
Pegasus zalegalizowany w Strasbourgu
Czy wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka legalizujący używanie przez państwa oprogramowania Pegasusa, wpłynie teraz na pogląd polskich polityków i prokuratorów? Czy też okaże się, że lepiej go przemilczeć, bo tylko może on utrudnić dokonanie upragnionego odwetu na politycznych przeciwnikach? – pyta Jan ROKITA
.Jeśli w wyszukiwarce Google zadać sztucznej inteligencji pytanie o legalność bądź nielegalność w Polsce izraelskiego oprogramowania do inwigilacji Pegasus, to odpowiedź jest jednoznaczna. A brzmi tak oto: „Pegasus nie jest legalny w Polsce i jego stosowanie jest niezgodne z polskim prawem i konstytucją, ponieważ pozwala na nieuprawnione przełamywanie zabezpieczeń, inwigilację na dużą skalę oraz ingerencję w prywatność, a jego legalność nie może zostać potwierdzona nawet przez sąd”.
Mam zresztą wrażenie, że to, czego z taką pewnością możemy się dowiedzieć od AI, stanowiło też niewypowiedziane wprost założenie, leżące u podstaw sejmowej komisji śledczej, która polityków, urzędników i funkcjonariuszy odpowiedzialnych za zakup i zastosowanie w Polsce tego oprogramowania od początku traktowała w zasadzie jak ciężkich przestępców.
Pewną niekonsekwencją ze strony owej komisji był fakt, iż implicite wyłączyła ona z owej odpowiedzialności sędziów, od których faktycznie zależało każdorazowe zastosowanie Pegasusa. Ale jeśli spojrzeć na to z perspektywy polityki, to nie tak trudno znaleźć wyjaśnienie. Polityczny sojusz koalicji Donalda Tuska z elitą środowiska sędziowskiego jest przecież jednym z fundamentów trwania obecnej władzy.
A wracam teraz do tej kwestii z dwóch bieżących powodów. Primo – bo wiele wskazuje na to, iż zakup Pegasusa ma się stać jednym z kryminalnych zarzutów, stawianych nie tylko byłemu ministrowi Zbigniewowi Ziobrze, ale być może także szeregowi innych osób pracujących w poprzedniej administracji. Więc kwestia legalności jest tu całkiem kluczowa. Zaś secundo – bo trochę zaskoczył mnie wyrok, jaki zapadł właśnie w Strasbourgu, w Europejskim Trybunale Praw Człowieka (ECHR).
.Nim jednak powiem, o który wyrok mi idzie i jaki ma on związek z polskimi sporami, muszę zaznaczyć, iż ów strasbourski sąd, podobnie zresztą jak całą kosztowną instytucję Rady Europy, przy której ów sąd jest afiliowany, uważam w realiach dzisiejszej Europy za instytucje szkodliwe (sąd) bądź pasożytnicze (sama Rada i jej organy), zasługujące na jak najrychlejszą likwidację.
O fikcyjności Rady i pasożytniczym charakterze jej zgromadzeń, od których nic nigdzie już nie zależy – jak mi się zdaje – nikogo przekonywać nie trzeba. Problemem poważniejszym jest oczywiście ów sąd, który jest nie tylko aktywny, ale wywiera spory wpływ na politykę europejską, tyle tylko że czyni to w dwóch wysoce szkodliwych dla przyszłości Europy kierunkach. Za wszelką cenę usiłuje swoimi wyrokami uniemożliwić rządom państw europejskich powstrzymanie wielkiej migracji z Afryki i Azji, jak również z podobną determinacją dąży do zmuszenia państw europejskich do narzucenia postępowej ideologii, której częścią są m.in. pseudomedyczne eksperymenty z płcią i radykalna afirmacja przerywania ciąży. Strasbourski sąd stał się zatem narzędziem subwersji europejskiego ładu społecznego i prowadzi wojnę kulturową, zamiast zajmować się – zgodnie ze swoją misją – przypadkami prześladowań ludzi z powodu ich poglądów.
ECHR nie jest więc moim bohaterem, choć wiem, że wielu ludzi w Europie odwołuje się doń również w sprawach krzywd, jakich doznają we własnych krajach. Generalnie jednak spodziewam się raczej niesprawiedliwych i mocno ideologicznych wyroków w Strasbourgu, zaskoczony zawsze, jeśli tamtejsi sędziowie ogłoszą coś rozumnego i sensownego. A to im się oczywiście od czasu do czasu zdarza. I teraz zdaje mi się, że mamy do czynienia właśnie z tego rodzaju przypadkiem.
Otóż ostatnio ECHR orzekał w kwestii skargi Josepa Costy – byłego wiceprzewodniczącego parlamentu Katalonii, który oskarżył rząd Hiszpanii o inwigilowanie go Pegasusem, po tym, jak w rezultacie wielkiego konfliktu politycznego Madryt doprowadził do usunięcia parlamentu w Barcelonie, opowiadającego się za niepodległością Katalonii. I sąd stwierdził, iż owa inwigilacja (warto to zacytować dokładnie) „w świetle wszystkich posiadanych przezeń materiałów nie wskazuje na naruszenie praw i wolności określonych w Konwencji Praw Człowieka i towarzyszących jej protokołach”.
.Nie ma tu akurat nic do rzeczy fakt, iż brutalne kroki, jakie podejmował rząd, policja, wojsko i sądy hiszpańskie przeciw politykom katalońskim, pokojowo dążącym do niepodległości, napawały mnie odrazą. A obrazki bicia ludzi oczekujących w kolejkach do urn referendalnych, napaści wojska na lokale wyborcze i skazywania za fikcyjne defraudacje opozycjonistów na długoletnie wyroki więzienia do dziś dnia pozostają w mojej pamięci, budząc zawsze uczucia sympatii względem Katalończyków.
W wyroku strasbourskim, oczywiście z oburzeniem przyjętym przez Katalończyków, idzie tylko o jedną, bardzo konkretną rzecz. Czy jeśli zostanie wszczęte przeciw komuś śledztwo z poważnym zarzutami, to państwo ma prawo, czy też nie ma prawa posłużyć się wymyślonym w Izraelu nowoczesnym i bardzo skutecznym technicznym narzędziem inwigilacji podejrzanego? Jasna odpowiedź ECHR: tak, ma takie prawo, zdaje mi się w dzisiejszych czasach obroną zdrowego rozsądku. Jak wiadomo z teologii, w końcu nawet diabłu może się czasem zdarzyć, że stanie po stronie tego co słuszne i rozumne, tym bardziej zatem mogło się to przytrafić strasbourskim sędziom.
To, co mnie dziwi, to fakt, iż ów wyrok nie znalazł w Polsce żadnego oddźwięku. Całą wiedzę na ten temat zaczerpnąłem z mediów niemieckich i hiszpańskich, nie wiem, czy u nas w ogóle jakieś medium odnotowało ów wyrok. To dziwne dlatego, że choć pytania o dopuszczalność inwigilacji Pegasusem stawiane są w wielu państwach europejskich, to chyba nigdzie, poza Polską, parlament nie powołał specjalnej komisji śledczej w tej sprawie, mającej doprowadzić do oskarżenia tych, którzy Pegasusa dla polskich służb kupili bądź go stosowali.
.W przeciwieństwie do mnie, dla którego ECHR nie jest żadnym autorytetem, zdaje się, że strasbourscy sędziowie byli dotąd traktowani jak wyrocznie przez ludzi z obozu Donalda Tuska, w tym także przez przewodniczącą polskiej komisji śledczej poseł Magdalenę Srokę. Czy więc wyrok ECHR, oddalający zarzuty stawiane rządowi hiszpańskiemu przez Josepa Costę, a tym samym legalizujący używanie przez państwa oprogramowania Pegasusa, wpłynie teraz na pogląd polskich polityków i prokuratorów? Czy też okaże się, że lepiej go przemilczeć, bo tylko może on utrudnić dokonanie upragnionego odwetu na politycznych przeciwnikach?




