Brytyjska flota balonów szpiegowskich. Odpowiedź na działania Chin

Wielka Brytania zdecydowała, że w ramach wyścigu zbrojeń z Chinami powstanie flota balonów szpiegowskich – podała brytyjska gazeta „Telegraph”. Na początku roku brytyjscy urzędnicy nadzorowali w Dakocie Południowej, w USA, testy prototypów balonów, które mogą pokonywać dystans około 3500 km.

Decyzja Wielkiej Brytanii o stworzeniu własnej floty balonów została podjęta w 2023 roku

.Jak poinformował dziennik, testowane balony osiągały wysokość od 18 do 26 km nad powierzchnią Ziemi i mogły pokonywać dystans równy odległości dzielącej Londyn i Timbuktu w Mali. Oprócz dostarczania danych wywiadowczych, sprzęt ten może być również wsparciem podczas różnego typu katastrof, zapewniając szybkie bezprzewodowe połączenie z internetem. Będzie także wykorzystywany do dokładniejszego prognozowania pogody i badań nad zmianami klimatycznymi.

Zdaniem Marii Eagle, sekretarzyni stanu ds. zamówień obronnych i przemysłu, udane testy balonów, osiągających wysokości stratosferyczne, zapewnią przewagę brytyjskim siłom zbrojnym. – To kolejny przykład przekraczania przez Wielką Brytanię granic (w sferze) obronności i tworzenia realnego potencjału, (służącego) wzmocnieniu naszych przyszłych możliwości – powiedziała Eagle.

Decyzja Wielkiej Brytanii o stworzeniu własnej floty balonów została podjęta w 2023 r. – po tym, gdy amerykańskie siły powietrzne zestrzeliły chiński balon szpiegowski u wybrzeży Karoliny Południowej. Ówczesny brytyjski premier Rishi Sunak oświadczył, że także Królewskie Siły Powietrzne (RAF) zestrzeliły podobny statek powietrzny, przelatujący nad terytorium kraju.

Flota balonów szpiegowskich istnieje już w Chinach

.Amerykańscy urzędnicy ujawnili na początku 2025 r., że chiński balon szpiegowski, który zestrzelili dwa lata temu, był wyposażony w najnowocześniejszą technologię stworzoną w Ameryce. Obiekt spędził tydzień nad terytorium USA i Kanady, przelatując nad ważnymi bazami lotniczymi i miejscami wystrzeliwania pocisków nuklearnych, zanim został zniszczony przez myśliwiec F-22.

W marcu tego roku Tajwan, wobec którego Pekin rości sobie prawa suwerenne, poinformował o wykryciu sześciu balonów szpiegowskich w pobliżu wyspy.

Chiny utrzymują, że są to cywilne balony używane do badań, głównie meteorologicznych, które przypadkowo zboczyły z kursu.

W odpowiedzi na rosnące obawy Zachodu dotyczące podobnych obiektów, francuskie siły powietrzne przeprowadziły niedawno ćwiczenia. W trakcie tego przedsięwzięcia myśliwce zestrzeliły balony lecące na dużych wysokościach.

Ameryka i Chiny na kursie kolizyjnym

.Fiksacja Ameryki na zagrożeniu ze strony Chin jest na kursie kolizyjnym z koncentracją Chin na zagrożeniu ze strony Ameryki. W obu przypadkach obawy leżące u podstaw fałszywych treści mogą wydawać się całkowicie uzasadnione, a jako takie mogą usprawiedliwiać zdecydowane działania – pisze prof. Stephen S. ROACH

Dawno już ostrzegałem, że zależność gospodarcza między Ameryką a Chinami może mieć fatalne konsekwencje. Niestety, miałem rację. Tak właśnie się stało. Otwarty konflikt, który obecnie trwa między dwoma najpotężniejszymi państwami świata, jest wynikiem współzależności o niepewnej naturze.

Zatarg w relacjach pojawia się, gdy następują istotne różnice w zaangażowaniu między dwoma partnerami. Kiedy w 2014 roku ukazała się moja książka Unbalanced, oba kraje były na rozstaju dróg. Jedną ścieżkę wytyczało coś, co nazwałem asymetrycznym przywróceniem równowagi, gdzie jeden partner się zmienia, a drugi nie. Drugą, bardziej symetryczną ścieżkę wyznaczyłaby gotowość do zmian ze strony obu partnerów. Asymetryczna ścieżka prowadziła do konfliktu. Natomiast symetria pozwoliłaby mu zapobiec i umożliwiłaby stronom sprostanie wyzwaniom rozwojowym i geostrategicznym w duchu współpracy. Wybór należał do nich.

Tego, co się wydarzyło, nie spowija żadna mroczna tajemnica: Chiny się zmieniły, natomiast Ameryka pozostała przy starych metodach. Zmiana Chin wynikała po części z nieuniknionych wyzwań związanych z rozwojem tego kraju. Spektakularny wzrost gospodarczy na poziomie 10 proc. rocznie w latach 1978–2007 doprowadził gospodarkę tego państwa do progu krytycznego. Ponad dziesięciokrotny wzrost dochodu na mieszkańca w tym okresie pchał Chiny w kierunku „pułapki średniego dochodu”, gdzie niepowodzenia są raczej regułą aniżeli wyjątkiem.

Dla Chin był to sygnał do zmiany, której dokonały. Wykazując się prekognicją lub mając nieustanne szczęście, Chiny weszły na drogę przywracania równowagi, przesuwając źródła wzrostu gospodarczego z coraz bardziej niestabilnego sektora zewnętrznego w kierunku wewnętrznej konsumpcji prywatnej i rodzimych innowacji. Jednak zmiany w Chinach wykraczają daleko poza przywrócenie równowagi gospodarczej – nastąpił tam niepokojący przechył w obszarze ideologii oraz ekonomii politycznej. Stany Zjednoczone z kolei trzymały się kurczowo przestarzałego modelu wzrostu i borykały się z narastającą polaryzacją społeczną i polityczną. Los był więc przesądzony – destabilizująca dynamika między oboma krajami doprowadziła do wybuchu wojny handlowej i technologicznej.

Ta zmiana w dynamice relacji uwydatniła paradoks „Następnych Chin” – wyłonienie się Chin jako głównego motoru światowego wzrostu gospodarczego stało się niewygodne dla uznanych światowych potęg. Lecz zmiana ta miała też inny efekt. Zdemaskowała inny wielki paradoks, amerykański paradoks światowego mocarstwa, które nie ma oszczędności i od dawna funkcjonuje ponad stan. Konflikt zaczął żyć własnym życiem, ukazując zbliżającą się zdradliwą ostateczną rozgrywkę. Nie zważając na mroczne ostrzeżenia historii, wschodząca potęga rzeczywiście starła się z urzędującym hegemonem.

To nie musiało się potoczyć w ten sposób i wciąż istnieje szansa na uniknięcie najgorszego rezultatu. Najważniejsze pytanie brzmi, czy oba potężne kraje mają wizję i, co najistotniejsze, wolę polityczną, aby rozwiązać konflikt, zanim będzie za późno. Jak powiedział Henry Kissinger, Stany Zjednoczone i Chiny znajdują się obecnie u progu nowej zimnej wojny. Jak można się spodziewać, współzależność osiągnęła punkt zagrożenia eskalacją konfliktu. Dla Ameryki i Chin nowe ramy zaangażowania i współistnienia są coraz pilniejszym priorytetem. Zaczynamy więc tam, gdzie skończyła się książka o zachwianiu równowagi. 

Historia jest zaśmiecona fałszywymi narracjami. Od teorii płaskiej Ziemi i ptolemejskiego systemu kosmologii do opowieści o UFO i „wielkiego kłamstwa” o oszustwach wyborczych rozpowszechnianych przez byłego prezydenta Donalda Trumpa i jego zwolenników – przekręcanie faktów w celu opowiedzenia przekonującej historii od dawna było kluczowe dla ludzkiej kondycji. Tak samo jest z fałszywymi narracjami na temat siebie nawzajem, które zaczęły stosować Chiny i Ameryka.

Rozróżnienie między prawdziwą a fałszywą narracją jest zazwyczaj niełatwe. Ostatecznie weryfikuje je czas. Podobnie jak niewłaściwe wnioski nauki korygowane są przez nowe odkrycia, tak fake newsy można zestawić z faktami, a polityczne ślepe uliczki można ominąć dzięki objazdom. Jednak ujawnienie fałszywej narracji może nastręczać ogromnych trudności. Kontrargumenty oparte na faktach mogą nie być wystarczające, o czym świadczą reakcje na polityczne perypetie Ameryki po Trumpie. Powtarzane kłamstwa często przeradzają się w przekonania. W epoce zdominowanej przez internetowe sieci społecznościowe powtarzanie wspomagane technologicznie zyskuje jeszcze większą moc. Jeśli fałszywa narracja nie zostanie zakwestionowana, może, na zasadzie samospełniającej się przepowiedni, stać się rzeczywistością – przynajmniej do czasu, gdy doświadczenie bezwzględnie jej nie zdemaskuje. Do tego momentu jednak fałszywa narracja może żyć własnym życiem, kształtując historię, z której się wyłoniła.

Dla większości mieszkańców Stanów Zjednoczonych nie ma nic fałszywego w natłoku negatywnych doniesień na temat Chin. Znajdują one oddźwięk w szerokim przekroju amerykańskiej opinii publicznej. Według Pew Research Center w połowie 2021 roku 76 proc. Amerykanów deklarowało nieprzychylny stosunek do Chin. Jest to oszałamiający wzrost o 29 punktów procentowych, odkąd Stany Zjednoczone rozpoczęły wojnę handlową z Chinami w 2018 roku. Oznacza to, że amerykańska opinia publiczna ma najbardziej negatywne nastawienie do Chin od czasu rozpoczęcia tego badania w 2005 roku.

Chiny cierpią na podobną przypadłość. Choć od dawna starają się skopiować siłę amerykańskiej gospodarki i rywalizować z hegemoniczną rolą Ameryki na świecie, postrzegają Stany Zjednoczone przez pryzmat własnych uprzedzeń. Obawiają się, że Ameryka chce powstrzymać ich wzrost i rozwój. Ekstrapolują wojnę handlową z lat 2018–21 w przyszłość, przekonane, że pozostaną na celowniku protekcjonistycznych i coraz bardziej nacjonalistycznych Stanów Zjednoczonych.

Jednocześnie wiele osób w Chinach zaakceptowało narrację o upadku Ameryki, zwłaszcza w świetle dwóch dekad kryzysów i niestabilności. Najbardziej ekstremalna fałszywa narracja Chin o Ameryce, zakładająca ideologiczny triumf socjalizmu nad kapitalizmem, podkreśla zupełnie inny aspekt konfliktu między tymi dwoma narodami. Stawia jeden system przeciwko drugiemu, pozostawiając niewiele miejsca na kompromis w kwestii głęboko zakorzenionych wartości. Dopóki Chiny są pod kontrolą partii komunistycznej, kraj ten nie może sobie pozwolić na porzucenie tej ideologicznej narracji.

Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-stephen-s-roach-ameryka-i-chiny-na-kursie-kolizyjnym

PAP/MB

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 27 lipca 2025