
Czym właściwie jest Zachód? I czym są jego i nasze wartości?
Słyszymy wciąż o wartościach zachodnich, europejskich czy też unijnych. Jakie są te wartości? Mówi się o tolerancji i prawach człowieka – którego człowieka, jakie prawa? Tej propagandy nie da się już słuchać. To ten sam dębowy język co za późnego Breżniewa. Puste formułki, słowa o odwróconych znaczeniach. Na przykładzie Polski widzieliśmy te wartości w akcji: kłamstwo, chciwość, arogancja i obłuda – pisze Jan ŚLIWA
Ruchy tektoniczne
.W roku 2010 Ian Morris wydał książkę Why The West Rules – For Now – „Czemu rządzi Zachód – na razie”. To „na razie” wyglądało raczej jako zabezpieczenie pro forma niż realna opcja. Zachód triumfował na wszystkich polach. Po drugiej stronie był Wschód – rozbity i kształtujący się na nowo Związek Sowiecki i jego kraje satelickie. Do tego Chiny, o rosnącej potędze, ale wciąż tylko nadganiające Zachód. Reszta świata nie odgrywała większej roli.
Dziś widzimy, że ta przewaga Zachodu ulega erozji. Rosja jest osłabiona, ale zwłaszcza militarnie trzyma się mocno – jej produkcja amunicji jest wielokrotnie większa niż na Zachodzie, a ludność jest wytrzymała na niedogodności. Chiny są potęgą gospodarczą, w produkcji dóbr materialnych biją Zachód na głowę. Indie rosną gospodarczo, są też najludniejszym krajem świata, do tego o młodym społeczeństwie.
W świecie unipolarnym, po rozpadzie Związku Sowieckiego, Stany Zjednoczone mogły narzucać wszędzie swoją wolę – oprócz krajów islamskich, gdzie poniosły spektakularną klęskę. Obecnie, gdy chcą nałożyć sankcje na Rosję, Chiny i Iran, to kraje te po prostu handlują między sobą, a mają dość zasobów, energii, żywności i produktów technicznych, by te sankcje nie były zbyt bolesne. Ale nie mamy tu tylko dwóch stron konfliktu, graczy jest znacznie więcej. Podstawowi z nich to USA, Chiny i Rosja, dochodzą do nich Indie. W drugim szeregu – Turcja, Iran, Izrael, pozostałe kraje BRICS. Do tego dochodzi Tajwan, Ukraina i cały kocioł bliskowschodni. No i jeszcze Unia Europejska, złożona z przekwitłych kolonialnych potęg i dawnych kolonii, zbliżająca się do radykalnego przesilenia. Nie zapominajmy też o Polsce, której jedna połowa jest w sojuszu z USA, a druga – z niemiecko-francuskim centrum Unii. Sojusze i konflikty między tymi graczami występują w najróżniejszych konfiguracjach i dotyczą rozmaitych tematów: militarnych, politycznych gospodarczych i kulturowych.
Co to są cywilizacje?
.W czasach oświecenia Zachód, zwłaszcza Francja, był zachwycony triumfem rozumu i odrzuceniem przesądów, czego nośnikiem był on sam. Rozróżniano ludy cywilizowane i prymitywne. Zastanawiano się, czy człowiek jest dobry z natury, a psuje go cywilizacja, czy też na odwrót. Z czasem zaczęto mówić o cywilizacjach w liczbie mnogiej: Egiptu, Mezopotamii, Chin, Indii, Azteków, Inków, Żydów, Arabów czy ludów stepowych, w tym Rosjan. Mówienie o cywilizacjach prowadzi do ich rozróżniania i wartościowania. Niegdyś było to oczywiste, podobnie jak klasyfikacja ras. Wiele było takich syntetycznych opracowań, od Konecznego do Huntingtona. Na ogół wynikało z nich, że szczytem rozwoju jest nasza, zachodnia, cywilizacja białego człowieka. Z czasem jednak duma zmieniła się we wstyd i masochizm. W dalszym kroku wstyd znowu zmienił się w dumę, jako że nikt tak pięknie nie zaprzecza swoim korzeniom. Dziś dla wielu „cywilizacja” z powodu klasyfikacji i hierarchizacji jest pojęciem szkodliwym, jako że historię tworzą nie ludy, lecz ludzie, stanowiący wielobarwną mozaikę, jak łąka pełna różnobarwnych kwiatów. Co oczywiście nie jest prawdą, ponieważ inni jak najbardziej są przekonani o swojej tożsamości i odrębności. O Chinach i Indiach mówi się wręcz, że to nie państwa, lecz cywilizacje.
Problem z cywilizacją Zachodu jest taki, że od czasu odkryć geograficznych, rewolucji przemysłowej i kolonializmu stała się nie jedną z wielu, lecz dominującą, będącą punktem odniesienia dla innych. Od wieku XIX, a zwłaszcza po II wojnie światowej Zachód dominował ekonomicznie, naukowo i militarnie, narzucał również wzorce kulturowe i stylu życia, takie jak Hollywood, dżinsy, Coca-Cola i McDonald. Cywilizacja Zachodu stała się uosobieniem rozwoju, zostawiając za sobą społeczeństwa ciemne i materialnie zacofane. W wielu peryferyjnych krajach społeczeństwo podzieliło się na dwie grupy. Jedną byli entuzjaści cywilizacji Zachodu, z ojkofobicznym przekonaniem, że wszystko, co obce, jest lepsze – zapadnicy w Rosji, afrancesados w Hiszpanii i ich odpowiednicy w Polsce: „co Francuz wymyśli, to Polak polubi”. Przez drugą grupę entuzjaści byli znienawidzeni jako odbierający tożsamość i będący narzędziem dominacji. Ten konflikt trwa. Pięćset lat temu biały człowiek nawracał ludy na chrześcijaństwo, pragnąc zbawić ich dusze, a obecnie nawraca na liberalną demokrację i LGBT. Jak kiedyś budowano kościoły, tak teraz ambasada amerykańska wywiesza tęczowe flagi i przewodzi paradom równości. Koniec historii Fukuyamy zakłada, że „wszyscy będą tacy jak my”, bo my wszystko wiemy najlepiej.
Jednak nie zapowiada się na to, że wszyscy będziemy tacy sami. Chińczycy i Japończycy przejmują zewnętrzne rekwizyty, są wręcz technoentuzjastami, ale głębiej trwa ich dawna mentalność. Dla Żydów asymilacja jest wielkim problemem, jako że wymaga złamania Prawa – pracy w szabat i jedzenia z gojami ich jedzenia. Równie trudno jest współżyć z innymi muzułmanom, traktującym poważnie islam. Również dla wielu Polaków trudno się zachwycić takimi wykwitami cywilizacji Zachodu, jak przedstawienie aborcji jako „prawa kobiet” czy „wspomagane zakończenie życia” w kapsule z azotem.
Co to jest Zachód?
.Gdzie w ogóle leży ten Zachód? Pierwotnie w zachodniej Europie, ale gdzie się ona kończy? Na Łabie, Odrze czy na Bugu? A dokąd sięga Europa – po Ural? Na pewno do Zachodu należy Ameryka Północna, ale czy Południowa? Australia – tak, Japonia i Korea Południowa – w dużej mierze, Chiny i Indie nie. Izrael? Mimo zawirowań raczej tak. Widzimy, że ten Zachód nie jest wcale kierunkiem geograficznym.
Klasyczna narracja przedstawia rozwój Zachodu jako historię opartą na trzech filarach: Atenach, Rzymie i Jerozolimie. Reprezentuje on takie wartości, jak rozum, wolność i sprawiedliwość. Opiera się obcym despotyzmom, opartym na przesądach. Nawet radykalne przemiany Zachodu, podające w wątpliwość dotychczasowy dorobek: klasyczna starożytność / chrześcijaństwo / oświecenie nie zmieniają tego, że ciągle on misjonuje, głosząc swoją wizję światu jako ostateczną i jedynie słuszną.
Egipt i Mezopotamia są akceptowane jako pierwsze cywilizacje, ale prawdziwym początkiem jest „cud grecki” – filozofia, sztuka, literatura. Grecy byli niemiłosiernie idealizowani. Białe marmury, czystość i elegancja. Strofy Homera, rozważania Platona, herosi mityczni i realni. Zwłaszcza w XIX wieku kultura klasyczna była podstawą wykształcenia – łacina, a dla ambitniejszych greka. Opowieści o wojnach grecko-perskich stawiają Europę i Azję jako przeciwieństwa – wolność i despotyzm. Bitwa pod Maratonem stanowi cezurę, która zadecydowała o tym, że Europa nie stała się Azją. Greccy hoplici pokonali tę „ćmę motłochu, którą do boju popędzają biczem, aby nie pierzchła przed wolnych obliczem”. Ten cytat pochodzi z Maratonu Ujejskiego – również dla Polaków Grecja była punktem odniesienia. Stąd Słowackiego Grób Agamemnona i wiersze Norwida. Nawet w litewskim dworku w Panu Tadeuszu znajdzie się Fedon i żywot Katona. Wszyscy szukają greckich korzeni. Naziści twierdzą, że to oni są ich spadkobiercami (może nawet genetycznymi). „Dulce et decorum est pro patria mori” (to akurat łacina) – słodko i zaszczytnie jest umrzeć za ojczyznę, „Przechodniu, powiedz Sparcie, że leżymy tutaj posłuszni jej prawom”. Napełnieni takimi słowami jedni wyruszali na podbój świata, a drudzy bronili swego kraju, który choć „mały, niby szyba tarczy; lecz na grób wrogom przecież go wystarczy!”.
A jak było w rzeczywistości? Marmurowe świątynie i posągi były pstrokate, Ateńczycy oglądali czasem sztuki Sofoklesa, ale pewnie częściej komedie Arystofanesa, hejtujące współczesnych, w tym wielkiego Sokratesa. Także szlachetność przeplatała się z łajdactwem. Sokratesa Ateny nie tyle zrodziły, co otruły. Temistokles, który pod Salaminą rozbił perską flotę, został z Aten wyrzucony sądem skorupkowym. Co szokujące – schronienie znalazł właśnie w tej strasznej Persji, gdzie został zarządcą prowincji.
Faktycznie świat grecko-rzymski od dawna oddziaływał z innymi kulturami. Kontakty były głównie handlowe, ale w handlu biorą udział ludzie i spotykają innych ludzi, rozmawiają z nimi. Weźmy przykład brązu, który był na tyle ważny, że dał nazwę epoce historii. Brąz jest stopem miedzi i cyny, które rzadko występują niedaleko od siebie. Dlatego produkcja brązu wymagała handlu na dalekie odległości. Kontakty w obrębie wschodniego Morza Śródziemnego były intensywne – między Kretą, Cyprem, Libanem (Byblos), Syrią (Ugarit), Egiptem i państwem Hetytów we współczesnej Turcji. Dlatego też uważanie kreteńskiej kultury minojskiej za izolowane źródło czysto europejskiej cywilizacji jest błędem.
Kultura żydowska, oparta na innym piśmie i języku, wydaje się zamknięta w sobie. Nie na darmo spisana jest w innej księdze – Starym Testamencie, który poprzedza Nowy, chrześcijański. Niemniej późne księgi pisane były już równolegle do cywilizacji greckiej i można dostrzec obustronne wpływy i analogiczne motywy, jak grecki mit o Niobe i biblijna historia Hioba.
Pod wodzą Aleksandra Wielkiego Grecy podbili sporą część Bliskiego Wschodu, na kilkaset lat Egipt stał się hellenistyczny. Nawet w Indiach (Gandhara) widać wpływy greckie. Ta wymiana stała się jeszcze bardziej intensywna w Cesarstwie Rzymskim, rozciągającym się od Brytanii po zatokę Perską. Nie tylko mieszkały w nim rozmaite ludy, ale też z oczywistych przyczyn ważne funkcje w nim pełnili mieszkańcy prowincji. Przykładem są wielcy cesarze Trajan i Hadrian, pochodzący z Hiszpanii. Sam Rzym stał się tyglem, gdzie mieszały się różne wpływy, podobnie jak w dzisiejszym Londynie. W administracji i literaturze dominowała kultura rzymska, ale pod tą warstwą toczyło się lokalne życie. Dawna religia rzymska stała się z czasem pustym rytuałem, ważniejsze okazały się egzotyczne kulty bliskowschodnie, silniej odwołujące się do emocji, na czele z chrześcijaństwem, oferującym zbawienie wieczne i głoszącym równość ludzi mimo hierarchii w życiu doczesnym. Po kilkuset latach silniejsze okazały się tendencje odśrodkowe i powstały zaczątki współczesnych państw. Spoiwem ziem byłego cesarstwa okazało się chrześcijaństwo, oparte na korzeniach żydowskich, które się jednak od niego oddaliło i stało religią uniwersalną. Ale podstawą życia intelektualnego pozostała łacina – jakiż to „martwy język”, jeśli nie więdnąc, przetrwał tysiąclecia?
Trochę przyspieszając: potem następują inwazje muzułmańskie na Europę, ich odparcie, wyprawy krzyżowe i rekonkwista Hiszpanii, wojny tureckie. Każdy konflikt to kontakt. Uciekający spod Wiednia Turcy pozostawili worki z kawą; w konsekwencji w 1983 r. świętowano 300-lecie wiedeńskich kawiarni. Polscy szlachcice upodobnili się strojem i fryzurą do Turków.
Odkrycie Ameryki doprowadziło do powstania kultury europejsko-indiańsko-afrykańskiej. Przykładami mogą być Meksyk czy Brazylia, jak również amerykański jazz. Dziś wielu myśli, że w Ameryce Północnej nastąpiła szybka, brutalna eksterminacja, i to wszystko. Tymczasem Anglicy, Francuzi i Indianie żyli długo obok siebie. Liczne plemiona indiańskie prowadziły między sobą często brutalne wojny, wchodząc w sojusze z białymi. Dziś uważa się, że kontakt z Indianami miał istotny wpływ na kształt amerykańskiej demokracji. Podsumowując: cywilizacja Zachodu nie tworzyła się w izolacji, intensywnie oddziaływała z innymi. Przesadą są jednak twierdzenia, że wpływ zewnętrzny był tak wielki, że prawie nic nie było w niej istotnie własnego, bo i takie opinie można usłyszeć.
Kolejny schyłek Zachodu
.Schyłek Zachodu to stały temat przynajmniej od Oswalda Spenglera, czyli już od 100 lat. Jak wygląda jego kolejna faza?
Wybitny historyk Niall Ferguson pyta, czy my (Zachód) nie jesteśmy jak Sowieci w latach 80. Artykuł powstał podczas rywalizacji Trump-Biden, która przypomina gerontokrację w Politbiurze od Breżniewa do Andropowa. Sowieccy mężczyźni niszczyli wtedy zdrowie wódką i papierosami, Amerykanie obecnie robią to fentanylem i podobnymi substancjami. To wynik nędzy i braku wiary w przyszłość i sens czegokolwiek.
Kryzys demograficzny stawia pod znakiem zapytania plany na przyszłość. Jest on wynikiem prawdziwych problemów i katastroficznych przepowiedni. Według Grety Thunberg nasza cywilizacja powinna się już była zapaść. Zgliszcza na płonącej planecie, jeśli nie teraz, to za dwa lata. Do tego dochodzi antynatalistyczna propaganda.
Prawie wszystkie kraje Zachodu są katastrofalnie zadłużone. Wszyscy chyba zakładają, że w całości pieniądze te nie zostaną spłacone nigdy. Można się zastanawiać, czy nie doprowadzi to kiedyś do eksplozji. Z drugiej strony Niemcy, które mają zbilansowany budżet, też są krytykowane, bo w efekcie nie ma pieniędzy na konserwację infrastruktury. Przykładowo pociągi z Niemiec (Berlina, Hamburga, Monachium) mają wciąż w planie cele w Szwajcarii (Berno, Zurych), ale jeżeli któryś wyjedzie z opóźnieniem 10–15 minut, zostaje w Bazylei, a pasażerowie muszą się przesiąść na inny. Z Bazylei do Berna jedzie Intercity nie rzadziej niż co pół godziny, nie można więc czekać na maruderów. Deutsche Bahn to tylko jedna z wizytówek sypiącej się gospodarki niemieckiej.
Mówi się o reindustrializacji, ale samo sypnięcie pieniędzmi to za mało. Potrzebne jest odtworzenie łańcuchów dostaw, tak by materialne produkty miały być z czego wytworzone. No i potrzeba ludzi – robotników i inżynierów. To trwa, choć bogaci mogą ich kupić. Nauczenie maklera teorii sterowania i programowania procesów równoległych nie jest proste.
W sferze materialnej współczesny kapitalizm „nie dowozi”. I to nie tylko dlatego, że nie daje rady, ale klasy dominujące (uważające się za elity) mają prosty lud w głębokiej pogardzie. Póki gospodarczo wszystko się kręciło, ludzie akceptowali miękki autokratyzm, nawet go nie zauważając – oprócz buntów młodzieżowych od czasu do czasu. Oferta systemu odpowiadała ich poglądom. Gdy jednak dobrobyt zaczął się wyczerpywać, zamiary klas panujących rozjechały się z pragnieniami ludu i okazało się, kto tu rządzi.
Nacjonalizm/patriotyzm przedstawiany jest jako zło. Ale naród jest naturalną wspólnotą, w ramach której ludzie są gotowi razem dążyć do celu, wzajemnie sobie pomagając i ponosząc ofiary. Bez wspólnoty ludzie tworzą zbiór niepowiązanych jednostek, łatwych do zdominowania i ogłupienia propagandą. Są tylko producentami i konsumentami, trybikami w maszynie. Bez wspólnoty nie ma obywateli, jest najwyżej sterowane przez miliarderów „społeczeństwo obywatelskie”, podejmujące akcje na gwizdek jak pies Pawłowa. Liberalne, antypopulistyczne rządy postrzegane są przez populus jako ciało obce. Po co przestrzegać prawa, jeżeli wokół szerzy się korupcja, a sądy w ustawianych procesach uniewinniają swoich? System ten to zmurszała struktura, zajmująca się tylko podtrzymaniem władzy. Gardząc populusem, programowo nie rozwiązuje problemów, tworzy za to nowe. Po każdych wyborach próbuje się zaklajstrować jakąś koalicję, bez celu i sensu, byle przetrwać kolejne 4 lata. Ciekawe, że w Europie najstabilniejsze rządy mają niedawne czarne owce – Węgry i Włochy. Rok temu dołączyłbym do tej listy rząd polski. Filary Unii, Niemcy i Włochy są rozchybotane.
Huragan „Trump”
.Dnia 5 listopada 2024 r. w wyborach prezydenckich w USA zwyciężył Donald Trump. Zwycięstwo było wyraźne, ale nie porażające: 312 : 226 w głosach elektorskich, 49,9 proc. : 48,4 proc. w głosowaniu powszechnym. Ponieważ jednak w Ameryce „winner takes all”, efekt wyboru jest radykalnie wzmocniony. Wrażenie robi też fakt, że Kamala Harris w swojej kampanii „przepaliła” trzykrotnie większą sumę, więc wybory nie zostały wygrane pieniędzmi.
Płonne są nadzieje, że Trump przyjedzie na białym koniu i zrobi z wszystkim porządek, czy jak archanioł z ognistym mieczem wypleni całe zło. Przede wszystkim reprezentuje on interesy amerykańskie oraz własne ego. Ameryka działa też egoistycznie i cynicznie, a równocześnie naiwnie, o czym Polacy się przekonali w 1945 r. Teraz cła też nie będą wprowadzane po to, by komuś zrobić przyjemność lub wzmocnić jego gospodarkę. Podobnie jest z aspektem militarnym i przebudową systemu bezpieczeństwa. Niemniej gdy wieje wiatr historii, można próbować złapać go we własne żagle. Wygląda na to, że ideologię woke i ideologiczne podejście do gospodarki (inkluzywność zamiast kompetencji) czekają ciężkie czasy. Niewyobrażalne jest, jak w imię walki z rasizmem i islamofobią tolerowano gangi gwałcicieli, co było zbrodnią na własnym społeczeństwie. Dominacja fundamentalistycznych sekt jest naprawdę uciążliwa, oczyszczenie atmosfery jest konieczne.
Zobaczymy jeszcze, jaka będzie rola Elona Muska, technologicznego guru, który zaczyna prowadzić swoją własną politykę, w tym międzynarodową. W XIX wieku baronowie przemysłu, tacy jak Rockefeller, Vanderbilt, Ford, Morgan i Carnegie, o majątkach wartych setki miliardów dzisiejszych dolarów, de facto decydowali, kto zostanie prezydentem. Potem ich potęga ekonomiczna i polityczna została złamana (lub nadłamana). Kapitał stał się bardziej anonimowy, nie było też tak wybitnych jednostek łączących wizje techniczne i polityczne z olbrzymim kapitałem. Dziś wybija się Elon Musk, ale tylko trochę za nim stoją Bill Gates, Jeff Bezos, Mark Zuckerberg czy niezniszczalny George Soros. Sytuacja przypomina późną republikę rzymską, gdzie stary system nie nadążał za zmianami i pojawiały się takie postacie pragnące władzy, jak Katylina, a potem Cezar, Pompejusz i Krassus (I triumwirat) oraz Oktawian, Marek Antoniusz i Lepidus (II triumwirat). Zachowano instytucje republiki, lecz stały się one jedynie dekoracją. Czy idziemy w tym kierunku?
Tyle o Ameryce i systemie Trumpa. Po przeciwnej stronie mamy liberalną demokrację, przygaszoną w Ameryce, lecz wciąż walczącą w Unii Europejskiej. Ale czy jest ona jeszcze demokracją? Parlamenty narodowe, odpowiadające przed wyborcami, zastępowane są Parlamentem Europejskim, którego związek z obywatelami jest rozwodniony, a prawdziwe decyzje podejmowane są przez centralę. Urodziłem się w komunizmie i nie mogę powstrzymać się od skojarzeń. W Związku Sowieckim parlament był wielki, były w nim prządki, dojarki, byli murarze i kirgiscy pasterze, ale nic z tego nie wynikało. Nie ma w Europie baronów przemysłu, bo przemysł jest w zaniku, jest za to każda liczba biurokratów. Siedzą oni spokojnie w strefie budżetowej, odizolowani od problemów normalnych ludzi, a z powodu politycznej poprawności ruszyć się ich nie da. Podczas gdy obywatele nie wytrzymują masowej imigracji, transformacji energetycznej i zielonego ładu, Komisja Europejska formuje się bez większych zmian i zarządza według zasady: więcej tego samego. Wybronili się. I zachowują się jak francuscy arystokraci po upadku Napoleona i restauracji monarchii, o których mówił Talleyrand: „Niczego się nie nauczyli, niczego nie zapomnieli” („Ils n’ont rien appris, ni rien oublié”). Nawet zaostrzają środki. Akt o usługach cyfrowych ma chronić obywateli przed nieprawomyślnymi treściami. Demokracji przed obcymi wpływami ma chronić Europejska Tarcza Demokracji. Niedawno w Rumunii pod pretekstem wpływu rosyjskich kont na TikToku odwołano pierwszą turę wyborów prezydenckich. Pikanterii dodaje fakt, że była to operacja pod fałszywą flagą, przeprowadzona przez unijny mainstream. Powinien być skandal, ale nic szczególnego się nie zdarzyło. Na dobitkę ostatnio były eurokomisarz Thierry Breton oznajmił otwartym tekstem: „To, co zrobiliśmy w Rumunii, zrobimy w razie potrzeby w Niemczech”. A kto wie, czy też nie w Polsce. Grubo, przechodzą ciarki. Ale Bruksela nawet nie drgnie.
Słyszymy wciąż o wartościach zachodnich, europejskich czy też unijnych. Jakie są te wartości? Mówi się o tolerancji i prawach człowieka – którego człowieka, jakie prawa? Tej propagandy nie da się już słuchać. To ten sam dębowy język co za późnego Breżniewa. Puste formułki, słowa o odwróconych znaczeniach. Na przykładzie Polski widzieliśmy te wartości w akcji. Na podstawie obserwacji wymieniłbym takie, jak: kłamstwo, chciwość, arogancja i obłuda. Polską praworządność oceniała najpierw Věra Jourová, z zarzutami korupcyjnymi w Czechach, z celi do Brukseli. Potem pojawił się Didier Reynders, pracz pieniędzy – o czym wszyscy wiedzieli. Przewodnicząca komisji gubi korespondencję dotyczącą miliardowych interesów z firmą, z którą związany jest jej mąż. I nic, totalny brak refleksji. Ich grupowy portret najlepiej by uchwycił Hieronim Bosch. Towarzystwo to moralnością przypomina Rzym papieża Borgii, ojca dziewięciorga dzieci, w tym Lukrecji, której kilku kochanków uśmiercił jej brat. Cezar. Nic dziwnego, że Marcin Luter nazwał taki Rzym wszetecznicą babilońską.
.Ale idą zmiany. Widać, że kruszy się zapora ogniowa, chroniąca „zdrową tkankę społeczeństwa” przed prawicowymi populistami. Trwałe otoczenie kordonem sanitarnym jednej trzeciej (jak nie więcej) społeczeństwa nie jest możliwe. Zwłaszcza że okrążające je koalicje są programowo bezsensowne i nietrwałe, tak jak ostatnia w Niemczech. Ich jedynym celem jest przetrwanie u władzy kolejne 4 lata. Prowadzi to do politycznej stagnacji. Żadne problemy nie są rozwiązywane, raczej tworzone są nowe. Potrzebne jest przecięcie tego węzła gordyjskiego lub jak mawiał pewien oficer Ludowego Wojska Polskiego – „carskie cięcie”. W tak zatęchłej atmosferze rośnie ochota, by spróbować czegoś nowego. Ale skok w nieznane jest powiązany z ryzykiem. Podobnie było w Niemczech w 1933 r. Ciągłe kryzysy rządowe, uliczne strzelaniny między komunistami a nazistami – to było nie do wytrzymania. Hitler budził nadzieję i strach. Wreszcie powstał rząd z jego udziałem. Ministrów z NSDAP było tylko kilku, ale Hitler wydusił od prezydenta Hindenburga zgodę na to, żeby to on został kanclerzem. NSDAP dostało też MSW, co otworzyło drogę do rozprawy z opozycją. Po dwóch miesiącach pierwsi więźniowie trafili do Dachau.
Ale choć każdy energiczny premier może się stać drugim Hitlerem, to przecież nie musi. Tylko jak to poznać? Nawet Żeromski, który znał komunizm, pytał: „Macież wy odwagę Lenina, żeby wszcząć dzieło nieznane, zburzyć stare i wszcząć nowe?”. No właśnie – dobrze mieć odwagę, ale czy koniecznie odwagę Lenina? Problem jest trudny, a cena pomyłki olbrzymia.
Ciekawe, że prawie w każdym kraju jest partia, z którą „ludzie na poziomie” nie rozmawiają. W Niemczech jest to AfD, Alternatywa dla Niemiec. Według mainstreamu alternatywy dla nich nie ma. 9 stycznia 2025 r. odbyła się rozmowa Elona Muska z Alice Weidel, szefową tej partii. W Niemczech i w reszcie Unii czerwony alarm – zamach na demokrację! Do akcji weszły policje – tajne, widne i dwupłciowe. To, że lud mógłby swobodnie formułować swoje poglądy i dążenia, budzi przerażenie rządzących. Jak powiedział Lech Wałęsa: „Miała być demokracja, a tu każdy wygaduje co chce!”. Przypomniało mi to późną komunę, gdy taki film jak Człowiek z marmuru trzeba było obejrzeć szybko, bo w każdej chwili mogli go zdjąć z ekranu. Tym razem przed rozmową pojawiły się filmiki sympatyków AfD, ostrzegające, że może wyłączą internet, a nawet prąd – pół żartem, pół serio. Rozmowę obserwował zastęp prawników, szukając nieprawomyślnych treści. Sama rozmowa była trochę chaotyczna i nudnawa, ale fascynująca była otaczająca ją paranoja. Alice Weidel, osoba spoza kordonu sanitarnego, z „tamtej strony”, podana jej ręka natychmiast uschnie. A teraz lud zobaczył demona – i prawdopodobnie przeżył. To go może ośmielić. Nawet jeżeli o Alice Weidel mówiono źle, to mówiono wszędzie i dużo. Obrońcy starego systemu chcą wyeliminować platformę X, ale ogólnie nie jest dobrze. Bronią się jeszcze twierdze Grenady, ale w Grenadzie zaraza. Rozkręca się rekonkwista.
W przypadku AfD trzeba pamiętać, że wyraża ona narodowe interesy otwartym tekstem i jest mocno prorosyjska. Niedobrze, ale czy inni się tylko z tym dobrze nie kryją? Jeżeli miliony Niemców werbalnie są pacyfistami, a w szafie trzymają mapę z granicami z 1937 r., to kiedyś trzeba się z tym zmierzyć.
Co dalej?
.Widać, że obecny system się sypie, ale to nie znaczy, że się faktycznie rozsypie. Pamiętam, że w 1968 r. mało kto naprawdę wierzył w to, że komunizm to przyszłość ludzkości, ale czescy śmiałkowie, liczący przynajmniej na zmiany w granicach systemu, zostali rozjechani sowieckimi czołgami. A system trwał jeszcze dwie dekady, pogłębiając zapaść gospodarczą i zatruwając kolejne pokolenie. A my tak sobie wegetowaliśmy, patrząc, jak świat nam odjeżdża. Potem jeszcze była wielka nadzieja Solidarności i kolejna konwulsja zdychającego systemu. Przez te pół wieku system ten tak przeorał społeczeństwo, że do teraz trudno się od niego wyzwolić. Wciąż wychodzą stare demony, a obecnie nawet czują wiatr w żaglach. Widać więc, że to, co powinno z hukiem przepaść, potrafi jeszcze długo dogorywać.
Problemem są ludzkie mózgi i ich zawartość. Media odbiegają swoim profilem od poglądów społeczeństwa, dotyczy to także uniwersytetów. Tak jak w komunie oazą zdrowego rozsądku były politechniki, tak teraz fizyki prawdopodobnie wciąż uczy się tak, aby maszyna się nie rozleciała. Chociaż i tu do końca pewne to nie jest. Zarząd służb pożarniczych w Kalifornii był dumny z inkluzywności kadry, ale podczas ostatnich pożarów okazało się, że w malowanych na tęczowo hydrantach zabrakło wody. Ale i tak o wiele gorzej jest na uczelniach humanistycznych. Wykształcenie jest często zaprzeczeniem mądrości, a absolwent jest wyleczony ze zdrowego rozsądku, za to przekonany o swojej wyższości nad „tłuszczą”.
.Oglądałem ostatnio reportaż o Polsce – na Arte, kanale dla wykształconych. Po roku działania rządu Donalda Tuska autorzy byli pełni entuzjazmu dla „przywracania demokracji i praworządności”. Hamulcem reform (jakich?) są tylko prezydent i zachowani tu i ówdzie pisowcy. Te dogłębna depisizacja przypomina aryzację z zeszłego stulecia. Odblokowanie zamrożonych funduszy, które się Polsce od dawna należały, przedstawione jest jako pańska łaska – grzeczni Polacy, można im sypnąć groszem. O zatrzymaniu inwestycji ani słowa. Przeciwnie – Polska będzie teraz liderem politycznym, wojskowym i ekonomicznym. W efekcie jest tak, że gdy zdarza mi się tu, w Szwajcarii, spotkać kogoś zainteresowanego polityką, to gratuluje mi on, że Polska wreszcie odetchnęła z ulgą. Co mam mu powiedzieć? On nie ma wolnej godziny na mój wykład.
To tylko wyrwany przykład z naszego polskiego podwórka, ale podejrzewam, że wielu innych też się dziwuje, widząc obraz swojego kraju w mediach. Oczywiście oprócz tych, którzy utonęli w tej bańce medialnej, a różnice potrafią sobie wytłumaczyć za pomocą dwójmyślenia. Tyle że powyżej pewnej granicy skrzeczenia rzeczywistości nie da się zagłuszyć. Bertolt Brecht pisał: „Najpierw żarcie, potem moralność”. Analogie do lat trzydziestych ubiegłego wieku nie są przypadkiem, wygląda na to, że historia zatoczyła koło.
Widzimy zbliżającą się konfrontację między światowymi płytami tektonicznymi: Zachodem, Wschodem i Południem. Ale to już temat na ciąg dalszy. Tu chciałem się przyjrzeć „naszej stronie” i zastanowić się, czy wygląda solidnie, wjeżdżając na wertepy historii.
Josephine Quinn „How The World Made the West”, 2024
Naoíse Mac Sweeney „The West: A New History of an Old Idea”, 2023
Samir Puri „Westlessness: The Great Global Rebalancing”, 2024
Douglas Murray „The War on the West: How to Prevail in the Age of Unreason”, 2022
Howard W. French „Born in Blackness: Africa, Africans, and the Making of the Modern World”, 2021
Ian Morris „Why the West Rules (for now)”, 2010
Niall Ferguson „Civilization: The West and the Rest”, 2011
Maciej Junkiert „Nowi Grecy. Historyzm polskich romantyków wobec narodzin Altertumswissenschaft”, 2017
Martin Bernal „Black Athena: The Afroasiatic Roots of Classical Civilization”, 1987