
Nowy blitzkrieg. Jak drony zmieniają oblicze wojny
Europa żyje jeszcze wspomnieniem zimnej wojny, ale wojna przyszłości dzieje się tu i teraz. Drony, kosmos, mobilność i prędkość to nowa logika pola bitwy. Czy Polska, Litwa, Niemcy, Francja są gotowe na starcie z Rosją, która chce odwrócić wynik zimnej wojny? Czy państwa bałtyckie mogą runąć w jeden dzień, czołgi nagle stać się złomem? Czy przyszłość Europy jest zależna od tego, czy zmienimy mentalność? – o tym Michał KŁOSOWSKI rozmawia z Ołehem DUNDĄ, ukraińskim deputowanym
Michał KŁOSOWSKI: Zacznijmy od pytania fundamentalnego: jak ocenia Pan stan obronności Europy – Polski, Francji, Niemiec – wobec wyzwań, które niesie wojna na Ukrainie?
Ołeh DUNDA: Europa wciąż żyje starymi ideologiami obronnymi. Generałowie myślą tak, jakby wciąż trwał wiek XX. Czołgi, ciężkie działa, linie obrony jak Linia Maginota… A przecież wojna dzisiejsza to nie wojna czołgów. To wojna prędkości, mobilności, komunikacji i dronów. Widziałem to na froncie, w Donbasie, pod Bachmutem, na południu… Tam nie wygrywa stal, ale informacja i komunikacja. Europa musi dokonać rewolucji w myśleniu o obronie. Jeśli tego nie zrobi, zostanie, i mówię to bez patosu, zniszczona w pierwszych dniach potencjalnej wojny.
– To mocne słowa. Nie przesadza Pan, mówiąc o zagrożeniu dla całej Europy?
– Nie przesadzam. Proszę spojrzeć na mapę państw bałtyckich. Wilno leży zaledwie trzydzieści kilometrów od granicy. Wystarczy jeden dzień, aby Rosjanie, używając roju dronów i paraliżując komunikację, doprowadzili tam do chaosu. Tak jak Niemcy w 1940 roku w ciągu kilku dni złamali Francję, która w końcu miała potężną armię, a jednak upadła w kilka dni. Dlaczego? Bo Niemcy mieli nową ideę wojny: blitzkrieg. Byli szybsi, bardziej mobilni, bardziej technologiczni. Powiem brutalnie: tak samo państwa bałtyckie mogą runąć w jeden dzień. Wilno, Narwa czy Dyneburg to dziś otwarte bramy. Rosjanie mogą użyć dronów, dywersji i chaosu komunikacyjnego, jak Niemcy w 1940 roku, by zdobyć te miasta.
– I co wtedy?
– Jeśli państwa bałtyckie padną, Ukraina straci zaplecze. Dla nas obrona Wilna jest ważniejsza nawet niż obrona Bachmutu. Bez Europy nie wygramy, a Władimir Putin może wykorzystać i rosyjską mniejszość, i zielone ludziki, i desant z morza, żeby zająć strategiczne bałtyckie porty. I żadne państwo NATO nie odważy się tam ich zaatakować.
– A Polska? Jesteśmy wschodnią flanką NATO, głównym hubem wsparcia dla Ukrainy.
– Powiem wprost: Polskę również czeka konieczność zmiany mentalności. Macie czołgi z Korei, kupujecie samoloty, ale to wszystko w realiach wojny przyszłości jest złomem. Nie chodzi o to, żeby powielać nasze błędy. My na Ukrainie popełniliśmy je jeszcze przed 2022 rokiem, wierząc w ciężką broń. Po prostu musicie uczyć się od nas, od naszych żołnierzy. Dlatego wspólne kontyngenty polsko-ukraińskie, szkolenia, wymiana doświadczeń są konieczne. To sytuacja win-win: Polacy uczą się wojny nowoczesnej, Ukraińcy dostają wsparcie.
– Mówi Pan, że pole bitwy na Ukrainie stało się laboratorium, w którym testowane są strategie, technologie, a nawet idee. Co ma Pan na myśli?
– Ukraina jest dziś największym laboratorium wojny na świecie. Każdy dzień frontu to eksperyment, w którym ścierają się nie tylko armie, ale i systemy technologiczne, ideologie i sposoby myślenia. Europa musi to zrozumieć: jeśli chce wiedzieć, jak wygląda wojna przyszłości, niech patrzy na Bachmut, Awdijiwkę, Chersoń. Tam dron wypiera czołg. Tam komunikacja satelitarna decyduje o zwycięstwie bardziej niż dywizje. Tam Rosja i Ukraina uczą się nawzajem – błyskawicznie, brutalnie, bez taryfy ulgowej.
– „Laboratorium wojny” to mocne określenie. Oznacza, że na Ukrainie nie tylko toczy się wojna obronna, ale rozgrywa się także eksperyment cywilizacyjny: która cywilizacja szybciej adaptuje się do nowych warunków?
– Ależ oczywiście, że to jest też walka na idee. Wojny nie wygrywa stal, lecz idee właśnie. Niemiecki blitzkrieg na początku też był przecież ideą. Obecnie drony są ideą, kosmos jest ideą. Europa przegra, jeśli nie odważy się pomyśleć inaczej.
– Wspomniał Pan, że nowa wojna to nie tylko kwestia mobilności i dronów, ale także kwestia przestrzeni kosmicznej…
– Tak. Kto kontroluje kosmos, ten kontroluje pole bitwy. Bez satelitów nie ma dronów, nie ma łączności, nie ma logistyki. Dlatego dziś o bezpieczeństwie Europy decyduje Elon Musk bardziej niż niejeden minister obrony. Ukraina korzysta z systemu Starlink, Rosja nie ma takiej przewagi, dlatego przegrywa na Morzu Czarnym. A Europa? W 2024 roku Stany Zjednoczone wystrzeliły 151 rakiet kosmicznych. Europa – cztery. To pokazuje naszą zależność. Bez własnych zdolności kosmicznych Europa będzie zawsze skazana na cudze decyzje.
– Czyli przyszłość wojny to nie tylko nowe drony i mobilność, ale przede wszystkim walka o orbitę?
– Tak. Kto kontroluje przestrzeń kosmiczną, ten kontroluje pole bitwy.
– Rosja jednak uczy się na tej wojnie. Jakie jest jej ostateczne strategiczne dążenie?
– To oczywiste, że Rosji nie chodzi tylko o Ukrainę. Celem Rosji jest odwrócenie skutków zimnej wojny, wyrzucenie Amerykanów z Europy i odbudowa czegoś na kształt Układu Warszawskiego. Dla Kremla Ukraina jest tylko testem. Nagrodą ma być cała Europa Środkowa. To nie obsesja Władimira Putina, lecz rosyjska doktryna państwowa.
– Czyli i nam w Polsce czas się kończy?
– Tak. To rok, może mniej. Władimir Putin widzi, że Europa dopiero zaczyna mówić o zwiększeniu budżetów obronnych, ale potrzebuje na to pięciu lat. A on działa dziś. Dlatego właśnie teraz jest dla niego „okno możliwości”.
– W Polsce często mówimy o naszej dumie z pokonania Związku Radzieckiego. Jan Paweł II, Reagan, Thatcher, „Solidarność”. Czy Rosja naprawdę wierzy, że może odwrócić tę historię?
– Tak. Rosjanie nie myślą kategoriami porażki. Myślą kategoriami zemsty. Chcą wymazać Michaiła Gorbaczowa z historii, przywrócić imperium. I to nie są mrzonki, tylko plan, który właśnie testują na Ukrainie. Powtórzę: to rosyjska doktryna państwowa.
– W naszej rozmowie jak bumerang powraca pojęcie czasu. Europa potrzebuje pięciu lat, by zwiększyć budżety. Władimir Putin ma rok, może mniej. Wojna to też zawsze walka o czas – kto szybciej się uczy, kto szybciej adaptuje…
– W Europie często słyszę: „Rosja nie potrafi pokonać Ukrainy, więc jest słaba”. To kłamstwo. Ukraina w 2021 roku miała największą i najbardziej doświadczoną armię w Europie. Nie porównujcie nas z Danią czy Litwą. Ale Rosja też się uczy, zmienia, adaptuje. Każdy dzień wojny to dla niej lekcja.
– Czyli Rosjanie są zdolni do innowacji?
Tak, ale tylko taktycznych. Strategicznie są zależni od Chin. Chiny traktują ich jak psy do walki, ale kiedyś zaproponują Europie: „Oddajcie nam rynek, a my zapewnimy wam spokój z Rosją”. I to będzie prawdziwa próba dla Zachodu.
– Czyli jaką radę dałby Pan Europejczykom?
Zwracam uwagę na trzy rzeczy. Po pierwsze, zmienić dowództwo i ideologię obronną. Ci, którzy myślą w kategoriach czołgów, muszą odejść. Po drugie, inwestować w kosmos, komunikację, mobilność, nie w stal. Przyszłość jest nad nami. Po trzecie, słuchać Ukrainy i uczyć się na naszych błędach. Nie powtarzać ich. Jeśli Europa to zrobi, przed nami rewolucja technologiczna, która może zmienić cały kontynent. Byłem na szczytach europejskich. Liderzy mówią tam o zwiększeniu budżetów obronnych, ale wciąż myślą starymi kategoriami. Oni nie są gotowi zmienić mentalności. Dlatego zostaną pobici – tak jak Francja w II wojnie światowej. Powtarzam, Europa ma najwyżej rok, by zmienić sposób myślenia. Jeśli tego nie zrobi, historia z 1940 roku powtórzy się – tym razem w Wilnie, Rydze, Tallinie, którymi za pomocą nowych środków wojny rządzić zaczną Rosjanie.
Rozmawiał Michał Kłosowski
Rozmowa przeprowadzona w trakcie Conversations de Tocqueville 2025.