Prof. Chantal DELSOL: Europa polityczna musi przestać traktować narody jak zbieraninę idiotów

Europa polityczna musi przestać traktować narody jak zbieraninę idiotów

Photo of Prof. Chantal DELSOL

Prof. Chantal DELSOL

Historyk idei, filozof polityki. Założycielka Instytutu Badań im.Hannah Arendt. Szefowa Ośrodka Studiów Europejskich na Uniwersytecie Marne-la-Vallée. Publicystka "Le Figaro". Określa się jako liberalna neokonserwatystka. Najnowsza jej książka to "La haine du monde: Totalitarismes et postmodernité".

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autorki

Pogarda i nietolerancja, z którymi mierzą się narody Europy, bardziej przypominają despotyzm niż demokrację – pisze prof. Chantal DELSOL

.Na początku, gdy wychodziliśmy ze stuletniego okresu bratobójczych wojen i w coraz mniej przyjaznym klimacie światowym, który nastał wraz z upadkiem zachodniego imperium kulturowego, niewielu z nas wątpiło w zalety Europy zinstytucjonalizowanej. Antyeuropejczyków jest niewielu. Problemem jest to, co zrobiliśmy z instytucją jako taką. W wyborach 9 czerwca 2024 r. oceniliśmy nie ideały, ale ich realizacje.

Połączenie krajów tak różnych, a jednocześnie tak kulturowo bliskich nie mogłoby się dokonać inaczej, jak zgodnie z zasadą pomocniczości: pozwolić każdemu państwu utrzymać kontrolę nad jego specyficznymi problemami, delegując kompetencje w najistotniejszych dziedzinach. Nieszczęściem Europy jest to, że była budowana nie przez Niemców, ale Francuzów. A Francuzi zrobili z niej kopię Francji, zaprowadzając administrację scentralizowaną, w której wszystkie decyzje podejmowane są na górze i w której narody uważane są za niezdolne do skutecznego zarządzania najprostszymi sprawami. (To jednak niebywałe, że prezydent Macron w niedawnym orędziu był w stanie drżącym głosem stwierdzić, że gdyby państwa członkowskie miały autonomię w wyborze szczepionek [!], nieuchronnie wybrałyby te niebezpieczne [!]). Niemcy bez wątpienia zrobiłyby z Europy kopię Niemiec, w której każdy naród miałby prawo wyrazić swoje zdanie.

W latach 90. XX wieku Jacques Delors zamienił zasadę pomocniczości na zasadę jakobińską – łatwo twierdzić, że państwa są niewystarczające, gdy poziom ich wystarczalności ustalany jest odgórnie i gdy żadne nie jest już autonomiczne. Instytucja europejska stała się scentralizowanym potworem (sam Delors określił ją w 1995 roku jako „łagodny i oświecony despotyzm”), którego standardy ustalają niewybierani urzędnicy przy błogosławieństwie rządów państw pozbywających się w ten sposób niektórych obowiązków. Ponieważ jakobinizm nie marzył nigdy o niczym innym jak o wolności, obecnie wiele zachodnich elit żałuje rozszerzenia UE na kraje tak różne pod każdym względem i wobec których tak trudno stosować jest jedną miarę. Innymi słowy, Europa jest wszystkim prócz federalizmu – który oznacza kaskadę rozmaitych i nakładających się na siebie suwerenności i autonomii. Nie przeszkadza to jednak Francuzom, zupełnie nieświadomym znaczenia tego słowa, przestrzegać przed niebezpieczeństwem „federalizmu”, podstawiając w duchu na to miejsce „centralizm”, czyli jego dokładne przeciwieństwo.

Wraz z wojną w Europie i działaniami wroga, który życzy nam źle, oraz wobec perspektywy amerykańskiego izolacjonizmu bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy wspólnych europejskich działań w obszarze obronności. Ale czy zaakceptujemy fakt, że Europa jako instytucja będzie miała we władaniu walutę, obronność i bezpieczeństwo, skoro nie pozwala nam nawet zarządzać naszymi szczepionkami, energią elektryczną czy rolnictwem? Taka Europa czyniłaby narody bezbronnymi. Byłoby logiczne, właściwe i humanitarne, gdyby Europa zarządzała wojną i walutą, podczas gdy narody dbałyby o swoje rolnictwo i energię elektryczną. Wszystko opiera się na grzechu pierworodnym: uczynieniu z francuskiego jakobinizmu europejskiej reguły. Ryzykujemy przegranymi wojnami, bo nie pozwoliliśmy naszym regionom i narodom żyć tak, jak chcą.

.Bo złość narasta. Ta centralizacja normatywna, którą nasze rządy pochodzące z wyborów powierzyły niewybieralnym biurokratom (Parlament Europejski ma tak mało uprawnień), dotyczy nie tylko tych dziesiątek tysięcy regulacji, nakazów i zakazów robienia czegoś, ale także nakazu i zakazu myślenia. Innymi słowy, piękna Europa narodów, które nie chciały już prowadzić ze sobą wojen, stała się koteryjką paru elit narzucających narodom zarówno sposób postępowania, jak i przekonania moralne.

Jest to być może najciekawsza rzecz w tej ewolucji: centralizm polityczny ustanowiony przez Delorsa przekłada się na centralizm ideologiczny. Mała niewybieralna elita, która rządzi naszymi państwami, twierdzi, że jest czysto techniczna, ale w rzeczywistości jest nosicielką ideologii globalistycznej, liberalno-dogmatycznej i libertariańskiej, postępowej w znaczeniu postmodernistycznym. I biada tym, którzy nie przestrzegają jej dyrektyw, zarówno ideologicznych, jak i politycznych czy ekonomicznych. Każdy przeciwnik, czy to nurt, partia, czy cały kraj, jest traktowany jako wróg (określany nazwami chorób: „trąd populistyczny”). Innymi słowy, każdy, kto się sprzeciwia, nie jest przeciwnikiem, z którym się dyskutuje, ale wrogiem, którego trzeba pokonać. Oznacza to, że w Europie instytucjonalnej atmosfera nie jest demokratyczna – demokracja uznaje istnienie adwersarzy, a nie wrogów.

Obecna Europa staje się zatem – podobnie jak Ameryka Północna – ofiarą skrajnej polaryzacji, która oddziela narody od elit, „somewhere” od „anywhere”, sprawy regionalne od spraw globalnych. Najstraszniejsze w tej sprawie jest to, że to nie tylko spór ideologiczny, ale także wojna społeczna.

.W Europie-instytucji dominuje myśląca i abstrakcyjna elita, przekonana, że Europa nie ma historii, że uwolniona od przeszłości jest jedynie zakotwiczona w przyszłości (!); że w reformach światopoglądowych trzeba pójść tak daleko, jak to możliwe, nie myśląc o żadnych ograniczeniach, i narzucić to wszystkim narodom Europy bez dyskusji; albo że kultury nie mają już znaczenia, liczy się tylko przemieszanie i inkluzywność.

W obliczu tych nierealistycznych głupstw naprawdę chce się stanąć po stronie narodów. Może powinniśmy zacząć od rzucenia petardy na stół, aby sprowadzić elity do elementarnego, zdrowego rozsądku? Otóż globalizacja nie będzie w stanie zastąpić w pełni życia regionów i narodów, ponieważ istnienie ludzi jest przede wszystkim partykularne i to, co uniwersalne, może wyrażać się tylko poprzez ową partykularność; kaskadowość suwerenności ucieleśnia różnorodność kultur i społeczeństw oraz ich pragnienie autonomii, niezbędnej dla wolności, którą tak kochamy; nie da się całkowicie wymazać przeszłości, ponieważ ktoś chce, byśmy żyli tylko przyszłością; nie żyjemy w szczęśliwej wioseczce, gdzie wszyscy się do siebie uśmiechają, ale w świecie, w którym imigracja niekoniecznie jest szansą, bo nierzadko jest przeszkodą; ekstremalne reformy światopoglądowe mogą prowadzić do katastrof i dlatego należy o nich dyskutować bez wyzywania przeciwników od jaskiniowców; wrogowie istnieją niezależnie od naszego pragnienia o „przekształceniu wrogów w sąsiadów” (nasze elity boleśnie sobie to uświadamiają od lutego 2022 r.).

.Europa polityczna wymaga fundamentalnej zmiany. Należy przestać uważać narody za zbieraninę idiotów, wrócić do fundamentu demokratycznego, który chce autonomii partykularności, regionów i narodów. Pogarda i nietolerancja, z którymi mierzą się narody Europy, bardziej przypominają despotyzm niż demokrację.

Chantal Delsol

Tekst ukazał się w nr 66 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]. Miesięcznik dostępny także w ebooku „Wszystko co Najważniejsze” [e-booki Wszystko co Najważniejsze w Legimi.pl LINK >>>].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 24 stycznia 2025