń. Dow Ber Meisels przeniesie się w późniejszych latach do stolicy i w 1861 r. będzie jednym z duchowych przywódców Warszawy biorących udział w polskich demonstracjach patriotycznych.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/monika-krawczyk-izraelici-w-powstaniu-listopadowym/
PAP/MB