Prof. Michał KLEIBER: Demokracja zamieniona w wojnę

Demokracja zamieniona w wojnę

Photo of Prof. Michał KLEIBER

Prof. Michał KLEIBER

Redaktor naczelny "Wszystko Co Najważniejsze". Profesor zwyczajny w Polskiej Akademii Nauk. Prezes PAN 2007-2015, minister nauki i informatyzacji 2001-2005, w latach 2006–2010 doradca społeczny prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Przewodniczący Polskiego Komitetu ds. UNESCO. Kawaler Orderu Orła Białego.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Stoimy przed ważną decyzją – albo nieustająca kłótnia w parlamencie, mediach i na ulicach, skutkująca sukcesywnym osłabianiem państwa i jego powszechnego wizerunku, albo szacunek dla elementarnej kultury dialogu i dochodzenia do racjonalnych decyzji na rzecz jego wzmacniania – pisze prof. Michał KLEIBER

Gdy demokracja, tak jak dzisiaj u nas, zamienia się w wojnę, agresywna narracja wyklucza konsensus na rzecz dobra wspólnego, powodując olbrzymie straty społeczne i gospodarcze.

Normalnością w naszym codziennym języku stały się metafory typu „w Polsce potrzebny jest wariant rumuński” (przypomnijmy – w jego wyniku zginęło ponad 1100 osób), „nie róbmy polityki, budujmy szubienice”, „należy wpędzić wszystkie te szumowiny do jednej sali i wpuścić gaz”, „trzeba tę zarazę unicestwić fizycznie”, „jesteście gorsi od nazistów”, „niebawem wywloką was z gabinetów, siedzib oraz mieszkań i będziecie mieli szczęście, jeśli was nie powieszą”, „tego polityka należy po prostu wypatroszyć”, „temu radzę, żeby się w ciemnych zaułkach zawsze za siebie oglądał” czy trochę łagodniejsze, ale także wzbudzające silne emocje, typu „mój śmiertelny wróg”, „brutalny gwałt na demokracji” czy „naprawdę czas już wyjść na ulicę i ostatecznie rozwiązać tę kwestię”. Dochodzą do tego demonstrowana i nie tylko słowna agresja oraz ewidentne wulgaryzmy, wypowiadane nawet przez osoby sprawujące odpowiedzialne funkcje w państwie.

Nie trzeba w tej sytuacji być przesadnie uważnym obserwatorem życia publicznego, aby dostrzec, że demokracja, czyli w pełni akceptowany przez wszystkich system organizacji życia społecznego, zamienia się stopniowo w agresywną kłótnię, do której większość z nas ma zdecydowanie krytyczny stosunek.

Kłótnię, w której zwalczające się strony chętnie sięgają po broń w postaci emocjonalnie nagłaśnianych zdarzeń – czasami prawdziwych, ale nierzadko także niesprawdzonych bądź wręcz zmyślonych. Normalna z pozoru rozmowa błyskawicznie staje się sporem pełnym nienawiści i agresji, w którym każda walcząca strona próbuje przekonać cały świat, że niepodważalną rację ma tylko ona, a z tego, co mówią inni, nic nie jest prawdą. I nie powinno być żadną pociechą, że w niektórych innych państwach jest pod tym względem niewiele lepiej.

Jedną z przyczyn tej społecznie groźnej sytuacji jest u nas z pewnością niedojrzałość klasy politycznej, wynikająca z powszechnego nierozumienia sedna idei demokratycznego społeczeństwa, inną zaś jest rozwój metod międzyludzkiej komunikacji.

Paradoksalny aspekt dynamicznego postępu technologicznego polega na docierającym do nas nieustannie nieprzerwanym natłoku informacji niezostawiających nam czasu na spokojną, pogłębioną refleksję. Nie mamy wyjścia – możemy albo oprzeć się na swojej intuicji, w obliczu złożoności otaczających nas wydarzeń często bardzo zawodnej, albo podążyć tropem wyznaczonym przez innych. Nie przez przypadek i wbrew może pozorom nagromadzenie informacji w popularnych sieciowych komunikatorach zmusza wszystkich do bezrefleksyjnego przyswajania sobie informacji podawanych przez owych, najczęściej zupełnie nieznanych nam innych, wśród których oczywiście szybko wyłaniają się liderzy narzucający swym kibicom swoje, często bynajmniej nie bezinteresowne poglądy. Efektem tego staje się na przykład generowanie fałszywego wizerunku osób publicznych, powszechna skłonność do akceptacji na podstawie jednostkowych zdarzeń niezasadnych uogólnień obciążających wybrane ugrupowanie polityczne bądź całą grupę społeczną czy wiara w skuteczność niwelowania własnych grupowych kłopotów poprzez gwałtowne nagłaśnianie wyolbrzymionych czynów strony przeciwnej o podobnym charakterze.

W obliczu tempa szeroko uzgadnianych w ten sposób poglądów olbrzymie wyzwanie pojawia się przed politycznymi decydentami, brak natychmiastowych reakcji skutkować bowiem może dla nich nieobliczalnymi konsekwencjami.

Będąca efektem niepowstrzymalnego rozwoju technologii komunikacyjnych, szybko dynamizująca się przestrzeń publiczna staje się w tej sytuacji prawdziwym polem publicznej bitwy. Bitwy o wysokim poziomie szkodliwości, na którą w dodatku nie jesteśmy w ogóle przygotowani.

Podstawą wymarzonego przez nas społeczeństwa obywatelskiego jest racjonalność podejmowanych decyzji, wymagająca zawsze czasu na refleksję i zbadanie wszystkich okoliczności związanych z danym problemem.

Bez szerokiego medialnego wsparcia zanika typowa niegdyś w dojrzałych demokracjach separacja czasu pokoju i wojny. W warunkach informacyjnego chaosu, docierającego do wielkich grup ludzi mogących mieć istotne znaczenie polityczne, zamiast spokojnie i konsekwentnie uzgadniać stanowiska i zdobywać szerokie poparcie dla realistycznych metod zmagania się z palącymi problemami społecznymi, zakresem autonomii państwa w globalizującym się świecie, dylematami obcych kulturowo migracji, zmianami klimatycznymi i ochroną środowiska, zakresem dopuszczalności upraw genetycznie zmodyfikowanych, ochroną prywatności w sieci czy zagrożeniami płynącymi ze światopoglądowego fundamentalizmu – podejmowane są decyzje z konieczności niedostatecznie przemyślane i często dalekie od optymalności.

Stoimy przed ważną decyzją – albo nieustająca kłótnia w parlamencie, mediach i na ulicach, skutkująca sukcesywnym osłabianiem państwa i jego powszechnego wizerunku, albo szacunek dla elementarnej kultury dialogu i dochodzenia do racjonalnych decyzji na rzecz jego wzmacniania.

.Czyżbyśmy naprawdę woleli to pierwsze? Ale jeśli jednak tak nie jest, w co ciągle wierzę, to może przestalibyśmy wreszcie głosować we wszelkich wyborach na kandydatów, o których wiemy, że przedkładają niepohamowaną emocjonalność nad przemyślaną merytoryczność?

Michał Kleiber

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 12 czerwca 2020