Michał KŁOSOWSKI: Nadpisywanie historii

Nadpisywanie historii

Photo of Michał KŁOSOWSKI

Michał KŁOSOWSKI

Zastępca Redaktora Naczelnego „Wszystko co Najważniejsze”, szef działu projektów międzynarodowych Instytutu Nowych Mediów, publikuje w prasie polskiej i zagranicznej. Autor programów radiowych i telewizyjnych. Stypendysta Departamentu Stanu USA oraz rzymskiego Angelicum. Ukończył studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie i London University of Arts.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Wydarzenia ostatnich miesięcy pokazują, że Fukuyama miał rację: historia się skończyła. A przynajmniej historia, jaką znamy – pisze Michał KŁOSOWSKI

W Dziejach Herodot pisał, że powtarza powtórzone – dał tym samym najkrótszą definicję historii: ciągu wydarzeń, które powtarzane tworzą opowieść zakorzeniającą osobę w przeszłości. W tym tekście historię rozumiem jednak inaczej, nie tylko jako ciąg zdarzeń, dynamikę czasu, ale konsekwencje tychże: zamknięty zbiór wydarzeń, który jest w miarę jasny i przejrzysty dla wszystkich.

Nadpisywanie historii, relatywizacja wydarzeń i ich kontekstualizacja stały się faktem dokonanym w sposób, który wcześniej byłby niemożliwy. Dziś bowiem to nie historię i jej wydarzenia przykładamy do rzeczywistości za oknem, szukając inspiracji i rozwiązań współczesnych problemów, ale współczesne prądy myślowe i idee odnosimy do historii i w ich świetle oceniamy wydarzenia przeszłe. To sprzeczne z logiką, bo nawet wierząc w to, że świat rozwija się linearnie i stale, jasne jest, że nasze „dzisiaj” nie istniało „wczoraj”. Czytamy książkę od końca.

Spalić więc możemy wszystkie podręczniki historii, każdą napisaną biografię. Nadpisywanie historii nie jest zjawiskiem nowym – ba, był to postulat ruchów rewolucyjnych od dawien dawna, do czego przyczyniło się zwłaszcza Oświecenie – jednak ważna jest tu skala. Media społecznościowe i podważenie roli mediów tradycyjnych – szczególnie pracy dziennikarzy gatekeeperów – w świecie zachodnim przyczyniło się znacznie do tego, że zaniknął obiektywizm. Obiektywizm, który był podstawą czytania przeszłości, próbą patrzenia na nią w kontekście źródeł i epok.

Zanik obiektywizmu, zanik bezstronności poszedł dalej – znalazł swoje miejsce na katedrach uniwersytetów i w salach wykładowych, nie tylko w studiach telewizyjnych. Choć w kontekście mediów to sami dziennikarze i system monetyzacji zysków przyczyniły się do tego, że każde słowo i zdanie można podać w wątpliwość. To zapoczątkowało efekt domina. Od dobrych kilkunastu lat obserwujemy, że historia stała się polem bitwy.

Kampanie narracyjne, walka o prawdę historyczną i kreatywne stosowanie polityki historycznej w mediach społecznościowych sprawiły, że stanęliśmy wobec ordynarnych w swoim wydźwięku działań. Kłamstwo staje się prawdą, a prawdę opowiada się jako kłamstwo, czego przykładem są chociażby ostatnie działania Kremla.

Zatarły się granice i zaokrągliły krawędzie. I nie jest to tylko kwestia fake newsów – to kwestia emocji, które niesie sieć i które przeniesione na ulice naszych miast i na uniwersytety obserwujemy na ekranie telewizora.

W internecie bowiem nie ma prawdy – są emocje, opinie i narracje. Z internetu przechodzi to do mediów tradycyjnych. Liczą się kliknięcia i wyświetlenia, dzięki którym możliwa jest monetyzacja zysków. Liczy się opowieść, bo dobrze napisane historie sprzedają się najlepiej. Najgłupsza opinia, najdurniejsze wideo będą wielokrotnie popularniejsze niż wystąpienie najmądrzejszego nawet profesora. I właśnie w ten sposób historia jest nadpisywana – zakrzykiwana przez tłumy podążające za emocjami, które rozpala się za pomocą sieci. Nadawane są nowe konteksty wydarzeniom historycznym, których siła opowieści minęła, nakładane są nowe maski postaciom, których pomniki, jak się zdaje, dawno już zbladły i nie mają znaczenia, odbiera się autorytet postaciom, które służyły dotychczas za drogowskazy.

Trochę jak w przypadku palimpsestu, mamy tu do czynienia z nadpisywaniem na wytartych stronach nowych opowieści – piękniejszych, barwniejszych, bo nowszych, dzięki temu że bliższe są w czasie ich odbiorcom. Gandhi nie miał przecież iPhone’a. Tusz jest tym mocniejszy, im mocniejsze są emocje kontekstów, które przykładane były do tamtych historii. Różnica w tym, że nadpisywane są historie w naszych własnych głowach. I nie mamy w zasadzie jak się przed tym bronić – radykalnym rozwiązaniem byłoby wylogowanie się z internetu na zawsze, ale nie jest to już możliwe.

Na swoje usprawiedliwienie napiszę jedynie, że daleki jestem od tego, by potępiać sieć w całości – internet zawsze będzie taki jak ludzie, a zwłaszcza korporacje, które go tworzą. Prawdą jest jednak, że brakuje edukacji i wykształcenia, by korzystać z tych zasobów w pełni. A w końcu sieć stała się współdzieloną jaźnią społeczeństwa XXI wieku. Wobec ogromu danych, które na wyciągnięcie ręki daje internet, stajemy jednak bezradni, musząc walczyć o przetrwanie. Jak bohaterowie W pustyni i w puszczy wobec dzikości afrykańskiej natury. I znów muszę przywołać Herodota, który w Dziejach pisał: „Nikt przecie nie jest tak nierozumny, żeby wybierał wojnę zamiast pokoju”…

.Jakie byłoby więc tutaj rozwiązanie? Nie wiem – i zdaje się, nie wie nikt. W tym leży problem. W świecie opartym na wiedzy stajemy się coraz głupsi.

Michał Kłosowski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 19 czerwca 2020