Piękno muzyki (8). "O malarstwie i innych sztukach wzrokiem postrzeganych"
OD REDAKCJI: Dzięki uprzejmości Pana Rafała, mamy przyjemność jeszcze raz podróżować poprzez świat muzyki, który przez wiele lat w niezwykły sposób opisywał Piotr Orawski – człowiek z ogromną wiedzą i pasją muzyczną, którą przekazywał radiosłuchaczom. Polecamy Państwu ten cykl.
Dla wielu muzyków malarstwo i sztuki plastyczne, a także bardzo ważna w tym kontekście architektura, są co najmniej dziwne, bo muzycy umieją przede wszystkim słuchać niż cokolwiek zobaczyć. Dla ludzi, którzy na co dzień głównie patrzą, a nie słuchają, muzyka nie jest konieczna, żeby zachwycić się tym, co widzą zwykle w ciszy muzealnych sal. Jest jeszcze trzeci rodzaj ludzi sztuki w rozumieniu tradycyjnym, którzy pielęgnują sztukę słowa. Połączenie tych trzech dziedzin ludzkiej aktywności intelektualnej i zmysłowej zarazem – słyszenia, widzenia i mowy – daje nam początek rozumienia tego obszaru ludzkiej aktywności, który nazywamy sztuką.
Tadeusz Kantor, największy obok Wyspiańskiego wizjoner polskiego teatru w XX stuleciu, powiedział kiedyś, że jego zadaniem jako reżysera spektaklu jest konstruowanie wzruszenia, ale on sam wzruszać się nie może. To wielka prawda. Konstruowanie wzruszenia jest wszakże działaniem w pełni świadomym i celowo zamierzonym, ale bez udziału uczestników przeżywanym. Malarstwo ma bowiem tę niezwykłą cechę, że potrzebuje ciszy, że w gruncie rzeczy jest wręcz ciszą. Jest spokojem. Nawet kiedy jest tłum ludzi w takim miejscu, jak katedra w Sewilli, z tą niezwykłą, chyba największą i najbogatszą nastawą ołtarzową na Starym Kontynencie, ociekającą złotem, to mimo tłumów ludzi, które się tam przewijają, słyszę, cieszę się i milczę, chodząc z palcem na ustach, jak mawiał Gombrowicz. Autor Kosmosu nie lubił malarstwa. Zwalczał je za pomocą papierosa. Jestem w stanie to zrozumieć, bo sam paliłem wiele lat, ale na szczęście rzuciłem to z dnia na dzień siedem lat temu i jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem.
Z malarstwem Gombrowicza to była jego kolejna prowokacja. Ja – jako człowiek muzyki – lubię brzmienie. W muzeach panuje z reguły śmiertelna cisza i są takie panie, które zawsze uważają Cię za złodzieja i patrzą Ci na ręce. Ale muzea to miejsca niezwykłe. Każdy obraz, który w nich jest, bez względu, jaki nosi tytuł, nie jest martwą naturą, jak mówią Polacy, tylko cichym życiem, jak mówią Niemcy, i to ukryte życie decyduje o ich życiu w nas, w naszej świadomości, bo innego życia nie ma.
Malarstwo i postrzeganie sztuki wzrokiem jest swoistą umiejętnością. Słuchowcy umieją to zrozumieć. Widzenie jest taką samą łaską, jak słyszenie. Ale ma też coś więcej: łaskę niesłyszenia, łaskę ciszy. Łaska ciszy jest być może przywilejem największym, bo daje nam spokój. W zakończeniu Mistrza i Małgorzaty padają słowa znaczące: on nie zasłużył na niebo, on zasłużył na spokój. Malarstwo od swoich początków, od czasów grot z Lascaux, daje nam taki właśnie spokój, jest ciszą, nie gra i nie mówi, choć zawiera w sobie tak wiele dźwięków i tak wiele słów. A co powiedzieć o architekturze? Czy można wyobrazić sobie w dźwiękowej wyobraźni Wielką Mszę h-moll w Kościele św. Tomasza albo św. Mikołaja w Lipsku? Jasne, że można. Czy można wyobrazić sobie codzienne koncerty Fryderyka Wielkiego w jego przepięknym pałacu w Sanssouci, które tak pięknie namalował Adolph Menzel w roku 1852, chociaż jest to tylko artystyczna wizja tego, co działo się blisko sto lat wcześniej?
Malarstwo ma tę siłę, że jest bezgłośne. Malarstwa nie słychać. Obrazy trzeba obejrzeć. I tu pojawia się zasadnicza opozycja, która fascynowała mnie od dawna: co znaczy widzieć i co znaczy słyszeć? I jak się ta dwa fenomeny do siebie mają? Prawie każdy powie, że paralelnie albo kompatybilnie, ale w moim przekonaniu nie jest to takie oczywiste. Zawsze dziwił mnie fenomen słuchu muzycznego. Jak to jest, że kilku ze stu ludzi takiej zdolności nie ma? I jak to jest, że kilku ze stu ludzi – mimo że widzą – niczego nie postrzegają? Sztuka dźwięku jest jak sztuka widzenia – obie powinny być wyostrzone, a jeżeli są stępione, to w zasadzie nic na to nie poradzimy. Malarstwo i architektura są chwilami zachwytu, bo tylko wtedy, gdy widzimy obraz czy wszystkie piękne obiekty, jakie ludziom udało się zbudować, tylko wtedy mamy okazję być z nimi twarzą w twarz.
Żadna reprodukcja tego zachwytu nie odda. Z muzyką jest nieco inaczej. Dobre nagrania – i technicznie, i wykonawczo – są w stanie przekazać nam bogactwo brzmienia i semantyki sztuki dźwięku, więcej nawet – ktoś, kto czyta partytury, nie potrzebuje takich nagrań; jest w stanie usłyszeć w dźwiękowej wyobraźni taką interpretację, którą uważa za najlepszą. Jest to kod językowy muzyki. W malarstwie takiego kodu nie ma. Jest obraz albo katedra czy pałac, który trzeba zmysłowo poczuć. Jeśli chcemy zobaczyć sławny Ołtarz z Isenheim Mathisa Nitharta, trzeba pojechać do Colmaru. Jeśli chcemy zobaczyć jedną z najwyższych nastaw ołtarzowych w Europie, trzeba pojechać do katedry w andaluzyjskiej Sewilli. Jeśli chcemy zobaczyć jeden z najpiękniejszych rokokowych pałaców w Europie, to Sanssouci wraz z jego założeniem parkowym jest rewelacyjne.
Dla mnie – jako muzyka – sztuka widzenia jest czymś trudniejszym niż sztuka słyszenia, ale sztuka widzenia uczy zupełnie innych rzeczy i umiejętności. Widzenie oznacza inną perspektywę oglądu sztuki, oglądu świata, oglądu rzeczy. Wielka siła tego, co widzimy, oznacza tylko tyle – albo aż tyle – że jest to chyba najważniejszy dla nas zmysł. Dlaczego z takim zachwytem odwiedzam wielkie europejskie katedry? Dlaczego stoję godzinami przed obrazami wielu ukochanych mistrzów w muzeach Europy? Bo ciche życie jest alternatywą dla muzyki; zjawiska, które z natury obraca się między piano i forte, między ciszą a głośnością. Obrazy i katedry milczą i na tym polega ich wielka siła.
Piotr Orawski