Jest ścieżka pozwalająca uniknąć rozwiązania Zgromadzenia Narodowego [Sébastien LECORNU]

Zdymisjonowany francuski premier Sébastien Lecornu otrzymał „ostatnią szansę” od prezydenta Macrona, aby uformować kolejny rząd. Po dwóch dniach intensywnych negocjacji Lecornu przedstawił wnioski w wywiadzie telewizyjnym.
Droga do chaosu
.Sébastien Lecornu był premierem 27 dni, jego rząd przetrwał 13 godzin. Teraz polityk dostał dwa dni, aby coś uratować. Tak można krótko opisać sytuację nieszczęsnego premiera na początku października 2025 roku. 8 września upadł rząd François Bayrou po przegranym wotum zaufania (o które sam zawnioskował, doskonale wiedząc, co go czeka). Dzień później Emmanuel Macron na polityczny front powołał swojego wiernego ministra obrony Sébastiena Lecornu.
Lecornu potrzebował prawie miesiąc, aby uformować rząd, który okazał się czystą kopią tego, który został odrzucony przez posłów 8 września. Dodatkowo pojawił się kontrowersyjny Bruno Le Maire jako nowy minister obrony, co spowodowało furię centroprawicowych Republikanów. Bruno Retailleau, ich przewodniczący, zagroził zerwaniem umowy koalicyjnej z blokiem centrowym i po kilkunastu godzinach Sébastien Lecornu ogłosił rezygnację.
Co zrobi prezydent Macron?
.Przed prezydentem Macronem pojawiły się trzy opcje, te same co po upadku François Bayrou: wyznaczyć nowego premiera, rozwiązać Zgromadzenie Narodowe, ogłosić swoją własną rezygnację. Postanowił jednak dać Sébastienowi Lecornu „ostatnią szansę” na uratowanie sytuacji. Dwa dni, aby przeprowadzić kolejne negocjacje.
Dymisjonowany premier wykorzystał ten czas, aby spotkać się z partiami lewicowymi – Partią Socjalistyczną, Zielonymi i Partią Komunistyczną, ale bez radykalnej Francji Niepokornej. Te wykazały chęć utworzenia rządu z blokiem centrowym pod warunkiem zamrożenia reformy emerytalnej z 2023 roku. Sęk w tym, że ta reforma była swoistym politycznym dzieckiem Emmanuela Macrona, ale stanowiła czerwoną linię dla sił lewicowych. Aby to mogło zadziałać, Sébastien Lecornu musiał także upewnić się, że partie centroprawicowe (Horizons byłego premiera Édouarda Philippe’a i Republikanie) nie poprą wotum nieufności.
„Istnieje ścieżka pozwalająca uniknąć rozwiązania Zgromadzenia Narodowego”
.Po dwóch dniach negocjacji stary nowy premier udał się do Pałacu Elizejskiego, aby przedstawić prezydentowi Macronowi wnioski, po czym udzielił wywiadu telewizji publicznej France 2. Dziennikarka Léa Salamé zapytała go o jego przyszłość. Sébastien Lecornu potwierdził, że dostał misję „sklejenia” sił politycznych, ale że nie zamierza aktywnie ubiegać się o fotel premiera. Nie skrytykował zbytnio decyzji prezydenta o rozwiązaniu Zgromadzenia Narodowego w 2024 r.: „Powrót do urn wyborczych nie jest nigdy złą rzeczą”. Na pytanie o to, czy jest szansa na nowego premiera, stwierdził, że „jest bezwzględna większość posłów, która nie chce przyspieszonych wyborów. Czuję, że istnieje możliwość, aby prezydent powołał nowego premiera w następnych 48 godzinach”. „Jest szansa na koalicję rządową, owszem kruchą, ale jest”, dodał.
Uderzył w polityków, którzy zbytnio mają na uwadze wybory prezydenckie, które odbędą się w 2027 roku, kosztem dbania o aktualną stabilność sceny politycznej. O tożsamości przyszłego premiera woli nie wspominać, pozostawiając to prezydentowi. Postawił sprawę jasno: „Nasz cel to zbudowanie kompromisów w parlamencie, aby móc przedstawić budżet do końca roku”. Kluczowym punktem jest reforma emerytalna, którą lewica chce zawiesić. Sébastien Lecornu przyznał, że debata na ten temat musi zostać ponownie rozpoczęta, ale z pozostawionymi lekko uchylonymi drzwiami do dalszych negocjacji z lewicą, mimo że odrzucił pomysł zamrożenia reformy.
Zaapelował o utrwalenie „platformy stabilności” wśród parlamentarzystów, aby uniknąć chaosu budżetowego i nowego rozwiązania Zgromadzenia Narodowego. Dziennikarka wspomniała o słowach byłego premiera Édouarda Philippe’a, który zaapelował o przyspieszone wybory prezydenckie. Sébastien Lecornu bronił prezydenta, twierdząc, że „jeżeli postanawiamy pogonić tych, którzy dostali mandat demokratyczny na określony czas, to bardzo zły sygnał dla naszej międzynarodowej wiarygodności. Na tym polega nasza demokracja reprezentatywna”. „Moja misja jest już skończona, reszta już nie jest w moich rękach”, zakończył, dając jasny sygnał, że piłka znajduje się obecnie po stronie prezydenta.
Nathaniel Garstecka