
Amerykańskie krucjaty. Zwrot uznano za niegodny dopiero po 11 września
Amerykańska krucjata to zawłaszczenie średniowiecznego europejskiego motywu, choć w dalece nieścisłej, sztucznej i absurdalnej formie – pisze prof. Michael KIMMAGE
Amerykanie rozsmakowali się w krucjatach, wcześniej specyficznych dla polityki europejskiej. Choć angielscy purytanie nie byli w stanie odzyskać Jerozolimy w sensie dosłownym, to na wybrzeżu atlantyckim mogli przynajmniej wznieść nową Jerozolimę.
Purytański eksperyment w Nowej Anglii nie był w żadnym razie pacyfistycznym odstępstwem od krwawego charakteru krucjat i nie sprowadzał się wyłącznie do niesienia krzyża przy jednoczesnym odrzuceniu miecza. Purytanie nie mieli do czynienia z muzułmanami konkurującymi o święte ziemie Izraela, ale musieli stawiać czoła rdzennym Amerykanom, kwakrom, katolikom i innym apostatom. Kogo nie mogli nawrócić, tego gotowi byli wygnać lub w imię prawdziwej wiary zabić.
Republika amerykańska w XVIII wieku pozbyła się wielu z dawnych katolickich i protestanckich szaleństw, nie porzuciła jednak krucjat.
Według jednego z architektów Waszyngtonu, plan miasta według założeń miał przedstawiać „tarczę krzyżowca przyozdobioną krzyżem”. Ekspansja na zachód zawarta w idei Manifest Destiny (Objawione Przeznaczenie) nie była w ścisłym tego słowa znaczeniu krucjatą, chociaż echo krucjat pobrzmiewało w odwoływaniu się do Opatrzności i przejmowaniu na własność terytoriów należących do innych. Idea Manifest Destiny była tym dla wczesnej republiki, czym krucjaty dla prawdziwych krzyżowców – terytorialną ekspansją, którą popierał, sankcjonował i do której nawoływał Bóg.
Wiek XX w sposób najbardziej bezpośredni ożywiał w Amerykanach instynkt krzyżowców. Wrogów była cała rzesza, a Stany Zjednoczone u progu wieku dysponowały światowej klasy gospodarką, światowej klasy marynarką wojenną i miały niemałe zasoby niewykorzystanego potencjału na takimż światowym poziomie.
Używając typowej wówczas przenośni, historyk Anthony Hopkins wskazuje na „politykę zagraniczną o cechach krucjaty”, jaką uprawiali Theodore Roosevelt i Woodrow Wilson. Wspominając wydarzenie, które wyniosło go z mroków anonimowości na Środkowym Zachodzie na pierwszą linię polityki międzynarodowej, Harry Truman używa w odniesieniu do pierwszej wojny światowej określenia „pierwsza krucjata”. Woodrow Wilson, prezydent, który Trumana posłał na wojnę, z całą pewnością by się z tym zgodził. Za decyzję Wilsona o przystąpieniu do wojny stała w równej mierze chęć zakończenia działań wojennych oraz ochrona amerykańskich interesów handlowych jak i jego wrodzona prawość charakteru. Paryż, jaki Wilson odwiedził w 1919 roku, miał szansę stać się nową Jerozolimą, gdyby z takim uporem nie obstawał przy pozostawaniu Paryżem. Z podobnym uporem Londyn wolał nadal pozostać Londynem. Żadna z obu imperialnych stolic nie kwapiła się, by podjąć próbę uczynienia świata bezpiecznym podłożem dla demokracji – nie taką formę krucjaty tam preferowano. Za to po drugiej stronie Atlantyku Amerykanie do tego stopnia upodobali sobie krucjaty, że gotowi byli urządzać je nawet w imię pokoju. Mając wciąż w pamięci okropności pierwszej wojny, w 1937 roku pacyfiści podjęli krucjatę pod jakże uroczą nazwą Krucjata przeciwko wojnom za granicą.
Druga wojna światowa była dla Trumana i jego pokolenia kolejną krucjatą. Wojnę podobnie brutalną należało prowadzić z żarliwością krzyżowca.
Za sprawą Hitlera na wyspach brytyjskich zebrały się miliony XX-wiecznych krzyżowców; rozpoczynając operację D-Day, przypuścili szturm na francuską cytadelę Hitlera. Generał Dwight Eisenhower, który podjął niełatwą decyzję o dacie rozpoczęcia inwazji, unikał górnolotności, a jednak wydane w 1948 roku wspomnienia z wojny zatytułował Krucjata w Europie; taki sam tytuł nosiła, składająca się z 23 części, telewizyjna adaptacja książki.
W 1948 roku rozpoczęła się kolejna, trzecia krucjata – zimna wojna, w której Truman wystąpił jako nieprzejednany krzyżowiec zwalczający radziecki i chiński komunizm. Tylko dzięki jasnemu zdefiniowaniu konfliktu jako wojny dobra ze złem, starcia bogobojnego tytana z jego bezbożnym odpowiednikiem, mógł Truman przekonać skąpego amerykańskiego podatnika do finansowania walki z komunizmem.
Między rokiem 1947 a 2005 przyjaciel Eisenhowera wielebny Billy Graham, któremu George W. Bush zawdzięcza duchowe odrodzenie, przeprowadził 417 komplementarnych religijnych krucjat w 185 krajach.
W 2001 roku Billy Graham był zmuszony do zmiany używanego języka. Jak wyjaśniła jego rzeczniczka Melany Ethridge, po zamachach z 11 września „wzrosła świadomość, że inne religie w USA mogą odbierać hasło «krucjata» jako obraźliwe”. Billy Graham przemianował zatem swoje krucjaty na misje.
Amerykańska krucjata to zawłaszczenie średniowiecznego europejskiego motywu, choć w dalece nieścisłej, sztucznej i absurdalnej formie. Dla amerykańskiej krucjaty Europa Zachodnia stanowi punkt odniesienia do historii i amerykańskiej polityki zagranicznej. Przed utworzeniem republiki wykształceni Amerykanie – czyli wykształceni brytyjscy poddani zamieszkujący kolonie – poznawali przeszłość Europy jako historię w prawdziwym tego słowa znaczeniu. W czasach gdy Amerykanie zyskiwali własne państwo, pod pojęciem historii rozumiano klasyczny antyk, początki Europy. Dopiero potem przyszła kolej na średniowiecze, renesans, reformację i Europę doby oświecenia.
Dla Ojców Założycieli Stany Zjednoczone były znacznie bardziej europejskie; dopiero z biegiem lat zaczął się wybijać pierwiastek amerykański.
Nawet najbardziej jaskrawo amerykański gest oddzielenia się od Europy był aktem na wskroś europejskim. Do wybuchu rewolucji i utworzenia republiki doszło w wyniku neoklasycystycznego zrywu, który wyposażył pokolenie założycieli w odziedziczoną kulturę polityczną – ani wyłącznie brytyjską, ani wyłącznie protestancką. Wolność Aten Peryklesa połączona z cnotami Cycerona i temperowana wstrzemięźliwością Cyncynata, Rzymianina rezygnującego z władzy, by z dostojeństwem powrócić do wiejskiej posiadłości. Klasyczna edukacja pomagała rozpoznawać siły, które zdeprawowały Republikę Rzymską, i obnażyć dekadencję, która osłabiła Cesarstwo Rzymskie.
Thomas Jefferson, James Madison i John Adams mogliby uchodzić za rzymskich mężów stanu.
Publius, łacińskie słowo oznaczające „ludowy” „publiczny”, to zbiorowy pseudonim autorów Federalist Papers, sam zaś George Washington ucieleśniał najlepsze cechy epoki klasycznej jako wzór cnót obywatelskich, żołnierz swoich czasów i mąż stanu obdarzony cechującą starożytnego Rzymianina chęcią narzucania sobie ograniczeń.
George Washington na politycznej emeryturze w Mount Vernon, a następnie Eisenhower wycofujący się z czynnego życia na farmę pod Gettysburgiem, to amerykańskie przykłady Cyncynata w najlepszym wydaniu. Awatar starożytnej filozofii zrodzony w wyobraźni rewolucjonisty.
Washington, który sam się kontrolował, by umożliwić współobywatelom udział w niełatwym dziele rządzenia – oto jeden z najgłębiej utrwalonych mitów opisujących początki amerykańskiej republiki. Wybrany do tego zadania przez Thomasa Jeffersona, włoski rzeźbiarz Antonio Canova stworzył posąg przestawiający George’a Washingtona w stroju Rzymianina, w trakcie przygotowywania pożegnalnej mowy. Odsłonięta w 1821 roku, rzeźba dziesięć lat później padła ofiarą pożaru, ale podobizna Washingtona upozowanego na szlachetnego Rzymianina utrwaliła się w pamięci pokoleń.
Wyimaginowana klasyczna przeszłość kształtowała spojrzenie Amerykanów na sprawy międzynarodowe od zarania dziejów Ameryki.
Dla autorów Federalist Papers XVIII-wieczna Unia Polsko-Litewska stanowiła przykład ostrzegawczy. Nie tak miała wyglądać republika – wyposażona w słabą władzę wykonawczą i do tego zapewne nie dość starożytna. Dużo bardziej porywająca była Rewolucja Francuska, zdolna wyzwolić republikańskie wartości w monarchicznej, zepsutej Europie.
Francusko-amerykańskim pośrednikiem był markiz de Lafayette, bohater Amerykańskiej Rewolucji, późniejszy uczestnik Rewolucji Francuskiej. Kiedy w lipcu 1789 roku zdobyto Bastylię, klucz do więzienia, najpotężniejszy bodaj symbol wolności w historii współczesnej, trafił do rąk Lafayette’a. Ten powierzył klucz Thomasowi Paine’owi, innemu herosowi Amerykańskiej Rewolucji, który z kolei miał go dostarczyć George’owi Washingtonowi, pierwszemu prezydentowi siostrzanej republiki Francji. Washington otrzymał klucz latem 1790, a eksponat ten można nadal oglądać na pierwszym piętrze jego domu w Mount Vernon.
Czas przekazania daru Lafayette’a nie jest bez znaczenia: Terror, jaki się rozszalał po roku 1790 oraz nadejście cesarza Napoleona splamiło w oczach wielu Amerykanów republikańskie wartości Rewolucji Francuskiej. Więzienie polityki europejskiej zostało otwarte.
.Co z tego, że odwołano się do klasycznych wartości i proklamowano republikę francuską, skoro w Europie budowa gmachu wolności miała potrwać jeszcze długie lata.

Michael Kimmage
Fragment książki „The Abandonment of the West: The History of an Idea in American Foreign Policy”, wyd. Basic Books, kwiecień 2020. Tłumaczenie dla „Wszystko Co Najważniejsze”: Grzegorz Gortat.