Rząd Donalda Tuska potrzebuje nowej wojny kulturowej. Tym razem z Kościołem [Michał KŁOSOWSKI]

Nota protestacyjna do Watykanu

Gdy polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wystosowało w ostatnich dniach notę protestacyjną do Watykanu, wielu uznało to za rutynowy spór proceduralny, albo działanie pod publiczkę. Ale za językiem dyplomacji, skargą i oburzeniem na działania polskich biskupów do Stolicy Apostolskiej kryje się coś znacznie głębszego. Wysłana przez polskie MSZ nota protestacyjna do Watykanu to otwarcie nowego frontu w trwającej od lat wojnie o duszę Polski. Wobec kłopotów koalicji i utraty poparcia w społeczeństwie Donald Tusk zdecydował się na kolejne uderzenie i ucieczkę do przodu.

Nota protestacyjna do Watykanu

.To nie był przypadek. To był sygnał. W centrum sprawy wcale nie leżą słowa, wypowiedziane przez któregoś z biskupów w tym czy innym miejscu, nie leży też reakcja rządu na działania w związku z postępowaniami dotyczącymi duchownych oskarżanych o nadużycia. czy cokolwiek innego. Sposób, w jaki obecna władza mówi dziś o Kościele, zdradza znacznie więcej niż rzekomą troskę o wpływ Kościoła na państwo czy dbałość o ofiary nadużyć seksualnych. Mówienie o biskupach jako „funkcjonariuszach” Kościoła, celowe pomijanie tytułów kościelnych, udawana nieznajomość wewnętrznych procedur czy hierarchii w Kościele to nie są żadne lapsusy. To świadoma strategia delegitymizacji instytucji, która przez dekady była jednym z filarów polskiej tożsamości. I znak uderzenia w strukturę, która wciąż stanowi rdzeń tożsamości części polskiego społeczeństwa.

Rząd Donalda Tuska, walcząc bowiem o utrzymanie politycznego flow i spójności bardzo zróżnicowanej koalicji, potrzebuje nowego tematu, który połączy jego elektorat i wywoła emocje. Pytaniem, które należy sobie zadać jest to, czemu w chwili kiedy większość polskiego społeczeństwa skręca w prawo, Donald Tusk wykonuje coraz głębsze ukłony w lewo. Ale to nie tekst o tym. Konflikt z Kościołem świetnie nadaje się zarówno do pogłębienia lewicowego ukłonu jak i wywołania kolejnego, społecznego konfliktu. Po pierwsze: pozwala zagrać na silnych wśród części społeczeństwa antyklerykalnych nastrojach. Po drugie: kontrastuje z poprzednią władzą, która często była oskarżana o zbyt bliskie związki z hierarchami i Kościołem. A po trzecie: zmusza opozycję do zajęcia pozycji w trudnym, światopoglądowym sporze, który może tylko ją podzielić. W ten sposób Donald Tusk konsoliduje swoje siły, oddzielając akolitów od tych, którzy w chwili kryzysu świata, który Polskę otacza, potrafią rzucić wyzwanie władcy Koalicji Obywatelskiej. Tyle że ta gra ma swoją cenę.

Dusza Polski

.Polska bowiem przez lata budowała wyjątkową relację ze Stolicą Apostolską – opartą na wzajemnym zrozumieniu i wspólnej historii. Obecna konfrontacyjna retoryka tę więź osłabia, co oczywiście spowodowane jest objęciem tronu piotrowego przez nowego papieża Leona XIV oraz bliskim też objęciem władzy w Pałacu Prezydenckim przez Karola Nawrockiego. Co więcej niestety, grozi pogłębieniem społecznych podziałów w kraju, który i tak już balansuje na granicy politycznego i kulturowego rozerwania. Pokazują to kolejne wybory.

Nie chodzi o to, by bronić instytucji Kościoła przed słuszną krytyką. Niewyjaśnione sprawy, brak przejrzystości, dramaty ofiar, czy faktyczne wtrącanie się hierarchów w sprawy państwa to realne problemy, których nie można zamiatać pod dywan. Ale czym innym jest żądanie sprawiedliwości, a czym innym cyniczne wykorzystywanie tychże jako narzędzia politycznej walki. Obecna władza, chcąc uchodzić za nowoczesną i progresywną, sięga po środki, które przypominają raczej PRL-owski język niż nowoczesną demokrację. Zarówno na poziomie PRu, polityki pamięci jak i relacji z Kościołem właśnie.

Brzozowski kontra Wyszyński

.W najnowszym konflikcie między polskim rządem a Kościołem Katolickim nie chodzi więc wyłącznie o dyplomatyczne protokoły ani o postępowania wyjaśniające wobec duchownych, czy nawet konkretne słowa tych, czy innych hierarchów. Pod powierzchnią wyczuwalny jest głębszy, ideowy spór. Taki, który można symbolicznie opisać jako starcie dwóch wizji Polski: Brzozowskiego i Wyszyńskiego.

Z jednej strony – modernistyczna, często radykalnie emancypacyjna myśl Brzozowskiego, wedle której religia ma się wycofać z życia publicznego, a Kościół jako instytucja powinien ulec „demontażowi” w imię postępu, indywidualizmu i nowoczesności. Z drugiej – prymasowska szkoła Wyszyńskiego, która widzi chrześcijaństwo nie jako przeszkodę, lecz jako ocalenie: duchowe zakorzenienie, które pozwoliło Polakom przetrwać rozbiory, okupację i komunizm. Chrześcijaństwo jako wspólnotowa pamięć, etyczna busola, narodowa tożsamość bez której Polska roztopi się w płynnej europejskości. Rząd Donalda Tuska coraz wyraźniej lokuje się po stronie pierwszej wizji. Język debaty publicznej wokół Kościoła staje się coraz bardziej agresywny i redukcyjny: hierarchowie to „funkcjonariusze”, instytucja to „archaiczny relikt”, a sama wiara zostaje zepchnięta do prywatnej niszy. To nie tylko polityczny manewr obliczony na chwilowy efekt a próba głębokiego przemeblowania polskiej wyobraźni zbiorowej z wykorzystaniem wszystkich, dostępnych metod.

.Tyle że Polska nie jest jednorodna. Wielu obywateli nie utożsamia się ani z partyjnym klerykalizmem, ani z antyklerykalnym rewanżyzmem. Ich wiara jest cicha, codzienna, zakorzeniona, niekoniecznie demonstracyjna. Tocząc kolejną odsłonę wojny kulturowej, łatwo ich zranić, a jeszcze łatwiej stracić z oczu to, co przez dekady było siłą Polski: zdolność do łączenia wolności z tradycją, wspólnoty z autonomią, duchowości z nowoczesnością.

Michał Kłosowski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 17 lipca 2025