Prof. Michał KLEIBER: Narastający problem z rzetelnością publikacji naukowych

Narastający problem z rzetelnością publikacji naukowych

Photo of Prof. Michał KLEIBER

Prof. Michał KLEIBER

Redaktor naczelny "Wszystko Co Najważniejsze". Profesor zwyczajny w Polskiej Akademii Nauk. Prezes PAN 2007-2015, minister nauki i informatyzacji 2001-2005, w latach 2006–2010 doradca społeczny prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Przewodniczący Polskiego Komitetu ds. UNESCO. Kawaler Orderu Orła Białego.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Coraz więcej artykułów ma wyraźne cechy braku badawczej rzetelności, takie jak np. prezentowanie niepotwierdzonych wyników eksperymentów badawczych czy bezkrytyczne włączanie do tekstów fragmentów opracowanych przez AI. Co gorsza, niektóre z prac mają wręcz charakter świadomych naukowych oszustw – pisze prof. Michał KLEIBER

.Dzisiejsza nauka stoi wobec olbrzymich wyzwań związanych z rzetelnością badań i opisujących je publikacji autorstwa badaczy głównie z krajów rozwijających się, ale coraz częściej także z krajów wiodących w nauce.

Głównym powodem tej sytuacji wydaje się fakt, że ogólna liczba publikacji, szczególnie w prestiżowych czasopismach, jest w wielu państwach zasadniczym elementem oceny kompetencji badawczych autorów, decydującym często o całych ich naukowych karierach. Mówimy o rosnącej gospodarczej sile państw takich jak Chiny czy Indie, nie wspominamy jednak zazwyczaj o nacisku tych państw na rozwój nauki, wymagającym zatrudniania wielkiej liczby badaczy i dbałości o atrakcyjność tej profesji. A taka polityka w naturalny sposób wywołuje dużą konkurencyjność pracowników marzących o karierze naukowej, wykorzystujących wszelkie, także nieuczciwe metody do realizacji tych marzeń.

Sytuację pogarsza fakt, iż powyższe wykroczenia nie dotyczą jedynie niektórych pojedynczych artykułów – nieprawidłowości i oszustwa tworzone są bowiem dzisiaj często masowo przez tzw. paper mills (fabryki publikacji). Specjalizują się one w oszustwach publikacyjnych, produkując bez merytorycznych podstaw m.in. całe artykuły udostępniane za pieniądze nieuczciwym badaczom z krajów rozwijających się.

W internecie według wiarygodnych eksperckich ocen istnieje kilkaset stron oferujących oszustwa publikacyjne. W ich ofercie jest np. gwarancja opublikowania artykułu w wybranym przez nich piśmie bez żadnej recenzji, propozycja sprzedaży współautorstwa publikacji z zapewnieniem jej druku, gwarancja co najmniej 100 cytowań artykułu autorstwa kupującego usługę, zapłata edytorowi za gwarancję opublikowania przekazywanego artykułu czy pojawianie się w publikowanych tekstach pozytywnych opinii na temat zamawiającego – każda z tych propozycji kosztuje kilkaset dolarów.

Mam w powyższej sprawie osobiste i bardzo kłopotliwe doświadczenia. Jako redaktor naczelny prestiżowego międzynarodowego pisma naukowego, mającego od lat jeden z najwyższych w swojej dziedzinie wskaźnik cytowalności zamieszczanych artykułów, powszechnie uznawany za kluczową miarę jakości publikacji, od pewnego czasu obserwuję istotne zmiany w cechach charakteryzujących wiele z nich. Niezwykle wprawdzie wzrosła w ostatnich latach liczba składanych do druku artykułów, co pozornie jest bardzo korzystne, ale groźnie dla prestiżu nauki spadła jakość większości z nich. Niełatwo w to uwierzyć, ale liczba prac składanych w redagowanym przeze mnie piśmie wzrosła ostatnio do 1200 rocznie, z autorami pracującymi najczęściej w Indiach, Chinach bądź Pakistanie, a także w innych państwach rozwijających się. To wielka zmiana w stosunku do np. ok. 150 artykułów składanych dekadę temu.

.I nie chodzi tu bynajmniej o redakcyjny kłopot z merytoryczną oceną tylu prac, nawet biorąc pod uwagę to, że rocznie publikujemy nie więcej niż 50 artykułów. Chodzi mianowicie o to, że większość składanych artykułów ma wyraźne cechy braku badawczej rzetelności, takie jak np. prezentowanie niepotwierdzonych wyników eksperymentów badawczych czy bezkrytyczne włączanie do tekstów fragmentów opracowanych przez AI. Co gorsza, niektóre z prac mają wręcz charakter świadomych naukowych oszustw, takich jak rozmyślnie fałszywa interpretacja rezultatów wziętych z innych artykułów, wykorzystywanie wyników w rzeczywistości w ogóle nieistniejących eksperymentów, plagiaty ważnych fragmentów z prac innych autorów, nieuzasadnione współautorstwo uznanych badaczy dobranych w celu zwiększenia wiarygodności publikacji, sztucznie poszerzany spis cytowanych publikacji mający zwiększyć zainteresowanie czy nieuzasadnione cytowanie własnych prac w celu zwiększenia wspomnianego wyżej wskaźnika.

W niektórych przypadkach wykryte publikacyjne oszustwa powodowały załamanie całych karier zawodowych odpowiedzialnych za to badaczy. Tego typu kontrola pojawia się jednak niestety tylko w krajach rozwiniętych. Najczęściej zdarza się to w naukach medycznych – tak np. było z pewnym anestezjologiem, któremu niemiecki uniwersytet odebrał tytuł profesorski, czy brytyjskim chirurgiem, który sfałszował wyniki rzekomo dowodzące wpływu szczepionek na autyzm u dzieci i któremu odebrano prawo wykonywania zawodu lekarza. W Szwecji natomiast zlikwidowano całą uniwersytecką klinikę ze względu na zatrudnianie chirurga, którego sfałszowane diagnozy spowodowały według przeprowadzonych dochodzeń śmierć kilkorga pacjentów.

Kłopoty z jakością publikacji dotyczą wprawdzie wszystkich wydawnictw, ale prawdziwy problem jest z nastawionymi na zysk nowymi wydawcami artykułów w stworzonych przez nich licznych czasopismach w systemie otwartej nauki. Czasopisma te określane są powszechnie angielskim terminem predatory journals (czasopisma drapieżne). Publikowane w nich artykuły nie podlegają rzetelnej ocenie eksperckiej i mają atrakcyjnie krótki okres publikacyjny. Jeszcze dekadę temu liczba nowych artykułów publikowanych w tych wydawnictwach nie przekraczała 4 proc. wszystkich publikacji – obecnie jest to ponad 30 proc. i wskaźnik ten ciągle rośnie. Prawdziwy problem jest tam także z publikowaniem tzw. special issues (specjalnych numerów czasopism), które bazują wyłącznie na najczęściej bardzo pobieżnej opinii tzw. guest editors (zaproszonych redaktorów) i pomijają istniejące komitety redakcyjne.

Liczba numerów publikowanych głównie w nastawionych na zysk wydawnictwach rośnie w zastraszającym tempie – kilkunastokrotnie w ostatnich paru latach. Sytuacja ta stanowi niestety przyczynek do krytycznej oceny promowanej od pewnego czasu idei otwartej nauki. Na szczęście poważni wydawcy, świadomi zagrożeń, próbują konsekwentnie walczyć z oszustwami. Po otrzymaniu krytycznych opinii dotyczących opublikowanego na portalu artykułu i specjalnej redakcyjnej analizie pewnym wyjściem z sytuacji jest tzw. wycofanie artykułu, oznaczające zawiadomienie o sprawie autorów i umieszczenie przy artykule informacji o stwierdzonych wadach, co stwarza istotną rysę na wizerunku badaczy. Innym rozwiązaniem jest całkowite usunięcie tekstu ze strony czasopisma. Metody te oczywiście nie są jednak możliwe w przypadku czasopism wydawanych w wersji papierowej. W ubiegłym roku wycofano ponad 10 tys. artykułów z drapieżnych czasopism, publikujących w systemie otwartej nauki, ale według ocen eksperckich jest to dopiero początek walki z tym oszukańczym procederem.

Wielkim i bardzo aktualnym wyzwaniem jest walka z nadużywaniem sztucznej inteligencji w publikacjach i ich recenzjach. Wykorzystywanie AI może tu być, tak jak w wielu innych dziedzinach życia, pomocne i wskazane. Pod jednym wszakże warunkiem – wszelkie decyzje muszą pozostać pod kontrolą człowieka. Inaczej mówiąc, AI może być wspomaganiem, ale nie zastępstwem w autorstwie i podejmowaniu decyzji publikacyjnych. Jeszcze innym problemem jest stwarzanie przez wiele bogatych firm możliwości wysokiego zarobku za pisanie przez badaczy często nieetycznych, rzekomo naukowych ekspertyz, promujących produkty danej firmy. W pewnych obszarach takie sponsorowanie publikacji stało się dzisiaj prawdziwym niebezpieczeństwem dla prawdy naukowej.

.Powiedzmy na zakończenie, że nauka zmieniała i zawsze będzie zmieniać świat, nadszedł jednak czas, aby zmieniła także siebie – to wielkie zadanie stojące przed światem nauki. Zadanie wieloaspektowe, które powinno obejmować środowiskową kontrolę procesów redakcyjnych, wzmocnienie procedur wykrywania fałszerstw publikacyjnych, identyfikowanie oszukańczych portali i blokowanie ich działań, ostrożność w korzystaniu z przychodzących pocztą elektroniczną ofert szybkiego publikowania (w dniu pisania tego tekstu otrzymałem cztery takie oferty!) czy modyfikację systemów oceniania naukowych osiągnięć badaczy. Ta ostatnia sprawa jest ważnym i bardzo aktualnym wyzwaniem dla instytucji decydujących w poszczególnych krajach o sposobie finansowania ośrodków badawczych i pracujących w nich naukowców. Problem ten jest obecnie szeroko dyskutowany w wielu krajach i międzynarodowych organizacjach naukowych, ale na razie najczęściej ze względu na swą złożoność bez ostatecznych decyzji.

Michał Kleiber

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 7 listopada 2025