Jan ŚLIWA: Kolejny zmierzch Zachodu

Kolejny zmierzch Zachodu

Photo of Jan ŚLIWA

Jan ŚLIWA

Pasjonat języków i kultury. Informatyk. Publikuje na tematy związane z ochroną danych, badaniami medycznymi, etyką i społecznymi aspektami technologii. Mieszka i pracuje w Szwajcarii.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Przynajmniej od roku 1918, gdy Oswald Spengler wydał Zmierzch Zachodu, czekamy, czy zapowiedź ta tym razem się spełni. Zachód jakoś trwa, ale dzieje się z nim coś naprawdę niedobrego – pisze Jan ŚLIWA

W kakofonii sygnałów trudno jest dociec prawdy, trudno wydobyć istotę. Iskrą była śmierć aresztowanego, ale przecież zamach w Sarajewie nie tłumaczy czteroletniej wojny. Musiało być gotowe łatwopalne podłoże: ekonomiczne, emocjonalne, kulturalne. Nagromadzone problemy i niechęci eksplodowały.

Które wiadomości są prawdziwe, które podkręcane, które rzetelne, które tendencyjne? Są zamieszki, jest rabowanie sklepów, ale jest też chęć autentycznego rozliczenia się z niechlubną, lecz przylukrowaną przeszłością. Bo kolonializm przecież był, to samo z niewolnictwem. Gdy spotykam się z zachodnim przekonaniem o wyższości moralnej, przypomina mi się amerykański brutalnie zdobyty Lebensraum im Westen, być może inspiracja dla tego na Wschodzie. Podobnie Belgia: przytulny kraj – Brel, komiksy i czekoladki, ale źródłem zamożności są krwawe diamenty z Katangi. I co z tym zrobić? Czy neguje to 2000 lat europejskiej historii i kultury?

Gdy spojrzeć dokładniej, widzimy, że niewolnictwo było wszędzie, handlowano również Słowianami, a handlowali Arabowie i czarni Afrykańczycy, którzy sprzedawali białym swoich sąsiadów. Owszem, biali korzystali z tej oferty na olbrzymią skalę, ale to właśnie kultura biała, euroamerykańska, pierwsza i jedyna zlikwidowała niewolnictwo, w dużej mierze z inspiracji religijnych (wszyscy mamy duszę). Tyle że do pogłębionej analizy trzeba więcej wiedzieć, patrzeć spokojnie. Przy rozhuśtanych nastrojach jest to niemożliwe. Zwrot „spójrzmy na to z wszystkich stron” jest podejrzany. Dominuje trywialny, orwellowski obraz „czarny człowiek dobry, biały człowiek zły”. Media dla oglądalności starają się podkręcić atmosferę, jak również ukierunkować sympatie. Widać też ich przemożną rolę w kreowaniu tematów.

Wszyscy zapomnieli już o Grecie Thunberg, prorokini walki o klimat. Pandemia – jaka pandemia? Może wrócić, ale w tej chwili dominują inne tematy. Teraz jest to walka z rasizmem, w amerykańskiej policji, ale i na całym świecie.

Ofiary zamieszek już nie mają nazwisk, tak jak George Floyd. Temat stał się wiralny, rozszedł się po całym świecie, bez znaczenia, czy jest ważny lokalnie. I tak młodzi Polacy, obywatele kraju, który kolonią był dłużej od większości Afryki, do tego do niedawna, czują się odpowiedzialni za plantacje bawełny w Alabamie.

Zachód się wstydzi. Wszystkiego. Wstydzi się również swoich osiągnięć. Ale jakie to osiągnięcia, jeżeli George Washington miał niewolników, a Szekspir, mizogin i rasista, kazał Maurowi z Wenecji być dusicielem? Może cenna jest logika? Gdzież tam – typowa nauka Zmarłych Białych Samców, gdzie z A wynika B i nie ma możliwości interpretacji. Taka mentalność to ojkofobia, odraza do własnej kultury, jak nazwał ją Roger Scruton.

Odrzucenie tradycji kulturalnej i religii pozostawia pustkę. Można ją wypełnić czymkolwiek. Ludzie potrzebują celu, misji. Ciekawe jest, jak w nowych postaciach pojawiają się zachowania dawne, często średniowieczne. Około roku 1000 spodziewano się końca świata, millenaryści wypatrywali jego znaków, opisanych w Apokalipsie. Podobnie wyznawcy Grety Thunberg spodziewali się końca za niewiele lat, wśród dzieci dochodziło do samobójstw. Lecz przed końcem może nas zbawić nawrócenie i krucjata, powszechne modły co piątek.

Obecna Wielka Pokuta Białego Człowieka również przypomina zachowania po Czarnej Śmierci, gdy po Europie wędrowały zastępy biczowników. Białe kobiety całują teraz buty nowych dominatorów. Padają pomniki, ostatnio padł Cervantes, sam będący pięć lat arabskim niewolnikiem. Zjawiska te wykraczają poza racjonalne rozumowanie, na wszystko nakłada się psychologia tłumu, a z tłumem się nie dyskutuje.

Dla Kanady problemem wagi państwowej była wymalowana na czarno twarz premiera na studenckim balu maskowym, przed laty, ekspiacją – łzy szefa rządu. Problemem (niektórych) ludzi Zachodu są neutralne płciowo zaimki. Ich tabela jest bardziej złożona niż formy coniunctivus plusquamperfecti passivi. Służą one pielęgnacji tożsamości płciowej, użycie niewłaściwego to akt agresji. Gdy kiedyś celem była jedność w różnorodności, dziś dominuje tożsamość grupowa, identity politics. Nie: „ja, John Smith, Amerykanin”, lecz: „ja jako gej”, „ja jako czarny”. Czarny, black, bo hasłem jest „Black Lives Matter”. I jako czarny żądam segregowanych rasowo akademików. Gdzie podziało się marzenie Martina Luthera Kinga?

Na studia młody Amerykanin się wybiera, by NIE usłyszeć niczego, co by zakłóciło spokój jego umysłu. Gdy w wykładzie pojawia się coś nieprzyjemnego, chce zostać wpierw ostrzeżony. Najlepiej jednak, by taki materiał został usunięty z kursu, ewentualnie razem z profesorem. Gdy dotknie go stres, chce znaleźć strefę bezpieczeństwa, gdzie czekają na niego ciasteczka, książki do kolorowania i terapeuci.

Jasne jest, że takie „studia” oduczają życia w realnym świecie. Jeżeli są to black studies, gender studies czy inne xxx studies, to duża jest szansa, że nikt za takie umiejętności nie zechce płacić. Chyba że uniwersytet, ale tylko w przypadku nielicznych.

Takie otoczenie wychowuje snowflakes, płatki śniegu, chcące żyć w kokonie, widzące zewsząd zagrożenia. Tracą one jednak delikatność, gdy chodzi o ochronę tego kokonu przed prawicowcami, rasistami i faszystami. Jedno błędne słowo, donos studentów do rektoratu – mogą złamać karierę. Jak trzeba, są jeszcze pikiety, wrzaski i rękoczyny. Ta cancel culture, kultura wykluczania, powoduje zubożenie życia intelektualnego. Odczuł to Roger Scruton, może najwybitniejszy filozof tych lat, oskarżony o rasizm i homofobię przez dziennikarskiego żółtodzioba. Podobnie jest traktowany Jordan Peterson, kanadyjski psycholog. Słuchają go głównie młodzi mężczyźni, bo jako jedyny mówi im: „Twoje życie jest marne, ale możesz coś z tym zrobić, weź się za siebie, bądź za coś odpowiedzialny, załóż rodzinę”. Wielu młodym ludziom ustawiło to życie, ale są to herezje, propaganda toksycznej męskości.

Tak wychowane społeczeństwo jest słabe, rozsadzane konfliktami. Na przeciwnym biegunie jest Japonia: jednorodne etnicznie i kulturowo społeczeństwo, oparte na wzajemnym zaufaniu. Zaczyna się od małego, od drobnych spraw. Uczniowie w stołówce i klasie sami po sobie sprzątają. Gdy każdy zrobi swoje, wszystkim będzie lepiej. A potem, gdy przychodzi tsunami, sąsiadów się wspomaga, nie rabuje.

W szczytowym okresie było gorąco. W Stanach uzbrojeni bojownicy Antify tworzyli strefy autonomiczne, jak niegdyś komuna anabaptystów w Münster, gdzie krok tylko dzieli anarchię od dyktatury. Tam, gdzie policja jest najbardziej potrzebna, redukowano ją i uzupełniano milicjami aktywistów (bojówkami). We Francji Czeczeni strzelali do Arabów z kałasznikowów. I tu szok: Rada Praw Człowieka ONZ uznała zakaz Antify wydany przez prezydenta Trumpa za ograniczenie swobody wypowiedzi i pokojowych zgromadzeń. Najwyraźniej w wieży z kości słoniowej panują dawne teorie. Niszczy to zaufanie do organizacji międzynarodowych, jak również sterroryzowanych władz lokalnych i policji. Widocznie każdy musi wziąć sprawy we własne ręce. A to pogłębia tylko anarchię.

Głębokich źródeł obecnych nastrojów można szukać w Szkole Frankfurckiej i postmodernizmie, jednak w drodze poprzez uniwersytet aż na ulicę idee te są trywializowane do poziomu Czerwonej książeczki Mao. Należy być woke, przebudzonym – wyczulonym na różne formy dominacji.

Prześladowanych jest wiele grup – czarni, kobiety, LGBT – i rywalizują one w tej specyficznej olimpiadzie. Prowadzi biała supremacja i systemiczny rasizm – białych, a obecnie i brązowych wobec czarnych. Nikt nie pyta, jak ich precyzyjnie usystematyzować. Z przebudzonych najaktywniejsi są SJW (Social Justice Warriors), skorzy również do rękoczynów. Kto ma wątpliwości, jest rasistą, a z rasistami się nie dyskutuje. Woke to (kolejna) nowa religia, z kapłanami, dogmatami i inkwizycją.

Czy jest możliwe odrodzenie intelektualne? Zachodnia opinia publiczna ma wdrukowaną listę negatywnych pojęć: nacjonalizm, religia, tradycyjna rodzina. Niestety, bez oparcia się na przynajmniej części tych pojęć możliwa jest tylko autodestrukcja. Również silny przywódca kojarzy się z Hitlerem, wobec czego dominują bezbarwne pacynki. Uniwersytety przestają być miejscem debaty. Raz zawłaszczone przez lewicę stają się ośrodkiem doktrynerstwa, gdzie publikuje się prace o feministycznej glacjologii. Być może niedługo w Ameryce na uczelniach humanistycznych izolowane grupki będą pielęgnować swoją tożsamość i walczyć z domniemaną agresją, a na technicznych – Chińczycy, Koreańczycy i Hindusi będą tworzyć sztuczną inteligencję.

Można mieć nadzieję, że ocaleje strefa zdrowego rozsądku – konkretnie myślę o Europie Środkowej i Polsce, lecz brakuje tam uczelni w pierwszych setkach klasyfikacji. Wobec tego konieczne są skrzyknięcie się ludzi podobnie myślących i dyskusja na dostępnych platformach, takich jak ta.

Bazą musi być nieprzeorane mentalnie społeczeństwo. Orwell pisał: „Jeśli istnieje jakaś nadzieja, jest ona w prolach”. Wciąż jeszcze modne nowinki docierają do niewielu, choć zawsze tacy byli: „Co Francuz wymyśli, to Polak polubi”. Lecz dla wielu twierdzą jest każdy próg, a dobro dzieci nie podlega dyskusji. W obecnej sytuacji narzuca się pytanie, czy narastająca fala szaleństwa zatrzyma się gdziekolwiek.

Warto zapytać, czy wszystko, co widzimy, jest spontaniczne, czy nie ma tu zewnętrznej inspiracji. Oczywiście nikt nie steruje indywidualnymi czynami, ale można zatruwać umysły i podgrzewać atmosferę. Jak mówią w służbach – szkoda stracić taki piękny kryzys. Aktorów może być wielu, wielu by chętnie zobaczyło Zachód na łopatkach. Również wewnątrz niektórzy nienawidzą kultury i tradycji europejskiej, choć część by z niej zachowali – wypasione smartfony i tenisówki. Trudno powiedzieć, jak się to skończy. Czy to powtórka z 1905, 1968, czy jednak z 1917 lub 1933?

.Spójrzmy na teorię sterowania: układ poddany zakłóceniu może oscylować, lecz zakłócenie z czasem wygaszać, aż do osiągnięcia (nowej) stabilności. Może jednak każdy sygnał wzmacniać, potem odpowiedź na niego, potem odpowiedź na odpowiedź, aż system się rozpadnie. Są sytuacje, w których antagonizmy tak narosną, centrum zostanie wycięte, że żadne porozumienie nie będzie możliwe.

A na koniec – bądźmy dobrej myśli, że tym razem się znowu uda.

Jan Śliwa
Tekst ukazał się w nr 22 miesięcznika opinii „Wszystko Co Najważniejsze” [LINK].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 28 listopada 2020
Fot. Adrees LATIF / Reuters / Forum