Ewa FABIAN: Informacyjna panika. Jak oceniać wiadomości?

Informacyjna panika. Jak oceniać wiadomości?

Photo of Ewa FABIAN

Ewa FABIAN

Warszawska adwokat, entuzjastka nowych technologii, alumna Politechniki Warszawskiej, międzynarodowych kancelarii prawniczych i Instytutu Arbitrażowego SCC w Sztokholmie.

zobacz inne teksty Autorki

Są różne aspekty informacji, co szczególnie widać, kiedy internet „panikuje” – pisze Ewa FABIAN

.Informacja i jej obieg mają wiele kontekstów, a znaczenie prawne czy biznesowe informacji to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Byłoby dobrze, gdyby ludzie nie bali się samodzielnie analizować informacji i angażować w myślenie krytyczne. Chodzi mi zresztą o podstawowe myślenie krytyczne, pojmowane zdroworozsądkowo. I nie bójmy się stwierdzenia, że dziś wszyscy jesteśmy już po trochu „ekspertami” od informacji. To, co o obiegu i wartości informacji mogli wiedzieć eksperci 150 lat temu, wie dziś przeciętny użytkownik Twittera czy Facebooka. Świadomość rośnie u nas wszystkich, dlatego warto zastanawiać się nad szczegółowymi sprawami, aby w ten sposób doskonalić rozeznanie w środowisku, które wspólnie tworzymy. Chociaż jestem prawnikiem, zajmuję się teraz też pisaniem na temat tego, jak analizować informacje. W niniejszym tekście chciałabym zastanowić się skrótowo i subiektywnie nad etyką w obiegu informacji. 

Wśród wielu spraw warto zwrócić uwagę na etykę, ponieważ w odróżnieniu od niektórych innych metod dotyczy ona tego, co my, ludzie, potrafimy ocenić najtrafniej. Nie zastąpią nas w tym żadne algorytmy czy uczenie maszynowe. Umiejętność oceny moralnej przychodzi nam naturalnie. O ile w przypadku oceny prawdopodobieństwa czy wnioskowania w oparciu o dane możemy dać się zapędzić w kozi róg, o tyle ocena etyczna przychodzi nam łatwiej. Z lepszym skutkiem możemy ocenić wybór dokonany przez drugiego człowieka niż analizować prawdopodobieństwo określonego zdarzenia, trend czy związki przyczynowo-skutkowe. Analizy wymagają oceny danych, na co mało kto się decyduje, do czego tylko nieliczni znają odpowiednie narzędzia i formalne, nieintuicyjne metody postępowania. 

Wybory moralne w sferze informowania można szeroko odnieść do deontologii mediów, o której pisał profesor Claude-Jean Bertrand. Ekspertom w dziedzinie etyki mediów na pewno nie trzeba go przypominać, ale sposób, w jaki pisał on o misji dziennikarzy, może być wartościową wskazówką dla każdej osoby korzystającej z mediów jako odbiorca informacji. Zresztą sam prof. Bertrand podkreślał, że informacja nie istnieje, jeśli nie ma odbiorcy. Rola odbiorcy rośnie z biegiem rozwoju świata cyfrowego, dlatego ważne jest, żeby rosła także świadomość. Trudno też nie zgodzić się z prof. Bertrandem, że od mediów w dużym stopniu zależą losy ludzkości, podobnie jak i z prezydentem Johnem Adamsem, który w 1815 r. doszedł do wniosku, że w kontekście dobra ludzkości regulacja prasy jest sprawą najbardziej trudną, niebezpieczną i istotną. Już wiemy, że sprawa jest poważna, zatem co zrobić z tą etyką? 

Rozważając kwestię etyki w kontekście mediów i prezentowanych w nich informacji, posłużę się przykładem. Wszyscy wiemy, że Chiny walczą teraz z rozprzestrzenianiem się koronawirusa z Wuhan, na którego nie ma jeszcze szczepionki i o którym nie wiemy jeszcze wszystkiego, bo jest nowy. Prawdopodobnie przenosi się drogą kropelkową między ludźmi, zanim wystąpią objawy, czyli problemy z układem oddechowym. Wirus ten nazywa się koronawirusem, bo faktycznie ma koronę – wypustki, którymi przyczepia się do komórek w płucach. W „New York Timesie” pojawił się w związku z tym artykuł, którego tytuł podaje w wątpliwość skuteczność stosowania maseczek ochronnych (chodzi szczególnie o noszenie tanich maseczek chirurgicznych przez „cywilów”). Treść artykułu, kiedy się w niego wczytać, to garść zebranych przez dziennikarkę informacji naukowych, zapewne dość poprawnych, które czytelnik musi sobie sam zinterpretować, aby dojść do tego, czy maseczka, czy jednak bez maseczki. Właściwie sam artykuł nie zawiera opinii na temat tego, czy warto nosić maseczki, aby ustrzec się przed wirusem, który przyczepia się do komórek w płucach. Natomiast podkreślono z całą mocą, że trzeba unikać chorych i myć ręce. Artykuł był kierowany, notabene, głównie do Amerykanów, którzy nie mają powszechnego zwyczaju noszenia maseczek w miejscach publicznych, co różni ich od np. Japończyków. 

Wszyscy wiemy, że większości artykułów, których nagłówki widzimy, nie klikamy i nie czytamy. Nagłówek powinien zawierać informacje, które czytelnicy zapamiętają, bo większość z nich nie kliknie i nie przeczyta. A jeśli przeczyta, to 20–28 proc. (Nielsen Norman Group 2008). Czyli informacja w nagłówku jest najważniejsza. Teraz pytaniem o zabarwieniu moralnym jest to, czy wprowadzając do obiegu informację, chcemy, by się „klikało” (kontrowersyjne postawienie tematu budzącego emocje i zainteresowanie), czy ważniejsze są jakieś inne względy. Dla porównania – krótkie filmiki i infografiki w języku angielskim, ale wskazujące na to, że pochodzą z Azji, które widziałam na Twitterze, nie pozostawiały żadnych wątpliwości, że wskazane jest noszenie maseczek w miejscach publicznych, mycie i dezynfekowanie rąk, ograniczenie podróży. W niektórych miejscach jest to wręcz prawnie nakazane. Jasno i na temat. Kontrowersje dotyczyły tego, czy wystarczy tańsza maseczka, czy powinna być od razu ta z filtrem N95. 

Gdyby artykuł w „New York Timesie” dotyczył tego, czy inwestować w bitcoina, to nie zaszkodziłoby na pewno sformułować zagadnienia w sposób chwytliwy i kontrowersyjny. Inwestowanie w waluty cyfrowe nie jest raczej zagadnieniem zdrowia publicznego. Zasianie wątpliwości u osób, które nie klikną i nie przeczytają, czy inwestować w bitcoiny, nie wyrządza nikomu żadnej szkody. Natomiast noszenie maseczek jest zagadnieniem zdrowia publicznego. Drogą kropelkową przenoszą się różne choroby, nie tylko te nowe, ale choćby zwykła grypa, na którą co roku umiera wiele osób. Maseczka kosztuje 10 centów, jeśli nie mniej. Jedyne, co przychodzi mi do głowy, co mogłoby interesować państwo w związku z noszeniem maseczek, to brak możliwości rozpoznawania twarzy, co przekłada się na bezpieczeństwo publiczne. Jednak w Hongkongu, w którym kilka miesięcy temu zabroniono zasłaniania twarzy w związku z protestami odbywającymi się przez wiele tygodni na ogromną skalę, szefowa rządu Carrie Lam dziś sama występuje w zielonej maseczce. Zasianie wątpliwości, czy warto nosić maseczki, wśród ludzi, którzy nie mają takiego zwyczaju, może być szkodliwe. I w mojej ocenie jest to kwestia etyki prezentowania informacji. 

.Są różne aspekty informacji, co szczególnie widać, kiedy internet „panikuje”. Niektóre informacje dostają skrzydeł i nadaje się im przesadne znaczenie. Można manipulować tłumami, odwracać uwagę od innych ważnych spraw itd. Ale w przypadku spraw związanych z epidemiami rozprzestrzenianie się informacji, nomen omen, „wiralowo” i koncentrowanie uwagi na tym, jak zachować zdrowie i bezpieczeństwo, jest akurat korzystne. Człowiek nigdy wcześniej nie miał takich metod radzenia sobie z epidemiami jak dzisiaj. Dotyczy to jednak nie tylko rozwoju medycyny i tempa produkcji szczepionek. Gdyby w czasach hiszpanki ktoś dowiedział się, że można dokładnie „podejrzeć”, co dzieje się w mieście obok, nie udając się do niego, i wymieniać się informacjami na masową skalę, uznałby, że to doskonała wiadomość. Można sobie pomagać, nie narażając się na zarażenie. Można dzielić się wiedzą. Można ostrzec innych. Można wspólnie wypracować plan działania. Na przykład globalny plan, żeby nosić maseczki po 10 centów (lub mniej) za sztukę.

Panikowanie w internecie w kontekście epidemii, jeśli w grę wchodzą tanie maseczki, od strony etycznej jest, wyjątkowo, zjawiskiem raczej korzystnym. Uwaga ludzi nakierowana na to, jak być bezpiecznym – bezcenna. W końcu trudno dziś o uwagę. Aktywność nakierowana na radzenie sobie (noszenie maseczki, koncentrowanie uwagi na higienie) zamiast zamartwiania się i rozpaczy może też być korzystna. Jak zatem ocenić moralnie artykuł, którego przekaz sprowadza się do „nie panikujmy, maseczki to chyba przesada, a właściwie, to ja nie wiem”? Koszt powstrzymania epidemii mógłby wynieść 10 centów dziennie na jednego Amerykanina, gdyby używano maseczek, a bez maseczek, jeśli spełni się czarny scenariusz, niestety będzie to sporo więcej. Trudno więc ocenić pozytywnie od strony etycznej taki rodzaj przekazu. Co najdziwniejsze, autorka nie ma zapewne żadnego interesu w tym, by tak było. Po prostu napisała ogólny artykuł, a ktoś w jej redakcji nadał mu taki tytuł, bo „ma klikać”. Może autorka nie ma żadnego wpływu na taki właśnie przekaz tego nagłówka. 

Wracając do prof. Bertranda – koncentrował się on mocno na zagadnieniu wolności prasy. Stwierdził, że prasa, która nie jest wolna, jest nieskuteczna – posłużył się przykładem upadku komunizmu w naszym regionie. Dopiero wolność mediów, jak przekonywał, rodzi w ludziach poczucie odpowiedzialności. Skoro mam wolność w zakresie obiegu informacji, to dokonując wyboru, posługuję się własnym moralnym osądem. Z kolei wolności prasy zdaniem prof. Bertranda najskuteczniej można bronić przed zewnętrznymi zakusami, nieustannie czyniąc dobrowolne starania dla zachowania najwyższego standardu odpowiedzialności. Jako etyk mediów upatrywał on wyzwań dla profesji dziennikarskiej w samoregulacji, czyli tworzeniu norm w sposób oddolny, przez osoby dumne ze swojej społecznej misji. Związki dziennikarzy z polityką uznawał za niedopuszczalne. Nie twierdził też, że wolność mediów ma być nieograniczona. 

Nie wchodząc dalej w niezwykle ciekawą kwestię etyki dziennikarskiej – nie jest to moja grupa zawodowa – zwracam na to wszystko uwagę dlatego, że etyka jest czymś całkiem naturalnym także dla odbiorcy. Prof. Bertrand przypominał, że obowiązki dziennikarskie są bardzo ludzkie, w tym sensie, że już nawet jako dzieci oczekujemy, że będziemy mogli się swobodnie wypowiedzieć, a od dorosłych oczekujemy, że będą wobec nas prawdomówni i odpowiedzialni. I do tego sprowadza się moim zdaniem problem odbioru informacji. 

Jeśli napotykamy wypowiedź w mediach, która od razu bardziej przypomina złośliwą uwagę, plotkę lub pomówienie niż ważną informację, to czy powinniśmy poświęcać jej wiele uwagi? Czy powinniśmy polecać ją do przeczytania naszym znajomym? Jak ocenimy moralnie kogoś, kto rozpowszechnia na czyjś temat informacje prześmiewcze, związane na przykład wyłącznie z życiem prywatnym? Albo kogoś, kto ogłasza, że poszukuje na czyjś temat pogrążających informacji? Czy gdyby ta informacja dotyczyła naszych bliskich, ocenialibyśmy to zachowanie pozytywnie, uwzględniając nawet ważną funkcję społeczną tej osoby? Gdzie przebiega granica, za którą po prostu trzeba poinformować opinię publiczną o jakimś fakcie z czyjegoś życia zawodowego czy prywatnego, a kiedy nie należy tego robić? Czy można wyśmiewać się z wyglądu, ze sposobu mówienia, z choroby, z niepełnosprawności, z odmienności przekonań? Czy pamiętamy, że dozwolone są prześmiewcza krytyka, sarkazm, karykatura i gdzie są ich granice? Czy pamiętamy o tym, żeby chronić mniejszości, osoby poszkodowane, osoby znajdujące się w trudnej sytuacji? 

Media, szczególnie te społecznościowe, są nieustannym teatrem wyborów i potknięć moralnych. Wszystko to można osadzić w konkretnych przepisach, ale czasem nie warto obciążać się formalnym myśleniem o prawie, kiedy wystarczy ocenić coś z punktu widzenia moralnego. Skupić się na tym, by promować to, co uznaliśmy za moralne, a powstrzymać się od promowania tego, co jest naszym zdaniem słabe moralnie, nieetyczne, niewłaściwe. Sprawdzać, czy informacja ma autora i jakiego. Czy stworzyła taką informację sztuczna inteligencja (nie jest to wcale takie niespotykane). Jak oceniamy przekaz tej osoby od strony moralnej, z jakiej motywacji mogła powstać ta informacja, w jakim celu, dla kogo i przeciw komu? Jakich dóbr dotyczy, w sensie szczegółowym, ale też w sensie ogólnym (bezpieczeństwo, sprawiedliwość, pamięć, godność, prawda itd.)? Jak się wywiązuje ta informacja ze swojej asocjacji z takim dobrem – uczciwie czy nieuczciwie, rzetelnie czy nierzetelnie? 

.Jeśli miałabym coś doradzić – poza zadaniem krytycznego pytania nie ma zwykle sensu piętnować informacji, skoro piętnowanie też jest promowaniem. Najlepiej, żeby informacja, której nie polecamy, utonęła w gąszczu kolejnych newsów, a jednocześnie promujmy to, co uważamy za cenne. A co najwyżej zgłaszajmy moderatorom. Oczywiście z wyjątkami, skoro właśnie sama zrobiłam coś przeciwnego… Ale w tym urok wyborów moralnych i wolności prasy.

Ewa Fabian

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 20 lutego 2020