Andrzej KRAJEWSKI: III RP zrejterowała z opowiadania naszej historii

III RP zrejterowała z opowiadania naszej historii

Photo of Andrzej KRAJEWSKI

Andrzej KRAJEWSKI

Historyk i publicysta związany z „Dziennikiem Gazetą Prawną”. W latach 2011-2015 doradca prezesa IPN. Autor książek: „Między współpracą a oporem. Twórcy kultury wobec systemu politycznego PRL”, „Największe wpadki tajnych służb” oraz „Jak wykuwały się fortuny”.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Elity III RP zdominował strach, że eksponowanie za granicą tego, co chwalebne dla Polaków, będzie świadectwem ich nacjonalizmu – pisze Andrzej KRAJEWSKI

Cały urok mieszkania w Polsce, czyli w miejscu, gdzie już ponad tysiąc lat Zachód styka się ze Wschodem, polega na tym, że nie sposób się tu nudzić. Zawsze ma się gwarancję, że jeśli układ sił na Starym Kontynencie ulega zmianie, to gdzieś w okolicy Wisły jest ten punkt podparcia, w który należy wbić dźwignię, a potem nacisnąć ją, by przestawić bieg historii na nowe tory. Czasami robili to sami Polacy, tworząc decydującą o równowadze politycznej w tej części kontynentu w XVI i XVII w. Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Częściej ten przywilej anektowały dla siebie obce mocarstwa. Piotr Wielki i Katarzyna II, chcąc wprowadzić Rosję do grona europejskich mocarstw, musieli podporządkować imperium Romanowów Polskę. Bonaparte, żeby utrwalić swój nowy ład w Europie, musiał wydrzeć Rosji Polskę i stąd ruszyć na Moskwę. Hitler, by pobić zachodnie mocarstwa, a potem zdobyć wymarzony Lebensraum, musiał najpierw zniszczyć Polskę, przy tej okazji realizując swoje drugie marzenie, jakim było „ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej”. A splot dziejów sprawił, że nigdzie indziej w Europie nie mieszkało więcej Żydów niż w Polsce. Być może za sto lat kolejny rozdział tej opowieści będzie o wielkiej grze o dominację nad światem między Stanami Zjednoczonymi a Chinami oraz sojuszniczymi blokami obu supermocarstw. A tak się nie przypadkiem składa, że nowy „jedwabny szlak”, łączący Państwo Środka z zachodem Starego Kontynentu, musi przebiegać przez Polskę.

Historia regionu Europy, gdzie leży nasze państwo, będzie więc zawsze interesująca dla innych, bo jest na trwałe związana z kluczowymi momentami dziejów. To oznacza nieuchronne powstawanie kolejnych opowieści, których trwałym elementem będą Polska i Polacy.

Są to zarówno naukowe monografie historyczne dla specjalistów, jak i książki popularnonaukowe, beletrystyczne, sztuki teatralne, filmy, seriale, gry komputerowe itp. dla masowego odbiorcy.

Z racji tak fascynującego położenia geograficznego jedyny wybór, jaki mają w tej sytuacji Polacy, to albo próbować opowiadać własną historię reszcie ludzkości, albo tego zaniechać. Ale wówczas na pewno zrobią to za nas inni. Niestety, osoba narratora ma zawsze ogromne znaczenie, nawet jeśli trzyma się faktów i pragnie zachować obiektywizm. Jeśli ktoś nie wierzy, to warto na chwilę oderwać się od polskiego podwórka i przyjrzeć się z boku na przykład rewolucji francuskiej. Wywarła ona olbrzymi wpływ nie tylko na dzieje Francji, ale i – z racji nośności jej idei – całego świata. Opowieści o niej snuli więc autorzy z większości krajów świata. Łatwo zauważyć, że nawet ściśle trzymając się faktów, które miały miejsce po zburzeniu Bastylii, wydobywali taką interpretację, która była im najbliższa. Sympatycy lewicy idealizowali nowoczesność przemian, hasła „wolność, równość i braterstwo”, ideę demokratycznej republiki. Narratorzy o konserwatywnych poglądach kładli nacisk na brutalność rewolucyjnego terroru, ludobójstwo w Wandei, chęć zniszczenia Kościoła oraz wykorzenianie tradycji. Własną narrację ma też samo państwo francuskie. Rewolucja z 1789 r. to dla republikańskiej Francji mit założycielski, bez względu na to, który aktualnie numer ma sama republika. Dlatego 14 lipca przez centrum Paryża przetacza się olbrzymia defilada wojskowa, będąca pokazem siły, a władze państwa starannie dbają, żeby rocznicę obchodził wraz z nimi cały świat.

Podobnych przykładów opowiadania własnej historii przez państwa można przytaczać całe mnóstwo. Natomiast o wiele trudniej znaleźć przypadki, gdy jakaś nacja dobrowolnie i na długo rezygnowała z tworzenia własnej narracji i opowiadania o sobie światu. Taka abdykacja z dbałości o własne interesy przydarzyła się III RP w momencie jej narodzin. Rzecz o tyle zaskakująca, że odzyskanie w 1989 r. pełni niepodległości powinno się wiązać z czymś dokładnie odwrotnym. Gdy pod koniec 1918 r. Polacy szaleli z radości „po odzyskaniu własnego śmietnika” (jak ironizował Juliusz Kaden-Bandrowski), to, co było powodem do dumy z własnej historii, chcieli koniecznie opowiadać całemu światu. Elity III RP, zwłaszcza w pierwszej dekadzie jej istnienia, zachowywały się dokładnie odwrotnie. Zdominował je strach, że eksponowanie za granicą w sposób zorganizowany tego, co chwalebne dla Polaków, będzie świadectwem ich nacjonalizmu. Co gorsza, ów nacjonalizm podsyci. Dominował pogląd, że najlepiej, aby przeszłością zajmowali się tylko zawodowi historycy, opisując ją w naukowych monografiach. Faktu, że w skali całego kraju trud ich przeczytania zadaje sobie kilkaset, w najlepszym przypadku kilka tysięcy osób, nie uznawano za wadę. Podobnie jak tego, że wydawane w języku polskim prace naukowe o historii naszego kraju prawie nigdy nie były tłumaczone na angielski. Żaden zagraniczny odbiorca nie miał najmniejszej szansy dowiedzieć się, co zawierają.

Snucie opowieści o przeszłości Polaków oddano tym sposobem w ręce przedstawicieli innych nacji. Po czym zagraniczni narratorzy, ze względów ideowych, merkantylnych lub politycznych, wydobywali z polskiej przeszłości to, co im pasowało najbardziej.

Tworząc nie rzetelną opowieść, lecz karykaturę. Jednak trudno mieć o to pretensje, bo przecież karykaturowany nie tylko się na to godził. On wręcz o to prosił.

Czasami przybierało to bardzo niebezpieczną formę, jak utrwalenie w medialnym obiegu określenia „polskie obozy koncentracyjne”. Z czym do dziś toczą boje placówki dyplomatyczne III RP, nadal przypominając trochę Don Kichota walczącego z wiatrakami. Jednak takie są uboczne skutki zaniechania prezentowania światu własnej historii. Znamienne, że przez pierwszych dwadzieścia lat III RP najwięcej dla rzetelnego opowiedzenia o przeszłości Rzeczypospolitej za granicą uczynił… Anglik o walijskich korzeniach, prof. Norman Davis. Łącząc przyjemne z pożytecznym, czyli zajmowanie się tym, co lubi, z sutymi honorariami. Walijczyk dotarł do większej liczby czytelników na świecie niż całość elit intelektualnych naszego kraju oraz instytucji zajmujących się historią.

.Dopiero w ostatniej dekadzie coś zaczęło się zmieniać. Pierwsze próby zainteresowania przeszłością Polski na większą skalę, podejmowane przez IPN za prezesury Łukasza Kamińskiego, szybko owocowały pozytywnymi efektami. Odbiorcy na Zachodzie są otwarci na fakty, a przeszłość Polaków z racji swego dramatyzmu jest fascynująca. Nie wymaga też wielkiego wysiłku odnajdowanie w niej zdarzeń i postaci, które swym pozytywnym przesłaniem potrafią zachwycić każdego. Co też dobrze było widać, gdy pakiet wiedzy o naszym kraju z okazji 80. rocznicy najazdu III Rzeszy na Polskę został przygotowany dla redakcji opiniotwórczych, zachodnich gazet przez Instytut Nowych Mediów, wydawcę „Wszystko co Najważniejsze”. Rzecz naturalna w Polsce nadal stanowi novum. Choć przecież nie ma nic dziwnego w tym, że Polacy próbują tworzyć własną opowieść o swej przeszłości dla innych nacji.

Andrzej Krajewski
Tekst ukazał się w wyd. 17 miesięcznika opinii „Wszystko Co Najważniejsze” [LINK].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 12 października 2019