Izraelici w powstaniu listopadowym
Społeczeństwo żydowskie przykładało się do wsparcia rewolucji. W Warszawie powstały warsztaty na potrzeby armii, zaś kasy bankierów zasilały skarb w potrzebne fundusze. Kosztem i staraniem społeczeństwa żydowskiego zorganizowano lazaret oficerski – pisze Monika KRAWCZYK
.Upadek Księstwa Warszawskiego przypieczętowano IV rozbiorem Polski na kongresie wiedeńskim w 1815 r. Na okrojonym terytorium powstało zależne od Rosji Królestwo Polskie. Ziemie zagarnięte z I i II rozbioru włączono na trwałe do Cesarstwa Rosyjskiego.
W czasie prowadzonych obrad Żydzi polscy liczyli na nadanie im obiecywanych od czasów obrad Sejmu Wielkiego praw obywatelskich – i o to zabiegały przysyłane z Warszawy delegacje: reprezentacja kahału warszawskiego i reformatorzy zgrupowani wokół synagogi „postępowej” na Daniłowiczowskiej. Żadna z grup nic nie uzyskała. W 1822 r. zniesiono kahały, jako zbyt niezależne, i zastąpiono je Dozorami Bóżniczymi, które miały się skupić wyłącznie na kwestiach kultu religijnego.
Królestwo Polskie rozwijało się w swoim – wcale nie najgorszym tempie, jednak zmiany gospodarcze nie wpływały na chęć przeprowadzenia reform społecznych w stosunku do najbardziej poszkodowanych grup: włościan, biedoty miejskiej i Żydów, tworzących praktycznie odrębny stan. Kapitały przedsiębiorczych Izraelitów (jak pisano o Żydach w tekstach XIX-wiecznych), np. Samuela Kronenberga – ojca wybitnego bankiera Leopolda – Jakuba Epsteina, Samuela Fraenkla, Samuela Natansona, w większości należały do przybyszy spoza Królestwa. Wyjątkiem na tym tle był Dow Ber Sonnenberg – dzierżawca monopolu solnego w Królestwie i jego „klan”, wywodzący się z rodzimych familii żydowskich. Ogólnie ich postawę można odczytać jako lojalną wobec władzy, ale świadomie sprzyjającą polskim dążeniom niepodległościowym. Te wielkie fortuny wyrosły głównie na dostawach wojskowych: armie polskie, napoleońskie, warszawskie, saskie, pruskie, moskiewskie i austriackie, przetaczające się po terenach dawnej Rzeczypospolitej musiały jeść, ubierać się i zaopatrywać w broń i wyposażenie.
Głosy o „potrzebie reformy starozakonnych” pojawiały się w publicystyce regularnie, ale pozostawały czystą teorią. W 1825 r. rząd Królestwa Polskiego utworzył Komitet do Spraw Urządzenia Starozakonnych, złożony z samych… Polaków (w tamtych czasach nie do pomyślenia było powierzanie decyzji komukolwiek spoza szlachty). „Ekspertem” ds. judaizmu został ksiądz katolicki, Włoch, Alojzy Clarini. Dopiero Izba Doradcza owego Komitetu miała w składzie Żydów. Komitet stwierdził (aczkolwiek przy sprzeciwie Izby Doradczej), że najwłaściwszymi „środkami do uskutecznienia radykalnej starozakonnych reformy mogą być: szkoła rabinów, szkoły elementarne (ale bez języka hebrajskiego), cenzura ksiąg hebrajskich, przekład Talmudu na język polski, wreszcie usposobienie pewnej liczby chrześcijan w języku i naukach talmudycznych” (co oznaczało stworzenie chrześcijańskiej kadry eksperckiej w sprawach judaizmu). Nie uważano, że kluczowe byłoby otworzenie możliwości normalnego funkcjonowania Żydów w społeczeństwie poprzez zniesienie archaicznych już ograniczeń gospodarczych. Izba Doradcza (w jej skład wchodził np. słynny matematyk i wynalazca Abraham Stern, a członkiem korespondentem był cadyk Symcha Bunim z Przysuchy) „reform” tych nie poparła.
Należy jednak zauważyć, że – utworzona mimo bojkotu środowiska ortodoksyjnego – Szkoła Rabinów w Warszawie (działająca w latach 1826–1862) odegrała znaczącą rolę w kształceniu żydowskich elit intelektualnych i w ich patriotycznym zaangażowaniu. Jej pierwszym rektorem został przedstawiciel Żydów postępowych: Antoni Eisenbaum (1791–1852), który w 1830 r. wstąpił do powstańczej Gwardii Narodowej.
W nocy z 29 na 30 listopada 1830 r. podchorążowie pod wodzą podporucznika Piotra Wysockiego wszczęli polską rewolucję narodową. Powstanie nie było przygotowane, ale musiały się do niego przyłączyć rodzime siły polityczne.
Rozbieżności poglądów we władzach powstańczych (czy paktować z Moskwą za cenę pozostawienia autonomii, czy postawić wszystko na kartę niepodległościową – za czym opowiadało się radykalnie Towarzystwo Patriotyczne) powodowały określone trudności zarządcze. Ustanowiony na początku dyktatorem generał Józef Chłopicki, szukający bezustannie kompromisu z carem, został zmuszony do dymisji w połowie stycznia 1831 r. Jego lekarz i przyjaciel – Józef Wolf (starozakonny – znów posługujemy się tu ilustracyjnie językiem dziewiętnastowiecznym – prywatnie dziadek wybitnego wirtuoza Henryka Wieniawskiego), zawiadomił deputację sejmową, że „jenerał Chłopicki doznaje rodzaju pomieszania zmysłów i żeby mu żadnej ważnej czynności już nie poruczać”.
Od początku rewolucji – jak nazywano powstanie w nawiązaniu do francuskiej rewolucji lipcowej 1830 r. – władze prowadziły rozmowy dotyczące zabezpieczenia i obrony Warszawy. W tym celu sformowane zostały Gwardia i Straż Narodowa. Poza orbitą działań obronnych nie można było pozostawić ludności żydowskiej, ponieważ stanowiła ona blisko 25 proc. ludności. Pojawiła się więc kwestia zaangażowania tej grupy do działań w zmilitaryzowanych formacjach.
Początkowo (w grudniu 1830 r.) Żydzi zostali zwolnieni ze służby w wojsku liniowym i gwardii, ale z możliwością zaciągu ochotniczego. Przepisy głosiły, że „jako nieposiadający praw obywatelstwa poprzez wnoszenie opłaty do bezpieczeństwa miasta przykładać się będą”. Wywołało to ogromne rozczarowanie wśród żydowskich sił postępowych, liczących na możliwość udziału w wysiłku patriotycznym z bronią w ręku. Ze względu na ich protesty, niejako na pocieszenie, Rząd Tymczasowy ogłosił tego samego dnia zniesienie podatku „biletowego” – czyli nałożonej na Żydów opłaty za przebywanie w Warszawie. Było to wątpliwym załagodzeniem sytuacji, gdyż z tego źródła finansowano elementarne szkolnictwo żydowskie (można było wyeliminować innego rodzaju ciężary fiskalne obciążające tę grupę). Dziesięć dni później, pod presją Rządu, generał Chłopicki zmienił zarządzenie, akceptując „oświeconych Żydów” w szeregach Gwardii. Kilku z nich przyznano stopnie oficerskie.
Kwestie tego, czy Żydzi mają płacić (i jakie) podatki na wojsko i osobiście pełnić służbę, powracały raz po raz w dyskusjach sejmowych i na łonie instytucji żydowskich. Nie było też porozumienia, czy poprzeć ochotnicze oddziały składające się z samych Żydów (mówiono o „gettoizacji”), czy zabiegać o włączanie ich do wojska na zasadach ogólnych, czy generalnie ograniczyć się do opodatkowania.
Z ideą dołączania Żydów do wojska powstańczego wystąpił Synaj Hernisz (1805–1866) – potomek postępowej warszawsko-żydowskiej rodziny kupieckiej. Do inicjatywy natychmiast przyłączył się Józef Berkowicz, weteran napoleoński, syn Berka Joselewicza (znanego bojownika insurekcji kościuszkowskiej). Twierdząc, że ma pełnomocnictwo od gminy żydowskiej, samozwańczo przystąpił do tworzenia „pułku żydowskiego”. Zanim na żądanie Komisji Wojny ustalono, że starszyzna nie wydała mu żadnych upoważnień, zdołał zgromadzić stu współwyznawców, z którymi walczył później w randze majora jako szef szwadronu 1. Pułku Mazurów u boku generała Samuela Różyckiego – najpierw na Litwie, później w Radomskiem.
Dozór Bóżniczy i powstały w grudniu 1830 r. na potrzeby rewolucji specjalny komitet nie były entuzjastami tworzenia odrębnych oddziałów żydowskich, dlatego poparły pomysł uczestnictwa Żydów w Gwardii Narodowej (gdzie jednak warunkiem był „europejski wygląd”) i Miejskiej (gdzie golenie bród nie było wymagane). Rabin stolicy – Zalman Lipszyc wydał opinię, że wprawdzie ze stroju tradycyjnego w postaci chałata można zrezygnować, ale „noszenie bród jest nakazem boskim” i „trudno od rabina oczekiwać, żeby na to [golenie zarostu] zezwolił”. Sprawa bród powracała jak bumerang, aż w pewnym momencie stała się groteskowa: w następujących po sobie zarządzeniach a to pozwalano Żydom pełnić służbę w poszczególnych formacjach, a to zakazywano. Zakazywano im używania w umundurowaniu narodowego koloru amarantowego, to znów dozwalano, jeśli występować będą bez zarostu. W maju 1831 r. sejm podwyższył Żydom podatek rekrutowy. W czerwcu ustalono ostatecznie reguły funkcjonowania oddziałów żydowskich w Gwardii Miejskiej. Do sierpnia zorganizowano dwa bataliony, w których służyło łącznie 1098 osób.
Antoni Jan Ostrowski (1782–1845) – jeden z senatorów sygnatariuszy aktu detronizacji cara Mikołaja I, a w okresie listopadowym dowódca warszawskiej Gwardii Narodowej z 1830 r., w której znaleźli się liczni Żydzi – widział w rosnącej liczbie ludności żydowskiej na obszarze Cesarstwa czynnik polityczny, który można wykorzystać dla niepodległości. Przebywając później na emigracji, szeroko komentował to w swoich publikacjach, postulując równouprawnienie obywatelskie Żydów. Przedstawił też pozytywną ocenę ich służby: „Gubernatorowie […] nie mogli się odchwalić, ile w tej posłudze Izraelici okazali wierności i zręczności”.
Nie wszyscy jednak w sferach żydowskich byli gotowi na działania zbrojne. Ortodoksi (w tym chasydzi) nie chcieli się angażować, obawiając się pogorszenia swojej (i tak wystarczająco trudnej) sytuacji materialnej. Miejskiemu plebsowi nie podobali się zaś tradycyjnie wyglądający Żydzi, wracający w zwartych szykach z kopania okopów, śpiewający „Jeszcze Polska nie zginęła…”. Zniesienie cenzury zaowocowało natychmiast drukiem broszur antyżydowskich, czemu próbował przeciwdziałać intelektualnie członek Gwardii Narodowej i Towarzystwa Patriotycznego, wykształcony Żyd, Jakub Tugendhold, wydając swoje Dumania Izraelity na warcie w pierwszych dniach grudnia 1830 r. Chwilę później przetłumaczył na polski dzieło rabina Menassego ben Israela pt. Obrona Izraelitów, wyjaśniające, dlaczego plotki o tzw. mordach rytualnych są „antyżydowskimi bujdami”. Nie wydaje się jednak, by perswazja odnosiła szeroki skutek: zanim Gwardia i Straż Bezpieczeństwa się zorganizowały, radykalne pospólstwo hulało po mieście, nawołując do tumultów. Żydzi mieszkający na Franciszkańskiej i Nalewkach przeżyli chwile strachu, spalono m.in. należący do cadyka Icchaka Majera Altera (założyciela chasydzkiej dynastii z Góry Kalwarii), a właściwie do jego żony, „znaczny handel łokciowy” (czyli sklep z materiałami) na ulicy Wałowej.
Społeczeństwo żydowskie przykładało się do wsparcia rewolucji: w Warszawie powstały specjalne warsztaty, gdzie żydowscy rzemieślnicy „wzięci w rekwizycję” pracowali na potrzeby armii, szyjąc mundury, buty, produkując oporządzenie etc. Kasy bankierów zasilały skarb w potrzebne fundusze, kosztem i staraniem społeczeństwa żydowskiego zorganizowano lazaret oficerski.
W lutym 1831 r. prasa donosiła o nastrojach na prowincji: „Izraelici teraz jak nigdy bardziej sprzyjają Polakom i pragną ujrzeć nasze wojsko, obwieszając bożnice orłami polskimi, wznosząc modły na intencje zwycięstw”. Na Wołyniu i Ukrainie większość Żydów na wieść o rewolucji polskiej skierowała swoje sympatie ku Warszawie – do tego stopnia, że car wstrzymał wysiedlanie Żydów z Kijowa, licząc na ich większe poparcie dla Rosji. Nie osiągnąwszy tego, skomentował doniesienia o nastrojach propolskich słowami: „Szelmy… Żydzi”. W Lublinie, po płomiennej mowie Jana Czyńskiego (przybyłego z Warszawy emisariusza Towarzystwa Patriotycznego) w wypchanej po brzegi wielkiej synagodze Maharszala, do oddziału powstańczego zgłosiła się grupa ochotników. W Krakowie apel do Żydów o wsparcie powstania wydrukowano za aprobatą gminy żydowskiej i szeroko rozpropagowano, czego efektem było znaczne wsparcie finansowe. W związku z tą sprawą przyszły rabin Krakowa, Dow Bera Meisels, wraz z teściem prowadzący dom bankierski i mający liczne kontakty na Śląsku, zaopatrywał oddziały polskie w broń. Dow Ber Meisels przeniesie się w późniejszych latach do stolicy i w 1861 r. będzie jednym z duchowych przywódców Warszawy biorących udział w polskich demonstracjach patriotycznych.
W maju 1831 r. wybuchła wielka afera dotycząca dokumentów dawnej tajnej policji: stwierdzono, że agenci z ery przedpowstaniowej nadal mogą działać i donosić swoim antypolskim mocodawcom. Powołano Komisję Rozpoznawczą do przejrzenia papierów i zidentyfikowania czynnych agentów. Sprawa wywołała zamieszki w Warszawie i swoistą „szpiegomanię” na prowincji. W dużej części – przeważnie niesłusznie – ofiarą impulsywnych zachowań padali Żydzi. Świadek epoki Leon Hollenderski pisał we wspomnieniach emigracyjnych: „Za każdym razem, gdy nowy oddział wstępował do miasteczka, na placu rynkowym wykonywano egzekucje: Polacy wymierzali karę cielesną Żydom, których podejrzewali o świadczenie usług wywiadowczych Rosji, a Rosjanie bili znów Żydów knutem, podejrzewając ich, że pomagają powstaniu polskiemu”. Sztab wojska polskiego posiadał sieci wywiadowcze złożone z lojalnych wobec siebie Żydów na Lubelszczyźnie i w Sandomierskiem, ale rekrutację w tej grupie prowadziła też druga strona. Jakub Tugendhold, tłumacz w Komisji Rozpoznawczej, musiał przetłumaczyć pisma schwytanego szpiega wojska rosyjskiego generała Dubicza, niejakiego Icka Perlmutera z Płocka.
W sierpniu powstanie zaczęło upadać. Towarzystwo Patriotyczne wezwało lud stolicy do obrony rewolucji (nietrudno było się doszukać wzorców działania zaczerpniętych z wielkiej rewolucji francuskiej), co wywołało gwałtowne dwudniowe zamieszki i samosądy. Podejrzanych o zdradę (w tym kilku Żydów) znajdujących się w więzieniu na rogatkach Woli – rozstrzelano. Rozruchy pod hasłem walki ze zdrajcami przeniosły się do znajdującego się obok Przytułku dla Ubogich Starozakonnych, gdzie tłum zamordował kilkanaście osób. „Śmiertelnie pobitych” trzeba było przenieść do Szpitala Starozakonnych, a gmina żydowska musiała później wziąć na utrzymanie kilkanaście sierot. Wśród ofiar samosądu na aresztantach w więzieniu staromiejskim był agent Nowosilcowa – Joel Mosze Birnbaum, którego ukatrupili właśni współwyznawcy.
Poza Gwardią Narodową i Miejską, grupującą zamożnych i średniozamożnych obywateli, w Warszawie zorganizowano również Straż Bezpieczeństwa, do której na zasadzie pospolitego ruszenia dołączono biedniejszą ludność (w tym Żydów). Nie otrzymali mundurów ani skutecznej broni. Żydzi przypinali orły narodowe do jarmułek lub innych nakryć głowy. W ostatnim etapie obrony Warszawy dowództwo powierzyło im zadania obronne: od 6 do 7 września 1831 r. straż broniła okopów od rogatek czerniakowskich do mokotowskich. Generał Ostrowski napisał: „Pułkownik inżynierii Wilson […] opowiadał mi, że mała garstka ludu przysłaną mu została dla wzmocnienia posterunków, lecz walczyła z męstwem prawdziwym, a między tymi i biedota żydowska”.
Maurycy Mochnacki (1803–1834), uczestnik i kronikarz powstania listopadowego, podsumowując okres „rewolucji polskiej”, wskazał na to, jak Żydzi mogli z większą intensywnością przysłużyć się powstaniu narodowemu, gdyby zostały im przyznane prawa obywatelskie: dostarczając broń, finanse i dobra potrzebne armii i władzy cywilnej oraz uczestnicząc w dyplomacji międzynarodowej, a także pracując w służbach medycznych i wojsku.
.Wśród znaczących postaci zrywu niepodległościowego był Ludwik Ozjasz Lubliner (1809–1868) pochodzący z ortodoksyjnej rodziny żydowskiej. Wziął czynny udział w powstaniu listopadowym, wyróżniając się walecznością w szeregach 9. Pułku Piechoty, za co został odznaczony srebrnym krzyżem wojskowym. Po klęsce, zbiegłszy z carskiego więzienia, na emigracji we Francji i Belgii był bliskim współpracownikiem Joachima Lelewela. Zabiegał o równouprawnienie dla Polaków wyznania żydowskiego. Nie zaprzestał agitacji: przedstawiał się jako „Żyd z religii, a Polak z urodzenia – z Trójcy Narodowej: Wolność, Całość, Niepodległość Polski”. Jeszcze w 1861 r. zagrzewał Polaków-Izraelitów w odezwie: „Izraelici, współrodacy i współwyznawcy moi! Wytrwajcie w zaczętej spójni z Polakami chrześcijanami i łączcie ogniwa wspólnych kajdan, aby je razem rozbić o głowę wspólnego ciemiężcy!”. W 1863 r. został członkiem polsko-belgijskiego komitetu i zbierał fundusze dla Rządu Narodowego.
Monika Krawczyk
Tekst ukazał się w nr 48 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [LINK].