
Nielegalna imigracja a spis powszechny i władza polityczna w USA
Liczba nielegalnych imigrantów zamieszkujących w USA szacowana jest obecnie na 12–14 milionów, stąd mając powyższe na uwadze, ich dalsza bytność w USA nabiera nie tylko wymiaru humanitarnego czy społecznego, lecz również strategicznego znaczenia w walce o władzę i zasoby – Wojciech KWIATKOWSKI
.Obecne działania amerykańskich federalnych służb imigracyjnych, dokonujących spektakularnych zatrzymań nielegalnych imigrantów w wielu amerykańskich miastach, mają nie tylko wymiar egzekwowania federalnego prawa, ale również silny kontekst wyborczy. W ten właśnie sposób Donald Trump spełnia swoje zeszłoroczne obietnice „zaprowadzania porządku w kraju”. W istocie w gronie już deportowanych bądź przygotowywanych do deportacji liczną grupę stanowią ci, którzy mają na sumieniu przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu, udział w zorganizowanych grupach przestępczych czy handel narkotykami.
Można jednak postawić tezę, że – wbrew opinii części polityków i dziennikarzy – rzetelne egzekwowanie prawa imigracyjnego przez Trumpa nie wynika z ksenofobii, lecz ma ważny kontekst polityczny i ustrojowy. W ten bowiem sposób dąży on do przywrócenia równości obywatelskiej i uczciwego systemu reprezentacji politycznej. Kontekst ten staje się jasny, gdy przyjrzymy się postanowieniom federalnej konstytucji dotyczących podziału mandatów w Izbie Reprezentantów. Zgodnie z nią mandaty są przydzielane poszczególnym stanom proporcjonalnie do ich zaludnienia. Przy ustalaniu liczby mieszkańców każdego stanu brani są pod uwagę wszyscy mieszkańcy, a dane te określane są na podstawie spisu powszechnego przeprowadzanego co dziesięć lat. Ponieważ od 1929 r. liczba członków Izby Reprezentantów, niezależnie od przyrostu ludności Stanów Zjednoczonych, jest stała i wynosi 435, to każdy kolejny spis powszechny prowadzi jedynie do redystrybucji miejsc między stanami. Innymi słowy, jeśli liczba mieszkańców jednego stanu wzrośnie i w konsekwencji powinien on otrzymać dodatkowego reprezentanta, to inny stan, którego liczba mieszkańców względnie zmniejszyła się, musi oddać jeden mandat. To właśnie ta reguła spowodowała, że po ostatnim spisie dokonanym w 2020 r. Kalifornia, Nowy Jork, Illinois, Michigan, Ohio, Pensylwania i Wirginia Zachodnia straciły po jednym mandacie, Kolorado, Floryda, Montana, Karolina Północna i Oregon zyskały po jednym, natomiast Teksas zyskał aż dwa mandaty.
Co istotne, mechanizm ustalania reprezentacji w Izbie Reprezentantów ma swoje dalsze przełożenie także na wybory prezydenckie. Liczba głosów elektorskich poszczególnych stanów w wyborach prezydenckich jest bowiem odzwierciedleniem łącznej liczby przedstawicieli poszczególnych stanów w obu izbach Kongresu.
Co jednak powyższa kwestia ma wspólnego z nielegalnymi imigrantami? Jak wspomniano, spis powszechny w stanach ma obejmować wszystkich mieszkańców. Zapis ten, w swej pozornej neutralności, ma ogromne znaczenie polityczne, gdyż „liczba mieszkańców” jest pojęciem szerszym niż „liczba obywateli”. Obejmuje bowiem zarówno mających swój domicyl w konkretnym stanie obywateli USA, jak i niemających czynnego prawa wyborczego stałych rezydentów (posiadaczy tzw. zielonej karty), osoby posiadające tzw. wizy czasowe (np. studentów), osoby bezdomne i nielegalnych imigrantów. W istocie spisu do grona mieszkańców nie wlicza się jedynie np. zagranicznych turystów czy dyplomatów zagranicznych.
Liczba nielegalnych imigrantów zamieszkujących w USA szacowana jest obecnie na 12–14 milionów, stąd mając powyższe na uwadze, ich dalsza bytność w USA nabiera nie tylko wymiaru humanitarnego czy społecznego, lecz również strategicznego znaczenia w walce o władzę i zasoby. W wielu stanach – zwłaszcza tych, w których od dekad rządzą Demokraci (jak Kalifornia, Nowy Jork czy Illinois) – populacja nielegalnych imigrantów jest bardzo wysoka, a jej utrzymywanie na względnie stałym poziomie stało się nieformalnym elementem stanowej i lokalnej polityki. Powszechną praktyką jest tam intencjonalne ograniczanie współpracy władz stanowych i lokalnych z federalną agencją imigracyjną (ICE) w zakresie egzekucji federalnego prawa imigracyjnego. Jednocześnie funkcjonują tam programy świadczeń socjalnych przeznaczonych dla nielegalnych imigrantów, umożliwia się im uzyskiwanie praw jazdy oraz licencji zawodowych (np. dla pielęgniarek, nauczycieli czy kierowców zawodowych), a także korzystanie z ulgowych stawek czesnego na uczelniach. Ze środków stanowych finansowane są tam też programy pomocy prawnej, kursy językowe i centra integracyjne, których celem jest ułatwienie funkcjonowania nielegalnych imigrantów i ochrona ich przed deportacją.
Tak zorganizowany system zwiększania liczby mieszkańców nie tylko faworyzuje stany tolerujące nielegalny pobyt cudzoziemców w USA, ale też karze te stany, w których federalne prawo imigracyjne jest rzetelnie egzekwowane, a prawo stanowe nie przewiduje uprzywilejowanego traktowania nielegalnych imigrantów. Próbę zmiany tego podejścia podjęła pierwsza administracja Donalda Trumpa. W 2019 roku usiłowała dodać do spisu powszechnego pytanie o obywatelstwo, które notabene stanowiło element arkuszy spisowych wykorzystywanych od początku organizowania spisów aż do połowy XX w. W zamyśle Donalda Trumpa kwestia ta, tak jak i wcześniej, nie rozstrzygałaby o fakcie wliczenia odpowiadającego do populacji na potrzeby samego spisu, niemniej założył on, że wprowadzenie takiego pytania zniechęci część nielegalnych imigrantów do uczestnictwa w spisie. Sprawa ta trafiła do Sądu Najwyższego, który w orzeczeniu Department of Commerce v. New York z 2019 r. uznał, że decyzja o wprowadzeniu pytania o obywatelstwo naruszała wymogi ustawy o procedurze administracyjnej, a argumenty strony pozwanej wydawały się „wymyślone po fakcie”. W efekcie pytanie to nie zostało dodane do spisu z 2020 roku.
.Ze względu na powyższe nie dziwi, że w obecnej kadencji Donald Trump uznał, że skoro nie można zmienić zasad przeprowadzania spisu powszechnego, to skutecznym narzędziem ochrony zasady równości obywateli wobec państwa i dążenia do przywrócenia zgodności między literą a duchem Konstytucji pozostaje konsekwentne egzekwowanie prawa imigracyjnego – zwłaszcza w tych stanach, w których nielegalni imigranci stanowią istotny procent populacji. Debata, którą Donald Trump wprowadził do przestrzeni publicznej, stawia fundamentalne pytanie o amerykańską demokrację: czy reprezentacja polityczna powinna wynikać z obywatelstwa i lojalności wobec wspólnoty narodowej, czy wyłącznie z fizycznej obecności na terytorium USA.





