Joseph S. NYE Jr.: Czy moralność ma znaczenie?

Czy moralność ma znaczenie?

Photo of Joseph S. NYE

Joseph S. NYE

Były podsekretarz do spraw obrony w resorcie spraw zagranicznych USA i przewodniczący Narodowej Rady Wywiadowczej. Obecnie profesor na Harvardzie. Jest autorem książki The Future of Power oraz Presidential Leadership and the Creation of the American Era.

Woodrow Wilson koncepcję równowagi sił uważał za niemoralną, bo krojącą słabe narody jak sery na użytek wielkich mocarstw. Przykładem tego była Polska podzielona między Rosję, Prusy i Austrię. W USA dziedzictwo liberalne, które pozostawił po sobie Wilson, uznano za pułapkę dla amerykańskiej polityki zagranicznej – pisze Joseph S. NYE Jr.

.W przemówieniu inauguracyjnym w 2017 r. Donald J. Trump ogłosił, że „od tego dnia na pierwszym miejscu będzie Ameryka. America first… Będziemy szukać przyjaźni i współpracy opartej na dobrej woli z narodami świata, ale zrobimy to ze zrozumieniem, że wszystkie narody mają prawo stawiać na pierwszym miejscu swoje własne interesy”. Wydaje się to oczywiste. Liderzy są powiernikami zaufania wyborców, głosujemy na nich, aby chronili nasze interesy.

Tylko jak owi liderzy powinni je definiować i reprezentować? Jak moralni powinni być prezydenci w polityce zagranicznej? Co by to oznaczało? Czy mamy obowiązki poza granicami naszego kraju? Czy możemy – a właściwie powinniśmy – spróbować uczynić świat lepszym miejscem?

Amerykański wyjątek

.Amerykanie od dawna postrzegają swój kraj jako wyjątkowy pod względem moralnym. Jak sto lat temu ujął to Theodore Roosevelt: „Nasza główna wartość dla ludzkości polega na połączeniu siły z wyższym celem”. Oparta w równym stopniu na ideach, jak i na pochodzeniu etnicznym Ameryka od dawna postrzega siebie jako przykład i jako kraj. Wiara w wyjątkowość własnego państwa jest powszechną formą przejawu dumy narodowej Amerykanów.

Dla niektórych wyjątkowość ta reprezentuje szowinistyczną dumę i moralną wyższość narodu amerykańskiego, dla innych to po prostu patriotyzm oparty na wspólnych ideałach obywatelskich, w połączeniu ze współpracującym internacjonalizmem. Barack Obama wyraził ten skromny moralizm w 2009 r., kiedy powiedział: „Wierzę w amerykańską wyjątkowość, tak samo jak podejrzewam, że Brytyjczycy wierzą w brytyjską wyjątkowość, a Grecy w grecką wyjątkowość”. Jednakże niektórzy Amerykanie krytykowali Obamę za skromność jego twierdzeń.

Stanley Hoffmann, politolog z Harvardu, którego korzenie sięgają zarówno Francji, jak i Ameryki, zwrócił kiedyś uwagę, że każdy kraj lubi uważać się za wyjątkowy, ale Francja i Stany Zjednoczone wyróżniają się w przekonaniu o uniwersalności własnych wartości. Francja, jak twierdzi Hoffmann, była jednak ograniczona w swoich ambicjach przez obowiązującą w Europie równowagę sił. Nie mogła zatem pozwolić sobie na dążenie do osiągnięcia owych uniwersalnych wartości tak bardzo, jakby sobie tego życzyła. W przekonaniu Hoffmanna tylko Stany Zjednoczone próbowały rozwijać politykę zagraniczną, która w pełni odzwierciedla ich wyjątkowość. Jedynie Stany Zjednoczone miały wystarczającą swobodę, aby próbować tego dokonać.

Nie oznacza to, że Amerykanie są bardziej moralni niż inne narody – wystarczy zapytać Meksykanów, Kubańczyków czy Filipińczyków, co myślą o wykorzystywanych przez Amerykę przeciwko nim narzędziom wojny i tortur, jeszcze w XIX wieku. Znaczy to jednak tyle, że wielu Amerykanów chce wierzyć w wyższość moralną Stanów Zjednoczonych i ich politykę opartą na działaniu na rzecz ogólnego i światowego dobra.

Pisząc krótko po II wojnie światowej, Hans Morgenthau, realista o europejskich korzeniach, krytykował nurt moralistyczny w amerykańskiej polityce zagranicznej. Uważał, że przeszkadza on w jasnej analizie struktury władzy. Taki sentymentalizm moralny, twierdził, nie ogranicza się do masowej opinii publicznej, ale raczej objawiał się w „przywiązaniu do rozwoju poszczególnych wartości moralnych sięgających najwyższych szczebli rządu amerykańskiego, nawet w momencie, kiedy Stany Zjednoczone przejmowały rolę supermocarstwa w świecie powojennym”. Niemniej fakt, że w Stanach Zjednoczonych dominowała liberalna kultura polityczna, miał ogromny wpływ na naturę porządku międzynarodowego po II wojnie światowej. Dominujące mocarstwa promują swoje wartości polityczne. Dzisiejszy świat wyglądałby zupełnie inaczej, gdyby Hitler zwyciężył w II wojnie światowej lub gdyby Stalinowski Związek Radziecki zwyciężył w zimnej wojnie. Z trzech wielkich narracji ideologicznych XX wieku – faszyzmu, komunizmu i liberalizmu – tylko ta ostatnia przetrwała do dzisiaj.

Obrońcy liberalizmu

.Przekonanie o amerykańskiej wyjątkowości ma kilka źródeł, do których przede wszystkim należą liberalne idee oświeceniowe ojców założycieli. Jesteśmy narodem zbudowanym na tych wartościach. Jak to ujął John F. Kennedy: „»Magiczna moc«, którą mamy po naszej stronie, to pragnienie wolności każdego człowieka, niezależności każdego narodu… Dzieje się tak, ponieważ uważam, że nasz system jest bardziej zgodny z naturą człowieka, i dlatego wierzę, że ostatecznie odniesiemy sukces”. Oświecony liberalizm cenił wolność i prawa jednostki i wierzył, że są to prawa uniwersalne, nieograniczone jedynie do republiki amerykańskiej. Niektórzy współcześni politolodzy argumentują, że głównym powodem, dla którego Stany Zjednoczone są powszechnie postrzegane jako wyjątkowe, jest ich bardzo liberalny charakter – „ideologiczna wizja stylu życia skoncentrowanego na wolności, polityce, ekonomii i społeczeństwie”.

Jednak od samego początku Amerykanie spotykali się ze sprzecznościami we wdrażaniu wartości liberalnej ideologii, z nierównością niewolnictwa wpisaną w naszą konstytucję. Minęło ponad sto lat od wojny secesyjnej, zanim Kongres Stanów Zjednoczonych uchwalił ustawę o prawach wyborczych w 1965 r. Rasizm do dziś pozostaje bardzo istotną zmienną amerykańskiej polityki, obok której nie można przejść obojętnie.

Amerykanie różnią się także co do tego, jak promować liberalne wartości w polityce zagranicznej, a sam rasizm odegrał rolę w amerykańskich interwencjach w Meksyku, na Haiti i na Filipinach. Istnieją różne warianty liberalnej polityki moralnej. Dla niektórych Amerykanów stała się ona pretekstem do inwazji na kraje trzecie i narzucenia siłą demokracji; dla innych oznaczał stworzenie systemu prawa międzynarodowego i organizacji chroniącej wolność wewnętrzną poprzez łagodzenie stanu międzynarodowej anarchii.

Inny wątek amerykańskiej wyjątkowości tkwi w przekonaniu Amerykanów o byciu narodem wybranym, którego źródeł doszukują się na kartach Pismach Świętego. Znaczenie odgrywa także przekonanie o purytańskiej winie tych, którzy uciekli z Wielkiej Brytanii, aby w oczyszczony sposób oddawać cześć Bogu w Nowym Świecie. Wysokie aspiracje moralne Amerykanów zrodziły obawy, czy możliwe jest dorównanie tak wysoko postawionym standardom. Nawet ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych martwili się, czy ich nowa republika nie upadnie pod względem moralnym, tak jak upadła starożytna republika rzymska. W XIX wieku różnorodni europejscy autorzy, jak Alexis de Tocqueville i Charles Dickens, dostrzegli amerykańską obsesję na punkcie cnoty, postępu i upadku. Ale ich troska moralna była wówczas bardziej wewnętrzna niż zewnętrzna.

Wreszcie trzecie źródło naszej wyjątkowości wynika z samej wielkości i położenia Ameryki. Już w XIX wieku de Tocqueville zwrócił uwagę na szczególne położenie geograficzne Ameryki. Chronione przez dwa oceany i graniczące ze słabszymi sąsiadami Stany Zjednoczone w dużej mierze koncentrowały się na ekspansji na Zachód w XIX wieku i próbowały uniknąć uwikłania się w grę o globalną równowagę sił, która wówczas koncentrowała się na Europie. Ale kiedy Stany Zjednoczone stały się największą gospodarką świata na początku XX wieku, zaczęły myśleć w kategoriach potęgi globalnej. Jak pokazuje historia, największa potęga ma zarówno więcej swobody, jak i więcej okazji do korzystania ze swoich wpływów, zarówno dla dobra, jak i dla zła.

Największy kraj na świecie ma również motywację i możliwość przewodzenia w tworzeniu globalnych dóbr publicznych oraz swobodę definiowania i realizacji swoich interesów narodowych w szerokim zakresie, w tym poprzez otwarty system handlu międzynarodowego, wolność morza oraz rozwój instytucji międzynarodowych. Rozmiar tworzy ważną, realistyczną podstawę amerykańskiej wyjątkowości, ale purytanizm, a zwłaszcza liberalizm dostarczają motywacji moralnej. Na początku XX wieku prezydent Woodrow Wilson podjął ważny wysiłek, aby połączyć amerykańskie wartości liberalne z naszym nowym statusem wielkiego mocarstwa.

Liberalizm Wilsonowski

.Izolacjonizm był amerykańską dziewiętnastowieczną polityką zmierzającą do zachowania globalnej równowagi sił. Stosunkowo słaba republika amerykańska mogła być imperialistyczna w stosunku do swoich małych sąsiadów, ale musiała prowadzić ostrożną, realistyczną politykę wobec globalnej równowagi sił w Europie. Doktryna Monroe zapewniła oddzielenie zachodniej półkuli od europejskiej równowagi. Stany Zjednoczone mogły utrzymać tę politykę tylko dlatego, że jej wytyczne zbiegały się z brytyjskimi interesami i kontrolą mórz i oceanów przez Royal Navy.

Jednak wraz ze wzrostem amerykańskiej potęgi rozszerzyły się nasze możliwości. Ważnym momentem okazał się rok 1917, kiedy Wilson zerwał z tradycją izolacjonizmu i wysłał dwa miliony Amerykanów do walki w Europie. Podobnie jak inni amerykańscy przywódcy na początku XX wieku Wilson uważał się za idealistę. Jego idea międzynarodowej ligi na rzecz pokoju rozwinęła się jako koncepcja europejska, ale jako czołowy amerykański profesor i rektor college’u Wilson zaadaptował europejskie liberalne idee i zsyntetyzował je w to, co uważał za wyższe moralne podejście, które wyznaczało dalsze kierunki amerykańskiej polityki zagranicznej.

Wilson rozumiał koncepcję równowagi sił, ale uważał ją za niemoralną. W jego opinii była to zasada krojąca słabe narody jak sery na użytek wielkich mocarstw. Idealnym tego przykładem była Polska podzielona między Rosję, Prusy i Austrię w XVIII wieku. Wilson uważał, że Liga Narodów oparta na zbiorowym pakcie przeciwko agresorom będzie bardziej pokojowa i sprawiedliwa niż cyniczne sojusze zawierane ad hoc do zrównoważenia władzy i sił na kontynencie europejskim. Wilson postrzegał misję Ameryki podczas I wojny światowej nie jako materialne wywyższenie, ale jako wprowadzenie wszystkich narodów do nowej międzynarodowej społeczności zorganizowanej dla osiągnięcia właściwych celów. Nazwał Stany Zjednoczone raczej „współpracownikiem” niż sojusznikiem zwycięskich mocarstw. Wilson argumentował, że był to jedyny rodzaj pokoju, który na krótką metę okaże się akceptowalny dla narodu amerykańskiego, a na dłuższą metę dla opinii moralnej świata.

Wilson odniósł sukces nie jako lider amerykańskiej polityki zagranicznej, ale jako „lider idei”. W 1919 r. amerykański prezydent stał się idolem dla ludzi w kraju i za granicą, a kilkadziesiąt lat później symbolem nowego moralnego odłamu stosunków międzynarodowych. Pomysły Wilsona na organizację międzynarodową nie były realizowane przez jego rodaków przez ponad dwie dekady. Niemniej jednak Wilson silnie wpłynął na Franklina Roosevelta i Harry’ego Trumana, którzy zapoczątkowali liberalny porządek międzynarodowy po 1945 roku. Obaj uważali się za spadkobierców myśli Wilsona, a Organizacja Narodów Zjednoczonych stała się potomkinią idei Ligi Narodów.

Liberalny i internacjonalistyczny projekt Wilsona miał dwa główne cele: ujarzmienie międzynarodowej anarchii poprzez ustanowienie wiążącego międzynarodowego prawa i organizacji oraz reformę systemów politycznych państw trzecich w kierunku demokracji konstytucyjnej. Wilson chciał świata bezpiecznego dla demokracji. Historyk i biograf Arthur Link argumentuje, że w świetle katastrofalnych wydarzeń lat trzydziestych XX wieku wizja Wilsona zaprezentowana w Wersalu w 1919 r. była bardziej dalekowzroczna niż wizja europejskich przywódców Georges’a Clemenceau czy Davida Lloyda George’a, których umysł ograniczony był do poszerzania swoich zysków terytorialnych. Link nazwał to „wyższym realizmem Woodrowa Wilsona”, a George Kennan, inny realista, napisał o Wilsonie w 1991 r. następująco: „Muszę poprawić lub zmodyfikować na tym etapie mojego życia wiele sądów, które miałem na jego temat na wcześniejszym etapie mojej kariery. W wilsonowskiej wizji przyszłych potrzeb świata i społeczeństwa teraz postrzegam go jako człowieka wyprzedzającego każdego innego męża stanu swoich czasów”.

Etyczne konsekwencje braku działań

.Nie wszyscy zgadzają się z taką opinią i często uważają, że moralistyczne dziedzictwo liberalne, które pozostawił po sobie Wilson, było pułapką dla amerykańskiej polityki zagranicznej. Chociaż liberalna demokracja jest najlepszym systemem politycznym w kraju, w sferze polityki międzynarodowej „przekonanie, że wszyscy ludzie mają zestaw niezbywalnych praw i że ochrona tych praw powinna mieć pierwszeństwo przed innymi zagrożeniami, stwarza silną zachętę dla liberalnych państw do interwencji”. Liberalizm staje się zatem źródłem niestabilności i konfliktu.

Oczywiście wiele zależy od definicji liberalizmu i sposobu jego wdrażania. Ale jak zauważył Henry Kissinger, nawet tak ostateczny realista jak Richard Nixon znajdował się pod wpływem myśli Wilsona i powiesił jego portret w Białym Domu. Kissinger doszedł do wniosku, że „ostateczną wielkość Wilsona należy mierzyć stopniem, w jakim zebrał on tradycję amerykańskiej wyjątkowości… proroka; Ameryka uznała, że ​​jest zobowiązana aspirować do jego wizji”.

Dobre rozumowanie moralne powinno być trójwymiarowe, ważyć i równoważyć intencje, środki i konsekwencje decyzji prezydentów. Polityka zagraniczna oparta na zasadach moralności nie jest kwestią intencji czy konsekwencji, ale musi obejmować jedno i drugie, tak samo jak środki wykorzystane do osiągnięcia celów. Co więcej, dobre rozumowanie moralne musi uwzględniać konsekwencje podejmowanych działań, takich jak utrzymywanie porządku instytucjonalnego sprzyjającego wartościom moralnym, a także szczególnych działań wartych promocji, jak pomoc dysydentowi walczącemu o prawa człowieka lub grupie prześladowanej w innym kraju.

.Ważne jest, aby uwzględnić etyczne konsekwencje „braku działań”, do czego zaliczyć można gotowość prezydenta Trumana do zaakceptowania impasu i związanych z nią skutków politycznych, jakie spotkały go podczas wojny koreańskiej, zamiast stosować się do zaleceń generała Douglasa MacArthura, który sugerował wykorzystanie w konflikcie broni nuklearnej. To tak jak w słynnym powiedzeniu Sherlocka Holmesa: możemy się wiele nauczyć od psów, które nie szczekają.

Joseph S. Nye Jr.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 21 maja 2021
Fot. Kevin LAMARQUE / Reuters / Forum