

Żydzi o sobie
Szukanie na każdym kroku antysemityzmu dewaluuje problemy poważne – pisze Jan ŚLIWA
Dlaczego interesują nas Żydzi? Nasz los był powiązany z ich losem przez stulecia, w mniej lub bardziej przyjemny sposób. Zacznijmy od wyliczenia ich osiągnięć. Przede wszystkim: przetrwali w diasporze 2000 lat – inaczej nie byłoby tematu. W końcu wykorzystując koniunkturę polityczną, doprowadzili do powstania państwa. Odparli zmasowany atak arabski, od pierwszego dnia. W kolejnych wojnach obronili swoje istnienie, powiększyli terytorium i osiągnęli dominację nad sąsiadami. Zmienili pustynię w ogród. Zintegrowali żydowskich przybyszów od Etiopii i Jemenu po Rosję. Odtworzyli i zmodernizowali język, który ich połączył, podobnie jak długa służba w armii, która korzysta z sojuszy, ale nie jest od nich zależna. Również izraelscy przywódcy polityczni potrafią samodzielnie określić cele i konsekwentnie dążyć do ich osiągnięcia. Stali się potęgą w technologiach decydujących o bezpieczeństwie i przyszłym rozwoju dzięki skutecznej współpracy instytutów badawczych, wojska i biznesu prywatnego. Tak więc niezależnie od sympatii warto się im przyjrzeć, bo wiele z ich osiągnięć chcielibyśmy powtórzyć, ale mamy z tym problemy.
Podobieństwem między Polakami i Żydami jest długotrwałe przetrwanie bez państwa w ekstremalnie niesprzyjających okolicznościach. U nas to było około 300 lat, u nich 2000. Większość naszej ludności mieszkała w obszarze rdzeniowym, do tego mówiła tym samym językiem. Żydzi żyli głównie w diasporze, przejmując języki i po części zwyczaje lokalnej ludności. Trzymały ich wiara i tradycja, do tego ograniczenia małżeństw poza grupą. Zwłaszcza przejście kobiety, matki, do nie-Żydów było uważane za wielką stratę, jako że to matka przekazuje przynależność do narodu żydowskiego. Reguły koszerności praktycznie uniemożliwiały spożywanie posiłków z innymi, a więc i bliższe kontakty przy zastawionym stole. Samoizolacja w gettach pozwalała na przestrzeganie zasad religijnych bez ingerencji obcych. Również dziś, w jerozolimskiej dzielnicy Mea Szearim, ortodoksyjni Żydzi mogą żyć po swojemu.
Zanim przejdziemy do szczegółów – mała uwaga o granicach dyskusji. Wychodząc poza utarte szlaki, bardzo łatwo spotkać się z zarzutem antysemityzmu. Nienawiść rasowa, przypisywanie całej grupie negatywnych cech, są złe zawsze. Oczywiście wiemy, że Żydów dotknął Holocaust. Ale społeczności dzielą się na takie, które zostały zmasakrowane i wszyscy o tym wiedzą, na takie, które zostały zmasakrowane i nie wie o tym nikt, oraz takie, które zmasakrowane być mogą. Trudno się targować, czy gorsze jest 6 milionów Żydów, czy 7 milionów ukraińskich chłopów. Więcej globalnie, mniej procentowo. Czy śmierć kułaka jest inna od śmierci Żyda? Można też zapytać, czy Żydzi jako tacy są jakąś szczególną grupą, czy narodem jak każdy inny. W końcu prostsze jest traktowanie wszystkich jednakowo, wyróżnianie pewnej grupy może się też dla niej źle skończyć. A szukanie na każdym kroku antysemityzmu dewaluuje problemy poważne. Przykłady można by wymieniać długo, aż po przynoszącego szczęście „Żyda z pieniążkiem”. Uprzedzenia są w umyśle odbiorcy. Jeżeli ktoś oferowałby figurkę Zaradnego Polaka (a nie tępaka z polish jokes), postawiłbym ją sobie na biurku.
Ale temat jednak jest delikatny, dlatego w większości oddamy głos samym Żydom. I są to głosy różne. Na jednym ekstremum usłyszymy opinie, że ziemię izraelską dał Żydom sam Bóg, i to właściwie kończy dyskusję. Ale są też krytycy – historii i tradycji żydowskiej, a zwłaszcza obecnego państwa Izrael. Stygmatyzowani są oni jako self-hating Jews. Ich opinie brzmią bardziej intrygująco, ale trzeba uważać, czy nie szukają oni sensacji i prowokacji.
Zapytajmy na początek, kto w ogóle jest Żydem. Oficjalna wersja mówi, że Żydzi po nieudanych powstaniach zostali wygnani przez Rzymian z Palestyny i rozsiali się po Europie, Afryce Północnej i Bliskim Wschodzie. Po 2000 lat wracają do swojej ziemi, którą obiecał im Bóg. Alternatywni historycy, jak Shlomo Sand, twierdzą, że było zupełnie inaczej. Według Sanda Żydzi w diasporze to w dużej mierze konwertyci z innych ludów, a potomkowie starożytnych Żydów to obecni Palestyńczycy, którzy w międzyczasie przeszli na islam. Uporczywie powtarza się hipoteza, że Żydzi wschodni, Aszkenazyjczycy, to naprawdę Chazarzy, turecki lud, który w VIII wieku przyjął religię mojżeszową. Judaizm Chazarów jest faktem, jednak teza, że wszyscy Aszkenazyjczycy są ich potomkami, a więc genetycznie nie-Żydami, jest wątpliwa. Faktem jest, że wśród Aszkenazyjczyków częstsze są pewne choroby dziedziczne, co sugeruje odrębność genetyczną. Ale to nie tylko ciekawostka historyczna. Ponieważ w 2018 r. Izrael ogłosił się „państwem żydowskim”, istotne jest ustalenie, kto właściwie jest Żydem. Do tego pewne ceremonie, jak małżeństwo, mają charakter religijny, więc ważne jest potwierdzenie, że potomstwo będzie żydowskie. Główny rabinat zarządził, że w tym celu może być wymagany test genetyczny. Dotyczy to zwłaszcza Żydów z Rosji, gdzie naruszona została ciągłość tradycji i często nie ma stosownych dokumentów.
Uczono nas, że traktowanie Żydów jako rasy, definiowanej ustawami norymberskimi, to niedopuszczalna dyskryminacja. Tu widzimy te same reguły, poparte nowoczesną nauką, stosowane do zagwarantowania czystości rasy, i to przez samych Żydów.
W XIX wieku wraz z nadawaniem równych praw pojawił się problem asymilacji. Czy pozostać prawowiernym Żydem, czy wejść w otaczające społeczeństwo? Na ile zachować tradycję, na ile zrezygnować ze ścisłych reguł? Fizyk Richard Feynman opisuje sytuację z lat 60. zeszłego wieku, gdy w sobotę wszedł do windy z trzema tradycjonalistami. W szabat nie wolno stosować ognia, a mieści się w tym iskra elektryczna. Nie mogli więc wcisnąć przycisku, ale chętnie pojechali, gdy zrobił to za nich Feynman. Nie lekceważąc problemu interpretacji Prawa, poważniejszym jednak zagadnieniem było, jak sobie ułożyć życie w nowym świecie. Mając obowiązek lektury Tory w trudnym języku hebrajskim i zajmując się handlem, wymagającym liczenia, mieli intelektualną przewagę nad innymi, co widać wyraźnie w osiągnięciach naukowych i liczbie Nagród Nobla. Ceną było rozwodnienie tożsamości, konwersja na chrześcijaństwo lub odejście od wiary. Coś jednak w niej jest – prześladuje ich ona tak, że niektórzy wracają do niej po latach. Leonard Cohen przez lata śpiewał o swoich przygodach miłosnych, ale przed śmiercią komponował utwory jak modlitwy, w których oznajmiał Panu, że jest gotowy na spotkanie. Ze swoim doświadczeniem bankierskim Żydzi osiągali sukcesy w przemyśle i finansach. Z kolei rozważanie problemów talmudycznych mogło być bazą dla tworzenia spekulatywnych konstrukcji intelektualnych – przez Marksa, Freuda i Marcusego. To przenikanie do społeczeństwa mogło dawać innym poczucie infiltracji przez czynnik obcy, podmywanie podstaw własnej tożsamości i utratę dotychczasowej dominującej pozycji. Można się domyślać, że będzie to prowadzić do konfliktu.
Żydzi żyli wśród innych – jako wyznawcy religii, rasa czy naród? Niektórzy chcieli się asymilować, zachowując tradycję na prywatny użytek. Było tak zwłaszcza tam, gdzie dołączenie do lokalnego społeczeństwa było korzystne, jak w Ameryce, Niemczech, Francji czy Anglii. Inni, ortodoksi, koncentrowali się na wierze i tradycji, otoczenie było tylko neutralnym substratem. No i wreszcie syjoniści, którzy dążyli do zbudowania własnego państwa. Gdzie? To się miało jeszcze okazać. Wzorem dla nich były stabilizujące się państwa, w których mieszkali, a dodatkowym motywem był narastający antysemityzm. Stąd myśl, że życie między innymi może być uciążliwe i niebezpieczne. Zwolennicy asymilacji nie byli tą ideą zainteresowani, nawet ją zwalczali, uważając za szkodliwą. A ortodoksi wierzyli, że państwo odbudować może dopiero Mesjasz, więc budowanie teraz państwa, zwłaszcza świeckiego, to bluźnierstwo.
W 1948 r. nadarzyła się jednak okazja i powstało państwo Izrael. Społeczeństwo jego było bardzo mieszane. Niektórzy przybyli już przed II wojną światową i przepojeni ideą socjalistyczną budowali kibuce. Po wojnie przybyło wielu ocalonych z Zagłady, którzy chcieli pozostawić za sobą Europę i straszne wspomnienia. Nie byli przyjmowani zbyt chętnie. Długo nie szanowano ich, byli uważani za bezwolne ofiary, sprzeczne z ideałem nowego, silnego i dynamicznego Żyda. Do tego ciągnęło się za nimi pytanie: inni zginęli, co ty musiałeś zrobić, aby przeżyć?
Dopiero po wielu latach, gdy świat poznał historię Zagłady, stała się ona czynnikiem identyfikującym i kapitałem moralnym wobec innych. A nowy Żyd miał być silny, nowoczesny i świecki. Nie Talmud, ale technika. Aby strząsnąć z siebie pozostałości sztetla, politycy przyjmowali biblijnie brzmiące nazwiska. Nazwisko jako deklaracja tożsamości. I tak – podczas gdy w Polsce Goldberg zmieniał się w Różańskiego – w Izraelu Grün stawał się Ben Gurionem, Biegun Beginem, a Mileikowsky Netanjahu.
Ale wracając do struktury – falami przybywali Żydzi z Bliskiego Wschodu, Afryki Północnej, Jemenu (operacja Latający Dywan), Etiopii (operacja Salomon), ZSRR (operacja Most). Różnili się językiem, kuchnią, zwyczajami. Jednak konsekwentne stosowanie hebrajskiego w urzędach i szkołach oraz długa służba wojskowa dla mężczyzn i kobiet, w warunkach autentycznego zagrożenia i walki, doprowadziły z czasem do unifikacji. Dość trudna jest ona w przypadku Żydów rosyjskich. Napływa ich bardzo dużo, co poprawia pozycję Żydów w rywalizacji demograficznej z Arabami. Jednak dekady ateizmu naruszyły ciągłość kulturową, ich genealogia wobec ścisłych wymogów rabinatu jest niepewna, a w Rosji pewnie każdy dokument można kupić. Hebrajski jest trudny, więc wielu z nich pozostaje mentalnie w świecie rosyjskim, mają też swoje media. O ich roli świadczy Forum Holocaustu w 2020 r., organizowane w Yad Vashem z udziałem prominentnego rosyjskiego oligarchy Moshego Kantora, przewodniczącego Europejskiego Funduszu Żydowskiego. Dało ono platformę dla Władimira Putina do prezentacji specyficznej rosyjskiej wersji historii. Pokazywane tam mapy miały więcej wspólnego z surrealizmem niż kartografią, co zdradzało, że propaganda jest ważniejsza od faktów. Byli tam obecni światowi przywódcy i eksperci, nikomu to nie przeszkadzało. Spodziewając się prowokacji, prezydent Duda nie wziął udziału w tym forum, co przyjęto bez żalu, jako że w spotkaniu czterech mocarstw, które wyzwoliły Europę spod tyranii nazizmu, obecność przedstawiciela Polski nie była dla organizatorów konieczna.
Oprócz Żydów w Izraelu mieszkają również Arabowie, stanowią jedną piątą ludności. Historia jest długa, tu wspomnijmy tylko o ostatnim kroku. W 2018 r. Kneset przyjął prawo definiujące Izrael jako „narodowe państwo ludu żydowskiego”, z niepodzielną Jerozolimą jako stolicą i z degradacją języka arabskiego do roli pomocniczej. Akcentuje ono wzmocnienie współpracy z diasporą żydowską. A ta diaspora znowu się dzieli na parę grup. Jedni (żydowskie lobby) bezwzględnie popierają wszelkie działania państwa Izrael, ze wsparciem chrześcijańskich fundamentalnych ewangelikalistów, skądinąd często antysemickich. Ortodoksów interesuje studiowanie Tory, nie polityka. Wreszcie dla innych brutalne akcje Izraela wobec Palestyńczyków są nie do przyjęcia. A formy nękania są różne: szykany na granicy, wizyty żołnierzy w domu w środku nocy (czasem bez powodu, jako element ćwiczeń) – i wiele więcej. Wygląda na to, że Żydzi chcą tak im obrzydzić życie, żeby się wreszcie sami wynieśli. Tego typu metody, widoczne dziś dzięki mediom społecznościowym, są obciążeniem dla Żydów na całym świecie i mogą się na nich odbić rykoszetem. Dlatego poparcie Ameryki dla Izraela nie jest na dłuższą metę aż tak pewne, bo widać też, że Izrael chce raczej wykorzystywać we własnym interesie zasoby amerykańskie, niż być lojalnym sojusznikiem.
Co możemy powiedzieć o ich psychologii, tej widocznej i tej ukrytej? Pisarz Yishai Sarid w książce Potwór pamięci stawia się w roli przewodnika wycieczek do miejsc Holocaustu w Polsce. Można powiedzieć, że to tylko powieść, ale lepszy jest dobry obserwator od statystyki, gdzie wypełniający ankietę z góry wiedzą, jakie są poprawne odpowiedzi. A Sarid jest obserwatorem dobrym.
Przypuszczam, że reakcje uczniów zwiedzających obozy są realistyczne. Nienawidzą oni Polaków – za pogromy, kolaborację i antysemityzm. Nie żywią natomiast niechęci do Niemców. Postawni blondyni, rasowo selekcjonowani, prezentują się elegancko w swych mundurach. Pośmiertne zwycięstwo Hugo Bossa. Do tego Niemcy wyeksportowali ludobójstwo do Polski. Niemcy to zadbane, przytulne miasta: Norymberga, sławna z pierników, Monachium znane z Oktoberfestu. Dachau jest niedaleko, ale nikt w tę stronę nie zbacza. Za to Polska to Auschwitz i okolice.
Patrząc na ślady brutalnej przemocy, uczniowie myślą o sobie i o stosunku do Arabów. Słychać szepty, że można by im zrobić to samo. Przemoc budzi respekt. Za to ofiary budzą litość, ale nie szacunek. Ci Aszkenazyjczycy dali się zarżnąć, nie stawiając oporu. Uczniowie nie chcą być tacy. W końcu odbywają tę podróż przed służbą wojskową, aby naładować się determinacją, by nic takiego się im już nigdy nie zdarzyło. Na pożegnalnym wieczorze wstaje uczeń i mówi: „My powinniśmy być tacy sami. Gotowi do bezlitosnego zabijania, nawet niewinnych, nawet dzieci, bo dziecko dorośnie i jutro będzie terrorystą. Albo my, albo oni”. Takich samych słów używali wobec nich ich oprawcy. Albo my, albo oni. Ostre porównanie. Podobne poczucie zagrożenia i osaczenia, usprawiedliwiające własną przemoc. Czy to tylko powieść, tylko fantazja? Babiloński Talmud uczy: „Kiedy ktoś przychodzi, żeby cię zabić, powstań i zabij go pierwszy”. Ten werset wykorzystał Ronen Bergman jako motto swojej książki Rise and Kill First o celowych zabójstwach Mossadu.
Eskalacja nienawiści to niejedyna możliwość. Przewodnik z książki Sarida napotyka na swej drodze sympatycznego chasyda, wdaje się z nim w rozmowę. On nie jedzie do Treblinki, chce raczej odwiedzić grób Elimelecha, rabina-cudotwórcy. Dla niego Polska to nie ziemia śmierci, lecz ziemia życia. W porównaniu z zapiekłością innych – śpiewy, tańce i pijaństwo chasydów w Leżajsku są miłą odmianą.
Gilad Atzmon w książce The Wandering Who? (Wieczny tułacz, ale kto?) zadaje pytanie, czy na często pojawiającą się niechęć do Żydów nie wpływa ich własne zachowanie. Zauważył na przykład, że bojkot żydowskich sklepów w hitlerowskich od niedawna Niemczech (28.03.1933) nastąpił bezpośrednio po wezwaniu przez American Jewish Congress do bojkotu towarów niemieckich. Otrzymał etykietkę negacjonisty Holocaustu i apologety Hitlera. Fakty są faktami, podobnie jak np. porozumienie Haavara (25.08.1933) między przywódcami syjonistycznymi a nazistowskimi Niemcami, które umożliwiło wyjazd 60 tysiącom Żydów i o którym się mało mówi. Samo pytanie „Czy problem nie leży również w nas?” jest bolesne, ale nie ma w sobie niczego niewłaściwego. Przypomina ono polskie pytanie „Dlaczego przegrywamy wszystkie powstania i nie umiemy odzyskać niepodległości?”. Może regularnie popełniamy błędy?
Pytanie jest o tyle logiczne, że Żydzi często są przedstawiani jako bezwolny tłum, który od 2000 lat prześladowany jest przez innych, motywowanych paranoicznymi przesądami, bez żadnej podstawy faktycznej. Nie mają sprawczości, czasem tylko wydadzą noblistę lub skrzypka. To jak boksowanie z cieniem. W książkach sprzed Zagłady, jak Ziemia obiecana, są żywymi ludźmi, walczącymi o swoje interesy, czasem ostro. Dziś wiele z tych tekstów byłoby trudno opublikować. Podobnie dokładnie analizowany jest antysemityzm, a mało się mówi o nastawieniu Żydów do chrześcijan. Dostęp do tych tekstów utrudnia bariera językowa. Temat antychrześcijańskich wątków w Talmudzie zbijany jest jako antysemityzm. Autorzy eksponujący odmawianie nie-Żydom prawa do równego traktowania, jak Israel Shahak w Jewish History, Jewish Religion: The Weight of Three Thousand Years, traktowani są z rezerwą. Ostatnio Orit Hirt-Ramon i inni w książce Jesus Was a Jew rzeczowo opisali przedstawianie chrześcijan i chrześcijaństwa w izraelskich szkołach. Ta analiza postępowania Żydów nie służy uzasadnieniu tezy, że „Żydzi są sami sobie winni”, bo na Zagładę nie zasługuje żaden naród, nigdy. Natomiast miała miejsce interakcja i konkurencja, przynajmniej taka jak między chińską diasporą a lokalną ludnością w Azji. Chińczycy mówili niezrozumiałym językiem, mieli własną międzynarodową sieć powiązań, byli wykształceni i bogaci. Byli obcy, może wyniośli, budzili zawiść. Sytuacja jest analogiczna, prowadzi do podobnych antagonizmów. Ale omówienie ludobójstwa, zwłaszcza przemysłowego, wymaga jeszcze paru czynników, o czym może innym razem.
Zachowaniu Żydów możemy się przyjrzeć obecnie, bo na naszych oczach niektórzy z nich robią wszystko, aby zniszczyć swój wizerunek i odtrącić przyjaciół. Po artykule Mashy Gessen w „New Yorkerze”, który przypisywał Polakom (narodowi i państwu) winę za śmierć 3 milionów Żydów, została przekroczona pewna granica. Było tego więcej. Jako syn Sprawiedliwej odebrałem przemówienie ambasador Azari w Auschwitz w 2018 r., akcentujące polską współwinę, jako osobistą obrazę.
Ostatnio w „Gazecie Wyborczej” ukazał się tekst nowojorskiej autorki Mikhal Dekel, której się chce płakać, ponieważ Polacy w Polsce upamiętniają bohaterską Polkę, która oddała życie za Żydów. Jaka z tego lekcja? Jeżeli pomożesz Żydom, naruszając mit Polaka antysemity, chcące cię upamiętnić twoje wnuki zostaną oskarżone o obsesyjne przedstawianie Polaków jako odważnych i dzielnych obrońców. Prawicowy populizm i nacjonalizm.
Czemu ma to służyć? Czy Izrael ma naprawdę zbyt wielu przyjaciół? Oskarżeniami o antysemityzm można wymusić uległość, ale nie sympatię. Konkretne pytanie brzmi: jaki Izrael ma plan B? Na razie może sobie pozwolić na wszystko, a Żelazna Kopuła go chroni przed rakietami – na 90 proc., czyli 10 proc. rakiet dolatuje. A jeżeli Hamas poprawi jakość i dolatywać będzie 20, 30 proc.? I nie to jest najgorsze. Widzieliśmy walki uliczne, sceny linczu – z obu stron. Również w miastach mieszanych, jak Lod i Hajfa, gdzie liczono na pokojowe współżycie. A jeżeli te zamieszki rozleją się na cały kraj? Widzieliśmy scenę Żydów tańczących pod Ścianą Płaczu, patrzących na płomień obok meczetu Al-Aksa. Płonęło drzewo, ale przecież ogień mógł się przenieść. No i gdyby ten meczet spłonął – co wtedy? Techniczna przewaga przestaje tu mieć znaczenie. Izrael ma bombę atomową. Ale na co ją zrzuci – na Ramallah?
Może ktoś myśli, że na Zachodzie czekają na nich z otwartymi rękami. Wątpię. Widzieliśmy, co działo się teraz. Również masy ochoczo sprowadzonych islamskich imigrantów odgrywają istotną rolę. Rozsądni obserwatorzy dostrzegali problem od lat, był on jednak zamiatany pod dywan jako islamofobia. W momencie przesilenia realia ukazują się z całą brutalnością. Do tego dochodzą nastroje antyizraelskie, zwłaszcza na lewicy, albo takie konstelacje, jak wspólna demonstracja muzułmanów i żydowskich antysyjonistycznych ortodoksów pod hasłem „Free Palestine”. Drobny sygnał, jak jest to odczuwane – syn wspomnianej Mikhal Dekel w Nowym Jorku przez tydzień bał się pójść do szkoły. We Francji życie Żydów od lat stawało się coraz trudniejsze. Wielu emigrowało do Izraela w nadziei, że tam przynajmniej będą wśród swoich. Ale jeżeli obie opcje będą niemożliwe? Oczy kawiarnianych moralistów pewnie znowu zwrócą się na Polskę. Ale to może nie zadziałać. Gdy spojrzymy, o ile lepszą opinię mają narody, które przed Żydami zamknęły drzwi, zwłaszcza na dystans, jak Ameryka, można się zastanowić, co wybrać. Ciągle słyszymy, że Polska to skrwawiona ziemia, gdzie stopa ich więcej nie postanie.
Do tego ciągle zdarzają się drobne, lecz charakterystyczne incydenty. Hananya Naftali, młody adept PR-u pracujący dla premiera Netanjahu, wysłał serię tweetów sugerujących związek między obecnym biciem Żydów a sytuacją w Polsce w latach 40. Po co? Są ludzie, dla których ważniejsze są drobne złośliwości niż pochylenie się nad trudną sytuacją. I tu pojawia się logiczna, choć niepoprawna myśl – i jak to było przedtem? Nie wiem.
Przy całej krytyce Izraela nie należy zapominać, że nie oznacza ona poparcia dla Hamasu i Hezbollahu, organizacji, których celem jest zniszczenie Izraela i prawdopodobnie zagłada Żydów. Upadek Izraela w tym rejonie świata mógłby prowadzić do chaosu, przy którym Irak byłby igraszką. Efektem wyjęcia zwornika byłoby zawalenie się konstrukcji i walka o dominację przy udziale zewnętrznych graczy, chcących ugrać coś dla siebie. I krwawe jatki oraz strumień uchodźców, tym razem nie ekonomicznych, których napływ do Europy (bo dokąd?) zdestabilizowałby i tak kruchą sytuację. Import gorących bliskowschodnich konfliktów przy już licznej ludności muzułmańskiej i mniej licznej żydowskiej to recepta na eksplozję. A w tle jest jeszcze pasywna (na razie) ludność postchrześcijańska, we Francji określana jako petits blancs. Wychowana w duchu walki zarówno z antysemityzmem, jak i islamofobią, pełna wstydu, walcząca z poczuciem własnej wartości. Za dużo zmiennych i nieliniowych zależności. Matematyk by powiedział: ten układ równań nie ma rozwiązania.
.Dla zewnętrznego obserwatora próba wyważonego, uczciwego spojrzenia na obie strony to jak usiłowanie zachowania pozycji centrowej podczas meczu bokserskiego. Można tylko mieć nadzieję, że prędzej dojdzie do opamiętania walczących niż do katastrofy.
Jan Śliwa