Tomasz ALEKSANDROWICZ: "Wiecznie odradzający się mit rewolucyjny może zaskoczyć nas w każdej chwili"

"Wiecznie odradzający się mit rewolucyjny może zaskoczyć nas w każdej chwili"

Photo of Prof. Tomasz ALEKSANDROWICZ

Prof. Tomasz ALEKSANDROWICZ

Profesor nadzw. Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie. Ekspert zarządzania informacją z Centrum Badań nad Terroryzmem. Współtworzy Instytut Analizy Informacji Collegium Civitas.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego potwierdzają wcześniejsze obserwacje, wpisują się w kierunek zachodzących zmian. Staje się coraz bardziej oczywiste, że rozwój technologii komunikacyjnych stymulując powstanie społeczeństwa informacyjnego i środowiska sieciowego musiał wpłynąć na sposób sprawowania władzy państwowej i jej zakres. Proces dywersyfikacji władzy przyspiesza, władza to dziś coraz częściej podmioty pozapaństwowe.

Coraz częściej powraca też myśl, że antysystemowa rewolucja wcale nie musi wznosić sztandarów z równościowymi hasłami. Reakcją na nieudolne rządy może być zwrot ku radykalnej prawicy, skrajnej zarówno gospodarczo, jak i światopoglądowo. Wyraźnie pokazują to wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego: wygrały mainstream i ruchy antysystemowe stojące w opozycji do idei Unii Europejskiej. A więc naprawa świata prawicą, nie lewicą.

Coraz wyraźniejsze stają się dwie przeciwstawne tendencje. Z jednej strony, zarówno państwo, jak i organizacje biznesowe zyskują nowe narzędzia służące do inwigilacji i kontroli społeczeństwa, a także wpływu na zachowania społeczne (choćby w zakresie preferencji politycznych wyrażanych w wyborach czy zachowań konsumpcyjnych). Narzędzia nad wyraz skuteczne – pod warunkiem, że są one właściwie wykorzystywane.  Z drugiej – społeczeństwo także uzyskuje dostęp do narzędzi pozwalających na kontrolę działań państwa, organizacji gospodarczych, ujawnianie informacji na ten temat, co powoduje wzrost świadomości (a także podmiotowości) społeczeństwa, zwiększając zdolności sprawcze pojedynczych osób czy grup (proces określany skrótem individual empowerment). Część negatywnych konsekwencji rozwoju społeczeństwa informacyjnego została przewidziana przez twórcę tej koncepcji, Yonei Masudę, jeszcze w 1973 r. Wśród negatywów Masuda wskazywał m.in. na „nadmierną podaż informacji”, „zwiększone prawdopodobieństwo powstania społeczeństwa kontrolowanego”, „pogwałcenia tajemnic przedsiębiorstw i tajemnicy osobistej”, powstawanie wielonarodowych podmiotów gospodarczych, a także to, iż „informacja handlowa będzie wywierać wzmożone ujemne skutki”.

Życie w społeczeństwie informacyjnym oznacza m.in. łatwiejszy dostęp do informacji, zaś wykorzystywanie struktur sieciowych zwiększa możliwości samoorganizacji społeczeństwa. Społeczną reakcją na praktyki inwigilacji społeczeństwa było ich ujawnienie i uczynienie przedmiotem publicznej debaty. Trudno wyrokować o jej ostatecznych rezultatach, bowiem trwa ona nadal, faktem jest jednak, że stworzyła ona świadomość społeczną Baumanowskiego panoptykonu.

Nie ulega już wątpliwości, że powstanie środowiska sieciowego sprzyja aktywności społecznej i reagowaniu na sytuacje i działania uznawane za niesprawiedliwe. Dobrym przykładem jest reakcja społeczna na kryzys finansowy, jaki zaczął się w 2008 r., a mówiąc precyzyjnie – nie tyle na jego konsekwencje, co przyczyny. Podstawową przyczyną powstania ruchów społecznych protestujących przeciwko obecnemu modelowi kapitalizmu był zanik zaufania spajającego społeczeństwo, rynek i instytucje; jak pisze Manuel Castells „W sieciach oburzenia i nadziei”, „upokorzenie wywołane przez cynizm i arogancję ludzi sprawujących władzę, zarówno finansową, jak i polityczną czy kulturową, połączyło tych, którzy zamienili strach w oburzenie, a oburzenie w nadzieję na lepsze jutro”. Kulminacyjnym punktem był 15 października 2011 r., gdy globalna sieć ruchów Occupy zmobilizowała setki tysięcy ludzi w 951 miastach w 82 państwach na całym świecie pod hasłem „United for Global Change”, domagając się sprawiedliwości społecznej i prawdziwej demokracji – cokolwiek by to znaczyło, akcja ta była protestem i sprzeciwem przeciwko istniejącemu systemowi, gwarantującemu utrzymywanie i powiększanie społecznych nierówności, ubożenie klasy średniej i brak perspektyw zatrudnienia dla ludzi młodych.

Hierarchie są w stanie skanalizować różnego rodzaju ruchy i zbiurokratyzować je; sieć okazała się nie tylko potężniesza od hierarchii, lecz także łatwiejsza do stworzenia. Współczesne multimodalne, cyfrowe sieci komunikacji poziomej to najszybszy i najbardziej autonomiczny, interaktywny, reprogramowalny i samonapędzający się środek przekazu w historii.

Analizując przebieg protestów społecznych Occupy i Indignados Paul Mason w swojej książce „Skąd ten bunt” podkreśla znaczenie mediów społecznościowych, takich jak Facebook i Twitter oraz dostęp do wiedzy i informacji via Internet. Media społecznościowe dają protestującym możliwość ekspresji w rozmaitych warunkach od demokracji po tyranię, bowiem jest wysoce nieprawdopodobne by państwo – z wyjątkiem jawnych dyktatur – mogło zrobić coś więcej niż tylko bawić się z mediami społecznościowymi w kotka i myszkę. Ponadto okazało się, że dla młodych ludzi zaangażowanych w protesty media mainstreamowe stały się drugorzędnym źródłem informacji – sieci społecznościowe zaś – pierwszorzędnym. Protestującym sprzyjał fakt, iż funkcjonują w środowisku sieciowym. Hierarchie są w stanie skanalizować różnego rodzaju ruchy i zbiurokratyzować je; sieć okazała się nie tylko potężniesza od hierarchii, lecz także łatwiejsza do stworzenia. Współczesne multimodalne, cyfrowe sieci komunikacji poziomej to najszybszy i najbardziej autonomiczny, interaktywny, reprogramowalny i samonapędzający się środek przekazu w historii.

Usieciowione ruchy społeczne stanowią nową formę ruchów demokratycznych: rekonstruują sferę publiczną w przestrzeni autonomii, stworzonej dzięki interakcji między miejscami fizycznymi a sieciami internetowymi; eksperymentują z procesem podejmowania decyzji przez konsensus zgromadzenia i odbudowują zaufanie jako fundament ludzkich interakcji. Wiedzą, jakie ideały przyświecały rewolucjom wolnościowym w epoce oświecenia i zwracają uwagę na nieustanną zdradę tychże ideałów, począwszy od pierwotnego odmówienia pełni praw obywatelskich kobietom, mniejszościom i kolonizowanym narodom. Podkreślają sprzeczność między demokracją obywatelską, a sprzedażą miasta temu, kto zapłaci więcej. Chcą skorzystać ze swojego prawa, żeby zacząć wszystko od nowa, ponieważ obecne instytucje znalazły się na progu samozagłady. Tak przynajmniej uważają aktorzy tych ruchów.

W tym kontekście nasuwa się pytanie dlaczego ruchy Occupy i Indignados nie odniosły spektakularnego sukcesu. Zasadna wydaje się być teza Paula Masona, którego zdaniem przyczyną była niechęć tych ruchów do polityki władzy, nieuchronnych kompromisów, sztuki osiągania tego, co możliwe, a więc innymi słowy – działań politycznych jakie znamy z codziennego życia publicznego. Dodać do tego należy także konstatację, iż ruchy te działały w znacznej mierze na zasadzie leaderless – nie miały formalnych struktur i przywództwa, a nawet skonkretyzowanego programu, a to uniemożliwiało programowanie zmian, powodując zatrzymanie się na proteście, bez propozycji konkretnych rozwiązań.

Rewolucje amerykańska, angielska i francuska stworzyły instytucje trwające do dnia dzisiejszego, a wraz z nimi ideały, których etyczne przesłanie pozostało nietknięte. Swiat zachodni deklaratywnie okazując przywiązanie do ideałów wolności, równości i braterstwa, w coraz większym stopniu odchodzi od ich praktycznej realizacji, co powoduje społeczne protesty na skalę międzynarodową.

Jednak ta niechęć do tradycyjnie rozumianej polityki może zostać w przyszłości przekroczona i  wówczas tego typu ruchy staną się realną pozasystemową siłą polityczną, zdolną do przeprowadzenia rewolucji. Pod jakimi sztandarami będzie się ona dokonywać? Nie sposób w tym miejscu nie przywołać przestrogi, jaką kończy swoje ostatnie, wydane już pośmiertnie dzieło („Lokomotywy historii”) amerykański historyk Martin Malia. Jego zdaniem, rewolucje amerykańska, angielska i francuska stworzyły instytucje trwające do dnia dzisiejszego, a wraz z nimi ideały, których etyczne przesłanie pozostało nietknięte; to połączenie określane jest w skrócie „demokracją rynkową”. Rewolucja rosyjska natomiast – czego dowiódł upadek systemu radzieckiego – poniosła fiasko. Widać jednak wyraźnie, że świat zachodni deklaratywnie okazując przywiązanie do ideałów wolności, równości i braterstwa, w coraz większym stopniu odchodzi od ich praktycznej realizacji, co powoduje społeczne protesty na skalę międzynarodową. Dlatego też, konkluduje Malia, „spadkobiercy trzech nadatlantyckich rewolucji nie powinni jednak cieszyć się przedwcześnie. Mimo bowiem krachu podjętej przez komunistów próby prześcignięcia klasycznego dziedzictwa demokracji, pozostaje problem, który ich do tej próby skłonił: nierówność. Dopóki ten problem istnieje – a nie znosi się na to, by miał zniknąć w dającej się przewidzieć przyszłości – nadal będzie stanowił pożywkę dla utopijnych teorii politycznych. Kto wie, jaka godna pochwały egalitarna intencja następnym razem posłuży za pretekst milenarystycznych mrzonek i zwyczajnej przemocy? Wiecznie się odradzający mit rewolucyjny może nas zaskoczyć w każdej chwili, przybrawszy nową, nieznaną jeszcze postać.”

Kto wie, jaka godna pochwały egalitarna intencja następnym razem posłuży za pretekst milenarystycznych mrzonek i zwyczajnej przemocy? Wiecznie się odradzający mit rewolucyjny może nas zaskoczyć w każdej chwili, przybrawszy nową, nieznaną jeszcze postać.

Argumentację Malii trudno jest jednoznacznie odrzucić, aczkolwiek jeden z elementów jego rozumowania budzi zasadnicze wątpliwości. Malia zbliża się bowiem do stanowiska Fukuyamy głoszącego „koniec historii”, podobnie bowiem jak on stwierdza, iż „republika polityczna” jest najdoskonalszym sposobem organizacji państwa i społeczeństwa. Jeśli republika zawodzi oznacza to, że idee demokratyczne są niewłaściwie stosowane. Jednakże, forma organizacji politycznej społeczeństwa jest historycznie zmienna, trudno zatem uznać „republikę polityczną” za wieczną i doskonałą, a jakiekolwiek próby zmiany jej kształtu oceniać a priori jako utopijne i prowadzące do rewolucyjnej przemocy. Co więcej, antysystemowa rewolucja wcale nie musi wznosić sztandarów w równościowymi hasłami. Reakcją na nieudolne rządy może być zwrot ku radykalnej prawicy, skrajnej zarówno gospodarczo, jak i światopoglądowo. Wyraźnie pokazują to wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego: wygrały mainstream i ruchy antysystemowe stojące w opozycji do idei Unii Europejskiej, naprawa świata prawicą, nie lewicą.

Czyżby kończyła się epoka? Czy czeka nas rewolucja, a w zasadzie walka dwóch stojących naprzeciw siebie sił rewolucyjnych pod sztandarami skrajnej prawicy i skrajnej lewicy? (Cóż zresztą znaczą dzisiaj, w epoce nazywanych przez niektórych postpolityką, te pojęcia?). Rewolucja o tyle łatwiejsza, że dokonująca się w świecie sieci, z szybkością dotychczas niespotykaną, także umykającą badaczom wyposażonym w tradycyjne narzędzia poznania i analizy. Z ograniczonymi możliwościami wygenerowania na czas ostrzeżenia przed nadchodzącym społecznym wybuchem.

Droga rozwojowa jaką wybraliśmy w zintegrowanej Europie jest coraz częściej kwestionowana. Różne padają argumenty i różne propozycje naprawy, od Oburzonych po Le Pena. Nie słychać tylko przekonujących odpowiedzi ze strony tych, którzy opowiadają się za dotychczasowym modelem; tych, którzy chcą utrzymać status quo.

Tomasz Aleksandrowicz

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 28 maja 2014