
Wojna kognitywna, wojna robotów
Pod wojnę kognitywną podciąga się soft power, budowę wizerunku. Tak było pod zabiorami, za okupacji i komunizmu. Trzeba wielkiego wysiłku narodu, by się takim wpływom przeciwstawić – pisze Jan ŚLIWA
.Od wybuchu pełnoskalowej wojny w Europie wojna stała się jednym z dominujących tematów w dyskusji publicznej. Wielu chce się włączyć w ten trend i przedstawić swoje idee lub po prostu zdobyć zainteresowanie słuchaczy i widzów. Wiele jest chwytliwych terminów i skrótów. Autorzy tych koncepcji starają się je sprzedać, przynajmniej w formie książek, kursów i konsultacji. Przy odpowiedniej reklamie można zostać doradcą rządu albo dyrektorem instytutu. Należy pokazać, że idea jest nowa i ważna, że prowadzi nas dalej niż dotychczasowe metody. Przy wielu koncepcjach trzeba sobie zadać pytanie, na ile są to konkretne plany, a na ile ogólne idee. Idee, które mają zastraszyć przeciwnika i odwrócić jego uwagę. Pomijając ironię należy podkreślić, że wiele jest tu wartościowych idei, trzeba jednak oddzielić ziarno od plew i otrzepać konkret z propagandowej otoczki.
Wojna V generacji (5G)
W 1999 dwaj pułkownicy chińskiej armii, Qiao Liang i Wang Xiangsui, opublikowali pracę „Wojna bez ograniczeń” (Unrestricted Warfare, 超限战), w której przedstawili strategię konfrontacji z silniejszym technologicznie przeciwnikiem (czyli USA) przy użyciu szerokiej palety metod. W amerykańskim wydaniu dodano chwytliwy podtytuł „Chiński plan zniszczenia Ameryki”. Autorzy odwołują się m.in. do idei wojny totalnej Clausewitza i podstępnych chwytów Sun Tzu. Proponują rozszerzenie działań na sferę psychologii, propagandy, kultury, produkcji, zasobów, medykamentów i prawa międzynarodowego (lawfare). Ważne jest również budowanie światowych sojuszy poprzez dozowanie pomocy ekonomicznej i udział w organizacjach międzynarodowych jak WHO. Opanowanie takich organizacji pozwala na narzucanie wygodnych dla siebie norm technicznych i globalnych reguł postępowania.
Można też – jak w przypadku pandemii COVID-19 – kontrolować przepływ informacji i wykorzystując autorytet nauki wymuszać, co będzie uznane za fakt, a co za dezinformację. Wszyscy walczymy z fake newsami, dobrze więc ustawić się tam, gdzie się definiuje kryteria oceny. Równie ważne jest kontrolowanie źródeł, którymi karmione są modele sztucznej inteligencji. Wielu ma skłonność do akceptowania AI jako autorytetu – „AI powiedziała”. Jest to więc temat ważny. Dążenia do uczciwej AI idą w kierunku unikania np. uprzedzeń rasowych. Ale tematów jest wiele, jak ten, jaki prezentuje się obraz Chin, Rosji, Niemiec czy Polski. Prowadzone są „wojny wikipedyjne”, podobne są problemy z AI. Przy takim podejściu wszystko staje się wojną, a skoordynowany wysiłek na wielu frontach ma prowadzić do zdobycia przewagi.
Wojna kognitywna
Modny jest ostatnio termin „wojna kognitywna”. Ideą jest wykorzystanie głębokiej wiedzy psychologicznej, tak by polem walki stały się ludzkie mózgi. Ważnymi promotorami tej koncepcji są profesor nauk kognitywnych Bernard Claverie i szef działu rozwojowego w Instytucie Lotnictwa i Badań Kosmicznych François du Cluzel. Celem jest zmodyfikowanie sposobu rozumowania, wyciągania wniosków, podejmowania decyzji i zachowania. W skali społeczeństwa chodzi jest złamanie ducha narodowego, tradycji historycznych i kulturalnych, wiary w instytucje oraz spójności społecznej. Generał Thierry Burkhard sformułował to: „Wygrać wojnę przed wojną”. Czy to działanie nie jest znajome? Mamy z tym do czynienia codziennie, widzimy też, kto gra jaką rolę.
Jeżeli nie mówimy o bezpośrednim wpływie na mózgi (implantaty itp.), to trudno odróżnić wojnę kognitywną od dobrej wojny psychologicznej. Rosyjska i sowiecka Ochrana / Czeka / KGB / GRU od dawna ma rozpracowane dogłębne psychiczne oddziaływanie na przeciwnika. Jednak coś jest na rzeczy, jako że NATO, Chiny i Rosja intensywnie pracują w tej dziedzinie. Ogłupianie społeczeństwa można osiągnąć poprzez zawłaszczenie mediów i systematyczne, konsekwentne powtarzanie zdań fałszywych, sprzecznych z obserwacją. Należy wytworzyć silną lojalność grupową, by zaufanie do lidera było większe od naocznej obserwacji. Dla spójności grupy ważna jest też nienawiść do przeciwnika i dążenie do zniszczenia go, dowolnymi środkami. Skuteczne jest zbiorowe powtarzanie rytmicznych haseł, działających jak mantra. W języku neurofizjologii chodzi o wyłączenie kory mózgowej i dominację układu limbicznego. Czy jednak ośmiogwiazdkowy okrzyk bojowy zasługuje na miano wojny kognitywnej? Może tak. Na pewno zmienia połączenia synaptyczne, a przy intensywnym powtarzaniu nawet dość trwale. Na pewno ogranicza zdolność krytycznej analizy, a zwłaszcza empatii.
Efektownym przykładem wyłączenia trzeźwego myślenia jest scena z niemieckiego kabaretu (na YouTube można znaleźć szukając: „jonny buchardt sieg englisch”). Jest rok 1973, zaledwie 28 lat po wojnie. Komik rozgrzewa publiczność szybkimi zawołaniami, odzew jest spontaniczny:
– Zikezake Zikezake! / Hoi!
– Hipp Hipp! / Hurra!
– Sieg! / Heil!
To ostatnie szokuje samych krzyczących. Szybki, mechaniczny rytm wyłącza racjonalną korę mózgową, działa automatyczna reakcja emocjonalna. Świadomie nigdy by tak nie zawołali.
Taki wpływ na pracę mózgu ma TikTok, prezentujący krótkie filmiki, ciekawe i śmieszne – dziewczyny na plaży, kłócący się politycy, słodkie kotki. Celem jest nie tyle przekazanie treści, lecz poszatkowanie uwagi. Tyle że to też nie jest nic nowego. Takie funkcje spełniała już telewizja (złodziej czasu, „idiot box”). Jak śpiewał Jacek Kleyff: „Ło di ri di dla młodzieży, w Skierniewicach dwie kotłownie, jak gonili hitlerowca, to mu opadały spodnie.” Użytkownicy patrzą i widzą wszystko oddzielnie, jak tuwimowscy straszni mieszczanie. I dobrze – są bardziej podatni na sieczkę informacyjną. Podobnie można się zastanowić, co z mózgiem robi X/Twitter, skłaniający do polemik, często długich i bezsensownych.
Soft power
.Pod wojnę kognitywną podciąga się też soft power, budowę wizerunku. Oprócz tradycyjnego działania na odległość, możliwe jest też wrogie przejęcie. Tak było pod zabiorami, za okupacji i komunizmu. Trzeba wielkiego wysiłku narodu, by się takim wpływom przeciwstawić. Opór jest łatwiejszy, gdy oferta budzi odrazę. Tak jest, gdy obcy przychodzą jako wrogowie i przyłączenie się do nich wymaga poniżenia, jak podpisanie volkslisty lub wstąpienie do partii.
Komunizm miał również marną ofertę cywilizacyjną, przegrał przez puste półki. Natomiast obecnie stypendia Fundacji Adenauera nie budzą takich reakcji, możliwość pisania za spore pieniądze powieści pod niemiecki gust (np. o polskich antysemitach) jest do przełknięcia. Skuteczne jest też przejęcie przez bogatego sąsiada mediów, muzeów i szkolnictwa. W ten sposób Polacy za polskie pieniądze wymazują swoją pamięć zbiorową i rozwijają swój kompleks niższości.
Sztuczna inteligencja
W propagandzie wąskim gardłem było produkowanie przekonujących tekstów w językach obcych. Negatywnym przykładem niech będzie sowiecka odezwa z 17 września 1939 r., zaczynająca się od słów „Rzołnierze Armii Polskiej”, dalej mówiąca o wciągnięciu ich w „awanturystyczną wojnę”. Koślawy język ośmiesza propagandę. Dziś jednak możemy produkować w dużych ilościach poprawne językowo teksty. Mogą one mieć zdefiniowany podstawowy przekaz, a na podstawie deklaracji emocji, poziomu języka i innych cech, sztuczna inteligencja wygeneruje ostateczny tekst. Można wygenerować obraz i dźwięk – przywódcę przeciwników wypowiadającego swoim głosem zadane treści. Deklaracje całkowicie niezgodne z jego poglądami to dobra zabawa, ale więcej dają wypowiedzi mogące uchodzić za realistyczne, na przykład oświadczenie, że w obliczu strat postanowiliśmy się poddać, a żołnierze są wezwani do oddania broni bez walki.
Treści mogą być indywidualizowane. Można na przykład zbierać dane personalne żołnierzy i ich rodzin, tworzyć listy połączeń, a z urządzeń obsługiwanych głosem i podsłuchanych rozmów zbierać próbki mowy. Chatboty już dziś potrafią prowadzić tekstowe i głosowe dialogi z człowiekiem. Jeżeli teraz połączymy rozpoznawanie mowy (treści i emocji), semantyczne prowadzenie dialogu i generację mowy na wyjściu, możemy stworzyć automat do symulacji realistycznych rozmów. Treść rozmowy będzie zdefiniowana przez nas (stronę atakującą), a głos będzie skradzionym głosem kolegi lub dziewczyny rozmówcy. W ten sposób możemy zadzwonić do żołnierza na froncie, wzbudzić w nim niepokój, osłabić wolę walki oraz skłonić do konkretnych czynów. Żołnierze siedzą w okopach i wydzwaniają do nich matki, żony i narzeczone: „Słuchaj, tu jest coraz gorzej, bombardują nas, nie ma co jeść. Do ciebie tam strzelają, ale wojna jest już przegrana, na co komu twoja śmierć?” Maszynowe przetwarzanie pozwala na masowe stosowanie takich metod. Musi to być rozpracowane psychologicznie, bo jeżeli cały oddział równocześnie dostanie telefon z taką samą treścią, to nie będzie to wiarygodne.
Podobnie można sobie wyobrazić sztucznych szpiegów. Kiedyś siedział w kawiarni agent (w charakterystycznym płaszczu i kapeluszu), pił kawę, zasłaniał się gazetą i słuchał rozmów. Dziś można zainstalować w mieście wroga w jakimś ruchliwym miejscu wyposażoną w dobre mikrofony maszynę podsłuchującą. Mogłaby słuchać rozmów, przekształcać mowę w kilku językach na przetłumaczony tekst i analizować treść i emocje. Mogłaby rozdzielać głosy rozmówców, określać ich płeć, wiek, poziom inteligencji i rozpoznawać dynamikę rozmowy. Skondensowana informacja mogłaby być przekazywana bezprzewodowo do centrali. Wszystko jest kwestią zaangażowanych środków.
Mózg i technika
Wiele się dzieje w temacie połączenia mózgu z komputerem (Brain Computer Interface). Biologiczne neurony i przewody elektryczne to zupełnie inny materiał. Trudne jest uzyskanie stabilnego kontaktu i niezawodnej komunikacji. Co do zasilania, zamiast baterii, których wymiana wymaga interwencji, lepsze jest pobieranie energii z organizmu (energy harvesting). To na początek. Krytyczna jest interpretacja sygnałów. Jeżeli chodzi o zastosowanie, to najczęściej myśli się o protezach, gdzie zdekodowany biologiczny sygnał z mózgu ma być przekształcony na sterowanie elektromechaniczną protezą, wykonującą funkcję kończyny. Może to ułatwić życie wielu ludziom. Podobnie jest z ciągłym nadzorowaniem parametrów fizjologicznych w celu wczesnego wykrywania np. zbliżającego się zawału. W ten sposób technika staje się bezpośrednio sprzężona z organizmem. Można sobie łatwo wyobrazić dokładanie dalszych funkcji pomiarowych, raportowanie wyników do centrali i wyciąganie konsekwencji. Pandemia pokazała nam, że państwo potrafi radykalnie wkraczać w sferę prywatną, w tam w ludzkie ciało, a większość się temu poddaje, dobrowolnie lub pod przymusem. Nie twierdzę, że jest to zawsze złe – pamiętam wprowadzanie pasów bezpieczeństwa, które zwalczali uparci libertarianie, jako że jazda bez pasów była dla nich symbolem wolności. Również wiele chorób zostało zwalczonych za pomocą szczepionek, trzeba jednak w ich stosowaniu zachować umiar i rozsądek.
Obecnie można założyć, że implanty mają połączenie z siecią – do ściągania danych, rekonfiguracji i aktualizacji oprogramowania. Zakładamy na razie, że kontrolują je „dobrzy ludzie”, choć czasem zbyt pewni siebie i zafascynowani swoją władzą. Nie zapominajmy też o błędach oprogramowania („pluskwach”, bugs), które mogą wyskoczyć zawsze. Ale oprócz ułomnych dobrych ludzi są jeszcze „źli ludzie”, bad guys. Oprócz osobników zwyczajnie złośliwych lub blokujących system dla okupu (ransomware), są jeszcze nasi wrogowie. Izraelski atak na pagery Hezbollahu we wrześniu 2024 pokazał, że jest możliwy zsynchronizowany atak na całą serię urządzeń, fizycznie rozlokowanych w terenie, bez bezpośredniego fizycznego kontaktu. W tym samym czasie ktoś (Iran?) rozesłał z kolei do milionów izraelskich odbiorców alarm, by natychmiast udali się do schronów. Pokazuje to, że atakujący posiadał obszerną listę numerów swojego przeciwnika. By to domknąć: urządzenie medyczne, taki jak rozrusznik serca, wisi na Internecie jak wszystko inne. Oczywiście należy zachować procedury ochrony dostępu, nikt nie jest jednak doskonały, a źli są często chytrzejsi od dobrych. Dziś myślimy raczej o protezach i pompach insulinowych, ale jutro mogą to być urządzenia oddziaływujące bezpośrednio ze sferą kognitywną mózgu. Bardziej myślę o sterowaniu zgrubnym, jak redukcja zmęczenia, koncentracja uwagi czy zwalczanie stanów lękowych. Pewnego dnia będziemy może jednak mogli oddziaływać z treścią myśli, najpierw wykrywając tylko aktywne regiony mózgu, a potem może docierając do konkretnych informacji. Daje to możliwość tworzenia doskonałych żołnierzy, sterowalnych i odpornych na stress.
Dalszym tematem jest nanotechnologia, czyli miniaturowe urządzonka krążące po ciele. Na razie to science-fiction, ale wczorajsza science-fiction może być jutrzejszą rzeczywistością.
Krytyczne jest zdobycie kontaktu z organizmem ludzkim. W przypadku „naszego” społeczeństwa jesteśmy w stanie poddać je akcji propagandowej i zachętom do korzystania z urządzeń. Jeżeli chodzi o implanty mózgu (jak Neuralink Elona Muska), można przekonać o fantastycznym rozszerzeniu ludzkich możliwości, idącym w kierunku transhumanizmu. Jeżeli są ludzie myślący o tym, by na stare lata przenieść się w chmurę komputerową i zapewnić sobie nieśmiertelność (bez ciała i tak długo, jak jest prąd i serwis urządzenia), to może znajdą się również ochotnicy na takie eksperymenty. Oczywiście Neuralink jest cool pod warunkiem, że sam Elon Musk jest cool. Na ochotników nie musimy liczyć w wojsku. Wojsko (amerykańskie i nie tylko) ma długą tradycję „odważnego” podejścia do wzmacniania ludzkich możliwości.
W przypadku obcego społeczeństwa możemy się uciec do podstępu, np. oferując atrakcyjny komercyjny produkt o ukrytych funkcjach. I tak słuchawki znajdują się w bezpośredniej bliskości mózgu i mogą analizować jego działanie np. za pomocą elektroencefalografii (EEG). Takie zwyczajnie wyglądające słuchawki mogłyby być dobrym szpiegiem, a kiedyś może i sterownikiem. Dziś jednak możemy korzystając z ochotników zbierać ogromne ilości danych łączących mierzony sygnał ze znaną treścią myśli i może za pomocą AI da się te dane wiarygodnie zanalizować. Dałoby to korelację (sygnał myśl). Znając tę zależność, moglibyśmy na podstawie zmierzonego sygnału bez wiedzy badanego osobnika analizować jego myśli. Dzisiaj jest to fantastyka, ale postęp techniki jest zaskakujący. Problemem byłaby ocena, jak niezawodna jest taka analiza, ponieważ presja rynku na dostarczanie niedopracowanych urządzeń jest wielka.
Zaawansowane środki techniczne – Nano-Bio-Info-Cogno
Do celów militarnych można zaprząc nowoczesną naukę i technikę: Nano-Bio-Info-Cogno. Zajmują się tym mocarstwa, przy czym Chiny mają najmniej skrupułów co do stosowanych metod. Dotyczy to gromadzenia danych (mają też olbrzymią populację) i przeprowadzania nietypowych eksperymentów. Posiadają wielkie i odległe od cywilizacji terytoria, jak Tybet i Sinciang. Można tam coś dyskretnie eksplodować lub wypuścić do atmosfery, bez narażania się na protesty ludności.
Chińczycy posiadają wielkie kolekcje danych genetycznych. Po pierwsze własnych, ale nie dałbym głowy, że nie mają dostępu do zachodnich. Mogą być nawiązywane kontakty między uczelniami i firmami (również przez pośredników), a KPCh ma swoje metody, by zmusić chińskie instytucje do przekazania danych. Amerykańska firma 23andMe, prowadząca przez lata publiczne testy genetyczne na podstawie próbki śliny, obecnie upada. Czy w takim momencie dane są bezpieczne, czy mogą być wykradzione lub kupione? Dane takie mają wiele ciekawych zastosowań. Jednym z nich jest produkcja genetycznie selektywnej broni biologicznej. To trochę przypomina eksperymenty w osławionym laboratorium w Wuhan. Chodziło o wzmocnienie szkodliwości wirusa, w zasadzie dla celów badawczych. Ale idea podwójnego przeznaczenia (dual use), cywilnego i militarnego się narzuca. Nie mam tu żadnych dowodów, ale jeżeli informacje na ten temat są traktowane jak tabu bronione cenzurą, to konsekwencją jest snucie teorii spiskowych. Czy możliwe jest wyprodukowanie wirusa zabijającego ludzi Zachodu, a oszczędzającego Chińczyków? Nie wiem. Ma to jedynie wtedy sens, jeżeli jedna z tych populacji jest w miarę jednorodna i jeżeli atakujący akceptuje rozrzut i własne straty.
Chińczycy są otwarci na wątpliwe moralnie eksperymenty. Dotyczy to np. inżynierii genetycznej. Metoda CRISPR pozwala na dość swobodne cięcie i łączenie łańcuchów DNA. Mogłaby pozwalać na leczenie rzadkich chorób, ale eksperymenty na ludziach są problematyczne. W Chinach można więcej. W listopadzie 2018 He Jiankui, profesor biologii na uniwersytecie Shenzhen, ogłosił swój eksperyment, w którym stworzył Lulu i Nanę, pierwszą parę bliźniaczek o genach zmodyfikowanych metodą CRISPR. Zmodyfikował on ich gen CCR5 w ten sposób, żeby dać odporność na pewną odmianę wirusa HIV. Początkowo wywołało to entuzjazm, projektowano turystykę dla bogatych klientów. W wyniku międzynarodowej krytyki w styczniu 2019 He Jiankui został jednak skazany na 3 lata więzienia. W kwietniu 2022 został zwolniony, a we wrześniu 2023 został pierwszym dyrektorem Instytutu Medycyny Genetycznej w Wuhan. Narzuca się myśl, że więzienie było tylko pro forma, dla uciszenia opinii publicznej. Takich wspaniałych metod nie wypuszcza się z ręki z powodu wątpliwości moralnych.
Wojny robotów
Zamiast wzmacniania wydajności, odporności i odwagi ludzi, można do niebezpiecznych zadań wysyłać roboty, czyli pojazdy autonomiczne. Wiele mówi się obecne o dronach. Oprócz latających są też pływające. Mogą być stosowane jako inteligentne torpedy, ale mogą być wykorzystywane do prac podmorskich. Zaopatrzone w kończyny, mogą naprawiać uszkodzoną infrastrukturę, ale mogą też ją niszczyć – przecinać kable i rurociągi.
Zwróćmy teraz uwagę na autonomiczne pojazdy lądowe. Mogą to być wozy bojowe atakujące cele, ale też pojazdy transportujące wojsko i wynoszące rannych z pola bitwy. W wielu sytuacjach pojazdy kołowe nie mogą się sprawnie poruszać po zniszczonym terenie. Konstruowane są ostatnio psy bojowe, kroczące po nierównym terenie, z karabinem na plecach. Są niskie, są więc lepiej odporne na ogień przeciwnika. Wyglądają przerażająco, jak wataha wściekłych wilków. Trudno przed nimi uciec, a działają bezwzględnie. Obecna technika pozwala również na skuteczne roboty humanoidalne. Jeszcze niedawno miały problemy z chodzeniem. Obecnie potrafią biegać po nierównym terenie i się podnieść, gdy upadną. Mając ręce i dłonie, potrafią wykonywać prace dotąd dostępne tylko dla człowieka. Ze swoimi połączonymi w sieć elektronowymi mózgami mają lepszą orientację niż ludzie. I oczywiście się nie boją ani nie męczą.
Te ich zdolności kognitywne powodują nowe problemy. Robot sam obserwuje sytuację, ale też wymienia informacje z innymi robotami i z punktem dowodzenia bez zbędnego gadania. Żołnierz na nowoczesnym polu walki również ma kask z wyświetlaczem podającym skondensowaną informację, jednak robot przetwarza ją szybciej i bardziej kompleksowo. Narzuca się więc pytanie, kto powinien być dowódcą? Dla człowieka korzystanie z porad maszyny jest w porządku, ale wykonywanie rozkazów robota już nie bardzo. A decyzje muszą być błyskawiczne. Do tego nigdzie nie jest powiedziane, że dowódcą musi być przypominający człowieka humanoid, równie dobrze może być to pies. Ludzie mają skłonność przypisywać obiektom przypominającym ich zewnętrznie cechy ludzkie. Jak wyglądałoby braterstwo broni ludzie i robotów?
Militaryzacja społeczeństwa
Wszystko to jest niezmiernie ciekawe. Zagrożenie czyha za każdym węgłem. Wszystko jest wojną. Trzeba zachować czujność: Uwaga, wróg podsłuchuje! Takie nastawienie ma jednak konsekwencje. Konsekwencje dla naszej psychiki. Każdy obcy to wróg, zagraniczny student to szpieg. No i budżet. Jesteśmy dumni z wydatków na zbrojenia, lekceważąco odnosimy się do naiwnych, którzy wolą te pieniądze wydać na drogi. Owszem, drogi naszych sąsiadów są i tak zaniedbane, bo wydają oni te pieniądze raczej na rosnącą w nieskończoność rzeszę imigrantów i niespinającą się politykę energetyczną. Ale jednak nie da się długo żyć na bagnetach.
Nie chciałbym, byśmy się wszyscy stali jak Rosjanie i w rytm pieśni bojowej maszerowali równym krokiem, wszyscy w identycznych mundurach. Jednak wystarczy w okolicy jeden kraj, gotowy do użycia siły, by spokojne życie poszło w diabły. I znów ważna staje się zasada „Si vis pacem, para bellum”. Ale nie jest to zdrowe. Do tego poczucie zagrożenia doskonale nadaje się do tłumienia dyskusji i przepychania totalitarnych praw. Niestety sytuacja taka potrwa jeszcze latami. Postarajmy się nie wejść w żaden ostry konflikt, ale też nie wpaść w paranoję.
Jan Śliwa