Piotr ORAWSKI: Piękno muzyki (3).Symfonia Patetyczna Czajkowskiego

Piękno muzyki (3).
Symfonia Patetyczna Czajkowskiego

Photo of Piotr ORAWSKI

Piotr ORAWSKI

Muzykolog, nauczyciel i dziennikarz. W Trójce spędził jedenaście lat. Kolejne jedenaście lat zawodowej aktywności to Polskie Radio BIS. Po zmianie formuły programu trafił do Dwójki, swego naturalnego środowiska radiowego. Był tam do samego końca, realizując swoje wielkie marzenie młodości - wieloletni cykl codziennych audycji, w których opowiadał o skomplikowanych i fascynujących zarazem dziejach sztuki dźwięku. www.piotrorawski.pl

OD REDAKCJI: Dzięki uprzejmości Pana Rafała, mamy przyjemność jeszcze raz podróżować poprzez świat muzyki, który przez wiele lat w niezwykły sposób opisywał Piotr Orawski – człowiek z ogromną wiedzą i pasją muzyczną, którą przekazywał radiosłuchaczom. Polecamy Państwu ten cykl.

Znam wiele nagrań ostatniej symfonii Czajkowskiego. Nie tylko dlatego, że – jako dzieło samo w sobie – jest osobliwie piękne, ale także z tego powodu, że jest wstrząsająco prawdziwe. Z muzyką Czajkowskiego jest pewien zasadniczego rodzaju problem: kiedy mówił sam o sobie, był wstrząsająco prawdziwy i szczery, kiedy wypowiadał się w konwencji stylu swojej epoki, jej form i gatunków, zwłaszcza scenicznych, potrafił ocierać się kicz, chociaż tego od niego oczekiwano.

Jego biografia,  historia dni ostatnich, jego odchodzenia, umierania – co wiąże się bardzo ściśle z dziejami powstania i prawykonania Symfonii Patetycznej – była obszarem jednego z największych kłamstw w dziejach nie tylko samej Rosji, ale i historii sztuki dźwięku dziewiętnastowiecznej Europy. Wydaje się, że zatajenie tej historii i biografii Czajkowskiego wszystkim było na rękę, z tej czy z tamtej strony.

Kiedy ogląda się portret pięćdziesięciotrzyletniego kompozytora, wykonany tuż przed śmiercią, widzi się siwego starca, a nie mężczyznę w sile wieku, starca, w którym nie na właściwie woli życia, potrzeby istnienia i tworzenia. Symfonia Patetyczna była jego requiem, pisanym dla samego siebie. Po śmierci twórcy stworzono potrzebny w tamtych czasach mit o śmierci na cholerę, ale od dawna wiadomo, że było to albo samobójstwo albo zabójstwo spowodowane relacjami gejowskimi Piotra Czajkowskiego w zbyt wysokich kręgach ówczesnego społeczeństwa.

O jego homoseksualizmie wiedzieli niemal wszyscy spośród jego przyjaciół i wrogów. Mógł uciec na zachód Europy albo do Stanów Zjednoczonych, gdzie pierwsze ogniwo jego Tria fortepianowego a-moll op. 50 było w programie koncertu inaugurującego działalność jednej z największych sal koncertowych świata – Carnegie Hall. Mógł, ale tego nie zrobił. Sądzę, że zamarła w nim wola życia, że czuł się zaszczuty, że chciał już odejść – chociaż jak pokazał to Ken Russell w filmie Kochankowie muzyki – w młodości czerpał z życia całymi garściami.

A co w tym wszystkim, w tej biografii, w tej sztuce, robi Leonard Bernstein i jego nagranie VI Symfonii h-moll z roku 1987 z Nowojorskimi Filharmonikami? Robi bardzo dużo, bo chyba nikt wcześniej i nikt później nie potrafił ostatniej symfonii Czajkowskiego tak zagrać i tak interpretować. I nie chodzi tu o kreację artystyczną, bo to jest z reguły sprawa indywidualnych preferencji, tylko o takie doznania emocjonalne, które stawiają nas wobec spraw ostatecznych w kontekście sztuki, więc tego obszaru, który nie tylko jest dla nas – jako ludzi – bardzo ważny, ale współtworzy naszą duchową i intelektualną tożsamość.

.Bernstein odczytał wielkość Symfonii Patetycznej w dwóch wymiarach: samego Czajkowskiego jako człowieka, który stanął wobec perspektywy ostatecznej, z której nie ma powrotu, i każdego z nas, który też tam pójdzie, też stanie wobec tej oczywistości ostatecznej. Wielkość kreacji Bernsteina na tym polega, że pokazuje otchłań emocji z życiem i ze śmiercią związanych, że mówi nam o wielkich skrajnościach sztuką wyrażanych.

To nie jest tak, że muzyka, malarstwo, architektura, literatura i wszelkie inne obszary artystycznej działalności człowieka są tylko źródłem świadomości estetycznej czy intelektualnej. Są także obszarem lęku, tego pierwotnego, niewytłumaczalnego, niepojętego. Nie można go pojąć, nie można jego zrozumieć. O tym mówi ostatnia symfonia Czajkowskiego i piękna jej kreacja Leonarda Bernsteina z roku 1987.

W drugiej części ostatniego ogniwa Symfonii Patetycznej usłyszeć można w ostinatowej figurze zamierający puls umierającego człowieka. Piotr Czajkowski przedstawił to z całą mocą muzycznego obrazowania, bezwzględnie, okrutnie, prawdziwie. Pisał to dla samego siebie i dla każdego z nas.

Piotr Orawski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 6 września 2014