Srikumar S. RAO: "Jak działa szczęście. Bestseller wśród amerykańskich przewodników przez życie"

"Jak działa szczęście. Bestseller wśród amerykańskich przewodników przez życie"

Photo of Srikumar S.RAO

Srikumar S.RAO

Srikumar S. Rao Mentor, profesor Kolumbijskiej Szkole Biznesowej, Londyńskiej Szkoły Biznesowej, Szkoły Zarządzania Kellog i Szkoły Biznesowej Haas na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley. Twórca pionierskiego kursu Kreatywność i doskonałość osobista. W jego warsztatach brali udział menedżerowie General Electric, Goldman Sachs, Johnson &Johnson, Google, Microsoft, IBM, MasterCard, Morgan Stanley czy Bank of America.

Czy zdarzyło Ci się kiedyś, że jadąc samochodem, cudem uniknąłeś wypadku z jakimś wariatem drogowym? A potem obserwowałeś, jak ten szalony kierowca jedzie dalej, wciąż zmieniając pasy i budząc powszechną irytację innych uczestników ruchu drogowego?

Co wtedy czułeś? Wściekłość? Wzrost ciśnienia? Miałeś ochotę siarczyście przekląć? Pokazałeś środkowy palec bezmyślnemu kierowcy — a może tylko chciałeś to zrobić? Agresja na drodze skończyła się niejednym zawałem, a nawet zabójstwem. Nie wywołuje ona przyjemnych uczuć.

A teraz wyobraź sobie coś takiego: osoba, którą nazwałeś wariatem drogowym, właśnie się dowiedziała, że jej syn miał wypadek i jest poważnie ranny. Chce jak najszybciej dostać się do szpitala, zanim zacznie się operacja, i jedzie ze łzami w oczach, wiedząc, że może już nigdy nie zobaczyć swojego syna żywego.

Jak się teraz czujesz? Czy zacząłeś współczuć tej osobie? Czy dobrze jej życzysz i wysyłasz jej ciepłe myśli?

Nie wiesz, czy kierowca drugiego samochodu jest niewychowanym durniem czy rodzicem martwiącym się o zdrowie swojego dziecka. I prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiesz. Ale to nie ma znaczenia. Liczy się to, że Ty sam decydujesz, jakie emocje odczuwasz, gdy myślisz o tym, co Ci się właśnie przydarzyło. Możliwe, że nawet nie uświadamiasz sobie, że masz taki wybór.

Zauważ, że w ten sposób zmniejszasz ryzyko wypadku. Jeśli zobaczysz ten sam samochód jeszcze raz na swojej drodze, z góry założysz, że może zachowywać się w sposób nieoczekiwany, dlatego będziesz ostrożniejszy. Tym razem jednak unikniesz emocjonalnego bagażu w postaci wściekłości i zdenerwowania.

Zastanów się, ile razy w swoim życiu miałeś taki wybór i świadomie postanowiłeś wypełnić swoją przestrzeń złością, frustracją, zazdrością czy nienawiścią. Takie sytuacje zdarzają się dużo częściej, niż sądzisz.

Zawsze, gdy ktoś robi coś, na co reagujesz gniewem lub obrzydzeniem, weź głęboki oddech i wycisz się. Zastanów się, czy istnieje możliwość, że to, co wyprowadziło Cię z równowagi, było w rzeczywistości aktem dobrej woli albo zwykłym błędem.

Nie ma znaczenia, czy Twój instynkt był prawidłowy, czy nie. Sam fakt, że zastanowiłeś się nad tym, czy istnieje jakieś bardziej pozytywne wyjaśnienie tego, co się właśnie stało, wystarczy, żeby pozbyć się negatywnych emocji. Twoje myśli staną się spokojniejsze i rozważniejsze, a Twoje działania będą skuteczniejsze.

Florence, Italy - view of the city, panorama

„Pozytywne myślenie” jest zakorzenione w naszej psychice; uważamy je za najlepszą możliwą reakcję na różne życiowe zakręty. Rodzice i krewni zachęcają nas, żebyśmy „myśleli pozytywnie” i „poszukiwali jasnych stron”, gdy czujemy się przygnębieni. Być może słyszałeś powiedzenie: „Gdy życie daje ci cytryny, zrób lemoniadę” albo „Po każdej burzy jest tęcza”.

Wszyscy, którzy tak mówią, mają rację. Jednak gdy postępujesz zgodnie z ich radą, zachowujesz się tak, jakbyś jechał samochodem z ośmiocylindrowym silnikiem i świadomie zablokował cztery cylindry. Oczywiście, pozostałe cylindry będą działały i samochód zabierze Cię tam, gdzie chcesz, ale ponieważ odebrałeś mu sporą część mocy, zrobi to dużo wolniej.

Nie zrozum mnie źle. Zgadzam się z tym, że pozytywne myślenie przynosi korzyści wielu ludziom. Pomaga im uwolnić się od destrukcyjnych nałogów; skierować życie ponownie na właściwe tory; dojść do siebie po kłopotach finansowych, rozstaniu z partnerem czy innym poważnym kryzysie; a także pomaga lepiej sobie radzić z przeciwnościami życiowymi. Jednak wiąże się z nim jeden ważny problem.

Chodzi o to, że akceptujesz dwoistość danej sytuacji i akceptujesz tylko jeden jej aspekt. Ta dwoistość przejawia się już w samym określeniu „pozytywne myślenie”: z założenia eliminujesz „negatywne myślenie”. To tak, jakbyś siedział na jednym końcu huśtawki bujaka, desperacko próbując umieścić cały swój ciężar po jednej stronie — tej, która reprezentuje „pozytywne myślenie”. Skupiasz całą swoją energię na tym, żeby obciążyć jedną część huśtawki (tę „pozytywną”), ponieważ w głębi serca boisz się, że „negatywna” strona jest równie silna i może wygrać tę walkę. To wywołuje stres. Na pewno zdarzyło Ci się wiele takich sytuacji, w których nie udało Ci się dostatecznie obciążyć „pozytywnej” strony huśtawki.

Zastanów się nad tym, jak ta dwoistość wyłania się ze wszystkich rad, które słyszysz. Gdy patrzysz na jasną stronę, akceptujesz fakt, że istnieje również ciemna strona, której nie chcesz widzieć. Jeśli uważasz, że po każdej burzy jest tęcza, to znaczy, że chcesz uciec od deszczu i jak najszybciej udać się w stronę pięknych barw tęczy.

W pewnym stopniu sam siebie oszukujesz. Niepotrzebnie tracisz swoją umysłową energię na pokonywanie przeszkód, które sam zbudowałeś.

Stworzyłeś barierę, nadając określonej rzeczy etykietę „niemile widzianej”. A potem zacząłeś szukać pozytywnych stron tej „niemile widzianej” rzeczy. Dużo lepiej byś zrobił, gdybyś tę samą energię przeznaczył na skupienie się na zadaniu, które masz do wykonania. Nie będziesz musiał marnować swoich sił życiowych na pokonywanie „złych” rzeczy, jeśli już na samym początku nie nadasz im negatywnej etykiety.

Wyobraź sobie mysz umieszczoną w labiryncie, która szuka drogi do sera. Skręca w złą stronę i trafia na ślepą uliczkę. Szybko zawraca i wypróbowuje inną trasę. A potem jeszcze inną, i jeszcze inną, aż wreszcie dostaje się do sera. A teraz zastanów się, co by się stało, gdyby po trzykrotnym dojściu do ślepego końca musiała usiąść i się zregenerować. Gdyby musiała sama siebie przekonywać, że ser ciągle gdzieś tam jest. Gdyby musiała bardziej się starać i nie przejmować się porażkami. Gdyby musiała wciąż pamiętać, że ta burza kiedyś przejdzie i zobaczy tęczę, na której końcu będzie leżał upragniony kawałek sera. Gdyby po każdej porażce musiała uświadamiać sobie, że każdy ślepy zaułek, który traktuje jako „coś złego”, jest tak naprawdę „czymś dobrym”, ponieważ dzięki temu coraz lepiej poznaje zawiłe ścieżki labiryntu.

Nie śmiej się. Dzięki takiemu przedstawieniu sytuacji na pewno rozumiesz już, że strategia myszy, polegająca po prostu na wytrwałym parciu do przodu, jest dużo lepsza niż pozytywne myślenie.

SONY DSC

.Myślowe „śmieci”, które uparcie przechowujesz w swojej głowie podczas tej podróży, osłabiają Cię tak samo jak fizyczne przedmioty, które spowalniają Cię podczas długiej pieszej wycieczki.

Pewien doradca małżeński wyjaśnił mi kiedyś, dlaczego pary się rozstają: „Głównym powodem tego, że małżonkowie nie potrafią się dogadać, jest to, że żadne z nich nie chce odpuścić”, powiedział. Żona pamięta w najdrobniejszych szczegółach, włącznie z datą i okolicznościami, wszystkie sarkastyczne komentarze, jakie usłyszała od teściowej. Przy każdej okazji wypomina mężowi, ile razy zapomniał o jej urodzinach, wypowiedział się lekceważąco o jej przyjaciółkach czy nie docenił jej starań w dbaniu o dom. Z kolei mąż z podobną, zadziwiającą wręcz dokładnością potrafi wypomnieć jej, ile razy nie pozwoliła pójść na mecz, który chciał obejrzeć, ilu kolegów wyeliminowała z jego życia i jak wiele razy „bolała ją głowa”.

„Konflikty zdarzają się w każdym związku. Przetrwają je tylko ci, którzy umieją sobie odpuścić, zapomnieć o pewnych sprawach i iść do przodu”.

Ty również dźwigasz duże ciężary, choć najprawdopodobniej nie zdajesz sobie z tego sprawy. Czy któryś ze znajomych z pracy budzi w Tobie niechęć, a może nawet strach? Czy zdarza Ci się nerwowo reagować na słowa lub zachowania któregoś z Twoich krewnych? Czy „wiesz”, że rozmowa z szefem, na którą zostałeś wezwany, będzie tylko stratą czasu? Czy są jacyś ludzie, którzy podnoszą Ci ciśnienie; sytuacje społeczne, które budzą w Tobie niepokój; albo zadania, które śmiertelnie Cię nudzą?

Jeżeli odpowiedziałeś „tak” na chociaż jedno z tych pytań, to znaczy, że zginasz się pod naciskiem ogromnego ciężaru.

— Zaraz, zaraz! — już słyszę, jak wołasz. — To tylko wiedza. Ja tego nie wymyśliłem, tylko to zauważyłem.

To popularna reakcja. Dureń to dureń. Gdy wielokrotnie obserwujesz u danej osoby „głupie” zachowania, nadajesz jej etykietę durnia i tak właśnie ją traktujesz.

Jednak ta osoba w ogóle mnie nie obchodzi. Dla mnie nieważne jest to, czy jest durniem, czy nie. Liczy się tylko to, co czujesz, gdy ją widzisz albo o niej myślisz. Gdy masz się z nią spotkać, z góry zakładasz, że będzie to nieprzyjemne doświadczenie. Już na samą myśl o tym przechodzą Cię dreszcze. To właśnie jest ciężar, który dźwigasz — suma ogólnych doświadczeń, o których nie umiesz zapomnieć.

Możliwe tymczasem, że przynajmniej część „durnoty” tego człowieka pochodzi z więzienia, w którym go przetrzymujesz (i nie tylko jego — również siebie samego). Efekt Pigmaliona to zjawisko, które zostało wielokrotnie udokumentowane. Kiedyś na przykład przeprowadzono badanie, w którym przedstawiono nauczycielom losowo wybraną grupę uczniów, określając ich jako „wybitnych”. Nauczyciele automatycznie oczekiwali od nich lepszych wyników niż od pozostałych uczniów. I rzeczywiście — grupa ta radziła sobie dużo lepiej niż reszta klasy. Wiele innych podobnych badań potwierdziło tę tezę. Nasze oczekiwania wpływają na rezultat, który obserwujemy.

Popatrz na niemowlę, które z radością popija mleko z butelki. A teraz zabierz mu butelkę. Wykrzywi twarz i zacznie płakać. Jego twarz zrobi się czerwona. Nie ma wątpliwości, że naprawdę się zezłościło. A teraz oddaj mu butelkę. W ciągu kilku sekund dziecko powróci do pierwotnego stanu zadowolenia — wystarczy, że znów poczuje smak mleka w ustach.

Dzieci umieją sobie odpuścić. Gdy się złoszczą, gniew przepełnia je całkowicie. Gdy są smutne, od razu to po nich widać. Gdy kończą się bawić jakąś zabawką, po prostu odkładają ją. Nie noszą niczego ze sobą. Wszystko, co im się przytrafia, traktują jako nowe doświadczenie — tu i teraz.

Twoim problemem jest to, że dźwigasz zbyt duży ciężar. Za jakiś czas będzie on jeszcze większy — aż w końcu nie będziesz w stanie go unieść. Zrzuć go już teraz.

Góry, Mountains, Las, Forest, Wood, Polska

.Co zatem musisz mieć, żeby poczuć się szczęśliwym?

To dobre pytanie. Wyobraźmy sobie, że możesz jak Aladyn wypowiedzieć trzy życzenia. O co poprosisz magicznego dżina? Czy to Cię uszczęśliwi? Większość ludzi potrafiłaby podać długą listę życzeń: znalazłyby się na niej prośby o bogactwo, piękną żonę, zdrowie, duże grono przyjaciół, inspirującą pracę, dużo rozrywki, zdolne dzieci, a może nawet o sławę, władzę, czy też ciało Adonisa lub Afrodyty.

Jeżeli Twoja lista jest podobna, wyrzuć ją. Być może to, co zaraz Ci powiem, zaskoczy Cię.

Nie ma niczego takiego, co musisz zdobyć lub zrobić, żeby poczuć się szczęśliwym.

Powtarzam: niczego. Szczęście to Twoja prawdziwa natura. Stanowi nierozerwalną część Twojej istoty. Jest elementem Twojego DNA. I zawsze jest z Tobą.

Prawdopodobnie zastanawiasz się teraz: „Jeżeli szczęście jest moją naturą, to dlaczego go nie odczuwam? Czemu wciąż dochodzę do wniosku, że moje życie jest do bani?”.

Moja odpowiedź na to pytanie zadziwi Cię jeszcze bardziej. Nie odczuwasz szczęścia, które leży w Twojej naturze, ponieważ całe życie uczysz się być nieszczęśliwym.

To absolutna prawda. Robisz to nieświadomie, godząc się z przekonaniem, że musisz „dostać” coś, żebyś mógł „zrobić” coś, dzięki czemu „będziesz” kimś. To dlatego masz wrażenie, że musisz zdobyć dużo pieniędzy, żeby móc podróżować po świecie i poczuć się szczęśliwym. Albo że musisz związać się z cudowną partnerką, żeby uprawiać fantastyczny seks i poczuć się szczęśliwym.

To wszystko są modyfikacje modelu „jeżeli – to”: jeżeli dana rzecz się wydarzy, to będziesz szczęśliwy. Słyszałem już tysiące wariacji tego modelu. Ludzie mówią: „Będę szczęśliwy (szczęśliwa), jeżeli…

  • dostanę dobrze płatną pracę.
  • zostanę dyrektorem generalnym.
  • ożenię się z piękną i kochającą kobietą.
  • mój syn dostanie się na Harvard.
  • mój mąż okaże większe zainteresowanie mnie i mojej pracy w domu.
  • moja żona przestanie zrzędzić za każdym razem, gdy włączam grę.
  • będę miał dzieci.
  • moje dzieci dorosną i pójdą do college’u.
  • moi teściowie przeprowadzą się do Australii.
  • schudnę 10 kilo.
  • pozbędę się tego uporczywego bólu głowy.
  • wygram dziesięć milionów dolarów”.

I tak dalej, i tak dalej.

.Rozejrzyj się dookoła. Jedyną rzeczą różniącą Cię od innych ludzi jest to konkretne „jeżeli”, którego pożądasz. Zastanów się nad swoim dotychczasowym życiem. Główna różnica między tym, kim jesteś teraz, a osobą, którą byłeś 10 lat temu, sprowadza się do nowych punktów na Twojej liście spraw do załatwienia.

To bardzo ważne, więc się nie spiesz. Pomyśl o tym, jak teraz wygląda Twoje życie — jak opisałbyś je w swoim dzienniku albo jak podsumowałbyś je w rozmowie z przyjacielem. Doskonałym pomysłem jest spisanie swoich przemyśleń i przeczytanie ich po kilku dniach. Zauważysz wtedy, że celowo lub nie, stworzyłeś swoisty koncert życzeń. Jeżeli tylko te rzeczy się wydarzą, to będziesz szczęśliwy — albo szczęśliwszy.

Nie zdajesz sobie jednak sprawy z tego, że model „jeżeli – to” jest z założenia błędny. Zamiast to zauważyć, po prostu zmieniasz argumenty po słowie „jeżeli”.

Pewien młody przedsiębiorca marzył o tym, żeby zarabiać milion dolarów rocznie. Pięć lat później był przekonany, że sto milionów jest kwotą, która odróżnia mężczyzn od chłopców. Sądził, że gdy przekroczy tę granicę, wydarzy się coś magicznego. Teraz jego marzeniem jest zarabianie miliarda dolarów.

Nie śmiej się. U Ciebie jest bardzo podobnie. Nastolatki są podekscytowane na myśl o pierwszych własnych czterech kółkach i cieszą się ze starego, kilkunastoletniego grata. Dwadzieścia lat później te same osoby muszą już mieć nowego lexusa, żeby poczuć tę samą ekscytację — a ona również nie trwa długo. Co będzie dalej? Ferrari? A może ferrari i rolls royce? Kupienie tych samochodów też nie sprawi, że ci ludzie poczują się spełnieni, podobnie jak 15-metrowy jacht czy własna wyspa na wybrzeżu greckim.

JADZSZPrzypomnij sobie, co Ci powiedziałem wcześniej. Nie ma niczego takiego, co musisz zdobyć albo zrobić, żeby poczuć się szczęśliwym. Szkodliwy wpływ modelu „jeżeli – to” jest taki, że uniemożliwia on odczuwanie szczęścia jako nieodłącznej części samego Ciebie. Im bardziej wierzysz w ten model i im bardziej starasz się go udoskonalać, żeby wreszcie poczuć szczęście, tym mniejsze masz szanse na to, że w końcu je osiągniesz.

Tak właśnie uczysz się być nieszczęśliwym. Większość ludzi kompletnie nie zdaje sobie z tego sprawy.

Srikumar S.Rao

Fragment książki „Jak działa szczęście. Klucz do radości w pracy i w życiu”, wyd.OnePress/Helion, 2014. POLECAMY!

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 6 października 2014